Zielone Brygady nr 7 (109), 1-15 kwietnia 1998
Na Górze Św. Anny trwa protest kilkudziesięciu działaczy ekologicznych skupionych w Koalicji dla Ratowania Góry, którzy mieszkając na drzewach przeznaczonych do wycięcia, próbują powstrzymać budowę autostrady A-4.
Autostradę tę wytyczyły władze hitlerowskie, a finansuje Unia Europejska. Uczestniczyłem w rozmowach z władzami, reprezentując protestujących. Rozmowy nie przyniosły - jak na razie - rezultatów, gdyż obie strony mówiły innymi językami. Strona rządowa przypuszcza, że protestującym musi ktoś płacić (sugerowano, że 50 zł albo 50 dolarów dziennie). Wojewoda zgodził się na wiele ustępstw (nawet przeniesienie gniazd z wycinanych drzew na inne drzewa) pod warunkiem, że protestujący ustąpią i ruszy budowa autostrady. Protestujący chcą uratować kawałek lasu. Wojewódzki konserwator twierdzi, że nie ma tam gatunków ważnych dla nauki - nikt tam doktoratu nie będzie robił, endemitów nie ma Jeden z dziennikarzy napisał po rozmowach: Im chyba naprawdę chodzi o uratowanie tego skrawka przyrody. Co za naiwniacy! W miarę jak konflikt wokół góry stawał się głośny, "podczepiali" się pod ten temat różni karierowicze, natomiast rzadko słuchano uważnie tych, którzy bronili góry własnym ciałem.
Góra Św. Anny jest symbolem zasadniczego konfliktu naszych czasów, konfliktu między wartościami technokratycznymi, przeliczanymi na pieniądze a wartościami wyższymi, a może raczej głębszymi, dyktowanymi z serca. Jak na razie grupy obu wartości reprezentują ludzie mówiący zupełnie innymi językami i dla realizacji swoich celów stosujący zupełnie inne metody, dlatego należy się spodziewać, że na Górę Św. Anny prędzej czy później wkroczy brygada antyterrorystyczna i usunie protestujących. Autostrada to są pieniądze, a przyroda, jeśli nie ma wartości dających się sprzedać (gdyby tam żyły nosorożce lub chociaż żubry!), stanowi tylko tło dla zwycięskiego pochodu człowieka. Obym się mylił
Kultury animistyczne słuchały świata przyrody: ptaków, rzeki, wilka. Nasza kultura uzurpatorów słucha tylko ludzi. Zamykamy oczy na dziką przyrodę i czytamy. Słuchamy tego, co jest napisane przez innych ludzi, pokazane w TV. Właściciele środków przekazu, wydawcy i sponsorzy mogą w pełni kontrolować to, co usłyszą miliony ludzi, mogą dowolnie manipulować informacjami i edukacją. Słuchamy tych, którym wolno mówić, a więc polityków, biznesmenów, ekonomistów, technokratów - tych, którzy wspierają system przynoszący im pieniądze. Niemal wszystko to, co czytamy, spisane jest z relacji człowieka z krajobrazem kulturowym, przekształconym, o rosnącej entropii i jest jakby kontynuacją zapisów halucynacji będących wynikiem złej interpretacji przyrody, błędnej epistemologii. Gdyby nie była obciążona błędem, mielibyśmy do czynienia z wzrastającą harmonią człowieka ze środowiskiem, a jest odwrotnie.
Starhawk (z wykształcenia psycholog) powiada, że warto się zastanowić, czym dla nas jest Bóg? Bo to, czym dla nas jest Bóg, oznacza, co jest dla nas święte. A więc do czego chcemy w swoim życiu dążyć, jakie wartości są dla nas najważniejsze? Czy to, co robię, sposób spędzania wolnego czasu, to, jak traktuję Ziemię i przyrodę i jak odnoszę się do innych ludzi jest naprawdę tym, w co wierzę? Tylko dostrzeżenie Boga w drugim człowieku, w powietrzu, wodzie, skale, roślinie i zwierzęciu może zaspokoić nasze głębokie wyobrażenie o Bogu. W przeciwnym razie będzie on czymś cząstkowym i zewnętrznym. Można powiedzieć, że boskie jest życie. My tymczasem czcimy wszystko tylko nie życie: pieniądze, sławę, karierę, władzę. Czcimy jakiegoś bożka na zewnątrz nas, a to prowadzi do unifikacji, podług naszych gustów, środowiska życia i do unifikacji nas samych. A boska jest różnorodność, bogactwo form, dynamika życia.
Zasadniczą kwestią jest pytanie: dlaczego wciąż niszczymy przyrodę, skoro ją lubimy i skoro tęsknimy za "rajem"? Być może cząstkową odpowiedzią będzie silna tradycja wiary w stworzenie nowego, lepszego świata. My priewratim wies mir! - widnieje na cokole pomnika zaprojektowanego zaraz po rewolucji komunistycznej.
Dążymy do coraz lepszego świata i na tej drodze niszczymy wszystko, co stworzyła przyroda w ciągu milionów lat ewolucji. Jest na to pewne wytłumaczenie. Jeżeli masz dużo pieniędzy i dobry samochód, to dla ciebie raj jeszcze istnieje. Możesz wsiąść co tydzień do tego samochodu i pojechać na weekend (po nowoczesnej autostradzie) do odległej daczy w pięknym krajobrazie albo polecieć samolotem do wspaniałego parku narodowego, gdzieś na innym kontynencie. Ale ludzie tam żyjący muszą być biedni, żebyś ty mógł korzystać z ekologicznej turystyki, bo świata nie da się podzielić tak, by wszyscy byli bogaci. I oni nie mogą cieszyć się czystą żywnością, luksusem i parkami narodowymi. To oni właśnie, swoimi rękami dla twojego luksusu niszczą amazońską dżunglę, wycinają lasy, zabijają ginące gatunki
Jeśli utracimy miejsca naturalne, gdzie dzika przyroda "gospodaruje" bez udziału człowieka, wówczas nie będziemy mogli z niczym porównać wytworów cywilizacji - krajobrazu kulturowego i pozbawimy się możliwości alternatywy. ("The Wilderness", Brighton)
Paul Shepard w rozmowie z Derrickiem Jensenem (Listening to the Land - conversations about nature, culture, and eros, San Francisco 1995) mówi, że katastrofa ekologiczna już istnieje. Problem polega na tym, że współcześni mieszkańcy miast są przywiązani do biblijnej lub hollywoodzkiej wizji katastrofy i nie potrafią zauważyć innych objawów katastrof niż walące się mury, słupy ognia i trzęsienia ziemi. Prawdę mówiąc, gdyby tak było, nie byłoby źle. Przyroda nieraz dawała sobie radę z wielkimi pożarami, trzęsieniami ziemi itp. Katastrofa obecna ma dużo gorszy przebieg, a przejawia się w prowadzeniu autostrady przez Górę Św. Anny, światowej unifikacji, inflacji, ubożeniu milionów mieszkańców Ziemi, recesji, chorobach psychicznych, samobójstwach, narkomanii, głodzie, przemocy, uchodźstwie ekologicznym, aferach politycznych etc.
Zob. też dział Góra Św. Anny [w:] bieżące ZB, s.1.