Ścieżka jest nietypowa, bo też teren na którym się znajduje nie jest zwykłym lasem. W otoczeniu półkilometrowej trasy, leśnicy dosadzili około 600 drzew i krzewów. Są tam. m.in. różaneczniki, azalie, metasekwoje chińskie, miłorzęby i wiele innych okazów. Ścieżka jest wzbogacona prawie 40 tablicami poglądowymi, zapleczem rekreacyjnym, miejscem na ognisko i parkingiem. Położona jest na zboczu "Czaplej Góry", która jest miejscem lęgowym z kilkudziesięcioma gniazdami czapli siwej.
Koncepcję ścieżki opracowali pracownicy działu technicznego Nadleśnictwa inżynierowie - Piotr Nowak i Tomasz Kapuściński. Tablice wykonali plastycy, a roboty ziemne i stolarskie - pracownicy Nadleśnictwa. Tablice zawierają też informacje o porastających wzgórze sędziwych drzewach i roślinach. Mówią również o gospodarce leśnej i zjawiskach przyrodniczych. Ścieżka została oddana pod opiekę młodzieży gimnazjum w Manowie. Jej wykonanie kosztowało 50 tys. zł, z czego po połowie złożyły się - Nadleśnictwo i Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska.
Nadleśnictwo planuje wykonanie drugiej ścieżki, która będzie biegła przez tereny typowo leśne. Warto podkreślić, że zwiedzanie ścieżki jest bezpłatne.
Bernard Konarski
Pierwszego dnia uczestnicy zwiedzili okolice historycznej Góry Chełmskiej w Koszalinie, drugiego - głaz "Trygław" w Tychowie, największy głaz narzutowy w Polsce oraz parki w Białowąsie i Połczynie Zdroju, a trzeciego - kompleksy pałacowo-parkowe w Parsowie i Strzekęcinie, arboretum (ogród leśny) w Karnieszewicach i pomnikową aleję bukową na drodze z Koszalina do Polanowa. Zobaczyli także cmentarzysko megalityczne sprzed 5000 lat w Borkowie i kręgi kamienne sprzed prawie 2000 lat w Grzybnicy, na południe od Koszalina.
Bernard Konarski
W grudniu ubr. rezerwat wizytował prof. Ludwik Tomiałojć z ramienia Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków. Miał wydać opinię niezależnego eksperta. Niestety, opinia ta nie była w pełni satysfakcjonująca dla przeciwników inwestycji. Po części Tomiałojć został bowiem wprowadzony w błąd przez Konserwatora, który udowadniał, że oponenci nie znają granic rezerwatu i stąd wszystkie nieporozumienia. Ale profesor zapomniał o fakcie, że wśród przeciwników projektów są osoby, które w l. 1990-1998 były pracownikami tutejszej Stacji Ornitologicznej i prowadząc w rezerwacie badania nad awifauną musiały znać jego granice bardzo dokładnie. Niemniej Tomiałojć wydał szereg zaleceń, aby zmniejszyć negatywne skutki inwestycji. Zasugerował m.in., żeby zasłonić wybudowane obiekty matami z trzciny i zlikwidować potężne oświetlenie tuż przy wodzie. Niestety, żadna z propozycji profesora nie została do dziś zrealizowana. Za to plan rozwoju turystyki rozkwita niczym genetycznie zmodyfikowana jabłonka. Nie jest to, bynajmniej, cały sad, lecz jedna jedyna jabłoń od lat silnie zakorzeniona u stóp obecnego Konserwatora.
Artur Staszewski
4.10 otwarto w Warszawie z wielką pompą Most Świętokrzyski. Mimo wielu przemówień i obszernych relacji w prasie, nikt nie pochwalił się kulisami finansowania inwestycji. A wyglądają one tak: gmina Warszawa-Centrum założyła z Elektrimem spółkę Port Praski. Gmina swoje udziały objęła wnosząc aportem kilkadziesiąt hektarów gruntów w porcie Praskim. Elektrim swoje udziały obejmie finansując budowę mostu, po czym dostanie cały port, w którym ma stanąć wielkie centrum biurowe. Rzecz w tym, że wartość gruntów gminnych wyceniono w 1998 r. na ok. 40$ za m2. Tymczasem pół roku temu sprzedano działkę sąsiadującą z portem. Uzyskano cenę 1000$ za m2. Gdyby operacja była uczciwa, Elektrim musiałby wybudować 20 takich mostów.
Budowa mostu kosztowała 110 mln zł. 70 mln zł gmina wydała na dojazdy do mostu. Kolejne 40 mln będzie kosztowało zagłębienie Wisłostrady w tunelu, setki milionów pójdą na ukończenie trasy - która nie rozwiąże żadnego problemu komunikacyjnego miasta, może poza dobrym dojazdem do królestwa Elektrimu i zakorkowaniem i tak rzadko przejezdnej ulicy Świętokrzyskiej. Przez nowy most już dzisiaj trudno przejechać.
Wszystkie kwity podpisywał Marcin Święcicki (UW) - były burmistrz.
Krzysztof Rytel
Inicjatywa była zamierzona jako poparcie dla znajdującego się w sejmie projektu kodeksu drogowego z dopuszczalną prędkością w terenie zabudowanym 50 km/h. Przykład Warszawy ma zadziałać na posłów mobilizująco. I chyba zadziała, bo wygląda na to, że się sprawdził.
Mimo bardzo zaciętej dyskusji w mediach, które publikowały wypowiedzi często niezwykle emocjonalne, wyniki badań wskazują, że ludzie popierają ograniczenie prędkości. Najważniejsze jednak, że ograniczenie to przynosi skutek. Dzisiaj, po dwóch tygodniach od wprowadzenia nowych przepisów wyraźnie to widać. Nie wiem, czy kierowcy jadą 50 km/h, ale wyraźnie widzę, że jadą wolniej. Jako pieszy, po prostu czuję się bezpiecznie.
Statystyki mówią same za siebie. W okresie 18.9 - 5.10 br. miało miejsce 70 wypadków, wobec 138 w tym samym okresie ubiegłego roku (spadek o 49%), w których zginęły 4 osoby wobec 9 (spadek o 55%), a rannych zostało 56 osób wobec 144 (spadek o 61%). Tak dobry wynik został uzyskany dzięki efektowi nowości i prawdopodobnie nie zostanie utrzymany w dłuższym okresie. Trzeba zaznaczyć, że decyzja była bardzo kontrowersyjna i wywołała burzę w mediach, co doskonale nagłośniło temat. Jednocześnie policja stanęła na wysokości zadania i robi wszystko co może, aby nowe przepisy egzekwować. Z drugiej strony statystyki ogólnopolskie wskazują obecnie na przeciwną tendencję - wzrostu liczby wypadków.
Wydaje się zatem, że przykład warszawski wytrącił z ręki przeciwnikom ograniczenia prędkości ich podstawowy argument - o tym, że nowe przepisy i tak nie będą respektowane. I jeszcze ciekawostka. Jak donosi Gazeta Stołeczna, jest jednak kraj w Europie, który podnosi dopuszczalną prędkość. Jest nim... Białoruś. Osobistą decyzją prezydenta podniesiono limit prędkości na kilku centralnych ulicach Mińska z 60 km/h do 90 km/h - podobno dla poprawy płynności ruchu (prawdopodobnie chodzi o przejazdy prezydenckiej kolumny).
Krzysztof Rytel
Do niedawna rosło tu 46 gatunków drzew, 63 gatunki krzewów i pnącz oraz 62 gatunki rzadkich okazów roślin runa leśnego. W roku 2000 Nadleśnictwo rozpoczęło nowe nasadzenia. Dotychczas nasadzono 36 nowych gatunków, a dalszych 69 będzie jeszcze posadzone. Ponadto teren arboretum uporządkowano, utwardzono ścieżki, opisano okazy na specjalnych tabliczkach. Ozdobą arboretum jest okazała aleja daglezji zielonej, pochodzącej z Kanady, a licząca ponad 110 lat. Występują tu również - kasztanowiec jadalny tulipanowiec amerykański, buki - purpurowe i strzępoliste, klon srebrzysty, jodła kaukaska, choina kanadyjska, wiele bluszczy. Z nowych nasadzeń na uwagę zasługują - miłorząb japoński (gingo bilobae), relikt epoki polodowcowej, jodła kalifirnijska, jodła balsamiczna, sosna górska, liczne świerki, metasekwoja chińska, żywotniki i kalina koralowa.
Arboretum jest ogrodzone i zamknięte. Jest to stan tymczasowy, mający zapobiec kradzieżom, a także pozwalający ukorzenić się nowym sadzonkom. Zwiedzenie arboretum jest jednak możliwe, po telefonicznym uzgodnieniu z Nadleśnictwem, które wówczas zapewni leśniczego - przewodnika.
Dojechać można do arboretum z Koszalina. W Karnieszewicach, po minięciu Kombinatu Ogrodniczego, skręcić w lewo, następnie minąć starą część wsi z zabytkowym kościołem i jeden kilometr dalej znajduje się brama arboretum. W półnnocno zachodnim narożniku arboretum jest pamiątkowy głaz z wyrytym r. 1881. Z Koszalina do arboretum jest 15 km.
Bernard Konarski
W XIX wieku żyło w Beskidach tysiące tych największych w Polsce latających ptaków. Ich samice słyną z pięknych śpiewów tokowych oraz wspaniałego ubarwienia. Głuszec jest na codzień skryty, lubiący ciszę leśnych ostępów. Dzięki staraniom leśników ten skrzydlaty okaz może ponownie się rozprzestrzenić w górach naszego regionu. Nadleśnictwo Wisła podpisało ostatnio umowę z Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska o sfinansowanie (300 tys. zł) programu zmierzającego do odnowienia populacji głuszca w naszym kraju. Sprowadzone z Białorusi (najlepszy materiał genetyczny) ptaki, będą hodowane sztucznie w specjalnym obiekcie, jaki powstanie w Istebnej. Samice będą wygrzewać jaja w inkubatorach, natomiast pisklęta i młode ptaki będą wypuszczane po rocznym okresie dokarmiania (co roku 20 - 30 sztuk) do lasu, w obszary oddalone od szlaków turystycznych. Program zaprojektowano na 10 lat a pierwsze wyhodowane w warunkach eksperymentalnych głuszce zadomowią się pośród beskidzkich groni już w przyszłym roku.
Jerzy Oszelda