Gdyby wszyscy ludzie... cz. 1
Przemkowski Park Krajobrazowy
"Ochrona przyrody będzie kiedyś nazywana ochroną
człowieka. Chroniąc przyrodę dbamy o podstawę
istnienia gatunku ludzkiego", zaskoczył mnie mgr Marek
Cieślak, dyrektor Przemkowskiego Parku Krajobrazowego na
Dolnym Śląsku.
Do siedziby dyrekcji parku trafiłem przypadkowo, wracając
rowerem z Bałkanów. Nazwa Przemkowa wydała mi
się znajoma, gdy planowałem trasę dnia, ale dopiero
po noclegu w schronisku w miasteczku i kwadransie pedałowania
do Piotrowic drogowskaz do najstarszego w kraju Dębu Chrobrego
uzmysłowił mi, gdzie jestem. Składałem tam
ofertę na oczyszczalnię słoneczno-wodną1,
w czym pośredniczyła Dolnośląska Fundacja
Ekologiczna. Polecała Piotrowice na pierwszą w Polsce
instalację nowatorskiej oczyszczalni. Park należy do
największych w kraju, a jego walory przyrodnicze przyciągają
rzesze młodzieży szkolnej. Administracja i ludność
miejscowa przejawiają aktywność i inicjatywę,
za co zdobyli wyróżnienia od władz.
Po 2 latach od oferty zobaczyłem na miejscu, że fundacja
dokonała trafnego wyboru, szczególnie jeśli chodzi
o sprawcę wielu dobrych rzeczy w Przemkowskim Parku Krajobrazowym...
i nie tylko tam. O bogactwie przyrody parku dyr. Cieślak
pisał, że "wymaga rozsądnych działań
zarówno na polu ochrony, jak i gospodarowania zasobami
natury".2 Co to znaczy, przekonałem się
począwszy od dyrekcji. Mieści się w byłej
szkole wiejskiej, gdzie teraz klasy służą seminariom,
w przybudówce jest kaplica - znak dobrych stosunków
z proboszczem, na podwórzu zainstalowano podłączenia
kempingowe, a sanitariaty otrzymały kafelki i natryski.
Zatrzymując mnie, dyr. Cieślak nie chciał przepuścić
szansy oczyszczalni, która tak niespodzianie dla nas obu
odnowiła się. Prezentując walory regionu, gdzie
od wieków kultura słowiańska styka się
z zachodnioeuropejską, zaraził mnie ciekawością.
Powróciłem na Dolny Śląsk parokrotnie, by
wchłonąć więcej widoków, obcować
z naturą i poznać historię tych ziem.
Pierwsi przybysze z Zachodu osiedlili się na Śląsku
w XII w. z terenów obecnej Holandii i Belgii. W następnych
falach osadnictwa przeważali Niemcy, począwszy od kolonizacji
Pogórza Sudeckiego za Henryka I Brodatego w XIII w. Kolonizacja
doprowadziła do zgermanizowania wielu miast oraz dużej
części śląskiego rycerstwa. Pod koniec średniowiecza,
dolny bieg Nysy Kłodzkiej odgraniczał germanizujący
się Dolny Śląsk od słowiańskiego Górnego
Śląska z przewagą ludności polskiej, a czesko-morawskiej
na Śląsku Cieszyńskim dalej na południe.
Oglądać koło Przemkowa miałem co, ponieważ:
"Nie ma takiego drugiego obszaru na niżu Śląska,
jak Przemkowski Park Krajobrazowy, obszaru o takiej różnorodności
środowisk. Ogromne trzcinowo-wierzbowe bagna rozkrzyczane
żurawiami i bekasami. Malownicze stawy rybne z tysiącami
ptaków wodnych. Źródliskowe lasy liściaste
z kolorowym runem. Buczyny płonące jesienią żółtym
listowiem. Bezkresne wrzosowiska bulgoczące cietrzewiami.
Bory bagienne pachnące bagnem zwyczajnym, czyli bahunem.
Torfowiska z owadożernymi rosiczkami. I niekończące
się bory sosnowe na wydmach, które ominęło
wszelkie osadnictwo, a które kryją jeszcze wiele tajemnic".3
Pełnowymiarowa ekologia
Teren obecnego parku był "białą plamą"
poligonu radzieckiego, gdy opuszczałem Polskę w 1971
r. Kiedy w Kanadzie ginęły na moich oczach dziewicze
puszcze oraz zasoby dorsza i łososia, w Polsce mnożyły
się nowe parki ochrony przyrody. Przemkowski park narodził
się w 1997 r., ale jeszcze za obecności wojsk radzieckich
w 1984 r. powstał z inicjatywy studentów-przyrodników
Uniwersytetu Wrocławskiego rezerwat Stawy Przemkowskie, na
którego terenie znajduje się drugi co do wielkości
w kraju kompleks stawów rybnych o powierzchni blisko 1000 ha.
Na stawach i mokradłach przemkowskich żyje 220 gatunków
ptaków. "To łączna ilość gatunków
lęgowych i przelotnych", wyjaśnia w oczekiwaniu
na grupę młodzieży pan Lucjan, etatowy przewodnik
Parku Przemkowskiego. "Mamy drapieżniki: bielika i rybołowa.
Wylęga się u nas podgorzałka, rzadkość
ornitologiczna. W trzcinowiskach żyją bąk i wąsatka,
w suchych szuwarach gnieździ się czapla siwa, a na
spuszczonych stawach - czapla biała i wiele gatunków
siewkowców".
Towarzyszyłem przy liczeniu ptaków ochotnikom z Wrocławia,
studentom elektroniki. Odziani w kombinezony do brodzenia po pas,
dzierżyli magnetofony - jedyna rzecz mająca coś
wspólnego z elektroniką. Mimo, że słychać
było cykady (potem dowiedziałem się, że to
głos ... ptaka zwanego świerszczem), czerwcowa noc
nie była jeszcze tak ciepła, by śpiewy i krzyki
mieszkańców moczarów mogły być
miarodajnym licznikiem. Postanowili przyjechać innym razem.
Po włączeniu do poligonu po II wojnie światowej,
na moczary spadały pociski i bomby z ćwiczących
samolotów. Stawy rybne i łąki zagospodarowywane
od połowy XIX w. przez pruskich właścicieli ze
Szlezwiku-Holsztynu, a dające ryby i siano jeszcze w czasach
III Rzeszy, zarastały trzciną. Niektórym gatunkom
ptaków zaczęło brakować otwartej przestrzeni,
którą w dziczy zyskują dzięki pożarom,
a w środowisku zagospodarowanym - dzięki wypasaniu
bydła i wykaszaniu siana.
"Uczyłem się o ptakach, a param się z ludźmi"
- z absolwenta ornitologii droga do ochrony przyrody wywiodła
Marka Cieślaka na szanowanego partnera w układach międzyludzkich
oraz znawcę nowych technologii. Co ma wspólnego z
ochroną ptaków np. kotłownia w Piotrowicach na
biomasę? Otóż niektóre gatunki uzależniły
się od wykaszania łąk. Kotłownia spala trzcinę
wycinaną w programie ochrony tych ptaków. "Wydaje
się, że lansuję nowości z energetyki, a
ja chronię przyrodę ...i stwarzam zatrudnienie".
Na jednej z grobli obsadzonych jeszcze przez von Schleswig-Holsteinów
szpalerami drzew parkowych, robotnicy uwijają się przy
balarce trzciny.
Harmonijne współdziałanie człowieka z przyrodą
i techniką dyr. Cieślak wdraża, wydawałoby
się bez wysiłku, współpracując z kim
w danej sytuacji trzeba dla dobra przyrody ...i człowieka.
Być może pomaga mu w tym stanowisko radnego w gminie,
a może został wybrany, bo budzi zaufanie. W zamian za
ochronę nietoperzy na poddaszu, pewien proboszcz ma wyremontowaną
wieżę i strych w kościółku. "Warunkiem
umowy było, aby okna więzy pozostawały otwarte,
tak by nietoperze mogły bez przeszkód wychodzić
ze swej kryjówki", wyjaśnił z uśmiechem
mgr Cieślak.
Iglaki a powodzie
Przemkowskie moczary osuszano obniżając, jak w innych
przedsięwzięciach melioracyjnych w Europie XIX w.,
naturalną retencję wody opadowej. Istniejąca obecnie
sieć grobli, stawów i rowów zawdzięcza
powstanie księciu Christianowi Augustowi von Schleswig-Holstein.
Książę (jak i jego następcy) zapisał
się w historii jako świetny gospodarz. Nabył miasto
i otaczające ziemie w 1853 r., a 9 lat później
uprawiano już 1500 morgów na byłych bagnach.
Być może był również pionierem ochrony
krajobrazu w regionie. Na bagnach utworzył folwark "Adelaidenau"
w 1861 r. m.in. w takim celu. Wiadomo też, że przekształcił
las wokół swej siedziby w Przemkowie w park o charakterze
naturalnym, który do dziś otacza pusty już plac
po zamku von Schleswig-Holsteinów.
Też w tym czasie sadzono obce środowisku lasy iglaste.
"Powodzie biorą się min. stąd, że iglaki
pogorszyły zdolność zatrzymywania wody w glebie.
Tak wyglądały lasy sudeckie i duża część
Borów Dolnośląskich przedtem", mgr Cieślak
wskazuje przez kierownicę na dorodne buki wśród
pomniejszych drzew po obu stronach drogi przez rezerwat Buczyna
Szprotawska.
Podczas powodzi latem 2001 r. niemniej pożyteczny okazał
się 1700-hektarowy użytek ekologiczny Przemkowskie
Bagno, gdzie królują turzyce, trzciny i wierzby. Podczas
akcji przeciwpowodziowej nad Szprotawą strażacy odkryli
w grobli zapomnianego "mnicha", czyli zamykany przepust.
Po otwarciu go wezbrana rzeka wylała miliony m3
wody. Niby gigantyczna gąbka, dużą cześć
fali powodziowej Szprotawy wchłonęły przemkowskie
mokradła, a ich poziom wody na powierzchni nawet nie drgnął.
Innym typem chronionych bagien w Przemkowskim Parku są Torfowiska
Borówki, gdzie grube poduchy mchów uginają
się pod nogami. Dyr. Cieślak pokazuje osobliwą
rosiczkę - roślinę, która łapie owady
na macki zakończone kroplami lepkiego płynu. "Niemcy
zmeliorowali i ten kawałek terenu, ale nie dokończyli
wybierać torfu. Rosjanie zaniedbali czyszczenie rowów
na poligonie, więc mamy unikalny rezerwat torfowiskowy",
mówi dyr. Cieślak.
Są także suchsze ostoje przyrody: Ruchome Wydmy Śródlądowe
i wrzosowiska. Podczas 3 wizyt w parku od maja do sierpnia życzyłem
sobie, aby te rodzaje środowisk dominowały w przemkowskim
parku. Natrętne, wszechobecne, wściekle kąsające
komary ujmują atrakcyjności przyrodniczo-krajobrazowej
stawów, moczarów i torfowisk.
Komarzyska i wrzosowiska
Latem przybysza uderza zabawny widok przemkowian oganiających
się od czegoś gałązkami. Po wyjściu
z samochodu, a w moim przypadku - po zatrzymaniu w krótkich
rękawkach i szortach po pedałowaniu, podczas którego
komary na szczęście nie atakują - misterium daje
się we znaki: najpierw utarczywym bzyczeniem eskadr, a za
chwilę ukąszeniami na wszelkich połaciach gołej
skóry. Cienka odzież też nie chroni przed nimi.
Namiot w Piotrowicach rozbijałem ubrany w grube skarpety,
kolarskie rękawiczki i narciarską czapkę naciągniętą
jak najniżej na oczy i kark. Mimo to wywoziłem swędzące
pamiątki po każdym pobycie. Do dziś nie rozumiem,
w jaki sposób komary przełaziły do namiotu przez
szczelnie zaciągniętą moskitierę. "Przemków
to polska stolica komarów - waszej największej atrakcji
turystycznej", żartowałem do dyr. Cieślaka.
On odparł, "Deszcze ostatnich 2 lat zwiększyły
populację komarów. Kilkadziesiąt kilometrów
stąd, na wzgórzach, nie ma ich".
Znów jedziemy z Piotrowic przez lasy za jakąś
sprawą. Przemkowskie lasy są częścią
Borów Dolnośląskich, które nie są
tak duże jak puszcze kanadyjskie, ale należą do
najrozleglejszych w Polsce. "Tu NATO ćwiczyło
strzelanie z armat na odległość 40 km. Nie ma
w kraju drugiego takiego terenu bez wsi i osad", pan Marek
daje skalę obszaru poligonu w borach. "Lasy powracają
do postaci sprzed zalesień, które stwarzały
zatrudnienie i zasoby drewna, ale bez zrozumienia zasad ekologii".
Leśnicy stopniowo eliminują iglaki. Pomaga w tym zmiana
klimatu, której w końcu ulegną sosny i świerki.
Ich miejsce zajmą drzewa liściaste. "Leśnicy
zauważyli, że wśród sosen pojawiają
się dęby i buki - rzecz korzystna dla uszlachetniania
lasu i gleby. Z powodu stopniowej wymiany gatunków mamy
teraz nadprodukcję drewna sosnowego", wyjaśnia
pan Marek.
"Bory nie są przybytkiem bioróżnorodności.
Ptaków tu nie za wiele. Najcenniejsze w moim parku są
podmokłe łąki, stawy, torfowiska i wrzosowiska",
mówi dyr. Cieślak. Te ostatnie również
potrzebują pomocnej ręki człowieka. Wrzosy duszą
się własnym przyrostem, potrzebują pożarów,
których nie brakowało na poligonie radzieckim. Dzięki
temu wrzosowiska przetrwały. Wypalanie dorosłego wrzosu
stwarza dostęp światła dla nowego wzrostu.
Ogień nie jest jednak bezpieczny dla otoczenia. Aby utrzymać
setki hektarów wrzosów - jedne z największych
wrzosowisk w kraju - w zdrowiu i chronić przed zarastaniem
brzózkami, dyr. Cieślak zorganizował regularne
wykaszanie. Jednego roku całe żniwa zabrały TIR-y
przysłane pustym przebiegiem z Arabii Saudyjskiej - "Może
do odsiarczania ropy naftowej?" zgadywał pan Marek,
podczas gdy kątem oka uchwyciłem cietrzewia wędrującego
po wrzosowisku. Z końcem lata pojawiają się
tu pszczelarze, a w ich ulach powstaje poszukiwany przez smakoszy
miód wrzosowy.
Czepki z wrzosu zwieńczają daszki trzcinowe nad bramą
wjazdową do dyrekcji. "Tutejsi dekarze trzcinowi znaleźli
dobrze płatną robotę w Danii, gdzie jest popyt
na te najdroższe z pokryć", mówi dyr. Cieślak.
Próbuje stworzyć na miejscu przemysł pokryć
trzcinowych, ale popyt jest mały, bo metr kwadratowy kosztuje
200 złotych. Na razie wykaszana trzcina idzie do pieców.
Żarowskie płyty
Trzy godzinki rowerem na zachód od Przemkowa, nie musiałem
pytać o drogę do Kronopolu. Już przy polu przygotowywanym
pod Żarami na Przystanek Woodstock 2001 zobaczyłem parę
i dymy obficie unoszące się z błyszczących
kominów. Zbliżając się do zakładu
po nowej obwodnicy wyczuwałem przyjemną woń żywicy
i olejków z rozgrzanego drewna. Wyziewy szły na bloki
mieszkalne. Na pewno zieloni protestują*), pomyślałem,
podczas gdy w środowisku pozamiejskim takie zapachy nie przeszkadzają.
Socjalizm zbudował tu duży zakład płyt drewnopochodnych.
Długoletnie uruchamianie inwestycji zakończyło
się kolejną ssawką budżetu państwowego.
Deficytową wytwórnię płyt lichej jakości
przejął na początku lat 90. szwajcarski inwestor.
"Produkujemy 3000 m3 płyt dziennie, wszystko
na zakontraktowane zamówienia, nic na skład. Zabierają
je TIR-y i kolej z własnej bocznicy. Lokalne PKP utrzymuje
się dzięki Kronopolowi", mówi mgr inż.
Piotr Jurkiewicz, przedstawiciel eksportowy firmy. Oprowadził
mnie po zakładzie między podróżą do
wytwórców mebli w Rumunii a wizytą biznesmenów
z Danii.
Najpierw ostrożnie, potem coraz intensywniej, w żarowski
Kronopol zainwestowano pół miliarda marek. Powstały
nowe hale i procesy do produkcji płyt laminowanych, boazerii
oraz płyt OSB (ang. oriented strand board, czyli z ukierunkowanych,
cienkich skrawków drewna długości ok. 10 cm,
układanych warstwami z dodatkiem kleju, na przemian wzdłuż
i wszerz płyty, co daje jej wytrzymałość
większą niż w tarcicy). Przy tej ilości produktu
zainstalowano własną wytwórnię kleju. Źródłem
znacznej ilości energii cieplnej jest kora ściągana
z pni oraz pył drzewny z cięcia płyt.
Płyty OSB znam od kilku lat z Kanady. W przeróbkach
domu bez trudu ciąłem, kleiłem, przewiercałem
te płyty, wbijałem w nie gwoździe i wkręcałem
wkręty. Mam je jako poszycie dachu, podkład pod podłogi,
półki w magazynku. Polerowane oraz zaopatrzone w pióro
i wpust są stosowane jako wykładziny podłogowe.
Robi się z nich drewniane dwuteowniki, którym nie
dorówna belka z najlepszej tarcicy, ani wytrzymałością,
ani lekkością.
Kronopol jest dobrym przykładem na tle niekorzystnych społecznie
przypadków przejmowania zakładów przez obcy
kapitał. Zwiększono ilość, jakość
i asortyment produkcji oraz zatrudnienie ponad deklarowane w umowie
prywatyzacji. Do sukcesu przyczynił się entuzjazm polskich
techników wdrażających rozwiązania szwajcarskiego
inwestora. Bez nich pionierskie pociągnięcia nie mogłyby
się ziścić i inwestor mógłby poprzestać
na małym zakładzie.
Były budynek administracyjny przekształcono na hotel
dla gości biznesowych i pracowników, np. dla inż.
Jurkiewicza. Dojeżdża co tydzień służbową
Toyotą spod Gdyni, gdzie kończy budowę swojego
domku. "Do tej pracy warto jechać w niedzielę
wieczorem sześć godzin i być z dala od rodziny
aż do piątku w nocy", mówi inż. Jurkiewicz
z widoczną dumą z pracodawcy. Przy wzrastających
podatkach i zubożeniu społeczeństwa mały
interes budowlany, który inż. Jurkiewicz prowadził
od czasu powrotu z Kanady i USA kilka lat temu, stał się
nieopłacalny, mimo dużych wysiłków.
Rewelacją zakładu jest taśmowa produkcja płyt
OSB. Zanim powstał Kronopol, światowa produkcja polegała
na wyciskaniu w formach każdej płyty osobno. W Żarach
skrawki drewna usypuje się na taśmę sunącą
przez wałki pras. Na końcu linii jedna piła tnie
pasmo OSB, podczas gdy druga wraca do pozycji wyjściowej.
Mimo że przesuwają się w poprzek pędzącej
taśmy, kąt prosty i wymiary płyt zaprogramowane
pod dane zamówienie wychodzą idealnie. "Niemal
wszyscy goście patrzą z podziwem w tym miejscu linii",
mówi inż. Jurkiewicz. Przechodzimy koło sztapli
płyt OSB dla odbiorcy kanadyjskiego. "Niemiecka firma,
która zaprojektowała i zainstalowała ciągłą
produkcję płyt OSB dla Kronopolu w Żarach, sprzedała
już kilkanaście linii na całym świecie",
mówi inż. Jurkiewicz.
Ze snu w namiocie na leśnym rozdrożu w okolicach Kanału
Dychowskiego w dolnym biegu Bobru budzi mnie hałas pilarki.
Pracownik leśny przecina lasek sosnowy. W sąsiednich
kwartałach widać starannie poukładane stosy -
dzieło poprzednich dni. Powstanie Kronopolu przyczyniło
się do uporządkowania borów na Dolnym Śląsku.
Po szosach do Żarów jadą transporty cienkich,
krzywych pni oraz ścinków i wiórów z
tartaków.
Agroturystyka
W gospodarstwie agroturystycznym pana Gucmy w Ostaszowie przy
Stawach Przemkowskich, trzcina stoi pionowo między drążkami
przybitymi do słupków. Przy słupkach jest niższa,
a w środku wybrzusza się łukiem do góry.
Płoty harmonizują z trzcinowymi pomieszczeniami biesiadnymi.
Robotnicy kończyli właśnie układać
parkiet z klepek świerkowych i modrzewiowych w poniemieckiej
stodole, którą pan Gucma odkupił od sąsiada.
Jak inne zabudowania w osadzie, stodoła pochodzi z okresu
II wojny światowej, kiedy na przemkowskich łąkach
intensywnie hodowano siano. W Przemkowie zachowały się
wiaty magazynowe siana z tamtego okresu.
Pod belkami zabytkowej stodoły zawisły na grubych sznurach
pomysłowe żyrandole z kół od wozów.
Między parkietem a wybielonymi ścianami zaabsorbowany
majster układał mozaikę z odpadowych płyt
piaskowca. Nie mógł się opędzić
od kibiców podziwiających jego dzieło. Po weselisku
stodoła przeszła na potrzeby agroturystyki. "Teraz
nie zdążę, ale po weselu córki tam w górze
w rogu będzie antresola dla orkiestry", pokazuje pan
Gucma. "Małymi kroczkami. Wszystko u nas ma cel długoplanowy",
skomentował mój podziw pan Marek. Nie miałem
wątpliwości, że macza palce we wszystkim, co dobre
i postępowe wokół Przemkowa.
Piotr Bein
na kolejnym kilkumiesięcznym pobycie w kraju
z Vancouveru w Kanadzie piotr.bein@imag.net
cdn.
Dolnośląski Zespół Parków Krajobrazowych
Oddział Legnica
Piotrowice 89, 59-170 Przemków, tel./faks 0-76/83 10 924,
tel. 0-76/83 10 031
|
Kronopol Sp. z o.o., ul. Serbska 56, 68-200 Żary
tel. 0-68/36 31 100, faks 0-68/36 31 321, www.kronopol.com.pl
|
2. Grzegorz Bobrowicz "Przemkowski Park Krajobrazowy",
Studio Mirwal-Art, Wałbrzych 1999, ISBN 83-909305-4-4
3. Zbigniew Fras i Wiesława Staniszewska "Przemków:
szkice z dziejów miasta", Omega, Bydgoszcz 1998, ISBN
83-87459-95-X
|