Strona główna   Spis treści 

ZB nr 12(138)/99, 1-15.9.99
RÓŻNE

SWIATYBÓR I DZIWONIA
(Z MITOLOGII SŁOWIAŃSKIEJ)

O bogach, duchach i demonach, zadomowionych niegdyś w przedchrześcijańskiej mitologii słowiańskiej, w znacznej mierze zapomniano. Także o tych, które można by uznać za opiekunów lasu i jego mieszkańców. Można jednak sporo dowiedzieć się o nich z dorobku naukowego Bronisława Trentowskiego, odtworzonego po stu kilkudziesięciu latach zapomnienia przez Tadeusza Linknera w książce pt. Słowiańskie bogi i demony ("Marpress", Gdańsk 1998). Są tam m.in. akapity o bogach lasu i fauny - Swiatyborze i Dziwoni, czczonych zwłaszcza na ziemiach polskich.

dziadek

Starożytni Słowianie - co odnotował ok. 550 r. Prokopiusz z Cezarei - wierzyli w jednego Boga, pana wszystkiego, oraz w bóstwa przyrody. Była to więc mitologia wyrażająca tendencję znacznie umożliwiającą późniejszą chrystianizację (którą - mimo tego - często przeprowadzano w drodze przymusu przyczyniającego się do niszczenia obiektów dotychczasowego kultu).

Obok Boga jednego, którym - wg Trentowskiego - był Jessa, bóg bogów, a - według innych autorów - Świętowit (Światowit), istniało wiele innych bóstw, odpowiedzialnych za stworzenie świata i zawładających poszczególnymi dziedzinami przyrody i życia ludzi. Zachęcając do zapoznania się z tą ciekawą książką, ograniczę się do scharakteryzowania dwu wymienionych bogów.

Swiatybór - był, wg Trentowskiego, utożsamiany niekiedy z Wodanem (gdyż woda pozwala żyć przyrodzie). Widziano w nim boga lasów i borów, coś w rodzaju słowiańskiego Fauna. Nazywano go także Kosmatym, ze względu na kosmatość jego dziedziny wyrażającą się w szacie drzew i podszycia leśnego. Strzegł on lasy przed bezmyślnym wycinaniem i trzebieniem. Jego świętym drzewem był jawor, a uroczystości związane z jego kultem przypadały na koniec czerwca. Wyobrażano go różnie, zwłaszcza jako kosmatego człowieka leśnego z siekierą w ręku, jako - przede wszystkim na Słowacji - bóstwo rogate wydające straszliwy ryk, jako niedźwiedzia. Były mu posłuszne "borowe jeniusze", nazywane na Rusi Lesiami. Mogły one, zależnie od okoliczności, przybierać postacie karłów lub olbrzymów. Na terenach otwartych, np. na łąkach, ich wysokość nie przekraczała więc wielkości traw, zaś w lasach sięgała ponad wierzchołkami drzew. Były to - chyba z potrzeby chronienia lasów i ich zasobów - zwykle duchy niedobre, a nawet złośliwe. Potrafiły wabić ludzi na manowce, a potem ich zabijać. Raz w roku zadawały śmierć co najmniej jednemu człowiekowi. Do innych podwładnych Swiatybora należały: Turosik (na Rusi), rozpoznawany po złotych kopytach i kozich rogach; Polkan lub Półkoń (także na Rusi); Stuacz (w Hercegowinie), noszący buty zszywane ludzkimi żyłami pozyskiwanymi od pojmanych ofiar. Personifikacjami Swiatybora prawdopodobnie były: Dziadek Leśny (krakowskie), dziki i groźny karzeł (trzy stopy wysokości), z długą rozpuszczoną brodą, chodzący z żelazną laską i krzyczący tak głośno, że można było ogłuchnąć; Leśny Król z lasów radomskich, wzrostu olbrzymiego, o oczach świecących jak diamenty, z długą siwą brodą, wspomagany przez wichury i wilki strzegące królewskiego matecznika; Borowy w Siedleckim; Duch Leśny w Sandomierskiem; Lasownik, zamieszkujący białoruskie "cmentarze leśnego zwierza", któremu towarzyszyły niekiedy Leśna Żona i złe wiatry przynoszące groźne choroby; Leszy lub Leśny (u Wielkorusów).

Dziwonia (zwana także Ziewonią), bogini borów, niepokalana panna (więc nie żona Swiatobyra, chociaż była jego żeńskim odpowiednikiem, jakby słowiańską Dianą), czczona głównie na terenach dawnej Polski. Słowianie znad Łaby wyobrażali ją sobie jako dziewoję o cudnej urodzie, jeżdżącą na rączym dzianecie i polującą w kniejach. Na Pomorzu nazywano ją Czarną Gretą, Czarną Gertrudą, Dziką Małgorzatą, lubiącą polowania i szalone gonitwy po lasach. Uprawiała je najczęściej w okolicach Łeby, gdzie ponoć miała dworek myśliwski (prawdopodobnie jej postać wiązano tu z określoną damą, której życie uległo mitologizacji po śmierci w 1282 r.). W Czechach, jako Własta, była boginią boju, słowiańską amazonką. W Danii widziano w niej kobietę porywczą i bezwzględną. Dziwonia kierowała także łowami, co sprawiało, że były one udane lub chybione. Dlatego szczególnej czci doznawała ze strony myśliwych. I właśnie od niej mieli się oni nauczyć "leśnego słownika", czyli takich wyrazów, jak: kot (zając), skok (noga zająca), słuchy (zajęcze uszy), lekkie (wątroba), srom (sadło). Chroniła także od "zaraźliwego powietrza", niosąc czyste powietrze leśne, przesycone kwasoborem wydobywającym się z drzew. Dlatego nazywano ją także Ziewonią, gdyż w lasach i wśród drzew można swobodnie oddychać ("ziewać") powietrzem zdrowym, żywotnym i wonnym. Z wdzięczności stawiano jej posągi w lasach i zagajnikach (gajach) - tam gdzie było wiele drzew.

Dziwonia roztaczała pieczę nad fauną leśną (zwierzęta, ptaki, owady), a drzewami opiekowała się za pośrednictwem Drzewic. Te promieniste, podobne do słońca i księżyca - postacie strzegły drzew, żyjąc pod ich osłoną. Trentowski wyraził domniemanie, że miasto Drzewica w Opoczyńskiem mogło przyjąć nazwę właśnie od Drzewic. Jego wnioskowanie może znajdować potwierdzenie w późniejszych odkryciach archeologicznych w Gródku Leśnym koło Przysuchy (ok. 20 km na południowy wschód od Drzewicy) i w opowieściach o zjawach nocnych. W Gródku zidentyfikowano relikty świątyni słowiańskiej z czasów przedchrześcijańskich służącej kultowi Słońca i innych sił przyrody. W Drzewicy i okolicy wciąż krążą opowieści o pojawianiu się w starych parkach podworskich i pobliskich lasach Białych lub Czarnych Dam. Widywane są zwłaszcza w nocnej poświacie księżyca - cwałując konno lub wędrując pieszo po ziemi i w powietrzu. Być może, są to - zazwyczaj łączone z duszą pokutną określonej, nieszczęśliwej lub tragicznie zmarłej, damy dworskiej - echa pradawnego kultu Dziwoni i Drzewic.

Stanisław Abramczyk


początek strony

LEGENDARNY DĄB Z SIANOWA

W pobliżu Sianowa, małego miasteczka położonego niedaleko Koszalina, rósł kiedyś potężny dąb. Nikt dokładnie nie wiedział ile miał lat, niektórzy mówili, że ponad tysiąc. Znał dzieje Księstwa Zachodniopomorskiego, a w odwiecznym zwyczaju książąt którzy tu panowali, a pochodzili z dynastii Gryfitów, było pokłonić się drzewu, które pamiętało początki pomorskiego państwa.

Jak to się zaczęło i co jest prawdą, a co tylko podaniem, nikt już dzisiaj nie wie. Ponoć niegdyś spoczął tu możny rycerz Świętopełk, będąc na polowaniu. Odłączył się od swych przyjaciół i dworzan i w tym miejscu postanowił spędzić noc. Zmęczony, szybko usnął, mając za poduszkę, niezbyt miękki, dębowy korzeń. Nocą obudziło go donośne krakanie, ogromnego widocznie ptaka. W świetle księżyca było jasno. Na drzewie dojrzał wielkie gniazdo, a w nim parę nieznanych, osobliwych ptaków. U stóp dębu leżało spore pisklę. Miało skrzydła, cztery łapki i łeb lwa zakończony dziobem. Świetopełk podniósł ptaszę. Widocznie spadło z gniazda, miało bowiem złamane skrzydło. Rwało się z rąk człowieka, kwiliło żałośnie, jego ślepki błyskały przerażeniem. W górze krakały donośne dorosłe ptaki.

Świętopełk miał serce dla wszelkiego stworzenia, urwał więc płat płótna z koszuli i przewiązał lotką. Następnie wdrapał się na drzewo i na wyciągniętej płasko ręce podał nieopierzone pisklę rodzicom. Wówczas matka małego gryfa - bowiem były to właśnie te ptaki - odezwała się ludzkim głosem: Świętopełku, za to żeś nam pisklę uratował i nie skrzywdził, będziesz rządził pomorską ziemią ty i twoi dziedzice, pokąd tylko istniał będzie twój ród. Weźmij znak nasz - GRYFA - abyś mógł się nim odróżniać od innych książąt na ziemi. Bądź jak ptak szybki, jak zwierz mocny, jako orzeł groźny, jako lew sprawiedliwy i rządny. Rządź pomorską krainą Świętopełku!

Tak też się i stało. Świętopełek stał się założycielem dynastii książęcej Gryfitów, która panowała na Pomorzu Zachodnim od X do połowy XVII wieku. Za panowania Świętopełka i kilku następnych książąt, kiedy jeszcze Pomorzanie wyznawali stare, pogańskie wierzenia, pod dębem składano ofiary dla Trygława i innych bóstw.

Po przyjęciu przez Pomorze chrześcijaństwa, a było to w 1124 r., biskup Otto przykazał zrąbać dąb, jako że cieszył się sławą urągającą nowej religii. Ale mieszkańcy Sianowa i okolicznych wsi wyprosili łaskę dla dębu u świętobliwego męża, opowiadając mu legendę o Świętopełku. Nie wiadomo czy biskup Otto uwierzył legendzie, ale uszanował historię i dąb nie został ścięty. Ówczesny książe - Warcisław I przysiągł zaniechać pogańskich obrządków pod sędziwym dębem i dopilnować, aby nie czyniła tego ludność. Tak też się stało, ale weszło w zwyczaj, że każdy kolejny władca Pomorza Zachodniego przyjeżdżał pod stary dąb ze swym pierworodnym synem i opowiadał następcy legendę o Świętopełku, a także razem sadził nowe dęby.

Bywali tu więc - Bogusław I ze swym synem Bogusławem II, urodzonym z księżniczki Anastazji Piastówny, Bogusław V z Kaźkiem IV urodzonym z Elżbiety Piastówny, córki Kazimierza Wielkiego i był także najwybitniejszy z Gryfitów - Bogusław X Wielki z synem Jerzym, rodzonym z królewny Anny Jagiellonki. Wszyscy sadzili nowe drzewa, które symbolizowały trwałość dynastii Gryfitów i z czasem miały zastąpić stary dąb.

Dziś w Sianowie, przy ulicy Mickiewicza, w pobliżu parku rosną dwa wiekowe dęby. Być może, że są to dęby sadzone przez pomorskich książąt - Gryfitów. A przy zakończeniu ulicy Lubuszan, na wysokiej skarpie szumi rozległa, młoda dąbrowa...

Bernard Konarski
ul. Rzemieślnicza 10D/6, 76-243 Koszalin


początek strony

TRAGEDIA LASÓW DESZCZOWYCH

Deszczowymi nazywane są - ze względu na ich specyfikę - lasy tropikalne. Ich miejsce i rola w skarbnicy zasobów życia są bezcenne. Ulegają one jednak, zwłaszcza w ostatnich dziesięcioleciach, przyśpieszonej dewastacji.

Lasy deszczowe - co zaskakuje uczonych spoza tej strefy - rosną na podłożu płytkiej i ubogiej warstwy gleby, często tylko na czystym piasku (w odróżnieniu od lasów strefy umiarkowanej, gdzie grubość gleby dochodzi do 2 metrów). A mimo tego, bujnie krzewi się w nich wielce różnorodna flora i fauna. Większość składników pokarmowych dostarcza im bowiem ściółka z opadłych liści i gałęzi, szybko - w stale wysokiej temperaturze i wilgotności - rozkładana przez drobnoustroje, grzyby i termity. Lasy te żywią się więc same. A nadto, w procesie transpiracji i parowania, oddają do otoczenia do 75% wody pochodzącej z deszczu. Tworzące się tym sposobem chmury ponownie nawadniają ich ekosystem, a także, niesione przez wiatry, dezynfekują, zwilżają i zaopatrują w elementy biologiczne duże przestrzenie; wywierają więc ożywczy wpływ na klimat.

Cechuje je również - wspomniana już - różnorodność gatunkowa. Jeżeli na porównywalnym areale strefy umiarkowanej rośnie zaledwie kilka gatunków drzew, to na takim areale lasów deszczowych rośnie ich kilkadziesiąt. Dotychczas - właśnie z powodu tej wielkiej różnorodności i dostępności wielu obszarów dżungli - rozpoznano i sklasyfikowano zaledwie część ich organizmów żywych. Ta wielorakość roślin formuje dogodne nisze dla licznej fauny. Obszar dziewiczej dżungli o powierzchni 10 tys. km2 bywa siedliskiem 125 gatunków ssaków, 100 gatunków gadów, 400 gatunków ptaków, 150 gatunków motyli. W lasach deszczowych kryją się przeto bogactwa, które jeszcze dziś nie tylko nie podobna rozpoznać, ale nawet uzmysłowić. Ze strefy tej pochodzi około 80% gatunków roślin i zwierząt będących podstawą żywności ludzi (m.in. kakao, olej palmowy, ryż, liczne rodzaje owoców tropikalnych, znaczna część udomowionych zwierząt), wiele składników do produkcji leków, część materiału genetycznego roślin jadalnych.

Niestety, lasy deszczowe - i to jest główną przyczyną ich tragedii - są ze względu na ich specyfikę, wyjątkowo wrażliwe na nieprzemyślaną ingerencję człowieka. Wytrzebienie większego areału danego ich obszaru wywołuje bardzo szybką i długotrwałą erozję wielkich połaci. Ulewne deszcze wymywają bowiem szybko z gleby substancje odżywcze, a palące słońce popieli cienką jej warstwę, uniemożliwiając regenerację. Takie procesy sprawiły, np. że dżungla zdewastowana 1000 lat temu przez Majów, na skutek ekstensywnej uprawy kukurydzy na zboczach górskich nie tylko wywołała upadek ich cywilizacji, lecz także - na skutek erozji gleby - stała się niemożliwa do zregenerowania dotychczas.

Lasy deszczowe, jeszcze 100 lat temu, pokrywały 12% powierzchni Ziemi, zaś obecnie już tylko 5%. Co roku ulega likwidacji 130 tys. km2 ich powierzchni (obszar większy od terytorium W. Brytanii). Dzieje się to na skutek:

O zagrożeniach i potrzebie ochrony lasów deszczowych mówią dość liczne opracowania autorskie i ustalenia międzynarodowe. W Agendzie 21 (dokument uchwalony na oenzetowskim "Szczycie Ziemi" w 1992 r.) m.in. napisano: Przetrwanie lasów zależy od tego, czy będziemy je otaczać ochroną w uznaniu wartości, jakie wnoszą do rozwoju w postaci ekologicznego stabilizowania klimatu oraz biorąc pod uwagę ich znaczenie w życiu społecznym i gospodarczym. Są to jednak wciąż koncepcje ogólnikowe, podczas gdy problematyka lasów deszczowych wymaga działań konkretnych i operacyjnie jasnych. Niezbędne jest więc przygotowanie i wdrożenie odpowiedniej strategii mającej na celu ich ochronę i zachowanie dla przyszłości, z określeniem założeń głównych i etapowych, środków finansowych, sposobów realizacji i instrumentów odpowiedzialnych za jej wdrążanie. W przeciwnym razie lasy tropikalne czeka los - wspomnianej powyżej - cywilizacji Majów lub los ptaka dodo, endemicznego nielota wytrzebionego doszczętnie w XVII w. na Barbadosie.

Stanisław Abramczyk


początek strony

OCHRONIARZE TEŻ MOGĄ CHRONIĆ PRZYRODĘ
(I JEJ OBROŃCÓW)

Chcecie pikietować lub też aktywnie podejmować działania na rzecz przyrody i Matki Ziemi, zgodnie z prawem, a zarazem robiąc to długo i skutecznie? Jest pewna luka prawna, która może Wam to ułatwić.

To niedopatrzenie naszych ustawodawców, to fakt, że macie pełne prawo wynająć grupę ochroniarzy, którzy będą strzegli porządku (to jest jednak ich obowiązek) publicznego, a zarazem chronili Was. Co to znaczy i gdzie ta "dziura"? Zaraz wyjaśnię.

Bywa czasem tak, że chcemy pikietować coś. Musimy więc zgłosić się do burmistrza miasta po zgodę. Najczęściej tej zgody nie uzyskujemy. Co zrobić? To proste - wynajmujemy grupę ochroniarzy, aby nas chronili (muszą jednak być to ochroniarze licencjonowani, po odpowiedniej szkole - to ważne). Pamiętajmy też, aby choć jeden z nich posiadał aktualną legitymację służbową (kolor: niebieski, czerwony, żółty lub zielony). Na jej odwrocie jest istotna notatka dla władz. Cytuję: Wzywa się władze, aby posiadaczowi niniejszej legitymacji okazywały należne względy i udzielały w razie potrzeby opieki i pomocy.

Jest tylko jedno prawne "ale" - ochroniarz musi działać zgodnie z prawem o ochronie imprez masowych, a więc:

To ułatwi Wasze działania. Kończę i gorąco pozdrawiam.

Kazimiera Traczyk
os. Zachód B5/C13
73-110 Stargard Szcz.


początek strony

WIDEO W SŁUŻBIE EKOLOGOM

Tak na przyszłość trzeba się zastanowić, jak reagować i zachowywać się w takich sytuacjach. Ale to już problem na inny tekst i inne rozmowy.

kamera

To ostatni akapit tekstu niejakiego Tomka, tekstu zatytułowanego Jeszcze o Św. Annie i drukowanego w "Biuletynie ACK" nr 10, przedrukowanego w ZB,*) skłonił mnie do kilku przemyśleń, którymi chciałbym się podzielić z Czytelnikami ZB.

Nie możesz mnie pamiętać przyjacielu z żadnego protestu ani warsztatów, gdyż w niczym takim nie brałem udziału. Wybacz więc jakieś niedociągnięcia w mojej wiedzy na temat technicznego wyglądu akcji bezpośrednich lub pewne z tym związane niezbyt realne pomysły.

Tomek, którego z początku cytowałem, miał zapewne na myśli sytuacje dotyczące bezpośredniego kontaktu fizycznego (nie mylić z seksem) z policjantem lub ochroniarzem lub niereagowanie władz na wezwania protestujących i wiele, wiele podobnych.

A co do moich przemyśleń. Dlaczego po akcjach wytaczane są procesy protestującym i są oni "ściągani"? Dlaczego nie może być odwrotnie? A przecież wydarzyło się tyle pobić, "porwań", za które można kogoś oskarżyć. Możliwe, że "nasi" świadkowie nie są wystarczająco wiarygodni? Może potrzebne są dowody? Czy wiesz, że średniej klasy (a nawet kiepska) kamera wideo często ma możliwość 100-krotnego (i więcej) przybliżenia obrazu? A takie (już używane) "zabawki" w Niemczech są ponoć warte jedynie kilkaset złotych.

A co by było, gdyby w sytuacji opisywanej przez Tomka, 150-200 m (czy też dalej) od owych budynków usadowiono dwóch śmiałków z kamerą i byłyby już jakieś dowody. Myślę, że wówczas dość wiarygodne. W razie wpady można by okazać legitymację jakiejś organizacji filmowców przyrodników, a kasetę zniszczyć w ostatniej chwili lub odrzucić na bok. Poza tym, dobre, zamaskowane ukrycie imitujące gniazdo ptaka drapieżnego w koronie wysokiego świerka lub buka (a tych ponoć nie brakowało) nie wzbudziłoby podejrzeń laików, jakimi są ochroniarze i policjanci, a którzy - jak słyszałem - penetrowali najbliższą okolicę.

Być może przy pisaniu powyższego wykazałem się nieco wybujają wyobraźnią, ale czy nie warto się zastanowić nad podobnymi możliwościami. Zawsze będzie coś dla tzw. opinii publicznej.

Rozumiem, że najmądrzejsi są ci, co to na "Ance" nie byli, a później się wymądrzają, jednak ja chęci mam szczere.

Wódz
Klub "Ekotop"
ul. Mieszczańskiego 3
39-432 Gorzyce



*) "Biuletyn Anarchistycznego Czarnego Krzyża" [w:] ZB nr 22(124)/98, s.10.

początek strony

OBRAZ POLSKI W PRZEWODNIKACH
DLA ZACHODNICH TURYSTÓW

W Magazynie "Gazety Wyborczej" z 29.7.99 zaprezentowano obraz Polski przedstawiony w kilku przewodnikach zachodnich dla pochodzących z tamtych krajów turystów. Obraz chwilami zabawny, niekiedy zawstydzający i skłaniający do gorzkich refleksji (gdy mowa o polskim stylu picia wódki czy o niżu cywilizacyjnym niektórych polskich wsi). Ale w każdym razie wysoce pouczający dla polskiego czytelnika. Tutaj wyeksponuję jedynie treści "ekologiczne" tego obrazu, pojmowane przy tym szeroko: z ochroną zdrowia, żywieniem i stanem infrastruktury.

A więc woda i powietrze są mocno skażone, a cudzoziemiec, który mimo tego podejmie ryzyko przyjazdu, winien unikać picia wody z kranu, która ma bardzo zły smak, bo jest silnie chlorowana, ale przede wszystkim jej poziom skażenia przekracza znacznie normy ministerstwa zdrowia. Najgorsza ma być woda w stolicy. Wśród 10 najokropniejszych miejsc w Europie Środkowej w Polsce znalazły się dwa: McDonald's w Warszawie oraz "Przemysłowy kompleks Nowa Huta pod Krakowem". Ale - jakby "dla równowagi" - wśród 10 najwspanialszych miejsc Europy Środkowej znalazł się właśnie Kraków (arystokratyczny, harmonijny, elegancki), a także Zamość.

Przestrzegają turystów przed przygodnymi erotycznymi przygodami, jako że Polska ma mieć najwyższy w Europie Wschodniej wskaźnik AIDS, choć dokładne liczby nie są znane. Szczególnie zaś należy się strzec polskich szpitali, które są często w stanie żałosnym, a nawet katastrofalnym. Polska wydaje na służbę zdrowia 14 razy mniej niż Niemcy, a 20 razy mniej niż Francja, zaś pensje lekarzy i pielęgniarek należą do najniższych.

Co do stanu infrastruktury to Antyczny system telefoniczny przekazany w testamencie przez komunizm, jest jedną z największych przeszkód na drodze ekonomicznego rozwoju Polski. Lepiej też nie przyjeżdżać do Polski własnym samochodem z uwagi na zły stan dróg, do tego wąskich i źle oświetlonych. Nadużywanie alkoholu jest częstą przyczyną wypadków.

O jedzeniu w Polsce piszą, że jest obfite i pożywne: gęste zupy, sosy, ziemniaki i klopsiki, dużo mięsa i mało warzyw. Radzą też skosztować kotleta schabowego i golonki - ulubionych dań Polaków.

Zapoznanie się z obrazem nas samych oraz naszego kraju szkicowanym przez cudzoziemców uważam za ze wszechmiar pożyteczne, nawet gdyby obraz ten miejscami miał przypominać krzywe zwierciadło. Fałszywy czy prawdziwy, pochlebny czy krzywdzący, jest zawsze faktem społecznym, z którym należy się liczyć.

Andrzej Delorme

PS

Niedawno na tych łamach (ZB 3(129)/99 s. 33) pisałem o niszczącym ekologicznie dziedzictwie przemysłowym, bronionym zaciekle przez zatrudnionych tam ludzi przy wsparciu wyrażających ich interesy upolitycznionych związków zawodowych. Konkretnie chodziło o Kopalnię "Siersza" w Trzebini, która walcząc o utrzymanie się narusza filar ochronny pod jednym z tamtejszych osiedli mieszkaniowych. Ostatnio zaś doniesiono (GW z 5.8.99), że wydobywa się tam najbardziej zasiarczony w Polsce węgiel. A konkurencja tutaj niezwykle mocna (!). Skłania mnie to do zwrócenia uwagi, iż w odmalowanym przez przewodniki turystyczne obrazie Polski uwidacznia się również ostra kolizja funkcji między Krakowem jako atrakcyjnym ośrodkiem turystycznym, a sąsiednią Nową Hutą - niszczącym ekologicznie komunistycznym dziedzictwem przemysłowym. Ogólnie zaś sprawę ujmując: kolizji między nowoczesną i racjonalną gospodarką w miarę przyjazną dla środowiska a zacofaną i nieracjonalną gospodarką komunistyczną, spychająca w cywilizacyjny niż. Wniosek stąd płynie jednoznaczny: jak najprędzej likwidować to niszczące nasz kraj oraz szkodzące jego reputacji i kompromitujące nas przemysłowe dziedzictwo.

początek strony

OSOBLIWOŚCI FLORYSTYCZNE ŻOR I OKOLIC

Żory położone są na Płaskowyżu Rybnickim. Północne krańce miasta wchodzą w skład Parku Krajobrazowego "Cysterskie Kompozycje Krajobrazowe Rud Wielkich". Obecnie zamieszkuje tu ok. 70 tys. ludzi.

Pod względem przyrodniczym Żory i tereny przyległe słyną głównie z dużych połaci lasów oraz znacznej ilości stawów hodowlanych. Pomimo olbrzymiej dewastacji tutejszych ekosystemów w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat (budowa osiedli mieszkaniowych, zakładów przemysłowych, infrastruktury itp.) obszary te są nadal rajem dla miłośników fauny i flory. Przykładowo: w lasach położonych nad rzeką Rudą występuje derkacz (Crex crex)1), a na północny wschód od Żor rośnie owadożerna rosiczka (Drosera rotundifolia)2).

Poniżej przedstawiam wykaz ciekawszych gatunków roślin zaobserwowanych 31.8.96:

Oczywiście ww. lista gatunków nie jest jeszcze całkowicie wyczerpana. Zapewniam Was, że przyroda Żor i okolic kryje nadal wiele tajemnic.

Mariusz Tomczak
Jastrzębie Zdrój



1) Krzysztof Henel, Derkacz [w:] "Przyroda Górnego Śląska", nr 11/98, s. 12-13.
2) Robert Domański - informacja ustna (1996).



ZB nr 12(138)/99, 1-15.9.99

Początek strony