Strona główna   Spis treści 

ZB nr 7(133)/99, 16-30.6.99
RECENZJE

WIERSZE PISANE I RZEŹBIONE
(O POEZJI ALEKSANDRA JASICKIEGO)

Wiersze tego poety od kilku lat goszczą na łamach ZB. Zebrane w kolejne tomiki, ukazują nam twórczość poetycką tak bardzo wyraziście ujawniającą miłość i respekt dla przyrody. Takimi przedsięwzięciami artystycznymi Aleksandra Jasickiego były w kolejności - cieszące się uznaniem publiczności oraz krytyki literackiej - zbiory poetyckie pt. Z kulą u nogi (1995), Wnyki bieszczadu (1996) oraz Święte drzewa (1999). Ten ostatni z wymienionych zbiorów będzie stanowił przedmiot niniejszej refleksji krytycznej. W obydwu wcześniejszych tomikach przedstawił poeta obrazy unikatowych miejsc i krajobrazów przyrodniczych, poszczególnych obiektów natury, związanych z Bieszczadami oraz Krakowem i jego okolicami.

Kreślone słowem wizje, przepełnione głęboką wrażliwością oraz uczuciem sytuują tę poezję w tradycji typowo ekologicznej, gdyż traktuje ona elementy środowiska naturalnego po partnersku i przyjacielsku, przyznając im rzeczywiste wartości, w przeciwieństwie np. do poezji romantycznej, która wykorzystywała je jako scenerię i tło dla człowieka miotanego bardziej lub mniej wzniosłymi uczuciami, przedmiotem których prawie zawsze było coś typowo ludzkiego, a przyroda mogła stanowić li tylko jego namiastkę.

Tomik Święte drzewa posiada jeszcze jedną ciekawą stronę. Jasicki bowiem w czasie przygotowywania strategii artystycznej do kolejnego zbioru przez pewien czas poświęcił się innej sztuce, tj. rzeźbie. Rezultatem tej działalności było powstanie kilkudziesięciu udanych eksponatów, przedstawiających ludzi, stanowiących jakby społeczność powołaną w "bycie drewnianym", w której członków poeta-rzeźbiarz tchnął dusze, w ich drewniane ciała. Twarze wyrzeźbionych postaci posiadają rysy jakby wydobyte z architektury drzewa, podobne do twarzy mnichów, pustelników, żydowskich proroków, chłopek i chłopów, którzy w minionym stuleciu żyli w symbiozie z przyrodą i w pewien sposób odzwierciedliła się ona w ich twarzach, oczach i postaciach. Oni zaś stanowili jakby jej integralne elementy, które po śmierci - być może - wcieliły się w pnie drzew na wieczny spoczynek. Następnie poeta odbywał z tymi "ludźmi drewnianymi" intymne oraz sentymentalne podróże po lasach i bezdrożach, wkomponowując swe "drewniane dzieci" w kontury lasu, pojedynczych drzew, co z kolei dokumentował na kliszy aparatu fotograficznego. Słowo poetyckie zostało jakby zobrazowane, wzmocnione naturalnym krajobrazem, w którym unaoczniło owe "dusze drzew", wydobyte z ich ciał przy pomocy dłuta rzeźbiarza. Natchniony urokiem naturalnych konstrukcji i konstelacji, których nie mógł wyeksponować tylko przy pomocy słowa, Jasicki plastyczną formą wyrazu ukazał inne strony przyrody przy pomocy tego środka artystycznego.

Pisząc równocześnie wiersze inspirowane rzeźbami i obcując z nimi w naturze, przygotowywał ten interesujący tomik, wzbogacony własnymi dokonaniami skulptatorskimi i fotograficznymi. Można zatem powiedzieć, że powstał utwór artystyczny o charakterze multiestetycznymi i multimedialnym, zmierzający do ukonstytuowania pewnego uniwersum aksjologicznego, gdzie formy plastyczne i wizualne wzajemnie się wzbogacają i wzmacniają potencjalną możliwość przeżycia artystycznego u publiczności. Jest to więc ciekawa i nowatorska metoda twórczego eksperymentowania, starająca się jakby konkurować z tak obecnie agresywnym naciskiem mediów wizualnych, dążących do podporządkowania sobie "logiką obrazu" przeżyć i postaw szerokich rzesz ludzi. Podobnymi do mediów środkami wyrazu stara się zatem Jasicki przekazać poprzez słowa ułożone w wiersz, którym towarzyszą fotografie-obrazy, będące także jego kompozycją, powstałą w kooperacji poety-rzeźbiarza, poety-fotografa, obcującego w tych trzech wcieleniach z naturą. Celem tego zamysłu artystycznego wydaje się być próba aktywnego poszukiwania konkurencyjnych metod uprawiania sztuki w stosunku do tych jej metod i sposobów, które jedynie pasywnie ulegają i naśladują media. Czy się to udaje Autorowi, o tym zapewne rozstrzygnie sam Czytelnik.

Kiedy przyjrzeć się temu tomikowi z innej perspektywy, bardziej socjologicznej, Jasicki staje jakby na pograniczu dwóch społeczności: dwóch paradygmatów życia. Jednym jest niewrażliwe społeczeństwo typowo miejskie, traktujące przyrodę jako element otoczenia, który najczęściej służy do bezrefleksyjnego zaspokajania potrzeb fizjologicznych. Tu drzewa, trawy, nawet pobudowane przez ludzi skwery, parki i zwierzęta domowe usługują "logice życia", które skierowane jest tylko na zaspokajanie potrzeb, głównie tych materialnych i konsumpcyjnych, bez poczucia respektu dla tego, co żyje. Dosadnie te sytuacje przedstawia wiersz pt. Jakże się moja lipka..., w którym m.in. czytamy:

jakże się ma
ta - z mojej ulicy -
nieśmiała próba wejścia do poezji
jakże
do tamtej dobrze urodzonej
w szlachetnej dumnej epoce odrodzenia

kurz
dym
spaliny
psi mocz -
jak żeglować
do domu z mieszkania poety na piętrze?
(...)

przedziwny w tej istocie zgromadzony upór
pozwala memu drzewku wspinać się
ku oknu
- byle stół poety
zaśmiecić
pyłkiem wiersza.

Ten przepiękny wiersz, nawiązujący do utworu Jana z Czarnolasu, który tak wspaniale opisał zalety lipy, jej wartość i piękno, ukazuje nam dzisiejszą jej sytuację: stan okupacji ludzkiej, skierowany nie tylko na nią, ale i na całą przyrodę, która jakby jeszcze z przyzwyczajenia walczy o to, by przetrwać. Ciśnie się więc nieodparcie pytanie: i co dalej?

Kolejne wiersze są jakby próbą ukazania "społeczności roślinnej" na wzór społeczności ludzkiej. Ma ona swą historię, wojny i rewolucje, zwycięstwa i klęski - tak widzi poeta ten świat "bytów asymilujących".

Daje się niekiedy odczuć, że klimat niektórych wierszy przypomina jakby sceny żywcem wzięte z Golgoty i Męki Pańskiej, czyli odwołujące się do doświadczenia religijnego ludzi, co powinno - w zamyśle poety - ruszyć sumieniami ludzi i zmienić ich stosunek do swych "braci mniejszych", jeśli mają w sobie choć odrobinę uczuć religijnych.

W związku z tym, że świat tu przedstawiony przypomina walkę agenturalną ludzi cywilizacji przeciw przyrodzie, która ma wszędzie wśród ludzi swych szpiegów czyhających na jej życie, Jasicki proponuje dla miłośników natury postawę "strażnika rezerwatu" (nie mylić ze "strażnikiem Teksasu" lub "strażnikiem rewolucji islamskiej"), o którym pisze:

książka dla tych
co nowe otwierają rany
bo - póki nie dotkną -
nie uwierzą w zieleń
(...)
i
dla ciebie
stuletni jaworze
jestem
zawsze
przy was
pamiętam.

Miasto natomiast - jako twierdzę cywilizacji - przyrównuje poeta do bytu bezskrzydłego, który powstał na zniszczonym lesie, mającym z nim tylko tyle wspólnego, że piętra lasu zastępują kolejne piętra domów. Zaś piła mechaniczna - główne narzędzie cywilizacji skierowane przeciw naturze - jest - wedle niego - bezwzględnym chirurgiem drzewa - mityczną Ananke, przed którą ze strachu one drżą, popadają w stres, w nałóg pijaństwa i porzucają z rozpaczy "ludzkimi rękami" butelki w lesie. W tym kontekście bardzo ciekawie ukazał poeta metaforę dziupli, która w stojącym drzewie podobna jest do kołyski, zaś w ściętym - to tylko ciepły grób.

Domeną wieńczącą inspiracje poety jest las, jego wielkość, tajemniczość, które wydobyte przez artystę zarówno w sylwetce rzeźby, jak i strofach wiersza, ukazują wymiar jego świętości: namacalny proces tworzenia i stwarzania nie tylko istot żywych, ale i w kooperacji z nimi samego człowieka - szczególnie w aspekcie jego duchowości. W utworze pt. Szyfrem przekazując wiarę Jasicki wyjaśnia:

krew
która wsiąka
w grudkę gliny drzewa

krew jest moja
w niej szyfr
(...)
chcę przez to powiedzieć
że daję im wybór
lecz ten
jaki pochodzi od skrzyżowanych drzewc
nie ważna jest kodu kolejność
amen
moja krew
sympatyczny atrament.

Poezja i rzeźba, stanowiące w zbiorku zsyntetyzowane elementy tworzenia - te dwie siostrzane strony sztuki - zamykające człowieka w wieczne koło obrotu i nawrotu bytów. Ten cykl w zamiarze poety-rzeźbiarza stanowi jakby obraz rzeczywistego i naturalnego ocalania siebie przed widmem wiecznego zapomnienia w wiecznym nawrocie natury, zarazem rozgrzeszającym z jego słabości i upadków. Cykl żywiołów odwiecznie utrzymujących impet życia, jego świętość, to - wedle Jasickiego - pewien czworobok metafizyczny, podobny do analogicznej konstrukcji metafizycznej w filozofii Martina Heideggera, na który składają się: Ziemia, Wiatr na wiatrołomie, Drzewa - struny do Nieba, które go zamyka, zsyłając wodę i światło na Ziemię.

Ukazaliśmy tylko niektóre aspekty i tematy, które krakowski poeta-rzeźbiarz zawarł w tej ciekawej pod względem artystycznym, intelektualnym oraz duchowym książce, którą polecamy wrażliwemu i wybrednemu Czytelnikowi, miłującemu nade wszystko naturę i piękno duszy. Kochając przyrodę, musi jednak nie zapominać o tym, że to uczucie należy się także ludziom, choć ciągle jej zagrażają.

Ignacy S. Fiut



Aleksander Jasicki, Święte drzewa, Biblioteka Stowarzyszenia Autorów Polskich, Tom XV, Galicyjska Oficyna Wydawnicza, Kraków 1999, ss.78.

początek strony

JAK CHRONIĆ OWCE PRZED WILKAMI?

Stowarzyszenie dla Natury "WILK" wydało poradnik Ochrona zwierząt hodowlanych przed wilkami.

Książka zawiera rozdziały poświęcone:

W Dodatku zamieszczono tekst autorstwa dr. Henryka Derezińskiego na temat owczarka podhalańskiego - rodzimej rasy psa pasterskiego. Na końcu książki znajdują się noty o autorach oraz bogaty spis literatury - 51 pozycji. W tekście zamieszczono 1 tabelę oraz wkładkę z 8 kolorowymi zdjęciami.

Poradnik przeznaczony jest dla szerokiego kręgu odbiorców: hodowców, rolników, uczniów szkół rolniczych, studentów i wykładowców uczelni rolniczych, pracowników ośrodków doradztwa rolniczego oraz wydziałów rolnictwa i ochrony środowiska urzędów gminnych, powiatowych i wojewódzkich, a także biologów i wszystkich miłośników tego gatunku.

Książka została opracowana i wydana w ramach projektu "Wilcza Sieć". Jej druk sfinansowała Fundacja "Partnerstwo dla Środowiska"; część kosztów związanych z jej przygotowaniem pokryło European Natural Heritage Fund EURONATUR.

Wydawnictwo kosztuje 5 zł, można je zamawiać pod poniższym adresem. Wszelkie kwoty uzyskane ze sprzedaży książki przeznaczone będą na kontynuację projektu "Wilcza Sieć".

Robert W. Mysłajek
Stowarzyszenie dla Natury "WILK"
Górska 69, 43-376 Godziszka
tel. 0-33/817-60-90
tel. 0-604/62-52-28
e-mail: rwm@wolf.most.org.pl



S. Nowak., R. W. Mysłajek, Ochrona zwierząt hodowlanych przed wilkami, Stowarzyszenie dla Natury "WILK", Godziszka 1999, ss.40.

początek strony

"PRZYMIERZE Z LASEM"

Tak brzmi tytuł jednej z książek chyba dosyć zapomnianego (a szkoda!) pisarza (być może leśnika).

We wstępie Witold Koehler porównuje las do kalejdoskopu. Pisze też: Oto jest właśnie miara wynaturzenia współczesnego człowieka: ciszę znajduje on tam, gdzie życie gra najpełniejszymi akordami, spokój odczuwa w atmosferze dramatycznych napięć utrzymujących w fazie dynamicznego zrównoważenia układy przeciwstawnych sił, leniwy nurt mało znaczących wydarzeń widzi tam, gdzie nieustannie trwa wyścig między życiem i śmiercią, między stawaniem się i zanikaniem, wreszcie wrażenie sielankowego bezpieczeństwa odbiera z pola nigdy nie kończącej się walki o byt. Można oczywiście nie dostrzegać tej odwiecznej sztuki, którą odgrywają na leśnej scenie przy zmieniających się dekoracjach, leśni aktorzy, dla nich gra przypisanych im ról jest najgłębszym sensem ich istnienia.

Można jednak także wpatrzyć się i wczuć w treść i głębię rozgrywających się tutaj wydarzeń.

Można - jak w kalejdoskopie - zmieniać kąty widzenia, a także zbliżać lub oddalać perspektywę, a wreszcie, jeśli wola, skoncentrować uwagę na wybranym aktorze lub fragmencie oglądanej sztuki.

By dojrzeć, zainteresować się, a może cośkolwiek zrozumieć, trzeba zachować tu nie mniejszą kulturę, jak w człowieczym teatrze; widz jest tu obcym wtrętem, występuje poza programem spektaklu. Być może, że z czasem, w syntezie gromadzonych spostrzeżeń i odbieranych wrażeń - nadejdzie zrozumienie.

A wtedy dojrzeje era sojuszu z lasem (ss.9-10).

Książka składa się z 3 części. W pierwszej - Ścieżki leśne - Autor opisuje narodziny lasu, pyrrusowe zwycięstwo człowieka nad Naturą: (...) rozwój wydarzeń nie tylko nie zbliżał lasotwórcy do pełniejszego sukcesu, lecz ujawniał coraz wyraźniej nieudolność, by nie powiedzieć - pokraczność sztucznych drzewostanów (s.22). W wartkich nurtach przemiany materii i przepływu energii człowiek uczestniczy niemal z reguły jako widz, jedynie z zewnątrz wkraczając brutalnie swym miażdżącym i raniącym czołgiem - ciągnikiem, traktorem, samolotem i trucizną.

Mota, szarpie, supła, targa - niby małpa w przędzalni.

Cóż to jednak za siła i prężność tkwi w rozkojarzonych związkach biocenoz leśnych i w strzępach ich fragmentów! Okaleczony, wynaturzony las - żyje. Mało tego! Z upływem czasu zdaje się organizować na warunkach narzuconych mu przez człowieka.

Ekosystem zrasta się, uzupełnia ubytki, likwiduje przerosty, regeneruje się i przeobraża. Pozostanie on jednak zawsze bastardem, z jednej strony niepohamowanego impetu rodzenia natury, z drugiej zaś - upartej woli ludzkiego posiadania. Piętna tego urodzenia nic już nie zmieni. Tkwią w nim skłócone ze sobą dążenia: przyrody - do zrównoważania wewnętrznych układów, prowadzące do niezniszczalności i trwania oraz człowieka - do najwyższej i najspieszniejszej produkcji surowca drzewnego (ss.24-25).

Nie wierzcie w bezgraniczną uległość natury ani w niewzruszoną potęgę techniki!

Ostrzeżenie przychodzi właśnie z lasu, ekosystemy jego rozpadają się, złącza się kruszą; kreujemy drogę regresu. Czy aby nie ulegamy dziecięco bezkrytycznej fascynacji ciesząc się ze zwycięstw techniki nad naturą?

Wszak człowiek jest częścią natury, a zatem jaki jest kres zwycięstw? Jak przekonywająco brzmi deklaracja futurologów spod znaku tzw. "Rzymskiego Klubu": >>Nie jesteśmy ślepymi wrogami techniki, ale jesteśmy wrogami ślepej techniki<< (...) (ss.25-26).

Dalej pisze o powstawaniu szkółki leśnej oraz o "żywej sieci" - zależnościach między organizmami: Patrząc na las pamiętajmy przeto, że ani jego twórcą, ani współtwórcą nie bywa przypadek. Jest w lesie ład, choć inny, trudniej uchwytny i mniej zrozumiały od tego, który bije w oczy z dzieł ludzkich rąk: miejskich zieleńców, ogrodów, parków. Jest on w istocie swej głębszy i doskonalszy, organizował się bowiem i doskonalił w nieskończonym łańcuchu wieków, zanim wypełzła z jego wnętrza dwunoga istota, której przeznaczeniem stało się władanie światem (s.50).

Następnie opowiada o gradacji szkodników i sposobach walki z nimi oraz o przyczynie ich ataków: Jednogatunkowość i równowiekowość sztucznych drzewostanów prowokuje masowe rozrody roślinożerców, te z kolei powodują stopniowe organizowanie oporów w ciągle zmieniających się kompozycjach sił. Każda ich nowość staje się podłożem procesów przystosowawczych ze strony licznego zespołu gatunków, które są wciągane w porywisty wir rozgrywających się wydarzeń.

W reakcjach tych uczestniczą nie tylko populacje gatunków drapieżnych i pasożytniczych. Również i roślinożercy wyraźnie zmieniają z biegiem czasu swoje role w życiu wspólnoty (s.57).

W drugiej części - Z zielonej sceny - Autor mówi m.in., że pogląd o okrucieństwie przyrody jest tylko półprawdą: Modne dziś seriale telewizyjne z życia zwierząt obfitują w sceny robiące konkurencję najbardziej krwawym dreszczowcom. Ich twórcy szczycą się tym, że uchwycili "na gorąco" życie; większość widzów zdaje sobie jednak sprawę z tego, jak wiele jest możliwości zdjęć trickowych i zaprawiania rzeczywistości atmosferą sensacji. Ujęcia scen mordowania są świadectwem nie "okrucieństwa" natury, lecz osobistych sadystycznych upodobań operatorów zdjęć (s.72).

Czy ktoś spędza trudny zimowy czas w letargu bliskim śmierci czy w przerywanej drzemce, czy też w dręczącym chłodzie i niezmordowanym pościgu za żerem, łączy się w czasie wiosennego święta we wspólnym wielbieniu słońca.

Słońce... Bóstwo czczone niegdyś także i przez człowieka. Nad Nilem, nad Amazonką, na równiku i za kręgiem polarnym; darzące swym ciepłem i blaskiem zarówno mocarza, jak i nędzarza. Sprawiedliwe, bo bezcielesne i bezduszne. Kiedy ogarnia promieniami budzący się świat, powiedzcie: czy przyroda jest okrutna? (ss.76-77).

Opowiada także o owadach i śmierci w ich świecie. Kto czytając księgę natury, potępia sprawców śmierci, ten nie rozumie jej treści. Śmierć w naturze nie jest smutna ani zła. Jest logiczna i celowa w nieustannym obiegu materii i przepływie energii. Jest podobna do znaków przestankowych, dzielących szeregi słów i zamykających je w klamry zdań, by nadać im sens.

Śmierć, może stać się upiorna tylko w zetknięciu z człowiekiem; zarówno wówczas, gdy jest ona jego prześladowcą, jak i wtedy, gdy staje się narzędziem jego zbrodniczych dążeń (ss.121-122). drzewko

Mówi dalej o mieszkańcach sztucznego lasu, porusza też problem znanego powiedzenia - "wolny jak ptak": Trudno o bardziej fałszywe budowanie pojęć, opierając się na >>pozorach, które mylą<<, jak wybór ptaka, jako symbolu wolności, od wieków opiewanego przez poetów i trzepoczącego się na sztandarach. W istocie rzeczy ptak jest mniej uwikłany w system nakazów i zakazów instynktu niż którykolwiek z mieszkańców naszego globu (s.145).

W ostatniej, trzeciej części - Sprawy leśno-człowiecze - opisuje rolę lasów w historii człowieka: Mówi się, że ogromna wartość lasu wynika z faktu odnawialności jego zasobów. Jest to bogactwo teoretycznie niewyczerpalne w przeciwieństwie do większości naturalnych skarbów Ziemi. Niszcząc las, można jednak uszkodzić nie tylko aktualny efekt produkcji, lecz także spowodować nieodwracalne zmiany właśnie w owym potencjale twórczym natury, w jego wyjałowieniu i bezpowrotnym zagubieniu tej błogosławionej właściwości ciągłego trwania i odnawiania się zasobów (ss.184-185).

Na końcu książki opisane zostały konflikty leśne: przemysł, urbanizacja, turystyka, łowiectwo. Wiele ostatnio poświęca się na świecie uwagi sprawom ochrony środowiska bytowania człowieka. Także i u nas wkłada się duży ładunek entuzjazmu, bezinteresownego wysiłku i wiedzy w zadzierzgnięcie starganych więzów, które powinny przywrócić zagubioną pozycję człowieka w przyrodzie. Mimo to przeciętny obywatel wciąż jeszcze grzeszy przeciw naturze z dziecięcą naiwnością i w głębokiej niewiedzy tego, że jego bezmyślność i beztroska krótkowzroczność gotują straszny los przyszłym pokoleniom.

Zadanie obywatelskiego przysposobienia do nawiązania sojuszu z przyrodą stanowi niewątpliwie najtrudniejszą do realizacji część programu oddania lasu w służbę narodu (ss.199-200).

W nauczaniu trzeba, ukazać z bliska głębię problematyki przyrody. Należy ożywić system przekazu wiadomości, wychwycić z przedmiotu momenty sugestywne i ukazać je w sposób atrakcyjny. Tu właśnie, w wypełnianiu tych zadań staje do dyspozycji nauczających nieograniczona szkoła przyrody - pod zielonym stropem leśnych drzew. Nauka musi być nie narzucająca się, dyskretna, związana ze sportem, zabawą i wypoczynkiem. Są to zadania wymagające opracowania systemów i metod. Łatwo tu przeciągnąć strunę i chybić celu (s.201).

Artur Zięba
Wałowa 30/7, 33-100 Tarnów



Witold Koehler, Przymierze z lasem, KAW, Warszawa 1983, ss.208 (+ 28 ss. z czarno-białymi zdjęciami).

początek strony

Z WIEJSKIEJ...

INICJATYWA LEGISLACYJNA

Senat zakończył prace nad projektem ustawy o wykonywaniu inicjatywy ustawodawczej przez obywateli i przekazał projekt do Sejmu. Senat zgłosił poprawkę (nr 18) do art. 10 ust. 2 projektu ustawy zamieniając słowa: 6 miesięcy na 3 miesiące.

W ten sposób może nastąpić znaczne ograniczenie możliwości realizacji inicjatywy obywatelskiej poprzez skrócenie okresu, w którym można zbierać podpisy. Zebranie tak wielkiej liczby podpisów (100 tys.) w okresie zaledwie 3 miesięcy może okazać się nad wyraz skomplikowane dla bardzo wielu komitetów, w których wszak obywatele działać będą społecznie, poświęcając własne pieniądze i własny czas. Nadto projekt ustawy pozbawia komitety darmowego dostępu do publicznego radia i telewizji, a tym samym nie ułatwia kontaktu z obywatelami.

Osoby zainteresowane projektem winny kontaktować się z Posłami, np.:

Posłanka Jolanta Banach (SLD)
Gdyńskich Kosynierów 11
80-866 Gdańsk
tel./fax 0-58/346-20-50
e-mail: jolanta.banach@sejm.gov.pl
strona: www.sejm.gov.pl

Piotr Szkudlarek
e-mail: szkud@wp-pwn.com.pl


początek strony

"CZERWONY PROROK"

Sięgając po Czerwonego proroka miałam jeszcze w pamięci inną książkę Orsona Carda - Badacze czasu. Może dlatego Czerwony prorok tak mnie rozczarował.

W Badaczach czasu Autor porusza się z prawdziwym mistrzostwem w ogromnej czasoprzestrzeni. Konstrukcja powieści jest cały czas klarowna i wciąga czytelnika w swoje meandry. Inaczej w Proroku. Akcja osadzona została na Kontynencie zamieszkanym przez Czerwonoskórych, którzy wypierani są w sposób okrutny i bezpardonowy przez Białych. Akcja ogranicza się do jednego roku. Mimo tego skupienia w czasie i przestrzeni odniosłam wrażenie pewnego chaosu i braku spójności.

Jest tu bogactwo pięknych epizodów - jak na przykład opowieść o tkaczce losów ludzkich - ale brak im przejrzystości dla całości obrazu. Razi mnie też pewien schematyzm w potraktowaniu postaci - szlachetny i zły.

Bardzo pięknym łącznikiem całości jest nuta zielonej muzyki, muzyki krainy. Melodie te słyszą tylko wybrani. I może dla tej melodii i pięknych epizodów warto tę książkę przeczytać.

Zofia Tuma



Orson Scott Card, Czerwony prorok - opowieść o Alwinie Stwórcy, przeł. Piotr W. Cholewa, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 1995, ss.345.

początek strony

MAGICZNA AMERYKA

Książka Uczeń Alvin jest trzecią z kolei pozycją z cyklu Opowieść o Alvinie Stwórcy - fantastyczno-alternatywnej historii Ameryki. Card napisał też m.in. cykl powieści o Enderze (wyszły do tej pory cztery i być może to jeszcze nie koniec).

Książka Uczeń Alvin opowiada o nauce Alvina zarówno jako ucznia kowala, jak i Stwórcy. Jego przeciwnikiem jest Niszczyciel, który stara się od urodzin Stwórcy zabić go. Jest to jakiś rodzaj demona czy szatana, związany z wodą. Już na początku książki pokazał się plantatorowi Cavilowi Planterowi, który we wszystkim (...) służył Panu jak najlepiej potrafił w postaci Nadzorcy i dał do zrozumienia, że jest... Panem Jezusem! Oddał mu jego własne niewolnice z Afryki, aby je zapłodnił, gdyż nie może ich zbawić (!), póki kolejne pokolenia rodzą się czarne, gdyż wtedy diabeł nimi włada (!). Innym sługą Niszczyciela został prezbiteriański pastor, Philadelphia Thrower, który z rozkazu Niszczyciela próbował zabić Alvina, a potem pomagał Cavilowi w "zbożnym dziele". Wynika z tego, że diabeł znajdzie "wyznawców" nawet w Kościele. Trzeba pamiętać, że dzieje się to także współcześnie - wystarczy przeczytać w nr 4 pisma FWZ "Mamkły, mampazury" tekst Radka Kisielewskiego o iście szatańskich praktykach w świątyniach i nie tylko lub wspomnieć (nie)sławne słowa ks. Tadeusza z 22.5.97.*) Czy można uznać te czyny i słowa za pochodzące od Boga? Absolutnie nie!

Alvin mimo że wie, iż tworzenie odpędza Niszczyciela, uczy się, że tworzenie w gniewie i złości wprost przeciwnie - przyciąga go. Trzeba tu nadmienić, że arianie (na podstawie Biblii) mówią, iż diabeł to nasze ludzkie złe skłonności. Także buddyzm naucza, że należy pozbyć się złudzeń (gniewu, zazdrości, nienawiści itp.), aby osiągnąć nirwanę i wyzwolić się z samsary - koła kolejnych wcieleń.

Jest też podany opis sposobu przemierzania puszczy, jakiego Alvin nauczył się od Czerwonych (Indian): słuchając zielonej pieśni żyjącego lasu, poruszając się w doskonałej harmonii z tą bezgłośną i słodką muzyką. Kiedy młody Alvin biegł w ten sposób, nie myśląc, gdzie postawić stopę, ziemia miękła mu pod nogami, puszcza prowadziła do celu, żadne patyki nie łamały się pod palcami, krzaki nie drapały, nie pękały, odpychane gałęzie. Za sobą nie zostawiał żadnych śladów nawet złamanego źdźbła. Jak Czerwony... tak właśnie biegł. I po chwili ubranie białego człowiek zaczęło go uwierać. Zatrzymał się i rozebrał, wepchnął rzeczy do worka i ruszył nagi jak sójka, czując na ciele muśnięcia liści. Po chwili pochłonął go rytm biegu. Zapomniał o wszystkim prócz własnego ciała, stał się częścią lasu, pędził przed siebie mocniejszy i szybszy, bez picia i bez jedzenia. Jak Czerwony, który potrafi bez końca biec przez puszczę, bez odpoczynku pokonując setki mil w ciągu dnia.

Alvin wiedział, że to właśnie jest naturalny sposób podróży (...). Po prostu człowiek wśród lasu, bose stopy na ziemi, naga twarz wystawiona do wiatru. Człowiek śniący podczas biegu.

Biegł przez cały dzień i całą noc, aż do rana. Jak znajdował drogę? Wyczuwał cięcie rozjeżdżonego gościńca po lewej stronie - niby zadrapanie czy ukłucie (ss.66-67). rysunek

Jest także o Peggy - żagwi (żagiew to osoba mająca talent widzenia płomyków serc ludzi i przez to znająca najtajniejsze ich myśli), która zobaczyła w płomieniu serca Alvina jego przyszłość: to, że jest Stwórcą, że ona ma mu pomóc zrozumieć, co to znaczy i potem zostać jego żoną. Bycie żagwią nie jest wcale łatwe - znając sekrety różnych ludzi, wcześniej staje się dojrzałym. Jednak choć nie można nie używać talentu danego przez Boga, Peggy to zrobiła - zajęło jej to prawie 3 lata i zaglądała w płowienie serc ludzi tylko wtedy, gdy tego chciała. Alvin, jako Stwórca, dokonał dwóch poważnych dzieł: stworzył żywy złoty lemiesz oraz zmienił kod genetyczny, żeby uratować małego "pikanina" - mieszańca zrodzonego z niewolnicy Plantera, która uciekła, korzystając z czarów.

Na koniec jeszcze słowa pastora Throwera o niewolnictwie: Wierzę (...) że należy to do wielkiego boskiego planu, by Czarni przybywali do Ameryki w łańcuchach. Jak dzieci Izraela, przez lata cierpiące w egipskiej niewoli, tak i te czarne dusze cierpią pod batem samego Pana naszego, który je kształtuje dla swoich celów. Emancypacjoniści rozumieją jedną tylko prawdę: że Bóg kocha swoje czarne dzieci. Ale niczego więcej nie pojmują. Gdyby postawili na swoim i uwolnili od razu wszystkich niewolników, szatańskim planom by się przysłużyli, nie bożym. Albowiem bez niewolnictwa Czarni nie mają żadnej nadziei wydźwignięcia się z barbarzyństwa.

- To bardzo teologiczna przemowa - przyznał Cavil. - Czy ci Emancypacjoniści nie rozumieją, że każdy Czarny, który uciekł od swego prawowitego pana na północ, skazany jest na wieczne potępienie - on sam i dzieci jego? Równie dobrze mogliby zostać w Afryce (...)

- Może i jesteście prezbiterianinem, wielebny, ale znacie prawdziwą religię.

- Cieszę się, że trafiłem do domu człowieka bogobojnego bracie Cavilu.

- Mam nadzieję, że jestem waszym bratem, wielebny (ss.252-253).

Artur Zięba
Wałowa 30/7
33-100 Tarnów



Orson Scott Card, Uczeń Alvin, przeł. Piotr W. Cholewa, Prószyński i S-ka, Warszawa 1995, ss.376.
*) Patrycja Hajek, Komentarz do kazania [w:] ZB nr 1(103)/98, s.38.



ZB nr 7(133)/99, 16-30.6.99

Początek strony