Dezerter w Drukarni
|
Wywiad przeprowadzony został 28.9
po koncercie Dezertera w krakowskim klubie "Drukarnia".
|
Sebastian Rerak: Trzy lata kazaliście
czekać na nową płytę. Co było przyczyną
tak długiej przerwy?
Krzysiek Grabowski: Złożyło
się na to wiele rzeczy. Najpierw to, że nasz basista
wyjechał za granicę i długo nie wracał, musieliśmy
znaleźć nowego, co nie było łatwe. Same piosenki
powstawały długo, bo we dwóch je pisaliśmy,
potem we dwóch nagrywaliśmy i miksowaliśmy. To
niestety trwało długo a w międzyczasie musieliśmy
podjąć jakieś prace żeby mieć z czego
żyć. Tak to się przeciągało.
Robert Matera: Poza tym prowadziliśmy
też samodzielną działalność menedżerską
odnośnie płyty, sami wszystko załatwialiśmy
i to też zajęło nam sporo czasu. Tak więc
jest to płyta bardzo w stylu "zrób to sam".
Bardziej niż poprzednie.
S: Okładka płyty (zob. ZB 161 i
162) jest programowo bardzo kiczowata. Skąd to nagłe
zainteresowanie śmietnikiem popkultury?
K: Kiedy się nadaje płycie tytuł
"Decydujące starcie" okładka musi być
konsekwentnie utrzymana w takim stylu. Uważam, że jest
to fajny dowcip, nie wiem jak odbiorą to ludzie, mnie się
podoba (śmiech). To nie jest zainteresowanie śmietnikiem
popkultury. Ten tytuł miał być na początku
w miarę poważny i odnosić się do nas, ale
to mogłoby sugerować, że jest to ostatnia płyta.
Kiedy okazało się, że kryzys jest już zażegnany
i wszystko toczy się jakoś do przodu; stwierdziliśmy,
że nie ma co przeginać z powagą tego tytułu
i trzeba go obrócić w żart. W związku z
tym taka okładka.
Jasiek Bińczycki: Oglądając
telewizję, czytając gazety widać, że zbliża
się decydujące starcie. Chodzi mi o atak na World Trade
Center. Czy Wy jesteście zwolennikami odwetu, wojny z islamem?
K: Wydaję mi się, że jest
to źle postawione pytanie. Nie przypuszczam, by ktokolwiek
chciał wojny z islamem. Jest to bardzo duże i niesprawiedliwe
uproszczenie. To tak gdyby ktoś stwierdził, że
należy wypowiedzieć wojnę chrześcijaństwu,
bo wśród chrześcijan zdarzają się
ortodoksi i fanatycy. Też jest ich garstka, ale są.
Natomiast w dzisiejszych czasach chrześcijaństwo nie
jest agresywne. Nie jest agresywny też islam a tylko jacyś
tam jego przywódcy i goście, którzy - żeby
było śmieszniej - pobierali nauki na Zachodzie, czyli
w naszej kulturze i z tego powodu popieprzyło im się
we łbach.
S: A jak ustosunkowujecie się do samego
zamachu i ewentualnych kontrdziałań ze strony Stanów
Zjednoczonych?
K: Trudno powiedzieć, bo nie wiem co
zrobiłbym, jak bym się czuł i co bym myślał,
gdyby u nas zabito sześć tysięcy ludzi. Myślę,
że Amerykanie mają prawo do jakiejś reakcji, a
trudno wyczuć to jaka ona będzie. Wydaję mi
się, że nie dojdzie do totalnej wojny. Przypuszczam,
że będą to tylko tzw. chirurgiczne cięcia.
Ale cholera wie, nie chciałbym się wypowiadać
kategorycznie, bo nie jestem ani specjalistą ani fachowcem
w tym temacie. Trzeba sprawę bardzo dokładnie zbadać
i przyjrzeć się jej bliżej, żeby wypowiadać
się autorytatywnie.
J: Czy Wy jako zespół mający
bardzo konkretne teksty czujecie, że śpiewając
je zmieniacie podejście ludzi do konkretnych problemów?
K: Raczej nie liczę, by miało to
mieć jakiś masowy oddźwięk. To są indywidualne
sprawy. Przychodzą do nas listy i maile od konkretnych osób,
które się bardzo konkretnie czymś zainteresowały
np. miały szansę usłyszeć o jakiejś
rzeczy pod wpływem tekstów lub przeczytać o
niej na płycie. I to jest cenne. Ale nie oszukujmy się,
to nie jest żadne masowe zjawisko. Nie stanie się tak,
że nagle wszyscy zainteresują się jakimś
tematem dlatego, że my go poruszyliśmy. Nie jesteśmy
zespołem popularnym.
S: Byliście jednymi ze świadków
narodzin tak sceny punkowej, jak i ruchu ekologicznego z prawdziwego
zdarzenia. Jak po latach widzicie funkcjonowanie i wzajemne powiązanie
tych środowisk?
K: Wydaję mi się, że kiedyś
było o wiele ściślejsze. Teraz troszeczkę
się te środowiska rozchodzą choć wydawało
mi się, że kiedyś działały równolegle.
Kiedy scena hardcore'owo-punkowa była bardziej aktywna, aktywna
była na wielu płaszczyznach. Teraz to się zmieniło
i ci, którzy zajęli się ekologią, weszli
w to głębiej i w związku z tym przestali się
zajmować sceną i na odwrót. Ale myślę,
że to dobrze bo nastąpiła specjalizacja i ludzie
zajmujący się ekologią zajmują się
nią na poważnie, wiedzą co robią, wiedzą
jak to robić.
J: Czy widzicie szansę na zmienienie
stosunku państwa do kwestii ekologii? W tych wyborach trzecie
miejsce zajęła Samoobrona, która znana jest
z bardzo ognistych ekologicznych deklaracji.
K: Zapomnij. To jest działanie pod publiczkę,
kolejny szwindel. Nie wierzę w ani jedno słowo żadnego
z polityków, który twierdzi, że zrobi coś
dla ekologii. Jeśli nie wywodzi się bezpośrednio
ze środowiska ekologicznego, to znaczy, że tak naprawdę
gówno go to obchodzi. Zresztą w ZB czytałem przed
poprzednimi wyborami parę takich bardzo naiwnych artykułów.
Ekologom się wydaje, że jeżeli ktoś powiedział,
że będzie chronił środowisko albo przyjmuje
nazwę Partia Zielonych albo, że w SLD jest komórka
do spraw ekologii to jest to szczere. A jest to po prostu kupa
bałachu. Nie należy im wierzyć w ani jedno słowo.
Nigdy niczego nie zrobili w tym kierunku. Oni mówią,
że są ekologiczni, bo jest to fajne, modne słowo,
dzięki któremu można puścić fajny
tekścik do młodzieży i może się ktoś
załapie. Zwróćcie uwagę, że nikt
nic nie zrobił, nie ma żadnych ruchów, to są
tylko słowa. Nie można im ufać. A jeśli chodzi
o Samoobronę, to można to pomnożyć przez dwa
S: Co sądzisz o odwołaniu Wojciecha
Gąsienicy-Byrcyna ze stanowiska dyrektora Tatrzańskiego
Parku Narodowego?
K: Nie znam tej sprawy bardzo dokładnie.
Wydaje mi się, że było to ciśnienie typowo
koniunkturalne. Minister zagłady środowiska dogadał
się z samorządami, bo Byrcyn nie pozwalał im wycinać
lasów czy zrobić kolejnej skoczni i trzeba go było
szybko wyrzucić, dopóki jeszcze jest ten rząd,
bo, nie daj Boże, on zostanie na kolejne cztery lata i co
wtedy będzie? Typowa chamska akcja polityczna, nie mająca
nic wspólnego z ekologią. Minister ochrony środowiska,
który wyrzuca jedynego faceta naprawdę broniącego
gór. Za to go zresztą górale nie lubią,
bo chcieliby zarabiać.
J: Od lat jesteście wegetarianami. Powiedz
o pionierskich czasach wegetarianizmu, kiedy większości
społeczeństwa wydawało się to dziwaczną
modą.
K: W latach 1980. to była naprawdę
paranoja. Zwłaszcza, że każdy kto nie jadł
mięsa i np. oddawał kartki, był traktowany jako
ktoś kto popiera system. W tamtym czasie było bardzo
ciężko, bo nie było produktów i trzeba
było wszystko robić samemu. Ja np. sam uprawiałem
soję, soczewicę. Były to rzeczy bardzo trudno
dostępne. Ale jak pokazuje doświadczenie tego czasu,
można - jeśli się chce - spokojnie sobie poradzić
w każdej sytuacji. To, że nie ma gotowców w sklepach
nie znaczy, że nie można być wegetarianinem. Może
gdybyśmy byli Eskimosami, to by się nie dało,
ale w Polsce się da.
S: Przez lata wspieraliście różne
inicjatywy ekologiczne. Mógłbyś wymienić
te ważniejsze?
K: Zagraliśmy dwie trasy na rzecz Lasów
Arłamowskich.
R: To znaczy projektowanego Turnickiego Parku
Narodowego.
K: Który pewnie nie powstanie nigdy,
ale była taka opcja żeby wytworzyć grupę
nacisku, żeby dało się to zrobić. Zagraliśmy
rok po roku dwie trasy koncertowe w okolicach Rzeszowa i w Bieszczadach.
R: Był też Zielony Festiwal w Warszawie.
K: Tam zagraliśmy kilka razy.
R: Jeszcze koncert w Warszawie przeciwko budowie
spalarni śmieci. Niestety nie powiodło się - spalarnia
powstała. Ale była taka inicjatywa.
K: Staramy się zamieszczać na
swoich płytach informacje o działaniach ekologicznych
jak chociażby o ZB czy Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.
Jeśli nawet ktoś nie jest związany ze środowiskiem,
a słucha naszej płyty, to może się na coś
natknąć. Nie angażujemy się w to jakoś
personalnie, natomiast jeśli możemy pomóc jako
zespół, to robimy to.
J: Czy dostrzegasz przyszłość
dla muzyki zaangażowanej?
K: Generalnie widzę regres muzyki, która
ma jakiekolwiek konkretne przesłanie. A takiej zaangażowanej
w działania, chociażby ekologiczne - tym bardziej.
Ale trzeba być dobrej myśli. Są fale przychodzące
i odchodzące, teraz jesteśmy pod koniec fali odchodzącej
i myślę, że coś się zmieni. Teraz znowu
wróciła moda na jakieś pijackie koncerty i tego
typu klimaty, ale myślę, że to też jest chwilowe.
Dużo ludzi interesuje się jednak poważniejszymi
sprawami i jeśli traktują poważnie tą muzykę,
to będą trafiać do was czy do innych organizacji.
S: A czy Twoim zdaniem punk może zmieniać
świat?
K: Myślę, że w bardzo minimalnym
zakresie, w tej cząstce, która się nazywa "świadomość
odbiorców". Jeżeli uda się przekonać
kogokolwiek do tego, żeby traktował życie poważnie,
zastanawiał się nad tym co robi; to jest jakaś
szansa na wpływ na dzieje świata. Zakres wpływu
jest minimalny taki jak zakres tej muzyki.
S: Coś do dodania?
K: Pozdrawiamy czytelników ZB i gratulujemy
tak długiego istnienia.
Andrzej Żwawa: dziękuję Dezerterowi
za udzielenie wywiadu, a wolontariuszom za jego przeprowadzenie!
|