Strona główna | Spis treści |
Pytanie to należy rozpatrzyć z dwóch płaszczyzn, które przez swą istotę są w efekcie rozbieżne: z punktu odniesienia do społeczeństwa oraz z punktu moralnej ewidentności jednostki.
Otóż to co oczywiste i zrozumiałe dla ekologa w odniesieniu do odgłosu wywartego w społeczeństwie tworzy niezaprzeczalną przepaść dzielącą te dwie strony. Bez zbudowania fundamentalnego mostu dialogu między tymi stronami każda próba osiągnięcia przychylności dla owych działań ekologicznych spełznie na ziemię zachlapana naiwnością. Przede wszystkim przeciętny podatnik otoczony ze wszystkich stron murem oddzielającym go od uzyskania kompletnych impulsów zapalających w nim mechanizm poszukiwania realnych i skutecznych alternatyw, nie jest w stanie zrozumieć powodów dla których pewna grupa osób niszczy jego porządek. Te szerokie zjawisko, na które składa się wiele przyczyn można podciągnąć do jednego ogólnego terminu - brak alternatywnej kultury, która by zastąpiła dotychczasowe status quo prowadzące w ślepą uliczkę. Jednostkowa świadomość w chwili obecnej opiera się na wielu zależnościach, które w dostatecznym stopniu utworzyły już namacalną i wizualną postać heteronomii (szkoda, że dostrzeganą jak dotąd tylko przez niewielu).
Dlaczego ekologiczną świadomość (może ekologiczny rozsądek) chce się wepchnąć w ramy kulturowego zasięgu? Bowiem termin "kultura", jak wspomniałem tu wcześniej, swym zasięgiem obejmuje m.in. organizację ekonomiczną i polityczną - te dwa podstawowe elementy zinstytucjonalizowanego życia społecznego są bardzo współzależne, zasady moralne, etyczne wartości regulujące stosunki międzyludzkie takie jak: prawo, normy itd. Bardziej ogólny obraz nadał temu w swej wypowiedzi J. Szczepański, która brzmi następująco: (...) Kultura to ogół wytworów działalności ludzkiej, materialnych i niematerialnych wartości i uznawanych sposobów postępowania, zobiektywizowanych i przyjętych w dowolnych zbiorowościach, przekazywanym innym zbiorowościach i pokoleniom.*) Bezsensownym wydaje mi się kwestionowanie tylko poszczególnych elementów mechanizmu, który jedynie jako całość jest odpowiedzialny za swą funkcję, pracę. To też należy zmianom nadać szerszy obraz, tak, by swym zasięgiem objęły wszystkie elementy owego mechanizmu. Przeto, to co wcześniej zasygnalizowało wąski rozmiar problemu, prowadziłoby tylko do nominalnego rozwiązania (usunięto by tylko ten wąski zakres problemu wcześniej, czy później starty przez pozostałe elementy składające się na całość), a cały mechanizm wytrącony początkowo ze swej rzeczywistej funkcji powróciłby do swej pierwotnej postaci po pewnym czasie. Uwolnienie lisów z klatek nie rozwiąże problemu w szerokim znaczeniu, a jedynie ocali życie tylko tym poszczególnym osobnikom. W jaki sposób zmusić polityczne elity do szukania pozytywnych rozwiązań w obliczu nękających nas coraz częściej problemów? W jaki sposób uświadomić masom, że ich dotychczasowe życie ulegnie w niebywale szybkim czasie degradacji, która jest faktem działalności ludzkiej?
Masy społeczne żyją obecnie w erze technologii, instytucjonalności, które w zasadniczy sposób mają modyfikować nasze dotychczasowe życie na lepsze. Dorastamy w dobie kapitalistycznej gospodarki opartej na własności prywatnej, swobodnym przepływie kapitału, swobodnej kumulacji kapitału, swobodnej manipulacji oraz bezwzględnej konkurencji. W tym przypadku próbując dotrzeć do mas, jednocześnie poddajemy zachwianiu podstawowe systemy, wartości i opinie, na których opiera się ich dotychczasowe życie - tak ogólnie. Z drugiej strony efektywność działań elit politycznych spada niezauważalnie pod wpływem pozorów, które w efekcie zmieniają znaczenie spadku. Mam tu na myśli szeroki zakres propagandowy zadań, które wykonują nasi władcy, a które ukazywane są w sposób mistyfikujący (np. wokół takich machinacji jak UE i NATO). Rząd nie jest w stanie przedstawić realnej alternatywy z kilku względów. Po pierwsze, jedyna realna alternatywa zachwieje dotychczasowe układy i pozycje. Po drugie, zmiana dotychczasowego mechanizmu wiązać się będzie jednocześnie z próbą utworzenia nowego, w którym będzie się próbowało uniknąć dotychczasowych błędów. Po trzecie, w związku ze zmianą uwidocznione zostaną mistyfikacje, które rząd ówcześnie usiłuje zatuszować. Żadna realna władza nie da sobie odebrać swego status quo.
Jak dotrzeć do mas zewsząd otoczonych przez nierzetelne źródła informacji, które zyskały w opinii publicznej wysoką pozycję. Z drugiej strony, w jaki sposób zakwestionować pozorną rzetelność mediów, którym udało się osiągnąć prymat obiektywności i nieomylności (mimo wszystko pozorne). Do tej pory działaniom ekologów towarzyszą niezbyt przychylne reakcje, a w mediach rzadko można dopatrzyć się pozytywnych oddźwięków. Często spotyka się sytuacje spychania ekologów w tzw. "ramy sekciarstwa". Ci, którzy poważnie myślą o zmianach próbują dotrzeć do "źródła wpływów". Otwierają się drzwi władzy parlamentarnej by wchłonąć nowe inicjatywy i uwypuklić je w formie "ekonarośli" (zastanawiam się czy partia Unii Wolności robi to dla samej idei powstrzymania upadku rodzaju ludzkiego, czy też próbuje w ten sposób zdobyć nowe rzesze wyborców). Nie będę rozpatrywał tu tych dwóch punktów, skupię się na pierwszym z nich. Trudno byłoby dziś pogodzić dwie strony ofert, które się wykluczają wzajemnie. Otóż, jak połączyć racjonalną gospodarkę opartą na wykorzystaniu alternatywnych zasobów z gospodarką kapitalistyczną, która niesie ze sobą grabież wszystkich bogactw Ziemi wszelkimi sposobami. W rzeczywistości nie ma sposobu aby te dwa trendy się zjednoczyły pod wspólnym kierunkiem, a jeśli do tego dojdzie, pierwsza strona traci swe pierwotne znaczenie (nie sądzę by swoboda rynku została opanowana przez alternatywne zasoby). Polityczna koncepcja nie ma podparcia w kulturowych zależnościach, a więc skazana jest na niepowodzenie. Potrzeba nam kulturowej rewolucji, lecz nie dokonywanej w dobie szybkich zmian a jedynie mozolnej działalności edukacyjnej. Stawiam na ZB. Polityczny ośrodek zwrócony byłby ku dokonaniu przemian edukacyjnych - rzeczywiste ekologiczne lekcje.
Nie liczę na polityczne przewroty dokonywane drogą odgórną, jedynie fundamentalne zmiany dokonywane drogą oddolną stoją u szczytu skały, która przetrwa kolejne stulecia. Jakie więc społeczeństwa stoją przy drodze przetrwania? Z pewnością będą to lokalne zrzeszenia terytorialno-wytwórcze o własności społecznej lub kolektywno-kooperatywnej, z podłożem stosunków społecznych opartych na demokracji bezpośredniej. Jedną z dróg prowadzącą do tak ujętych społeczności jest według mnie municypalizacja na tle wolnościowym. Być może to, co tak ochoczo przekazaliśmy organom lokalnym powinniśmy teraz zwrócić sobie.
Tomasz Ofman
Poczta redakcyjna przyniosła wiele pytań w związku z awarią w Czarnobylu. Czytelników interesują nie tylko szczegóły techniczne, które ustala obecnie komisja rządowa, ale też kampania dezinformacji wszczęta na Zachodzie wokół tego tragicznego wypadku. Co można powiedzieć na ten temat?
Drogę ku szczytom postępu naukowo-technicznego znaczą nie tylko przebłyski geniuszu ludzkiego, ale też bolesne dramaty, a nawet ofiary wśród pionierów. Kroki w sfery niezbadane, w tym również w stosunkowo nową sferę energetyki jądrowej, oczywiście nie są podejmowane bez najdalej posuniętych środków ostrożności. Specjaliści jednak wiedzą, że nikt nie jest zabezpieczony przed przypadkiem. Dwadzieścia cztery razy pomyślnie startowały amerykańskie promy kosmiczne. Za dwudziestym piątym razem doszło do tragedii, którą dzięki technice telewizyjnej ujrzały miliony ludzi...
W Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej podczas awarii oczywiście nie było operatorów telewizyjnych. Widocznie z tego właśnie postanowiły skorzystać niektóre zagraniczne agencje prasowe i "głosy radiowe". Prześcigając się zaczęły informować o zagładzie tysięcy ludzi, o masowym napromieniowaniu olbrzymich obszarów, o eksplozji reaktora jądrowego. Związek Radziecki poinformował o wypadku rządy wielu krajów, odpowiednie organizacje międzynarodowe i opinię publiczną. Do Moskwy zaproszono dyrektora Międzynarodowej Agencji Atomowej (MAEA).
W sumie społeczność międzynarodowa potraktowała wypadek ze zrozumieniem i współczuciem. W wieloletnich dziejach radzieckiej pokojowej atomistyki ten wypadek był pierwszy i jedyny.
Jednak w Stanach Zjednoczonych i niektórych innych krajach NATO awaria czarnobylska stała się pretekstem do złośliwej histerii antyradzieckiej. Jej intencją są próby rzucenia cienia na radzieckie inicjatywy pokojowe, uzasadnienia w ten sposób własnego wyścigu zbrojeń jądrowych i kosmicznych. Któż jednak nie wie, że wypadek w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej potwierdził tylko raz jeszcze najważniejszy postulat naszej ery: w obecnych warunkach wojna jądrowa jest absolutnie niedopuszczalna.
Wszystkie narody, wszystkie kraje powinny zwielokrotnić swe wysiłki, by jej zapobiec. Zaprzestanie doświadczeń jądrowych, redukcja, a następnie też likwidacja arsenałów jądrowych - oto jedyna słuszna droga do przeżycia.
Położenie w elektrowni czarnobylskiej jest kontrolowane. Sytuacja się stabilizuje. Znacznie bardziej grozi światu awaryjny stan umysłów niektórych polityków zachodnich. Rozkręcając złośliwie spiralę antyradzieckiego obłędu, wrogowie odprężenia wciąż próbują popychać świat ku wzmożeniu konfrontacji, wrogości i nieufności. Jest to niegodne!
Powyższy tekst ukazuje nam niektóre cechy komunizmu - zakłamanie i indoktrynację. Aby nie popsuć wizerunku radzieckiego "mocarstwa" nie uświadomiono obywateli o skutkach czarnobylskiej tragedii i o tym, jak mają uchronić się przed radiacją. Towarzysze zafundowali wielu ludziom natychmiastową śmierć, chorobę popromienną, bądź też życie bez ręki, ucha, z sześcioma palcami itd. A wszystko po to, by nie dopuścić do perturbacji w państwie. Trzeba przyznać, że w dużej mierze udało im się to, m.in. dzięki nieświadomej (lub świadomej) pomocy wiernych pachołków. Zapewne autor cytowanego wyżej artykułu znacząco pomógł "Ojcom Narodu" w nienadszarpnięciu ich autorytetu. Lecz - na szczęście - plotki rozchodzą się bardzo szybko i niejedni wiedzieli o katastrofie już dzień po niej. Autor "Awarii" zakamuflował całą prawdę. Dzisiaj wiemy jak było naprawdę. Wybuch rozerwał reaktor, wyrzucając w powietrze wielkie ilości paliwa i produktów jego rozszczepienia oraz wzniecił pożar grafitu, który płonął wiele dni, a słup ognia rozpylał kolejne tony substancji radioaktywnych. Władze Związku Radzieckiego nie zawiadomiły nikogo o zagrożeniu. Nawet gdy szwedzkie służby ochrony radiologicznej wykryły chmurę radioaktywną nad Szwecją, nadal zaprzeczały wszystkiemu. Dopiero na kategoryczne żądania dyplomatów szwedzkich w poniedziałek 28. 04. przyznali, że cokolwiek się wydarzyło. Własnej ludności oficjalna sowiecka agencja TASS doniosła o wypadku, nie podając zresztą jego daty, w dniu 5 maja! W Polsce zagrożenie wykryła stacja w Mikołajkach, ale zostało to utajnione. Władze PRL zawiadomiły społeczeństwo Polski o niebezpieczeństwie dopiero w środę 30 kwietnia, gdy pierwsza chmura przeszła już nad naszym krajem (...), a profilaktyczne podawanie jodu dzieciom rozpoczęto następnego dnia, kiedy jego skuteczność była już bez porównania mniejsza, jeśli nie wręcz wątpliwa.
W ZSRR w oficjalnej wersji mówiono o około 30 ofiarach śmiertelnych katastrofy, źródła zachodnie w 1993 roku oceniały tę liczbę na około 8000 (...).
Skażenia z Czarnobyla objęły prawie całą Europę.2) [wszystkie podkreślenia - M. T.].
Dziś wiele osób nie pamięta tamtych czasów i tych, co byli wówczas "na górze". To oni - pozbawieni własnego honoru oportuniści - mają obecnie spore poparcie społeczeństwa w Polsce i innych krajach postkomunistycznych. U nas niewiedza i krótka pamięć wyborców spowodowała, iż PZPR-owski establishment z czasów katastrofy w Czarnobylu nadal rządzi Polską, kompromituje nas w oczach opinii międzynarodowej i sprzedaje naszą Ojczyznę Unii Europejskiej.
Mariusz Tomczak
Jastrzębie Zdrój
Powyższy tekst dedykuję sympatykom SLD i A. Kwaśniewskiego.
Otóż ciskając gromy na rzeczywistość tworzoną obecnie w Polsce przez zacofanych mechaników (?!) wytyka im katastrofalne skutki jakie mieli sprowadzić na kraj - na jego gospodarkę i społeczeństwo, a więc wzrost bezrobocia, ubóstwa szerokich mas oraz śmiertelności (s. 28). Otóż z tym ostatnim nie sposób się zgodzić gdyż jest to oczywista nieprawda. Śmiertelność w Polsce - wzrastająca od 1965 r. (tak!) - uległa zahamowaniu, a następnie stopniowemu odwróceniu od 1993 r. Lepiej mówić nie tyle o wzroście śmiertelności, ile o spadku oraz wzroście długości trwania życia. Wiadomo dziś powszechnie, że komunizm wybitnie nie sprzyjał długości życia, o czym zaczęto u nas coraz głośniej mówić (także pisać, w zakresie w jakim było to możliwe) od lat 80-tych począwszy. Szczególne zasługi położył tutaj znany demograf prof. Marek Okólski z Uniwersytetu Warszawskiego, który te zjawiska badał oraz informował o nich opinię publiczną. Natomiast niedługo po upadku komunizmu ten niekorzystny trend uległ odwróceniu, przynajmniej w Polsce, w Czechach i na Węgrzech.
Sytuacji zdrowotnej społeczeństwa polskiego, przede wszystkim w aspekcie szkód jakie zdrowiu społeczeństwa wyrządziły dekady komunistycznego panowania, poświęcone było sympozjum, które w maju 1997 r. odbyło się na KUL-u (zorganizowane wespół z Instytutem Kardiologii w Aninie). Materiały z tego sympozjum opublikowane zostały w półroczniku "Człowiek i przyroda" nr 7. Skutków zdrowotnych komunistycznego panowania dotyczyły przede wszystkim referaty: wstępny Janusza Bejnarowicza oraz mój pt. Polityka a zdrowie społeczeństwa (poniżej). Ponieważ zostałem niejako "wywołany" oczywistym fałszem jaki znalazł się w wystąpieniu samego przewodniczącego Leppera prezentuję niżej streszczenie mego referatu z tego sympozjum. Streszczenie to ukazało się jeszcze przed sympozjum w rozprowadzonych między uczestnikami materiałach.
Andrzej Delorme
Tymczasem począwszy od przełomu lat 70-tych i 80-tych ustalono ponad wszelką wątpliwość, że w Polsce oraz innych krajach Europy Wschodniej zarysował się od dłuższego już czasu trend spadku długości życia, a więc całkiem różny od spodziewanych dobrodziejstw modernizacji. Kraje, w których zaprowadzono system komunistyczny, przeszły narzucone ich społeczeństwom głębokie gospodarcze i społeczne zmiany, w postaci forsownego uprzemysłowienia oraz przesunięcia wielkich rzesz ludności ze wsi do miast i pracy w przemyśle. Komunistyczna propaganda okrzyknęła owe zmiany modernizacją tych krajów (przeważnie rzeczywiście zapóźnionych w rozwoju ekonomiczno-społecznym), niosącą ich społeczeństwom dobrodziejstwa postępu i cywilizacyjny awans.
Tymczasem równolegle do tego niekorzystnego trendu spadku trwania życia w krajach komunistycznej Europy Wschodniej, rozwijał się trend spadku umieralności i wydłużenia życia w krajach Europy Zachodniej. Oba te odmienne trendy różnią się w ramach obu grup początkami oraz nasileniem w poszczególnych krajach, tym niemniej układają się w dwa zasadniczo odmienne wzorce umieralności dla obu grup krajów.
W Polsce trend spadku długości życia datuje się od połowy lat 60-tych (dokładnie od 1965 r.), kiedy to przejawił się wśród mężczyzn w "sile wieku", by na przełomie lat 60-tych i 70-tych objąć mężczyzn starszych i młodzież męską, zaś w połowie lat 70-tych także część dzieci płci męskiej oraz kobiety w średnim wieku, a kolejno - kobiety starsze. Te niekorzystne zmiany, które rozpoczęły się od męskiej części populacji, ją też dotknęły najsilniej, prowadząc do wysokiej nadumieralności mężczyzn. W 1985 r. średnie trwanie życia mężczyzny wynosiło 66,5 lat, a kobiety - 74,8 lat.
Ta wzmożona umieralność wykazywała wyraźną zmienność w układzie regionalno-przestrzennym, którą w pewnym przybliżeniu można określić jako pogarszanie się sytuacji zgodnie z kierunkiem od wschodu do zachodu kraju. Ponadto wyraźnie gorsza była sytuacja obszarów silnie uprzemysłowionych (jak Górny Śląsk czy woj. wałbrzyskie) oraz z dużą ilością państwowego rolnictwa stosującego obficie środki chemiczne. Stąd skłonność do wyjaśniania kryzysu zdrowotnego skażeniami środowiska naturalnego przez przemysł oraz nasycone chemią rolnictwo. Skądinąd powszechnie dostrzegalna stawała się rozległą dewastacja środowiska naturalnego kraju stanowiąca oczywisty skutek wadliwej koncepcji uprzemysłowienia, realizowanej do tego bez liczenia się z jakimikolwiek kosztami - także społecznymi.
W strukturze przyczyn tej rosnącej umieralności dominowały choroby układu krążenia, nowotwory oraz zatrucia i wypadki, stanowiące łącznie ponad 3/4 przyczyn zgonów.
Podobny wzorzec umieralności występował we wszystkich krajach komunistycznych Europy Wschodniej, ale pełna wiedza o tych zjawiskach ujawniła się dopiero po upadku komunizmu. Dotyczy to zwłaszcza b. Związku Sowieckiego. Szczególnie zła sytuacja panuje w Rosji, z której najświeższe doniesienia mówią, że te niekorzystne trendy nie uległy zahamowaniu także po upadku komunizmu.
Nieodparcie nasuwał się wniosek upatrujący źródeł kryzysu zdrowotnego oraz spadku długości życia w samych mechanizmach funkcjonowania systemu komunistycznego. Kryzys zdrowotny to zresztą tylko jeden z przejawów wielopłaszczyznowego kryzysu tego systemu, który - jak wiadomo - przesądził o jego upadku. Kryzys zdrowotny i wzrost umieralności to zarazem najbardziej obiektywny weryfikator polityki ekonomiczno-społecznej komunizmu, uzasadniający moralną i polityczną dyskwalifikację tego systemu.
Wspomniany na wstępie pogląd upatrujący w narzuconych przez komunizm gospodarczych i społecznych zmianach autentyczną modernizację skłaniał, żeby widzieć w rosnącej umieralności w krajach komunistycznych jakąś demograficzną "anomalię". Potrzeba odwoływania się do takiej dziwacznej koncepcji zniknie, gdy spojrzy się na wyjaśniane zjawisko bez przyjmowania jakichkolwiek zaciemniających rzeczywistość założeń. Narzucony przez komunizm rozwój gospodarczy wraz z wymuszonymi zmianami społecznymi nie stanowiły bowiem autentycznej modernizacji w powszechnie przyjętym jej rozumieniu. Był to natomiast głęboko zdeformowany jednostronny rozwój gospodarki podporządkowany jedynemu w istocie celowi politycznemu komunizmu: utrzymaniu zdobytej przemocą władzy oraz narzucenia jej także przemocą, albo groźbą jej użycia, reszcie świata, czyli zaprowadzenia komunistycznych porządków w skali globalnej, czego tak naprawdę nigdy nie skrywano, chociaż ze względów taktycznych usiłowano często zaciemniać. Zachodnia politologia określiła Związek Sowiecki jako mocarstwo "jednowymiarowe", albowiem nie reprezentował sobą niczego poza militarną potęgą. Ten wypaczony rozwój uczynił ze Związku Sowieckiego - jak określono to ze świadomym, lecz niezwykle trafnym, przejaskrawieniem, w jednej z dyskusji okresu "pierestrojki" - "Górną Woltę z rakietami". Odnosi się to również do tworzących jego "imperium zewnętrzne" komunistycznych krajów Europy Wschodniej. Polityka gospodarcza komunizmu to - wg prof. Stefana Kurowskiego - maksymalizacja funduszu budowy siły przybierająca postać zwiększenia inwestycji w przemyśle ciężkim i budowy siły militarnej dla umocnienia i rozszerzenia zasięgu totalitarnej władzy. Wszelka konsumpcja w tej gospodarce to tylko obciążający koszt, który zgodnie z zasadą racjonalnego gospodarowania należy minimalizować. Jedynie gwałtowne społeczne protesty wymuszały na komunistycznej władzy chwilowe ustępstwa na rzecz pewnego respektowania ludzkich potrzeb. Skoro się tylko nastroje społeczne uspokajały wracano do wpisanej w system komunistyczny polityki rozwijania funduszu budowy siły.
U podstaw tej najgłębiej antyludzkiej polityki gospodarczej leżał znany stalinowski priorytet rozwoju wytwórczości środków produkcji nad rozwijaniem wytwórczości środków spożycia, który - tak w teorii, jak przede wszystkim w praktyce - pozostawał w mocy do upadku systemu komunistycznego. Hipertroficzny rozwój przemysłów ciężkiego i zbrojeniowego - ekologicznie skrajnie niszczących, w połączeniu z masową deprywacją najbardziej nawet podstawowych ludzkich potrzeb, skutkowały także rosnącą zachorowalnością i umieralnością oraz spadkiem długości życia.
Analizie tego zjawiska służyć miał model konceptualny znanego demografa prof. Marka Okólskiego. W modelu tym wyróżniono wśród czynników ze sfery gospodarki, polityki, społeczeństwa i kultury wpływających na zdrowie ludzi, takie które temu zdrowiu zagrażają oraz takie które je promują. Wśród tych pierwszych wyróżniono zagrożenia środowiskowe (w środowisku naturalnym i społeczno-zawodowym) oraz behawioralne. Zagrożenia behawioralne to takie wpływające na kondycję zdrowotną czynniki jak styl życia, sposób odżywiania, stosunek do własnego zdrowia, a także zachowania samoniszczące jak palenie tytoniu i picie alkoholu. Czynniki zdrowie społeczeństwa promujące to opieka zdrowotna, zdrowotna oświata oraz rozwiązania instytucjonalne wpływające na zdrowotność społeczeństwa (regulacje administracyjno-prawne oraz instrumenty ekonomiczno-finansowe).
Poszczególne należące do obu grup czynniki oddziaływają miedzy sobą w rozmaity sposób, powodując wzmaganie lub osłabianie pozytywnych bądź negatywnych efektów, stąd ich ostateczny rezultat bywa trudny do przewidzenia. W przypadku autentycznej modernizacji bilans taki jest jednak dodatni, natomiast w przypadku właściwych dla systemu komunistycznego zmian ekonomiczno-społecznych bilans ten okazał się być zdecydowanie negatywny.
Antysystemowa opozycja aktywna w Polsce od końca lat 70-tych upatrywała źródeł kryzysu zdrowotnego przede wszystkim w skażeniach ekologicznych powodowanych przez komunistyczną gospodarkę. Jednak podjęte w latach 80-tych badania epidemiologiczne zaczęły ujawniać znacznie bardziej złożony obraz uwarunkowań tego kryzysu, chociaż w niczym nie umniejszający odpowiedzialności systemu komunistycznego z tego tytułu. Obraz ten, nie negując roli zagrożeń ekologicznych ukazuje dużą rolę zagrożeń behawioralnych, obejmujących niesprzyjający zdrowiu styl życia wraz z żywieniem bogatym w tłuszcze zwierzęce i cukier, a ubogie w jarzyny i owoce, a także upowszechnione palenie tytoniu i nadużywanie alkoholu. Ubóstwo asortymentowe rynku żywności w komunizmie nie dawało realnych możliwości poprawy struktury żywienia, a wyroby tytoniowe i alkoholowe stanowiły łatwe substytuty zawsze brakujących dóbr konsumpcyjnych, wysoce użyteczne do ściągania "nawisu inflacyjnego" powstającego wskutek emisji "pustego pieniądza".
Ochrona zdrowia przegrywała także współzawodnictwo o alokację środków z przemysłem ciężkim i zbrojeniami. Media wprzęgnięte bez reszty w służbę politycznej propagandy nie przejawiały zainteresowania prozdrowotną oświatą, a brak wolności słowa i zrzeszania się blokował społeczną aktywność na rzecz zdrowego żywienia czy zdrowego stylu życia.
Natomiast na rolę zagrożeń behawioralnych, ze szczególnym naciskiem na destruktywny wpływ palenia tytoniu, wskazywał w raporcie o stanie zdrowia Polaków prof. Witold Zatoński (wydanym w 1994 r.).
Chociaż od upadku komunizmu upłynęło niewiele lat, zaszły w tym czasie głębokie zmiany w gospodarce kraju oraz warunkach życia społeczeństwa. "Wychodzenie z komunizmu" znajduje również wyraz w sferze zdrowia i umieralności. Najnowsze doniesienia o zmianie dotychczasowego trendu spadku długości życia stanowią zarazem najbardziej przekonywujące empiryczne potwierdzenie winy komunizmu za kryzys zdrowotny polskiego społeczeństwa. Średnia długość życia w Polsce w 1992 r. wynosiła dla mężczyzn 66,7 lat, a dla kobiet - 75,7 lat, ale już w następnym 1993 r. wynosiła dla mężczyzn 66,37 lat, a dla kobiet - 76 lat. W 1994 r. odpowiednie liczby dla mężczyzn wynosiły 67,51 lat, a dla kobiet - 76,08 lat, a w 1995 r. - dla mężczyzn 67,62 lat, dla kobiet 76,38 lat. Przełomowy, szczególnie w odniesieniu do mężczyzn, zdaje się być 1993 r. Doniesienia o podobnych korzystnych zmianach napływają również z Węgier i Czech.
Główną rolę w tej poprawie zdają się odgrywać zmiany dotyczące zagrożeń behawioralnych. A więc zmiany żywienia (wzrost spożycia owoców południowych i tłuszczów roślinnych, a spadek spożycia tłuszczów zwierzęcych i mięsa), spadek konsumpcji tytoniu oraz widoczny wzrost zainteresowania własnym zdrowiem, zdrowym żywieniem i zdrowym stylem życia. Wyraża się to choćby w społecznej aktywności na rzecz wegetarianizmu i ekologii, wschodnich technik medytacyjnych i szkół walki, z czym łączą się także prozdrowotne zalecenia dietetyczne.
Nasuwa to zresztą refleksje ogólniejszej natury nad jakże aktualną sprawą ochrony zdrowia społeczeństwa. Zdrowie to zależy przede wszystkim od poziomu kultury zdrowotnej społeczeństwa, a więc od indywidualnej prozdrowotnej profilaktyki i dbałości o nie, a nie od bardzo kosztownej i mało skutecznej medycyny naprawczej, której zadaniem może być tylko pomoc w niezbyt licznych awaryjnych sytuacjach.
Andrzej Delorme
Zamierzeniem moim nie było wysłanie ich do konkretnych anarchistów, z którymi utrzymuje Pan poprawne stosunki, tzn. utrzymuje Pan w pewien sposób stosunki przyjacielskie, tylko apel o bojkot Pańskiego tekstu! Listy zostały wysłane pod przypadkowe adresy!
List napisałem też do "Teraz Polska", ale niestety cenzura tejże gazety nie wydrukowała sprostowania, ani nawet mojego listu! Czemu?
Ach, zapomniałbym! Listy powstały z mojej inicjatywy, a nie z inicjatywy Marcina Kornaka, czy Rafała Pankowskiego!
Nie przypominam sobie, aby Pański tekst opisywał anarchoindywidualizm! Był to obśmiewczy zlew (a nie dość demagogiczny) pewnej całości jaką jest anarchizm!
Nie napomnę, że podpisał się Pan jako Jarosław Trojan, a nie Jarosław Tomasiewicz! Kamuflaż polityczny?!
W jaki też sposób udało się Panu zmieścić opis anarchizmu, przepraszam anarchoindywidualizmu na 1/4 strony formatu A3?!
Pozdrawiam!
Mikołaj Kurczewski
skr. 310
85-950 Bydgoszcz 1
Proszę o podawanie adresu pod Pańskimi tekstami i prawdziwych danych osobowych, a uniknie Pan przyszłych nieporozumień!
Czekam na więcej podobnych artykulików!
Jakim estetą jest przyroda! Każdy najmniejszy nawet, niekultywowany w ogóle i zdziczały, tj. pozostawiony odłogiem zakątek, o ile tylko nie spocznie na nim łapa ludzka, ubiera natychmiast z ogromnym smakiem w rośliny, kwiaty i krzewy, których nieprzymuszony charakter, naturalny wdzięk i powabne ugrupowania świadczą, że nie urosły pod rózgą wielkiego egoisty, lecz że swobodnie panowała tu przyroda. Najmniejsze zaniedbane miejsce wkrótce staje się ładne.
nadesłał Olaf Swolkień