Strona główna   Spis treści 

ZB nr 2(147)/2000, 16-31.1.2000
ZWIERZĘTA

NOWOCZESNE ŁOWIECTWO

Człowiek poluje od tysięcy lat, mimo to nie stał się niezbędnym elementem środowiska jako myśliwy. Człowiek ciągle poluje, chociaż wcale tego nie potrzebuje do przeżycia, a zwierząt coraz mniej. Człowiek będzie polował, tylko pytanie: w jaki sposób i jak długo jeszcze?

Nie ulega chyba wątpliwości, że pomimo tego, co mówią myśliwi jako tacy, wcale nie są oni potrzebni przyrodzie. Jest to po prostu "zaspokojenie żądzy zabijania" czy "uprawianie sportu". Różnie rzecz jest nazywana, w każdym razie jedno jest pewne - w obecnej formie nie jest potrzebna środowisku do normalnego funkcjonowania. Na początku nie polował żaden człowiek, potem pojedyncze osobniki zaczęły zjadać małże i robactwo. Stopniowo sięgali po coraz to różne ofiary, a nawet siebie samych. Polowanie faktycznie stało się niezbędne do życia, kiedy człowiek zaczął wędrować i osiadać w niesprzyjającym klimacie np. północy. Kiedy człowiek zaczął osiadać jako rolnik, hodowca, polowanie stało się alternatywą na przetrwanie ciężkiej zimy. Nie wszyscy ludzie polowali. Od początku w stadzie, później w wiosce, polowali tylko mężczyźni, i to ci najsilniejsi. Z czasem mogli to robić najsilniejsi i najbogatsi. W tej chwili polować może praktycznie każdy, kogo na to stać. Polowania stały się niedzielnym "wypoczynkiem" elit takich jak lekarze, mecenasi, włodarze, kler i inne grubsze rybki. Oczywiście stereotypowo niemal nieodłącznym elementem ubioru leśnika stała się strzelba. Powoli i w naszym społeczeństwie obraz myśliwego-wybawcy Czerwonego Kapturka przeradza się w myśliwego-mordercę. "Sport" ten staje się coraz mniej popularny. Świadczą o tym pojedyncze przypadki. Fotografując przyrodę korzystam z myśliwskich ambon, a na nich coraz częściej można spotkać napisy w stylu: 5. Nie zabijaj. Kolega fotoamator własną osobą spowodował, że myśliwy nie mógł zabić piżmaka, mając człowieka na linii strzału. Stadko kuropatw, uciekając przed psem i polowaniem, wbiegło między grządki ogródka jednego z działkowiczów, który odstraszył węszącego psa. W czasie polowania w pobliżu wsi przed domy wybiega młoda kobieta i wyzywa strzelbonoszów otaczających kolejny pusty miot*). Do zakładu fotograficznego przychodzi myśliwy i mówi, że nie bawi go zabijanie i chce zacząć fotografować przyrodę. Inny przypadkowo spotkany w lesie mówi żałuję, że strzeliłem tego byka, jednocześnie wstydzę się żalu, zacząłem pić na polowaniach, żeby było łatwiej. Niezależnie, co o tym powiesz, drogi czytelniku, samo spotykanie takich przypadków już o czymś świadczy. Przecież jeszcze 10-20 lat temu nie słyszało się o takich rzeczach. Najprawdopodobniej łowiectwo dożywa swoich ostatnich dni. A może kończy się tylko taki obraz łowiectwa? Świadczy o tym jeszcze jeden fakt. Kilka lat temu na obradach Sejmu RP ważyły się przecież losy Polskiego Związku Łowieciego. Ponadto ordynarne traktowanie innych ludzi przez myśliwych wyrabia im opinię gruboskórnych chamów. Rewizje osobiste osób przebywających w lesie, strzelanie do psów oraz zwierząt chronionych, egzekucje na nielegalnie posiadanych chartach gdzieś za stodołą na oczach dzieci, przepędzanie z terenów leśnych osób postronnych. Wystarczy w takiej sytuacji postraszyć regulaminem, zabraniającym kierowania broni w stronę ludzi.

Jedno jest pewne: jeżeli w ogóle łowiectwo ma być kontynuowane, to z pewnością nie w obecnej postaci. Większość myśliwych to panowie nie mający na co dzień do czynienia z bronią, często tzw. pudlarze, którym nierzadko zwierzyna wymyka się ranna. Poluje się wszędzie gdzie jest to możliwe, często w terenach i na gatunki znajdujące się pod ochroną. Opieka nad zwierzyną - sami myśliwi przyznają, że np. dokarmianie niewiele lub nic nie daje, a źle prowadzone tylko szkodzi, plaga kłusownictwa, jeżeli występuje, jest nie do opanowania (w tym przypadku po prostu muszą zmienić się ludzie). W czasie polowań gatunki zwierząt (np. kaczek) często są mylone, co prowadzi do przypadkowego strzelania tych chronionych. Wiele gatunków łownych wymaga ochrony - cóż stało się z cietrzewiem i głuszcem, na które polowano do ostatnich kilkuset sztuk.

To wszystko powinno się zmienić. Na początek ochrona dla wszystkich gatunków, które tego potrzebują. Następnie właściwa gospodarka łowiecka zgodna z prawami przyrody. To prowadziłoby do spornych ograniczeń. Na przykładzie wilków - tam gdzie występują wilki winno się zaprzestać prześladowania ich ofiar, dać przyrodzie szansę i trochę czasu na przywrócenie równowagi. Z jednej strony narzeka się, że za dużo jest zwierząt płowych, bo zjadają uprawy rolne i leśne, z drugiej - mamy podobno zbyt dużą ilość wilków żywiących się płowymi. Kiedy je się wystrzela, wilki z braku pożywienia mogą dać się we znaki hodowcom zwierząt domowych. Jednocześnie z narzekaniem na płowe zimą prowadzi się ich dokarmianie. Myśliwi chcieliby wyhodować sobie zwierzynę, a następnie ją zabić, a wilki w tym tylko przeszkadzają. Czyli tam, gdzie są drapieżniki, nie powinno się strzelać do ich ofiar. Sądzę, że po kilku (lub więcej) latach wahań w bardziej naturalnych zakątkach liczebność szybko doszłaby do jakiejś równowagi. A jeżeli nie, można by jej delikatnie w tym pomóc. Oczywiście nasze lasy nie są naturalne, ale są w stanie normalnie funkcjonować, potrzeba tylko trochę czasu. Ponadto polować mogliby tylko ludzie do tego celu zatrudnieni, czyli pojawiłby się myśliwy zawodowy. Istnieją już tzw. myśliwi selekcjonerzy - większość z nich dobrze strzela i mogłaby spełnić te rolę. Plan odstrzałów jest do ustalenia przez prawdziwych naukowców, których przecież nie brakuje.

Mój pomysł nowoczesnego łowiectwa ma dwie "wady". Nie byłoby ono dochodowe i najpierw musiałoby przestać istnieć lub osłabnąć kłusownictwo, bo jednak w jakiś sposób myśliwi je ograniczają.

Sebastian Sobowiec
Towarzystwo Ochrony Przyrody
Mieszczańskiego 3
39-432 Gorzyce



*) miot - tak myśliwi określają teren otaczany przez nagonkę, w którym będą polować (polowanie zbiorowe). Kolejny pusty miot czyli kolejny teren, w którym nic nie upolują bo już nie ma zwierzyny.

STANOWISKO
RUCHU WYZWOLENIA ZWIERZĄT Z WROCŁAWIA
WOBEC PRZETRZYMYWANIA ZWIERZĄT W CYRKACH

Nie protestujemy przeciwko istnieniu cyrków, tylko sprzeciwiamy się wykorzystywaniu w nich dzikich zwierząt, które nigdy nie oswajają się ze swoją niewolą. Ich genetyczna konstrukcja, a więc wzory zachowania są takie same jak zwierząt dzikich tego samego gatunku w naturalnym środowisku. Życie w cyrku tylko zakłóca te wzory, ale nigdy ich nie zmienia. Uważamy, że tylko psy i konie, jako zwierzęta udomowione, mogą brać udział w występach cyrkowych.

WARUNKI ŻYCIA

Pomieszczenia cyrkowe są bardzo małe i na dłuższy czas zupełnie nieodpowiednie. Zwierzęta narażone są na stresy spowodowane częstymi hałasami, przeprowadzkami i światłami. Trzymane są w izolacji i odosobnieniu od przedstawicieli swojego i innych gatunków. Zwierzęta wychowywane i tresowane w cyrkach mają trudności z rozmnażaniem się, a nawet gdy mają potomstwo, to wykazują skłonności do lekceważenia go lub atakowania.

PODRÓŻ

Zwierzęta cyrkowe przewożone są z miasta do miasta w przyczepach samochodowych. Są to pojazdy, na ogół zbyt małe, stare, zepsute i zardzewiałe, w których zwierzęta spędzają większą część swojego życia, nie tylko w czasie podróży.

POZA ARENĄ

Oprócz krótkiego czasu, kiedy zwierzęta znajdują się na arenie przetrzymuje się je w ciasnych klatkach i w specjalnych wagonach. Miejsca uwięzienia zwierząt nie pozwalają na zaspakajanie wrodzonej ciekawości, chęci do zabawy; jedyne co mają do roboty, to wegetowanie. Niektóre zwierzęta są spętywane łańcuchami i chociaż często są one pokryte gumą, zwierzęta ponoszą rany na skutek długotrwałego przebywania na uwięzi.

NIENORMALNE ZACHOWANIA

Wśród zwierząt trzymanych w niewoli zaobserwować można nienormalne zachowania. Rezultatem tego może być zamknięcie się w sobie i oderwanie od rzeczywistości. Zaobserwować można takie zachowania jak: kołysanie się, ssanie kciuka, chowanie się do kąta, kurczowe obejmowanie się, a nawet autoagresję.

UWIĘZIENIE

Na wolności zwierzęta żyją w środowisku o dużej złożoności. Ich życie regulowane jest i kształtowane przez naturalne elementy ich otoczenia. Roślinność, woda, dostęp do pożywienia, sezonowe zmiany i światło, powiększają nieskończoną różnorodność ich życia na wolności.

TRESURA ZWIERZĄT

Metody tresury, które są najbardziej dyskusyjną stroną tego problemu uważane są za zawodowy sekret treserów. W wyniku zainteresowania tresurą zwierząt, coraz częściej do opinii publicznej przedostają się informacje o okrutnych metodach stosowanych przez treserów. Do bicia zwierząt po nosie używa się metalowych prętów, stosowane są baty i szpikulce, płonące obręcze, elektrowstrząsy, rozżarzone płyty, na których uczy się zwierzęta tańczyć oraz narkotyki.

Obserwowanie tresury zwierząt jest szkodliwe społecznie, zwłaszcza dla dzieci, które wychodzą z przedstawienia w przekonaniu, że człowiek może zwierzęta wykorzystywać nawet do celów rozrywkowych.

Przetrzymywanie zwierząt w cyrkach traci w dzisiejszych czasach wszelkie walory edukacyjne. Dzieci zapraszane do cyrku nie wiedzą, co poprzedza występy zwierząt na barwnej, błyszczącej reflektorami arenie. Wszystko co dziecko może zobaczyć, to rozmiar, kształt i kolor zwierząt. Ich zachowanie, stosunki w stadzie, instynkt łowiecki, zachowanie rodzinne, zdobywanie pożywienia, wszystkie te aspekty zachowania zwierząt, które czynią dany gatunek unikalnym i interesującym, nie są do zobaczenia w cyrku. Psycholodzy zwracają uwagę na negatywny wpływ pokazów cyrkowych, mogących stanowić zachętę do bezmyślnego okrucieństwa i katownia zwierząt w imię rozrywki.

Nie ma dobrych cyrków, ponieważ przez swoją naturę nie mogą zapewnić zwierzętom koniecznych warunków biologicznych i różnorodnych sposobów życia. Zwierzęta cyrkowe trzymane są w izolacji, mają nieodpowiednie dla naturalnych ruchów pomieszczenia oraz zmuszane są do zmiany swego biologicznego rytmu. Należy zdać sobie sprawę z tego, że idąc do cyrku idziemy się śmiać z niedoli i cierpienia zwierząt.

PSI LOS

Problem bezpańskich zwierząt był mi bliski od zawsze. Na dobre zaczęłam pomagać zwierzętom odkąd otrzymałam własne M-2 na w-skich Stegnach, czyli z początkiem 1975 r. - a więc całe ćwierć wieku temu.

Przez 20 lat kiedy tam mieszkałam, przez moją kawalerkę przewinęło się kilkaset psiaków, których właścicieli w przytłaczającej większości nie udało mi się niestety znaleźć. Dlatego szukałam różnych dróg i sposobów, aby znaleźć im nowy w miarę dobry dom. Ale przyszedł taki dzień, że musiałam z tymi, które pozostały przy mnie, wyprowadzić się z Warszawy, czego oczywiście nie żałuję.

Ale niestety ciężej nam się żyje, ot choćby z tych powodów, że trudniej o zaopatrzenie w żywność, no i jest oczywiście problem, jeśli któreś z nich zachoruje. Ale od dziecka marzyłam, aby mieszkać pośród Natury, wszak jestem zodiakalnym Strzelcem.

Pomimo ciepłej notatki o nas w ZB 15(141)/99 s. 50, nie odezwał się nikt z propozycją sprzedaży odpowiedniej dla nas nieruchomości (i w ogóle nie otrzymałam żadnej propozycji) z dala od ludzi i losu.

Dlatego prosiłabym bardzo o ponowienie naszego apelu. Zwłaszcza do ludzi takich jak ja - wegetarian nie wadzących nikomu. Marzy mi się zamieszkanie w pobliżu gospodarstwa ekologicznego, z którego mogłabym kupić żywność dla siebie i zwierzaków, nie mówiąc już o tym, że chętnie nawiązałabym znajomość z takimi osobami.

Elżbieta Makowska
Karnice 52
96-122 Puszcza Mariańska

"AWANTURA O GŁUPIEGO PSA"

Do napisania tego tekstu skłoniła mnie refleksja, którą przywołał jeden z zimowych i mroźnych wieczorów.

Wciśnięci w wygodne fotele, opatuleni ciepłymi szalami, popijamy gorącą herbatę i cieszymy się spokojem, bezpieczeństwem, niezwykłą atmosferą domowego ogniska. Wokół siebie mamy bliskie nam osoby, które kochamy, szanujemy, a one odwdzięczają się pomocną dłonią, dobrą radą i uśmiechem.

Właśnie wyglądam przez okno. Jest biało, tajemniczo i tak spokojnie; istna frajda dla dzieciaków. Zimowa aura emanuje ciszą, uspokaja i zmusza do refleksji. Wystarczy odrobina muzyki, ciepła kolacja w rodzinnym gronie, szczera rozmowa i pojawia się oczekiwane szczęście.

Siadam przed oknem, gaszę światło, zaczynam myśleć i nagle zamieram na myśl, że gdzieś tam, po drugiej stronie szyby rozgrywa się tragedia, cierpienie zwierząt, psów przetrzymywanych w nieludzkich warunkach, często porzucanych i brutalnie rozłączonych z panem, panem, który już nie kocha, bo byłeś tylko kłopotem, problemem, którego należało się pozbyć.

Bezdomne i skrzywdzone istoty, choć jeszcze ufne, nie rozumieją, że świat jest zły, pozbawiony wrażliwości, czułości i szacunku.

Jedna z nich, przetrzymywane na pobliskich działkach, otoczone drucianym ogrodzeniem, bez ocieplanej i solidnej budy, czeka. Może dzisiaj przyjdzie pan i zabierze do domu, zapewni ciepły kąt i obdarzy choć maleńką cząstką miłości.

Tymczasem czas płynie; jest sam w otoczeniu starych, metalowych przedmiotów, które w długie, zimowe i mroźne noce nie zapewniają oczekiwanego ciepła.

Jednak nadal czeka; czeka na kolejny smutny i szary dzień, odwiedzających działkowiczów, którzy przechodząc, pokazują dzieciom ślicznego pieska. Ale i oni odchodzą.

Walka o niego trwa już pół roku. I nikt nie jest w stanie mu pomóc. No cóż, tłumaczymy, takie jest prawo, a raczej go nie ma. Rozmowy z właścicielem nie dają oczekiwanych rezultatów. Przecież nic się takiego nie dzieje. "Cała awantura o głupiego psa" - komentują sąsiadujący działkowicze. "A zresztą, to nie nasza sprawa". Są też tacy, którzy proszą o interwencje, ponieważ czują żal i współczucie dla samotnego "działkowicza".

Jednak pomoc nie nadchodzi, brakuje silnej woli i zdecydowania.

"Zwierze jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę". Słowa ustawy o ochronie praw zwierząt z dnia 21 sierpnia 1997 r., w wyraźny i precyzyjny sposób wyrażają nasze zobowiązania wobec tych najbardziej niewinnych, bo niemych i bezbronnych istot.

"Zwierzę wymaga humanitarnego traktowania. Kto je utrzymuje, ma obowiązek zapewnić mu pomieszczenie chroniące go przed zimnem, upałami i opadami atmosferycznymi, z dostępem do światła, umożliwiające swobodę, odpowiednią karmę i stały dostęp do wody".

Tymczasem prawo zwierzęcia do godnego egzystowania jest lekceważone a my czujemy się bezkarni.

Czy jednak otrzymaliśmy prawo do zadawania cierpienia, prawo niszczenia jego życia?

Tragedia psa - przerażonego, porzuconego, nie rzadko poniżanego i maltretowanego zwierzęcia - jest w rezultacie naszą tragedią. To upadek naszych wartości, systemu myślowego a przede wszystkim naszej osobowości, ponieważ po cichu wyrażamy akceptacje, a brakiem zainteresowania przyczyniamy się do cierpienia i niemej krzywdy.

Pamiętajmy, że prawdziwego człowieczeństwa uczymy się przez całe życie, a pomoc i zainteresowanie losem zwierzęcia to pierwszy krok do jego osiągnięcia.

Przykrym jest fakt, że osoby wrażliwe na krzywdę, walczące o prawa zwierząt, starające się zapewnić im godziwe warunki bytu, w dalszym ciągu są poniżane i wyśmiewane a działalność komentowana złośliwymi uwagami.

Ogólna znieczulica, nietolerancja, arogancja i nieustanny pęd za materializmem, to najprostsza definicja codziennej rzeczywistości. Zapatrzeni we własne "ego", zaniedbujemy świat swoich najpiękniejszych wartości, a pielęgnujemy złe emocje.

Już niedługo nadejdzie świąteczny okres, czas rodzinnych spotkań, serdecznej atmosfery i mocnych postanowień poprawy.

Zastanówmy się czy tak naprawdę nie mamy sobie nic do zarzucenia. Czy w pełni wykorzystaliśmy swoje człowieczeństwo i zdolność do czynienia dobra?

Ostatnią noc w roku spędzę w samotności i choć przez chwilę pomyślę o tych samotnych i smutnych psich oczach, które ten fajerwerkowy i zimny wieczór spędzą czekając na nadzieję, ciepło, przyjaźń a może nawet miłość, i pomyślę o sobie!

Jest już późno, powoli gasną światła w pobliskich domach. Ludzie szykują się do wypoczynku. Zapada noc, ale ja nie mogę zasnąć...

Patrycja Hajek
Polski Klub Ekologiczny

PS

Tragedia dotyczy psa przetrzymywanego na ogródkach działkowych przy ul. Burtniczej w Tarnowie. A właściciel mieszka tak blisko, bo przy ul. Spadzistej. O pomoc zwróciliśmy się do Tarnowskiego Towarzystwa Przyjaciół Zwierząt w Tarnowie oraz Policji Miejskiej. Jednak instytucje te do tej pory milczą..., a chodzi przecież o przestrzeganie ustawy o ochronie zwierząt, o przestrzeganie prawa. Naprawdę, tak ciężko jest żyć wśród ludzi o "kamiennych sercach". To co zwykłym wrażliwym ludziom wydawałoby się łatwym do rozwiązania problemem, staje się niemożliwą do załatwienia sprawą.

rysunek



ZB nr 2(147)/2000, 16-31.1.2000

Początek strony