Biebrza zimą
BIEBRZA ZIMĄ
Biebrza to rzeka, prawy dopływ Narwi. Biebrza to jednak coś więcej, łatwiej to przeżyć niż opisać. Jak bowiem zamknąć w słowach pustkę torfowisk, nocne toki dubeltów, gulgotanie cietrzewi w szronie marcowego świtu? Jak namalować słowami wędrujące pod najszerszym podlaskim niebem łosie? Jak opisać ciszę niezmąconą żadnym obcym dźwiękiem? Jakie słowa oddadzą lekkość ruchu smukłej pychówki*) zręcznie prowadzonej przez człowieka, który jest tu od zawsze jak kamień, jak zakole rzeki, jak brązowy bekas? Trudne to zadanie.
Najtrudniej jednak chyba opisać Biebrzę zimą. Jaka jest zimą? Przeróżna bywa w swej zastygłej monotonii. Raz jak świeżo wykrochmalone prześcieradło rodu olbrzymów, a innym razem jak paleta malarza, co świat w odcieniu brązów, żółci i bieli postrzega. Gdy wiatry nadciągną z północy, Biebrza jest jak Bałtyk w sztormowy wieczór. Nie ma wtedy traw, nie ma drzew, bo wszystko znika, aby chmury stały się Biebrzą, a Biebrza chmurami.
Wiosna na Biebrzy to bogactwo ptasiego harmidru, nieposkromiony festiwal żółtej barwy kaczeńców i jaskrów, latem coś jakby sawanna afrykańska, jesienią nostalgia za czymś, albo i za niczym, a zimą…. właśnie zimą kraj to najmniej przystępny, najbardziej człowiekowi nieprzyjazny i dziki. Zimą biebrzańskie pustkowia najchętniej odsłaniają swą duszę, co jednak nie znaczy, że można ją dostrzec. Jest w niej posmak skórki dobrze wypieczonego chleba, jest zapach bez woni i pieśń bez dźwięku, jest poezja bez słów.
Zimą biebrzańskie błota zapełniają duchy, które nie dzwonią łańcuchami, nie zwodzą w topiel, duchy które są w tej krainie, bo nie mogą nigdzie indziej być. Jest także w mroźne noce pieśń wilka, co tylko głupiec będzie ją próbował opisać, jest szelest ponowy śnieżnej, co jak pałeczka Jankiela ląduje na lodowej warstewce śniegowych cymbałów. Jest zimą niekiedy ptak drapieżny, co szuka na pustkowiu innego stworzenia. A człowiek, czy człowiek jest też tam zimą? Nie ma go. Czasem jakiś zbłąkany wędrowiec, czasem miejscowy, co musiał od chaty swej odejść. Człowieka tam nie ma. Co człowiek mógłby robić w miejscu tak dzikim? Patrzeć – na co? Słuchać – czego? Nawet łoś, najbardziej biebrzański mieszkaniec tego kraju, zimą chowa się w lasach olszowych, co okalają rzeczne moczary. Może więc wilk dziki? Jego tam też nie ma, lecz w niektóre noce jest tam pieśń wilka, pieśń, co w klatce słów naszych nigdy nie zamieszka.
Biebrza to rzeka, prawy dopływ Narwi. Biebrza to jednak coś więcej, łatwiej to przeżyć niż opisać. Jak bowiem zamknąć w słowach pustkę torfowisk, nocne toki dubeltów, gulgotanie cietrzewi w szronie marcowego świtu? Jak namalować słowami wędrujące pod najszerszym podlaskim niebem łosie? Jak opisać ciszę niezmąconą żadnym obcym dźwiękiem? Jakie słowa oddadzą lekkość ruchu smukłej pychówki*) zręcznie prowadzonej przez człowieka, który jest tu od zawsze jak kamień, jak zakole rzeki, jak brązowy bekas? Trudne to zadanie.
Najtrudniej jednak chyba opisać Biebrzę zimą. Jaka jest zimą? Przeróżna bywa w swej zastygłej monotonii. Raz jak świeżo wykrochmalone prześcieradło rodu olbrzymów, a innym razem jak paleta malarza, co świat w odcieniu brązów, żółci i bieli postrzega. Gdy wiatry nadciągną z północy, Biebrza jest jak Bałtyk w sztormowy wieczór. Nie ma wtedy traw, nie ma drzew, bo wszystko znika, aby chmury stały się Biebrzą, a Biebrza chmurami.
Wiosna na Biebrzy to bogactwo ptasiego harmidru, nieposkromiony festiwal żółtej barwy kaczeńców i jaskrów, latem coś jakby sawanna afrykańska, jesienią nostalgia za czymś, albo i za niczym, a zimą…. właśnie zimą kraj to najmniej przystępny, najbardziej człowiekowi nieprzyjazny i dziki. Zimą biebrzańskie pustkowia najchętniej odsłaniają swą duszę, co jednak nie znaczy, że można ją dostrzec. Jest w niej posmak skórki dobrze wypieczonego chleba, jest zapach bez woni i pieśń bez dźwięku, jest poezja bez słów.
Zimą biebrzańskie błota zapełniają duchy, które nie dzwonią łańcuchami, nie zwodzą w topiel, duchy które są w tej krainie, bo nie mogą nigdzie indziej być. Jest także w mroźne noce pieśń wilka, co tylko głupiec będzie ją próbował opisać, jest szelest ponowy śnieżnej, co jak pałeczka Jankiela ląduje na lodowej warstewce śniegowych cymbałów. Jest zimą niekiedy ptak drapieżny, co szuka na pustkowiu innego stworzenia. A człowiek, czy człowiek jest też tam zimą? Nie ma go. Czasem jakiś zbłąkany wędrowiec, czasem miejscowy, co musiał od chaty swej odejść. Człowieka tam nie ma. Co człowiek mógłby robić w miejscu tak dzikim? Patrzeć – na co? Słuchać – czego? Nawet łoś, najbardziej biebrzański mieszkaniec tego kraju, zimą chowa się w lasach olszowych, co okalają rzeczne moczary. Może więc wilk dziki? Jego tam też nie ma, lecz w niektóre noce jest tam pieśń wilka, pieśń, co w klatce słów naszych nigdy nie zamieszka.
Żonie
Tomasz Lippoman
Białystok, tel. 0-85/676 28 06
e-mail: tomasz@bialowieza.com.pl
t@bialowieza.com.pl www.bialowieza.com.pl
*) Pychówka jest to wąska łódź rzeczna napędzana długim kijem lub wiosłem o wąskim piórze przez flisaka stojącego na rufie.Tomasz Lippoman
Białystok, tel. 0-85/676 28 06
e-mail: tomasz@bialowieza.com.pl
t@bialowieza.com.pl www.bialowieza.com.pl