Strona główna   Spis treści 

ZB nr 3(148)/2000, 1-15.2.2000
REFLEKSJE

EINSTEIN, BOHR, HEISENBERG, FLOROW,
OPPENHEIMER, BETHE, KURCZATOW:
GENIALNI UCZENI CZY LUDOBÓJCY ZZA BIURKA?!

Przedstawiamy poniżej fragmenty książki Stanisława Hellera-Schmidta licząc, że w ten sposób znajdzie on sponsora i wydawcę tej ważkiej pracy.

(...) a bliźniego swego jak
siebie samego (będziesz miłował)

...zachować obecność w
Nieskończoności i nic więcej!

Ku przerażeniu:
kapłanów, polityków, naukowców
i wzmocnieniu ufności umiejących pragnąć godnie.

autor

SPIS TREŚCI

Słowo wstępne

Ideologie a zaburzenia w rozwoju wiedzy

Matematyka, fizyka - czy muszą straszyć ścisłością?

Raz jeszcze o fenomenie światła

Cybernetyczno-informatyczny warunek rozwiązania wielkiej unifikacji

Od okrucieństwa w nauce do okrucieństwa na ulicy

O Stwórcy i Człowieku

Wyartykułowanie atomistycznych zbrodni na biosferze Ziemi

O polskich służalstwach politycznych względem ZSRR i NATO

Przekuć miecze na lemiesze, a autorytety - na życzliwość genialności każdego człowieka

PRELUDIUM

Powszechnie się sądzi, że mord, gwałt i rabunek rodzą się gdzieś tam w zęzach ludzkiej egzystencji. Kapłani, politycy, policjanci i naukowcy, z nielicznymi wyjątkami, są przekonani, że przestępcy najczęściej są dziećmi prostytutek, alkoholików i mętów społecznych, poczętymi w grzechu i dla grzechu.

A jest to tylko złudzenie, gdyż najokrutniejsze żądze i najplugawsze myśli unerwiają społeczności decydentów do spraw sumienia, wiedzy i sprawiedliwości. To tu zawiść i chytrość dozwalają na najohydniejsze pomówienia, kłamstwa i zbrodnie. To nie tylko podżegania, sianie nienawiści, skrytobójstwa, spiski, militarne szaleństwa, najpodlejsze służalstwo, ale nawet zdolność wydarcia z planów Stwórcy kosmicznych tajemnic, by móc śmierć zadawać miastom i kontynentom.

Spowiedzi za uczynienie bomby atomowej nie odbył żaden z jej twórców, ani w tej sprawie nie upomniał się nawet Papież (!).

Tyle śmierci, ile trucizny, tyle godziwości ludzkiej, ilu pragnących godnie.

W XX w. bomba atomowa powstała jako narzędzie zbrodni ludobójczych, które zamyślili i wykonali najwybitniejsi naukowcy, w dużej mierze laureaci nagrody Nobla. Wśród fizyków, (bo o nich mowa) tylko jeden doznał wymaganego od Człowieka wstrętu do czerpania radości twórczej z pracy nad instrumentem zbrodni. Ów jeden to profesor Joseph Rotblat. W pięćdziesiąt lat po wybuchu bomb atomowych eksperymentalnie zrzuconych na Hiroszimę i Nagasaki, Rotblatowi przyznano pokojową nagrodę Nobla (1995r.). Z fizyki tego zaszczytu nie otrzymał, a gdy z chwilą przyznania jej trzeba byłoby cofnąć tytuły noblistów Einsteinowi, Bohrowi i Heisenbergowi. Szatan lubuje się rzucaniem ochłapów...

W 1997 roku społeczeństwem polskim wstrząsnęła zbrodnia na cichym i utalentowanym studencie matematyki. Zabił go rosły dzieciak. Przerażające, jak u wyrostka sumienie znalazło się poza nawiasem pojęć o godziwości ludzkiej. Zupełnie tak, jak w matematycznym abstrahowaniu wszystko poza ilością jest nieistotne. Gdy jednak zdać sobie sprawę, że kilkadziesiąt lat temu znakomici profesorowie w matematycznej orgii ścisłości opracowali narzędzia zbrodni ludobójczych, to tyle trzeba ująć z winy nieletniego oprawcy, na ile uczęszczał do szkoły, w której pedagodzy potrafią mitologizować geniusz Einsteina, Bohra i Heisenberga i przemilczać ich udział w użyciu fizyki do wzbogacenia militarystów o możliwość spowodowania zagłady życia na Ziemi.

Ten polsko-międzynarodowy paradoks zdolności do bestialstwa u dzieci to symptom upadku epoki, w której cierpienie i sukces zostały odseparowane od siebie w szaleństwie redukcjonizmu matematyczno-fizycznego.

Bomba atomowa i kij bejsbolowy mają się do siebie jak konstruktor narzędzi militarnych i uliczny bandyta. Jednego i drugiego cechuje skrajne otępienie moralne i zdolność mówienia bez doznawania. Oprawca z ulicy i oprawca z laboratorium nie znają ani radości życia, ani płaczu krzywdzonych.

Swego czasu zapytano Alberta Einsteina o możliwość trzeciej wojny światowej. Tu autor listu, który otwarł naukowe skurwysyństwo*) twórcze przeciw ziemskiej biosferze, utracił zdolność wizji. Za to przepowiedział czwartą wojnę światową na... maczugi.

Einsteinowi zabrakło geniuszu, aby przewidzieć wojnę na kije bejsbolowe: zemstę matematyki bomby atomowej na sobie samej. I lepiej gdyby od razów bejsbolowych lasek zginęli generałowie, politycy i naukowi eksperci, niżby z ich ręki miała zginąć ludzkość i życie na Ziemi (!).

SŁOWO WSTĘPNE

Obecność człowieka na Ziemi to historia setek milionów zabitych w wojnach, rewolucjach, spiskach, nagonkach ideologicznych i "zwykłych" rozbojach. Te ostatnie w liczbie śmierci zadanych z ręki bliźniego stanowią zaledwie kilka procent. Okrucieństwo ludzkie zawsze realizowało się hierarchicznie, choć dopiero po II wojnie światowej odkryto pojęcie "zbrodni zza biurka": skrajnej zatraty sumienia tam, gdzie z racji wysokiej wiedzy, dostatku, oddalenia od pól bitewnych, winna występować moralna wrażliwość.

To właśnie w naszym stuleciu uległ obnażeniu straszliwy prymitywizm umysłowy dyktatorów w rodzaju Hitlera, Stalina, nie tylko skrajnie zbrodnicze służalstwo policyjno-agenturalne, lecz nad to wszystko haniebniejszy, bo... naukowy wysiłek tworzenia narzędzi, umożliwiających ludobójstwa. Tu zaś nie idzie o tępotę kształtowaną i wymaganą od szeregowego żołdaka, który żeby zabijać nie może odróżniać rozkazu od jego moralno-decyzyjnego uwarunkowania (!), ale o intelektualną umiejętność wyzucia się z poczucia człowieczeństwa, która naukowe kompetencje upośledza do zdolności obmyślania wyrafinowanych sposobów zabijania miast i narodów.

O pierwszej i drugiej wojnie światowej napisano miliony tomów książek. Rzecz w tym, że wszystkie one traktują o zbrodniczych bataliach w ich finalnych wymiarach, zaś na uboczu zostawione są okoliczności, które umysł dociekliwy skłaniają do pytań, na ile Hitler był Niemcami, a na ile Niemcy Hitlerami, lub analogicznie - Stalin Rosją, czy Rosja Stalinami.

Śmierć dyktatorów zadana wyrokami zwycięzców, była bardziej ostatnim aktem bestialstw, niż ich zrozumieniem i wyeliminowaniem z przyszłości. Nie mogło tu być inaczej, skoro w samej istocie dziejopisarstwa ludzkiego zawiera się literackie rehabilitowanie skurwysynów po ustaniu żywej pamięci ich zbrodni, miast obrzydzania wojny i gwałtów. To dla potrzeb nowych ludobójstw militarnych istotnym jest, by kształtowani na rozkazodawcze bestie kadeci i podchorążowie uczelni wojskowych w Hannibalu widzieli geniusza strategii i taktyki wojennej, a nie punnickiego wiarołomcę, który obietnice darowania życia za poddanie się zamieniał na śmierć uległych wojów, ich żon, dzieci i starców.1)

Dotychczasowy ludzki sposób tworzenia historii jest konserwowaniem pamięci zbrodni na rzecz przyszłych wojen, choć zdawać by się mogło, że "historyczna pamięć" ma zapobiegać napadom orężnym. W rzeczy samej pamięć klęsk i zwycięstw wojennych wzmaga, a nie osłabia, militaryzm ludzki przez to, że stymuluje pytania, co robić, by się nie dać zabić i uniemożliwia refleksję nad tym, dlaczego człowiek rozumny, świadomy powinności niezabijania, morduje zajadlej niż zwierzęta drapieżne, bo własnych gatunkowo braci. Stąd okresy między wojnami były i są przygotowywaniem się do następnych i to jeszcze okrutniejszych.2) Nasz wiek XX jest tego dobitnym i być może ostatnim przykładem. Tu zaś my, żyjący (jeszcze) ludzie stajemy przed alternatywą ostatecznego "być albo nie być", jak albo uda nam się odkryć wiedzę o warunkach pokoju uniwersalnego, albo zginiemy w militarnej samozagładzie. A narzędzia zagłady życia na Ziemi zostały już przygotowane (!).3)

Straszliwa możliwość zagłady nas wszystkich wraz z całą ziemską biosferą została instrumentalnie przygotowana przez naukowców, a więc przez ludzi, którzy, wiedząc najwięcej, stworzyli najokrutniej i owoc swego zatracenia w szale konstruktorskim zawiesili na tak cienkiej nitce, jak liczenie na to, że do pulpitu sterowania napadem nuklearno-rakietowym nie dorwie się nikt z prymitywów, ani szaleńców politycznych.4) Albert Einstein, Werner Heisenberg, Niels Bohr... Szilard, Simon, Oppenheimer, Teller, Kurczatow, Chariton, Siemionow, Florow i pytanie: genialni naukowcy czy zbrodniarze zza biurka?

Bronić i oskarżać wielkich fizyków atomistów można tak jak Hannibalów i Hitlerów.

W pierwszym sposobie argumenty będą budowane metodą odsączania brudu z genialności przez usprawiedliwianie złego złym: amerykańskiej bomby atomowej strachem przed hitlerowską bombą atomową, która nie powstała i przemilczaniem, że amerykańskie wybuchały po kapitulacji Niemiec i po całkowitym zdemontowaniu wszelkich militarnych i cywilnych możliwości tego kraju. Tylko na tym poziomie dzieło Einsteina, Bohra i Oppenheimera daje się przeciwstawić możliwościom wynikającym z twórczej lojalności Heisenberga i fizyków niemieckich wobec Hitlera. Także tylko na tym poziomie usprawiedliwień, bazujących na wrogościach politycznych, fizykę amerykańską, niemiecką i sowiecką udaje się umundurować w różne armie intelektualne, a Einsteina, Heisenberga i Kurczatowa rozumieć jako Hannibali fizyki. I przestaje mieć znaczenie, że byli uczestnikami II wojny światowej w różnych strefach jej "lojalności dziejowej".

W drugim z możliwych sposobów argumentowania akcesu fizyków na rzecz powstania narzędzi ludobójczych ważnym jest zgoła coś innego. Bo oto przed II wojną światową Heisenberga i Bohra wiązała przyjaźń - Heisenberg był ulubionym uczniem Bohra i wspólnikiem w zamaskowywaniu pewnych istotnych dziur w koncepcji modelu atomu pana Nielsa. Mało tego: Heisenberga i Bohra wiązało jeszcze coś więcej: mianowicie potrzeba pewnych przekłamań teoretycznych, bez których w świetle własności uranu, nieprzewidywalnych modelowo, fizycznemu atomizmowi groziła całkowita utrata sensu przyrodoznawczego. Bohra i Heisenberga przyjaźń to także tajemna zawiść o kompetencje Einsteina do przewodzenia w fizyce, z której to zawiści także wyrosła myśl o teorii nieoznaczoności jako narzędzia z ukrytym przekłamaniem, umożliwiającym osłabienie einsteinowskiego prymatu. W tej sprawie tkwi tajemnica do dziś nieznana nawet wywiadowi USA5), a co stanie się jasne dla czytelnika w rozdziale V. W sprawie teorii nieoznaczoności doszło do konfliktu z Einsteinem na tyle, na ile ten nie uznał formalizmu epistemologicznego teorii macierzy. Póki co, najważniejszym w sprawie twórczej zbrodni skonstruowania ludobójczego narzędzia jest to, że wszyscy trzej uczeni zostali laureatami nagrody Nobla i uznanymi za najważniejszych z twórców fizycznego atomizmu, których wiedza mimo sporności to miała wspólnego, że nikt spoza fizyki nie miał żadnej, nawet podświadomej intuicji realności bomby uranowej. W owej reszcie ignorantów fizyki byli filozofowie, inżynierowie, wojskowi i politycy - słowem reszta świata. Trzymając się tego wątku nieuchronną staje się ciekawość tego, jak to mogło się stać możliwe, że bomba atomowa powstała przy całkowitym braku przejścia pojęciowego między fizyką a polityką i na dodatek w czasie, w którym odraza uczonych do wojny winna być o tyle większa, o ile sami byli świadkami dziejących się potworności. I w tym właśnie istota sprawy, że to od uczonych fizyków wyszły tak sugestie, jak i służalcze raporty do służb specjalnych, aby wreszcie dotrzeć do Stalina, Churchila, Hitlera i Roosevelta - zupełnych analfabetów w sprawie uranowej.

Bomba atomowa nigdy nie była zamówiona, a tym bardziej nakazana tak, jak w warunkach wojny możliwe jest zmobilizowanie chemików, metalurgów, rzemieślników i nakazanie im tworzenia ekwipunku militarnego. Tu inicjatywa była żebraniem uwagi na możliwość użycia fizyki w najokrutniejszy sposób. Wymawianie się uczestników "Manhatann Project" ze zbrodni strachem przed Hitlerem jest zwykłą mistyfikacją, w tym właśnie rzecz, że internacjonalistyczne związki fizyków przed II wojną światową zasadzały się na wspólnej świadomości merytorycznej i niechęci do militaryzmu. To sam fakt ten, że o uranowej możliwości dowiedział się Hitler i Stalin, ujawnia fizykę i fizyków jako międzynarodową grupę podżegaczy militarnych, szukających ujścia ambicji tworzenia przez wyzyskiwanie strachu przywódców wojennych. Uzyskując tego rodzaju wgląd w rozwój przyczynowy bomby atomowej, łatwo już zauważyć, że amerykańska i sowiecka bomba atomowa nie różniły się od siebie niczym, gdyż zostały urzeczywistnione identycznymi językami naukowymi i identycznie plugawymi ambicjami sukcesu badawczego. Nie języki codzienne, w których fizycy są Niemcami, Amerykanami, Rosjanami, lecz formalizm matematyczno-fizyczny uspójnia naukowców do wymiaru ponadnarodowych zbrodniarzy.

Tą właśnie wąskospecjalistyczną drogą i tego samego rodzaju moralną oziębłością posłużyli się ludzie nauki, aby skonstruować fizykę śmierci i pod postacią bomb wręczyć ją politykom i dodatkowo obciążyć ich moralną odpowiedzialnością za jej użycie. Fenomenem jest tu, że grzech stworzenia narzędzi zbrodni i ich użycia został przez uczonych wciśnięty głupszym od nich: przywódcom politycznym i wojskowym. Była to więc także zbrodnia na zaufaniu narodów do naukowej mądrości i etycznej wrażliwości...

Gdyby osąd ludobójców udał się w fazie ich zbrodniczych zamysłów, to nie wydarzyłaby się II wojna światowa i mord dziesiątek milionów istnień ludzkich. Nie musiałyby zaistnieć szubienice Norymbergii, gdyby słowa narodów przed 1939 rokiem miały moc uczciwych wyborów w działaniu. Nie zaistniałaby bomba atomowa, gdyby wiedza uczonych była synonimem mądrości. I tyle przed ludzkością szans na uniknięcie samozagłady, na ile uda się w porę obnażyć pełne uwarunkowania skonstruowania broni jądrowej. Czasu zaś coraz mniej!

Nazwanie Alberta Einsteina ludobójcą nie tylko może, lecz powinno przerażać, jak trwoga we właściwym czasie ma moc zbawczą, jak akt sumienia niszczy i przecina zbrodnicze zamysły. Nie strach przed Hitlerem, lecz zagubienie świadomości, że obrzydliwością wobec Boga i Człowieka jest czerpać radość twórczą z pracy nad narzędziami zbrodni - zagubienie tej świadomości wyzwoliło nie tylko "Manhattan Project", ale wszystkie bomby atomowe i wodorowe, jakie dotąd powstały.

Jednym z powodów, który utrudniał socjospołeczną analizę związku fizyki z tragedią zimnej wojny, jest mit matematyczności i konieczności specjalnych uzdolnień, by mieć prawo wglądu w tę dziedzinę. Z matematyką fizyka bomby atomowej nie miała żadnego innego związku, poza potrzebą celowego komplikowania zagadnień poznawczych i ułatwiania elitaryzmu. Bomba atomowa powstała czysto manipulatywnym sposobem, a jej matematyka była tak mizerną umiejętnością liczenia, jak nieumiejętność przewidzenia, że samolot lub rakieta mogąca być nośnikiem bomby atomowej kosztować będzie tyle, że na ich zakupienie potrzeba będzie tysięcy podatników oddających na zbrojenia całość swych zarobków. Ma wymiar nie tylko pieniężny, że armie po II wojnie światowej, zmuszone do nieustannego treningu wojennego, zużyły tyle ropy naftowej, ile wchodzi na pociąg cystern dwukrotnie opasujących kulę ziemską. Taki ubytek z energetycznych zapasów Ziemi, to zagrożenie płynnego przejścia z kultury technicznej opartej na ropie naftowej do wyższych generacji maszyn energetycznych. A to zaś może starczyć, aby jeden z narodów Ziemi znalazł się w energetycznej katastrofie i uznał inne narody za zbędne konkurencyjnie. A przecież wojny brały zawsze początek z kryzysów ekonomicznych.

Autor tej publikacji studia swoje odbywał także w celi więziennej. Oddawszy się w tym miejscu dociekaniom przyrodoznawczym i teoriopoznawczym, właśnie w barczewskim więzieniu przeżył coś dodatkowego: mógł na własne oczy oglądać ludobójcę zza biurka: Ericha Koha, człowieka, który fizycznie bezpośrednio nie zabił jednego nawet człowieka, a tylko podpisem skazał na śmierć ponad sto tysięcy ludzi. Ten były hitlerowski pan świata był historykiem sztuki i nie został powieszony mimo dwóch wyroków kary śmierci tylko dlatego, iż przypuszczano, że może on znać okoliczności kradzieży i ukrycia Bursztynowej Komnaty. Bogactwo i chciwość niezmiennie od zarania świata kalają sumienia i prawa.

Mogąc godzinami porównywać fotografie wielkich fizyków z obliczem "historyka sztuki", jakoś nieodparcie jawić się poczęły podobieństwa między kohowym i oppenheimerowskim sumieniem i między ich losami: jednego, zdegradowanego z wodzostwa i honoru jeńca - zbrodniarza odzianego w odarty z pagonów szynel piechura, drugiego zaś... obdartego ze sławy dziecięcia Ameryki, zaszczutego podejrzeniem o proradziecką sympatię.6)

Albert Einstein i Erich Koh: zdawać by się mogło paradoksalne porównanie, jak związek między genialnością i zbrodniczością. Ginie paradoks i rysy twarzy, kreślone liniami dostojeństwa i oziębłości myślowej, stają się podobne, gdy natrafia się na słowa wielkiego małością fizyka T. Bainbridge'a, wypowiedziane do R. Opppenheimera w pięć minut po pierwszym eksperymencie bomby plutonowej w Alamogordo:

(...) teraz wszyscy jesteśmy skurwysynami.7)

Czy Albert Einstein miał prawo swym podpisem uwiarygodnić możliwość skonstruowania bomby atomowej na użytek prezydenta Roosevelta? Ostatecznie chodzi o to, czy połączenie genialności i zbrodniczości jest nieodłącznym rysem ludzkości, czy tylko fatalną przypadłością, z której ta chcąc, nie umie się wyzwolić. A może - aby skończyły się zbrodnicze małości intelektualne - odstąpić od mitu unikalności geniuszu i uznać, iż wielkim jest każdy człowiek (!?).

W 1998 r. wszystko jest naukowe: telewizor, komputer, a nawet wyuzdany, wrogi miłości seks. Eksperymentów trzeba, aby wyjaśnić, jak to jest możliwe, że biologicznie rosłe i rozumnie zdziczałe dziecko kijem bejsbolowym katuje na śmierć studenta matematyki. 8) A może to zemsta zatraconego sumienia na oziębłości matematycznego myślenia? Grzechy wielkich czynią spustoszenie wśród małych... Nie ekspertyzy trzeba, by zgłębić sumienie, dozwalające byłemu sędziemu zabić małego chłopca 9) tylko po to, by zdobyć pieniądze i raz jeszcze wziąć udział w grze hazardowej - nie ekspertyzy, ekspertów trzeba aby wyjaśnić, ale zwykłej zdolności przerażenia nad ekspertami, ludźmi władzy i nauki. To eksperci zagrażają życiu na Ziemi!

I tak trafia do Czytelnika książka, w której przewijać się będą dociekania związków między wiedzą i szczęściem, między człowiekiem poszukującym i człowiekiem odpowiedzialnym. W sprawie fizyków i służalstwa na rzecz zbrodni mniej szukać będziemy rozstrzygnięcia winni - niewinni, a więcej, czy mogło stać się inaczej i czy jeszcze może stać się inaczej, niż zostało ułożone.

Po religijnych i politycznych fanatyzmach nastały czasy fanatyzmu naukowej ścisłości. Stąd dzisiaj szukać porady ekspertów to jakby szatana pytać o drogę do Nieba. Zbrodnia zawsze zasadza się na fałszu. Dokonać jej zawsze było łatwiej, niż ją usprawiedliwić. Od czasów religijnego fanatyzmu Świętej Inkwizycji władza zorganizowana jest na naukowych ekspertach, których pytać o rzeczy słuszne to tak, jakby u szatana szukać drogi do Nieba. Bo jakżesz sądzić obiektywnie mogą ludzie zawistni o wpływy i mówiący nieprzechodnimi językami specjalistycznymi, zupełnie nieodczytywalnymi w języku codziennym. Co zaś się tyczy zatraty sumienia u uczonych fizyków, to jest pewne, że nie mogło coś takiego zaistnieć na gruncie międzynarodowej merytorycznie poprawnej teorii, gdyż merytoryczność właśnie polega na spójności dobra logicznego i dobra moralnego. I jako plama na matematyczno-fizycznym przyrodoznawstwie XX w. objawiła się niemoc rozwiązania jednolitej i uniwersalnej teorii (GUT), wyjaśniającej związek między siłami jądrowymi i grawitacją. Zagadnieniu temu naukowcy nadali znaczenie tak wielkie, bo z góry uznali, że będzie to największy wyczyn intelektualny w dziejach ludzkości. Tego rozwiązania nie znaleziono, a jedynie raz jeszcze zostały napięte do granic chciwości ambicje twórcze. To rozwiązanie niniejszym zostanie podane, gdyż bez tego autor nie odważyłby się nie tylko powiedzieć tego, co dotąd wyłożono, ale i samego napisania tej książki.

Książka niniejsza nie powstałaby, gdyby stan światowej kultury nie był w zapaści tak głębokiej, jak objawia się to nie tylko niemocą chrześcijańskiego "nie zabijaj", ale także bezradnością moralną kontemplacyjnych umysłów Wschodu. Oto Indie, gdzie uświęconą została dusza zwierzęcia, szukają bomb atomowych przeciw sąsiedniemu Pakistanowi, a ten tego samego w odwecie i zamysłach służby Allachowi.

Zdajemy sobie sprawę z tego, że język tej książki musi zdobyć się i na tę ścisłość wyrazu, jaka jest niezbędna dla usunięcia najgorszego: tego, aby nie dojrzał fanatyczny zamysł żądania naukowców, by skargę człowieczą na okrucieństwa popełniane z braku sumienia pisać pod postacią równań matematycznych! Stąd też nim o fizyce, o jej merytorycznych przekłamaniach, mówić będziemy w rozdziale IV i V, niezbędnym jest, byśmy razem z Czytelnikami nauczyli się znaleźć wiarę, że piękno wiedzy polega na prostocie: tej, która jest możliwa tylko jako trafność poznawcza i moralna.

Stanisław Heller-Schmidt



1. patrz Wergiliusz Eneida.
2. W minionej II wojnie światowej działy się rzeczy, których istotą było działanie na rzecz kolejnej wojny albo w celu utrudniania innym narodom praw równych prawom zwycięzców. Ewidentne wyzyskiwanie nazistów hitlerowskich jako ekspertów i wykładowców, tajne mordy koalicyjnie niewygodnych partnerów to utajnione przed własnymi narodami i międzynarodową opinią publiczną zdarzenia, które w sposób szczególny pozwoliłyby ocenić nie tylko minioną wojnę, ale rzeczywistość powojenną w jej koszmarze zbrojeń i wojen lokalnych.
3. Aktualny potencjał wyprodukowanej broni atomowej, chemicznej i bakteriologicznej jest taki, że starczy na dwukrotne zabicie życia o wymiarze całej biosfery Ziemi (!).
4. Wbrew nadziejom związanym z upadkiem ZSRR zagrożenie katastrofą nuklearną wzrasta. Zimna wojna nie uległa zakończeniu, gdyż trwa zimnowojenny konkurencjonizm ekonomiczny i celowe wywoływanie konfliktów wojennych. Do zagrożeń użycia broni jądrowej doszły nowe przyczynki jak ten, w którym uczeń był bliski przesterowania informatycznego komputerów Pentagonu. Wirusowe zadanie wady operacyjnej wojskowej sieci komputerowej jest równie realne jak i trudne do wykrycia. Wzrost metereopatycznych własności klimatu Ziemi to możliwość zwykłej depresji psychicznej ze skutkiem atomowym.
5. Możliwość przekłamań w fizyce XX w. wynikła z matematycznej swoistości pojęciowej i z niejasności tego, dlaczego prawa fizyki ukazują się jako proporcje, stałe cykliczne i symetrie. Pojęcia matematyczne nie bazują na obiektach fizycznych, ale jednocześnie umożliwiają obrazowanie zjawisk. Stąd łatwo raz rachunki dorabiać do zjawisk, a innym razem do zjawiska szukać rachunku. Rzecz w tym, że modele matematyczne nie rzutowały odkryć (!).
6. Robert Oppenheimer został z udziałem m.in. E. Tellera pomówiony o sympatię do ZSRR i jako były dyrektor "Manhatann Project" zaszczuty przez wywiad i nienawiść konkurentów. W ten sposób E. Teller wspiął się na kierownika prac nad bombą wodorową.
7. patrz P. Grudziński Teologia bomby, tom I, PWN 1988.
8. Chodzi o przypadek w Krakowie w 1997 r.
9. Chodzi o śmierć chłopca z Konina w 1995 r.
*) dokładnie tego słowa użył noblista Bainbridge w dla wyrażenia wielkości zdrady uczonych wobec ludzkości, stąd autor niniejszego tekstu właśnie tym słowem wyraża - nie swoje, a właśnie tych, którzy stworzyli narzędzia masowej zagłady, w pełni zdolni do krytycznego myślenia - doznania.

ZIOŁOLECZNICTWO,
ZIOŁA, ROŚLINY LECZNICZE

Trudno sobie wyobrazić zajęcie bardziej pasujące do ekologa niż uprawa ziół i roślin leczniczych.

"Wiadomości Zielarskie" są znakomicie wydawanym miesięcznikiem, ukazującym się do 1933 r., wznowionym po przerwie w 1958 r. Pismo polecam gorąco wszystkim ekologom i tym, którzy - marząc o ucieczce z miasta - zastanawiają się nad wyborem zajęcia. Obecnie na świecie przetwarza się 100 tys. ton surowców zielarskich, z czego w Polsce 20% ok. 15-20 tys. ton! Polska mogłaby wytwarzać dwa razy więcej ziół, co byłoby szansą dla rolnictwa, bezrobotnych czy regionów pozbawionych przemysłu, a więc szczególnie cennych dla uprawy ziół.

Wiele ziół i roślin leczniczych pozostaje pod ścisłą ochroną, można je pozyskiwać wyłącznie z plantacji hodowlanych, co wydaje się być idealną propozycją dla ekologa.

"Wiadomości Zielarskie" zawierają szereg praktycznych porad dotyczących uprawy ziół, ich przetwarzania oraz sytuacji ziołolecznictwa. Zainteresowanym polecam nabycie egz. archiwalnych w redakcji. Warto też nabyć książkę Grażyny Łukasiewicz pt. "Zielarstwo", wydaną przy udziale redakcji, a zawierającą podstawowe wiadomości.

Oficyna Wydawnicza "Adam"
Rolna 191/193
02-729 Warszawa
tel. 0-22/8433723

wydała bardzo dobrą książkę o ziołach, pozytywnie ocenioną na łamach "Wiadomości Zielarskich" przez prof. Aleksandra Ożarowskiego: Krystyna Mikołajczyk, Adam Wierzbicki - "Zioła źródłem zdrowia". Książka ma bardzo przejrzysty układ, pozwalający laikowi zrozumieć i przypomnieć sobie podstawowe wiadomości o ziołach, substancjach czynnych w nich zawartych, zastosowaniach, zasadach uprawy i zbioru. Może być nieocenionym podręcznikiem dla kogoś, kto pragnie zająć się uprawą ziół.

Natomiast bardzo piękne tradycje ziołolecznictwa przypomina inna książka wydana przez tę samą oficynę - "Ziołolecznictwo Ojców Bonifratów. Dla osób starszych. Wsparte czterowiekową tradycją zielarską", oprac. o. Teodor Książkiewicz.

Skoro o ziołolecznictwie mowa - warto dodać, że od listopada '98 uchwałą Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Lekarskiego została powołana do życia Sekcja Fitoterapii. Jej głównym celem jest przekonanie lekarzy pierwszego kontaktu jak ważny, skuteczny i potrzebny jest lek roślinny. Ma propagować ziołolecznictwo wśród lekarzy - upowszechniać fitoterapię, zmienić nastawienie lekarzy do leków roślinnych. Będzie też współpracować z Polskim Komitetem Zielarskim.

W latach sześćdziesiątych próbowano przenieść model medycyny zachodniej do krajów rozwijających się. Próby te nie udały się, Światowa Organizacja Zdrowia podjęła więc wysiłki, by nawiązać współpracę z lokalnymi przedstawicielami medycyny tradycyjnej. Dziś uważa się, że w krajach Trzeciego Świata medycyna zachodnia może mieć charakter uzupełniający, zwłaszcza tam, gdzie istnieją odwieczne wielkie systemy medyczne (np. Indie, Chiny, Tybet).

Po wizycie Ojca Szeligi w Polsce (pisałem o tym w ZB nr 8(134)/99 s. 29) do Peru pojechało pięciu polskich lekarzy, by zweryfikować na miejscu sprawę. Tam okazało się, że zielarze (zwani "curanderos") od dawna są w Peru na etatach szpitalnych, współpracują ze służbą zdrowia w pełnej harmonii. Ich wiedza medyczna i botaniczna jest bardzo duża. Istnieją w Peru instytucje państwowe - większe i lepiej wyposażone niż Instytut Ojca Szeligi, lecz zajmujące się tym samym, tzn. przetwarzaniem ziół andyjskich. Sam Ojciec Szeliga jest postacią bardzo poważną i szanowaną; jego wkład w popularyzację fitoterapii andyjskiej jest niekwestionowany. Najważniejsze odkrycie: peruwiańska służba zdrowia, lekarze peruwiańscy szanują zielarzy, współpracują z nimi. Dla dobra chorego. Trochę to inaczej wygląda w Polsce - świat lekarski zwalcza zielarzy jako konkurencję dla siebie i przemysłu farmaceutycznego, zaś prasa donosi raz po raz np. o łyżce chirurgicznej zostawionej w brzuchu pacjenta. Ofiar błędów lekarzy jest już tyle, że powstało Stowarzyszenie Pacjentów "Primum non nocere" - przypominające lekarzom, że bardziej winni dbać o dobro pacjenta niż o dobrobyt zaprzyjaźnionego grabarza.

To tyle na tela. Zioła są zdrowsze! Mój Dziadeczek, który w znakomitym zdrowiu dożył stu lat, znał się na ziołach, sam je zbierał, a lekarzy unikał jak zarazy.

A lekturę miesięcznika "Wiadomości Zielarskie" polecam gorąco! Adres redakcji:

"Wiadomości Zielarskie"
Kopernika 34/4 III p.
00-336 Warszawa
tel. 0-22/826-43-62

Bardzo też chciałbym się dowiedzieć na łamach ZB - ilu entuzjastów ekologii podejmie uprawę ziół i roślin leczniczych. A może ci, którzy już to robią, odezwą się?

Paweł Zawadzki




ZB nr 3(148)/2000, 1-15.2.2000

Początek strony