JEST WOJNA
DZIKI KOT UMIERA
Film izraelski: na brzegu rzeki poluje haus, kot pustynny. Udaje mu się złowić
sporego suma, dziwnie niemrawo trzepoczącego się na płyciźnie. Koci łowca z apetytem
pożera swoją zdobycz. Nie wie o tragedii, jaka rozgrywa się w górnym odcinku rzeki:
gdy samolot opryskiwał pola, nagły podmuch wiatru poniósł obłok trującej substancji
nad koryto rzeki. Opadła w wodę. Teraz spływają nią ryby, małe i większe, spływają
blisko powierzchni, brzuchami do góry. Katastrofa objęła wszystkie ogniwa łańcucha
pokarmowego - brzmi komentarz.
Kamera odnajduje wyciągnięte na trawie tylne nogi kota i powoli panoramuje wzdłuż
nieruchomego, płowego ciała: martwy, czy jeszcze żyje? W końcu pojawia się głowa
z otwartymi, okrągłymi oczami. Nie widać w nich męki ani zmagania z trucizną,
walka już dogasa. Jest w nich groza tej właśnie chwili, świadomość, że dzieje się
coś niewyobrażalnego, coś najgorszego, co mogło się stać: świat odchodzi. Zwierzę
nie wiedziało, że taka chwila nastąpi. Szeroko rozwarte oczy wpatrują się w to,
co się dzieje: odchodzą gorące dni na pustyni, gonitwa za umykającymi stworzeniami,
niepowodzenia i głód. I tryumf, kiedy uda się dopaść ofiarę, smak jej krwi i chwile
błogiej sytości. Odchodzą godziny nocnego chłodu i poranne słońce nad zaroślami
i spotkania ze zwinną kotką, paląca potrzeba drugiego ciała i jego bliskość,
czuły język liżący futro. Całe bogactwo autentycznych przeżyć, wszystko co było
treścią świata - oto odchodzi. Z bursztynowych oczu emanuje prawda o życiu.
I o umieraniu.
Głowa kota nieznacznie przechyla się - i tu kończy się ujęcie. Operator zdecydował
nie nakręcać agonii. Słusznie; to co istotne już znalazło się na taśmie.
***
Człowiek, poruszony tą sceną, także zwraca się do życia i do jego wartości.
Wejrzeć w czyjeś źrenice w ostatnim momencie ich funkcjonowania i zobaczyć w nich
własny czas spędzany na ziemi; pojąć urok tego czasu, potęgę tego uroku. Ktoś,
kto żyje naprawdę: dzikie zwierzę - przekazuje nam tę wizję.
Niekiedy dopada mnie zniechęcenie, znużenie nieustającą walką. Muszę rozluźnić
się i psychika, nie pytana, sama odcina się od bodźców. Obojętnieją mi sprawy własne
i sprawy otaczającego mnie świata - a niech się dzieje co chce, mnie już brakuje sił.
Wtedy przypominają mi się okrągłe oczy konającego kota. Zaglądam w nie i widzę
tam życie - jego, moje, innych istot. I ono wraca we mnie ze swoim urokiem,
ze swoją siłą. Wraca i wypełnia mnie.
SYBERYJSKIE SOBOLE
Doniesienie z obszaru byłego Związku Radzieckiego (a chyba nie straciło na
aktualności po zmianach politycznych na tych terenach): otóż wyhodowano tam odmianę
soboli syberyjskich, nie odczuwających lęku przed człowiekiem. W naturze są one
bardzo płochliwe, trudne do podejścia i do upolowania. Nie sposób zbliżyć się
do nich. Ale na światowych aukcjach futrzarskich ich skórki osiągają wysokie ceny
(wtedy do kilku tysięcy dolarów). Więc sięgnięto do pomocy nauki: polecono genetykom,
żeby zmienili ich usposobienie. I to się udało - metodą selekcji, doboru odpowiednich
cech zakodowanych w łańcuchach DNA. Teraz te piękne stworzenia biegają beztrosko
po terenie łagru - bo widok rzędów baraków hodowlanych jest identyczny z widokiem
łagrów dla ludzi - i niemal łaszą się do obsługującej ich osoby.
Tryumf nauki; teraz dolary płyną szerokim strumieniem. Pytanie, do czyich kieszeni.
A może to osiągnięcie wzbudza w was niemiłe odczucia, niepokój jakiś? Wywołuje
sprzeciw? Strzeżcie się; wasze emocje mogą okazać się niepożądane, tak jak
płochliwość soboli.
ROLNIK, PIENIĄDZE I CEMENTOWNIA
Wieś niedaleko Opola, plac budowy wielkiej cementowni. Rozjeżdżone pole całe
w bruzdach od opon, na skraju okaleczała sosna. Jest późna jesień. Zakutani po uszy
geodeci chodzą tam i z powrotem ze swoim sprzętem. W kilku miejscach pracują
zespoły wiertnicze.
- Tu wszędzie dojrzewało zboże - opowiada rosły wiertacz i zatacza ramieniem
obszerny łuk - Jeszcze parę dni, a byłyby żniwa. I przyszedł ten dzień, ciach,
wjechały buldożery, wjechały ciężarówki. Zaczęło się.
Rolnikom oczywiście wypłacono odszkodowania. Chyba nie są zbyt zadowoleni.
Jeden z nich, człowiek w średnim wieku, skulony jakiś, przystanął przy grupie
wiertaczy. Coś opowiada, chaotycznie, niewyraźnie, wreszcie macha ręką i odchodzi.
Wiertacze interesują się tymi sprawami, wielu z nich pochodzi ze wsi. I teraz
któryś przypomina, że na innej budowie, u innego inwestora to wypłacali takie sumy,
że ludzie zbiegli się, w kolejce się ustawiali, żeby sprzedać ziemię i zabudowania.
To nie jest w porządku. Jest coś niedobrego w sytuacji, kiedy każe się rolnikom
opuścić ich grunty kilka dni przed żniwami i w zamian wypłaca pieniądze; to przypomina
rugi chłopskie, tyle że płatne. Wtedy chodziło o rozszerzenie obszarów folwarcznych,
teraz o rozwój przemysłu. Źle, jeśli rolnik po te pieniądze biegnie i ustawia się
w kolejce. Wiertacze to czują, w ich rozmowach brzmi ledwie uchwytny ton ironii,
odgaduje się niewypowiedzianą opinię.
Rolnik i jego rodzina uprawiali te zagony od dziesięcioleci. Gospodarowali w tym
obejściu, doglądali zwierząt, całe ich życie upływało związane z tym kawałkiem gruntu.
To był ich dom i dorobek, warsztat pracy i miejsce na ziemi. Taki obiekt staje się
źródłem wielu różnych uczuć, zdolnym wytwarzać nowe wartości; jest niewymiernie cenny.
Powstaje więź między człowiekiem a jego siedzibą, legendarne przywiązanie chłopa
do ziemi. Zrozumie to każdy, kto uprawia rolę, choćby grządki swojego ogrodu albo
własnoręcznie zbudował bodaj szopę na drewno i przez jakiś czas jej używał.
Przychodzi rzeczoznawca i wycenia nieruchomość: mierzy powierzchnię, określa
klasę gleby, rozpatruje stan zabudowań, wreszcie oznacza jej cenę jako towaru,
w złotówkach. Czy da się przeliczyć na walutę pełną wartość gospodarstwa rolnego?
Następuje zasadnicze zawężenie pojęcia wartości do jedynie tej handlowej.
Przepadają wszystkie walory niewymierne. Rolnik, chętnie czy niechętnie, zabiera
pieniądze i opuszcza miejsce.
Tak więc zbuduje się cementownię, ale przedtem coś się rozwali. Fabryka stanie
na gruzach czegoś, co nie zostało wycenione.
Myślicie, że to nie obróci się przeciw nam?
KUKUŁKA
Czy kukułka jest istotą złą? Od dzieciństwa znamy opowieść o podstępnym ptaku,
który podrzuca jaja innym ptasim rodzinom. Nieświadomi rodzice karmią jej pisklę razem
z własnymi, a raczej zamiast własnych i chyba nie postrzegają krzywdy, jaka im się
dzieje. A to pisklę także zachowuje się nieetycznie. Istny potwór: ledwie opadły
z niego płaty skorupki a już, napędzane instynktem, wypycha z gniazda inne jaja.
Wygląda obrzydliwie . Rośnie, rozpiera się; jeśli obok zdołało wykluć się pisklę
uprawnione do korzystania z tego gniazda i z opieki tych rodziców, to zrzuca je.
Jest to warunek jego przetrwania, więc właściwie ma prawo. Egzystuje jako sam
rozwarty dziób, nie jak boskie stworzenie, ale jakaś koszmarna maszyna żrąca i niszcząca.
W ten szkarłatny dziób karmiciele wkładają i wpychają ćmy, motyle, jakieś wierzgające
odnóżami insekty, włochate gąsienice, aż chwyta nas żal nad tymi stworzeniami, tak
hurtowo wchłanianymi przez ową pompę ssącą. Zaś ten automat do przełykania, nie
okazujący żadnych uczuć, pozbawiony słabości, dalej rozdyma się, staje się coraz większy,
już jest o wiele większy niż jego umęczeni karmiciele.
Kiedyś wreszcie odlatuje. I zaczyna swoje kukanie - a to jest pieśń lasu.
Kiedy słuchacie tego melodyjnego głosu, humor wam się poprawia. W zielonej przestrzeni
rozlega się rytmiczne kowanie i zdaje się tę rozległą przestrzeń akcentować; całe jest
z lasu, z powietrza, z liściastego sklepienia i wiąże was z lasem, z powietrzem i
z zielenią. Czy nie jest to wołanie radości i piękna, czysty głos żywej przyrody?
A wy także do niej należycie. Co za wspaniałe uczucie.
Wielbicielem kukułki jest Vincenz. W tomach Na wysokiej połoninie co raz pojawia się
ten ptak i jego głos, podejmowany w huculskich wierzeniach, gadkach i piosenkach.
Na Wierchowinie kukułka to więcej niż ptak; jej kukanie jest wyrazem ducha tej krainy,
prezentuje wszystko co cenne w górskiej przyrodzie, jest głosem radości życia, swobody,
wołaniem szerokich przestrzeni.
Więc na ile można wystawić kukułce znak plus albo minus? Ona nie zakłada własnego gniazda,
tak ma zapisane w genach. Żeby zakukała, jakaś para ptasich rodziców musi utracić własne
potomstwo. Czyjeś dzieci muszą wypaść z gniazda i zginąć, żeby w lesie rozległ się śpiew kukułki.
Wśród przyrody trudno ukierunkować pojęcia dobra i zła.
POGŁOWIE FOK
Nieraz uspokaja się opinię publiczną, że pewne poczynania człowieka nie zagrażają
populacji jakiegoś gatunku zwierząt. Na przykład, ktoś z BBC pocieszał, że masowe polowania
na foki nie spowodowały zmniejszenia ich liczby.
Odpowiadam: po drugiej wojnie światowej przetrzebiona ludność świata szybko doszła
do liczby przedwojennej i przekroczyła ją. A więc wojna ludziom nie zaszkodziła - tak?
Czy można uspokajać sumienie tym, że pogłowie fok albo ludzi nie spada?
CYRK W NIECHORZU
Niechorze to miejscowość pełna uroku. Pośrodku stylowe zabudowania, na obrzeżach
rozłożyste gospodarstwa całe w zieleni. Na wzgórzu opodal wznosi się latarnia morska.
Dzisiaj panuje tu dotkliwy upał; dopiero dziesiąta rano, woda w morzu bardzo zimna,
a na lądzie tak gorąco. Na pustawej uliczce dostrzegam żółtą plamę afisza: do Niechorza
przyjechał cyrk, tak, ze zwierzętami, jutro oferuje kochanym dzieciom i dorosłym
dwa przedstawienia...
Żółta plama eksploduje. Rozrywa całą miejscowość, rozsypują się plany na dzisiejszy
dzień. Stop, nie pójdę nad jezioro. W tył zwrot - przelatuję więc przez Niechorze,
co z tego, że urokliwe, jeśli wjechały tu wozy z więźniami, jeśli odbędą się tu publiczne
pokazy robót przymusowych.
Co za skwar. Pędzę przez plażę, wściekła - w takiej temperaturze wyduszać
ze zwierząt dwa przedstawienia dziennie! Z ludzi też, ale to ich sprawa oraz ich zarobek.
Oni mają wybór, nie mają go zwierzęta, z których zrobili swoje narzędzia pracy.
CYRKOWCY, ŻYJECIE Z UDRĘKI INNYCH ISTOT - wypisałam dużymi literami na pierwszym
plakacie. I stromo, po schodach, na plac pod latarnią morską; dopiero tu przypomniałam
sobie, że przy moim aktualnym stanie zdrowia taki wysiłek w pełnym słońcu raczej
nie jest wskazany.
Na placu pełno samochodów i przyczep. Namiot cyrkowy otoczony podwójnym rzędem wozów;
są one zamknięte i nic z tego co tam się dzieje nie widać z zewnątrz. Tylko jeden koń
siwek stoi obok ogrodzenia.
Nieważne, że w dole morze, obojętne, że niedaleko stąd ciągnie się las - co z tego,
jeśli siedzi się w klatce, w klatce, przez całe życie, bez żadnej nadziei.
Wracam do miasta. Chodzę od jednego plakatu do drugiego i wypisuję na nich - na ukos,
żeby rzucało się w oczy:
ZWIERZĘ SPĘDZA CAŁE ŻYCIE W KLATCE, ŻEBY CIEBIE ZABAWIĆ;
ZWIERZĘTOM UDRĘKA, LUDZIOM ZABAWA I SZMAL
Zagaduje mnie pani z dziesięcioletnim chłopcem. Kupili bilety na pierwsze przedstawienie,
ale ona ma wątpliwości co do tresury zwierząt. Podobno nie jest taka okrutna, podobno
teraz używa się bardziej łagodnych metod...
Opowiadam co mam do powiedzenia, chłopak słucha, nie odrywając ode mnie oczu. - Takie
młode stworzenie jak ty - mówię - tyle, że urodziło się niedźwiedzicy, a nie kobiecie.
Tak jak ty potrzebuje ruchu, zabawy, mamy...
Po powrocie do Kołobrzegu, mojej bazy noclegowej, zastałam te same żółte afisze.
Zapowiadały występy w najbliższy weekend. Dużo tych plakatów, dostarczą mi roboty
na cały wieczór. Nic więcej nie mogę zrobić.
Nazajutrz cyrk zawitał i do Mrzeżyna. Znowu stanęły współśrodkowe kręgi zamkniętych
wozów i kryją przed ludzkimi oczami tajemnice ich mieszkańców. Po uliczkach jeździ
samochód głośno trąbiący tekst reklamowy: jakie to wspaniałe widowisko! Jest ulubieniec
dzieci hipopotam Pyzio, a wszystkie zwierzątka wystawione na pokaz będzie można oglądać
od rana do późnego wieczora... Ten hałas musi być dodatkową udręką dla więzionych stworzeń.
Los cyrkowego zwierzęcia można skontrastować z całym tym letniskowym jarmarkiem dookoła.
Z kramami pełnymi gadżetów i dupereli, z przyjemnym życiem dzieci (ludzkich). Tyle mają
radości i rozrywek do dyspozycji, wszystkie uroki plaży, i hopsanie na nadmuchiwanym
smoku, i mamo kup mi loda, i zwiedzanie latarni morskiej, i tato chodźmy tam, a potem
można jeszcze pójść do cyrku. Od razu ta muzyczka wydaje się hałaśliwsza, te rozrywki
naokoło - ogłupiające, a to money hunting bardziej nachalne.
GDYBYŚ ZNAŁ LOS ZWIERZĄT CYRKOWYCH, NIE BAWIŁYBY CIĘ ICH POPISY.
TRESURA ZWIERZĄT TO BARBARZYŃSTWO, BOJKOTUJ JĄ.
Nie zyskało mojej sympatii Mrzeżyno, wczoraj straciło swój urok Niechorze. Źle mi się kojarzą.
CIĘŻARÓWKA
Ulicą przejeżdża ciężarówka wyładowana więźniami. Całe życie spędzili w niewoli, nawet
nie wiedzą co znaczy żyć właściwym sobie trybem życia. Mają różowe ciała, spojrzenia niewinne,
może nieświadome swego losu. Niektórzy próbują wdrapać się na towarzyszy. Po co? Chyba jednak
ogarnia ich niepokój, w każdym razie tak przejawia się ich życie wewnętrzne, a tego także
im odmawiano. Pary dużych, obwisłych uszu, pary spoglądających oczu, czułe, węszące ryje.
Jeden przytknął nos do okratowanej ściany ciężarówki, nieruchome różowe kółko, a w nim dwie
dziurki. Patrzy na ulicę. Coś dostrzega, o czymś sobie myśli - ludzie dopiero niedawno odkryli,
że osobniki tego gatunku odznaczają się inteligencją. Wiem, dokąd on jedzie, wiem co się
z nim stanie już wkrótce i jak będzie wtedy wyglądał ten zabawny ryj.
Jak one przeraźliwie krzyczą, kiedy się je ciągnie na śmierć! Ludzie często z rechotaniem
przyjmują ten kwik, wydaje im się śmieszny, wyszarpujące się zwierzę także wydaje się śmieszne,
jest się z czego pośmiać. I zatapiają długie noże w ciało stworzenia, na które od jego urodzenia
spogląda się jak na magazyn mięsa i tłuszczu.
ODŁAWIANIE ZAJĘCY
Opowiada myśliwy:
- Jak się odławia żywe zające, do wysłania na eksport? Nagonka pędzi je na sieć - sieć
jest biała, bo to na śniegu, naciągnięta na gwoździe bez główek. Ześlizguje się i spowija zwierzę.
Przychodzi człowiek, biało ubrany i zgarnia je do pudła. Żaden z tych zajęcy nie ma szansy
uciec, gorzej niż na polowaniu. No chyba że inny poleci tym samym szlakiem i przemknie przez
pułapkę, co już wcześniej zadziałała.
I jaki skutek? Zostają całe tereny oczyszczone z zajęcy. A szarak to podstawa pożywienia
drapieżników. Teraz lisy i wilki podchodzą do gospodarstw, atakują owce, do kurników się zakradają.
No a wtedy ludzie mają do nich pretensję.
EKOSYSTEMY BEZ ZWIERZĄT
Jest jeszcze jeden aspekt odławiania zwierząt dla cyrków i nie tylko dla nich: każde z nich
odgrywa w swoim środowisku jakąś rolę. Małpy są wkomponowane w ekosystem leśny i spełniają
w nim określoną funkcję, na przykład roznoszenie nasion, a na pewno jeszcze inne. Las ogołocony
z małp to las - kaleka. Kulawo funkcjonują także nasze lasy, pozbawione wilków i innych
drapieżników. Źle ma się łąka bez ptaków, bo je wystrzelali Włosi w czasie sezonowych
przelotów, a one były z nią powiązane na różne sposoby, przede wszystkim z jej owadami,
a poprzez owady z roślinami owadopylnymi. Nasze pola zostały ogołocone z zajęcy, bo je
masowo odławiano żywe na eksport, a teraz padają ofiarą nieznanej choroby. I bez winniczków,
bo je wyzbierano dla miłego grosza, żeby się nimi pożywili Francuzi. Daleko stąd dżungla
traci swoje kolorowe ptaki. Ocean zostaje bez wielkich ssaków.
Czy mamy zostać sami na tej planecie? Raczej nie. My też jesteśmy powiązani na wszelkie
sposoby ze środowiskiem; nie wyżyjemy bez niego.
Natomiast, jako jedyny spośród wszystkich gatunek, nie jesteśmy potrzebni ani lasom,
ani morzu, ani górom, ani łące, żadnemu z ekosystemów. Wszystkie one mogłyby doskonale
funkcjonować bez nas.
Halina Dobrucka
Fragmenty książki Jest wojna. Autorka szuka wydawcy. Kontakt:
hawudo@wp.pl
CENTRUM EKOLOGICZNYCH TECHNOLOGII "SUNFLOWER FARM"
|
|
Budynek z gliny i słomy, zasilany i ogrzewany energią słoneczną. Budynek
znajduje się w ośrodku edukacyjnym Sunflower Farm w Stryszowie k/Krakowa
Informacja o prawach autorskich: zdjęcie jest własnością Sunflower Farm. Można je
wykorzystać nieodpłatnie w dowolnej publikacji papierowej lub elektronicznej. Prosimy
jednak o umieszczenie obok zdjęcia małej informacji o prawach autorskich w postaci
napisu © Sunflower Farm. |
Południowa fasada fabryki firmy Solar-Fabrik w Freiburgu (Niemcy). Fabryka ta,
produkująca moduły fotowoltaiczne, jest w pełni zasilana energią słoneczną z instalacji
fotowoltaicznych zintegrowanych z fasadą budynku.
Informacja o prawach autorskich: zdjęcie jest własnością Solar-Fabrik. Można je
wykorzystać nieodpłatnie w dowolnej publikacji papierowej lub elektronicznej. Prosimy
o umieszczenie obok zdjęcia małej informacji o prawach autorskich w postaci napisu
© Solar-Fabrik. |
Centrum Ekologicznych Technologii SUNFLOWER FARM to pierwsza w Polsce placówka demonstracyjna
dla ekologicznych technologii. Każdy odwiedzający może zobaczyć jak działają wszystkie prezentowane
tu urządzenia: kolektory słoneczne, moduły fotowoltaiczne, oczyszczalnie ścieków itp. W Centrum
znajduje się również szereg interesujących budowli takich jak: dom z 1901 roku - wyremontowany
z użyciem ekologicznych technologii, demonstracyjny budynek z gliny i słomy, czy też opracowana
przez duńskich inżynierów szklarnia sferyczna. W centrum organizowane są warsztaty edukacyjne.
UWAGA! - konieczna rezerwacja!
Zwiedzanie Centrum we wtorki, piątki i soboty między 11.00 a 16.00.
W ofercie: moduły fotowoltaiczne, kolektory słoneczne, Świetliki "Sun Tunnel", przydomowe
oczyszczalnie ścieków "Herva"®, toalety sortujące i inne.
Centrum Ekologicznych Technologii
"SUNFLOWER FARM"
Krzysztof Wietrzny
34-146 Stryszów 156
tel. (33) 87-97-794, (33) 87-97-816 fax (33) 87-97-114
e-mail centrum@sfo.pl
www.sfo.pl
|
CHRIS MASER - NOWA WIZJA LASU
|
Jest to pierwsze polskie wydanie jednej z najważniejszych pozycji
spod znaku ekologicznej analizy gospodarki leśnej i "ochroniarskiego"
spojrzenia na lasy. Autor przez ponad 30 lat pracował jako przyrodoznawca-badacz
ekologii lasów, pastwisk, rejonów subarktycznych, pustyń i terenów
nadmorskich. Po ukończeniu studiów pracował w Bureau of Land Management
Departamentu Spraw Wewnętrznych USA, z czego przez ostatnie 7 lat
badał pierwotne puszcze zachodniej części stanu Oregon. Do chwili
rezygnacji (w 1987 r.) z pracy dla rządu Maser opublikował, jako autor
i współautor, przeszło 200 publikacji naukowych. Obecnie jest prywatnym
konsultantem z dziedziny zrównoważonego leśnictwa. Jego główne zainteresowania
to ekologia rekonstrukcji środowiska i poprawa warunków ludzkiego życia.
|
Książka przeciwstawia holistyczne i ekologiczne spojrzenie na las i gospodarkę leśną
eksploatacyjnym wizjom przemysłu drzewnego i dewastacji terenów leśnych. Zawiera omówienie
przykładów z różnych części świata oraz ogólną charakterystykę procesów leśnych z punktu
widzenia ochrony trwałości i żywotności lasów. Napisana jest w ciekawy sposób, z licznymi
odwołaniami do literatury niespecjalistycznej, przystępnym językiem. Wykład urozmaicają
i wzbogacają liczne fotografie i rysunki. Główną tezą książki jest stwierdzenie, że aby
utrzymać żywotność lasów i ekosystemu w ogóle, potrzebny jest nam nowy model gospodarki
leśnej, oparty na zrozumieniu naturalnych procesów.
Polska edycja Nowej wizji lasu ukazuje się dzięki środkom z Unii Europejskiej,
z programu Access, w ramach realizowanego przez Pracownię na rzecz Wszystkich Istot projektu
"Zielone Karpaty". Projekt ten został bardzo wysoko oceniony przez organizatorów prestiżowego
konkursu "W harmonii z Przyrodą" organizowanego przez firmę Hewlett-Packard. Projekt
Pracowni uzyskał w tym konkursie trzecią nagrodę, ustępując jedynie projektom Klubu
Przyrodników i "Pro Natury" - na 500 zgłoszonych do konkursu wniosków!
Dla Masera las to nie kilka czy nawet kilkadziesiąt gatunków - to organiczna,
doskonała i fascynująca całość, nieredukowalna do jednej funkcji. Las jest niesamowicie
złożonym tworem, tu każdy składnik, każda istota mają do odegrania ważne role i posiadają
immanentną wartość, nawet jeśli my, ludzie, w swej ignorancji i arogancji dostrzegamy
jedynie to, co możemy zaprząc do własnych potrzeb i bezpardonowo wyeksploatować.
fragment Wstępu polskiego wydawcy
Najpierw musimy mieć cechujący się trwałym rozwojem las, jeśli chcemy myśleć
o trwałym uzysku jego wytworów, i to w dowolnej postaci - czystego powietrza, dobrej
jakości wody, żyznych gleb, surowca drzewnego czy puszczyka plamistego. Rozglądając się
po świecie, nie widzę takich lasów, gdyż człowiek masowo je wycina, gdzie to tylko możliwe
zastępując lasy szybko rosnącymi plantacjami drzew. Choć likwidacja lasów na świecie
i zastępowanie ich szybko rosnącymi plantacjami drzewnymi w celu maksymalizacji doraźnych
zysków wydaje się na krótką metę racjonalnie uzasadniona, to na dłuższą metę nie musi
to wcale być tak rozsądne.
fragment książki
Książka liczy 290 stron, zawiera ok. 100 fotografii i rysunków. Cena tylko 25 zł (koszt
przesyłki wliczony). Zainteresowanych zakupem książki prosimy o wpłatę tej kwoty na konto
Pracowni, z podaniem dokładnego adresu osoby wpłacającej oraz dopiskiem "Maser". Przy
większych zamówieniach oferujemy zniżki: od 10 egz. cena jednostkowa wynosi 20 zł, natomiast
od 20 egz. - 18 zł. Na życzenie wystawiamy rachunki.
Pracownia na rzecz Wszystkich Istot,
Jasna 17
43-360 Bystra Krakowska
tel./fax. 0-33/817-14-68
e-mail: biuro@pracownia.org.pl
http://www. pracownia.org.pl
Konto: Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, PKO BP Bielsko-Biała
nr rachunku 10201390-173889-270-1
|
|