ZB 3(183), maj 2003
ISSN 12312126, [zb.eco.pl/zb]
Militaryzm
 

WOJNY O ENERGIĘ

"A fanatic is he who losing sight
of his aim, redoubles his effort"
(Robert Hickson, Special Operation Command)

Streszczenie. Wymieniono energetyczne przyczyny wybranych wojen i konfliktów XX wieku. Powody te często są ukrywane przed opinią publiczną. Porównano zasoby kopalnych nośników energii, konwencjonalnych i niekonwencjonalnych (hydraty, metan w pokładach węgla, łupki roponośne i piaski bitumiczne) oraz potencjał energii słonecznej i najnowsze możliwości lepszego wykorzystania (poszanowania) energii. Wniosek: wojny "o energię" są anachronizmem, a ich wywoływanie jest przestępstwem.

Wojny o "towary deficytowe" trwają od tak dawna, jak znana jest historia ludzkości. Były wojny o wodę (pitną i do nawadniania pól), wojny o kobiety (choćby Sabinki), o pastwiska dla bydła itp. Zawsze były to jednak wojny czy konflikty lokalne, nie decydujące o losie planety. Sytuacja zmieniła się przed stuleciem, gdy wykrystalizowały się agresywne imperia, które przy pomocy szybko rozwijającej się techniki wojują o wpływy oraz o rządy globalne.

Coraz częściej mówi się o "wojnach o energię". Szczególnie rozpowszechniane są te opinie przez propagandystów politycznych, mających za zadanie usprawiedliwianie przed wyborcami różnych niemoralnych, a często brutalnych decyzji rządów.

Rozważmy: Wydobycie jednej baryłki ropy w Arabii Saudyjskiej kosztuje ok. 0,1 $. Na tzw. "rynkach międzynarodowych" cena wynosi 25-28 $/baryłkę. W Polsce płacimy w detalu za baryłkę benzyny 150 $. Dyskutuję tę sprawę szerzej w II.1. i III.1.

To zestawienie pozwala na odróżnienie dwóch motywów agresji: 1) chęć zdobycia wyczerpujących się światowych zasobów nośników energii, lub 2) chęć panowania nad krajami czy światem, oparta na monopolu umożliwiającym dyktowanie cen nośników.

W artykule wymieniono przykładowo kilka wojen czy agresji o energetycznych przyczynach, o których docierały informacje od "wtajemniczonych".

I.1. DWIE WOJNY XX WIEKU

Postęp technologiczny, pojawiający się jednocześnie z zanikiem hamulców moralnych, powodował konieczność zapewnienia sobie i "swoim" dostępu do wygodnych i tanich nośników energii. Taki monopol zapewniał bowiem szybszy rozwój gospodarki, a jednocześnie spychanie konkurentów na słabsze pozycje.

Na przełomie XIX i XX wieku floty wojenne, najpierw brytyjska i niemiecka, zmieniały silniki okrętowe węglowe na napędzane ropą. Zapewniło to okrętom przewagę w szybkości oraz dało możność rzadszego pobierania paliwa. Imperium Brytyjskie było w trakcie ekspansji morskiej. Gospodarka niemiecka była w trakcie lądowej ekspansji na Bliski Wschód. Rozpoczęto ogromną budowę linii kolejowej Berlin - Bagdad. Mezopotamia (obecnie Irak i Kuwejt) była wtedy częścią Imperium Ottomańskiego. Już w 1899 r. Wielka Brytania podpisała jednak umowę z rodziną Al-Sabah, szejków - właścicieli Kuwejtu (wtedy i teraz). Umowa ta blokowała dostęp tej linii kolejowej do Zatoki Perskiej. I tak zderzyły się "żywotne interesy" imperium brytyjskiego i Niemiec. I Wojna Światowa może być uznana (poza innymi celami grup, które ją zaplanowały) za pierwszą globalną wojnę o panowanie nad źródłami węglowodorów. Wyścig ten wygrała wówczas Wielka Brytania. Szerzej pisze na ten temat m.in. F. W. Engdahl w doskonałej książce "A Century of War" [1]. Od 1911 r. po stronie brytyjskiej brał udział w decyzjach geostrategicznych z tym związanych młody Winston Churchill, już jako Pierwszy Lord Admiralicji.

Można przypuszczać, że inaczej potoczyłyby się losy II Wojny Światowej, gdyby mrozy zimy 1941/42 oraz błędy socjo-techniczne Hitlera (np. zniechęcenie do siebie zrozpaczonych komunizmem chłopów ukraińskich i rosyjskich) nie spowodowały fiaska planów Wehrmachtu zdobycia roponośnych terenów wokół Morza Kaspijskiego. A ropy rumuńskiej było za mało. Nie udało się Niemcom zdobyć Rosji przy użyciu pojazdów na "Holzgazie". A jedno i drugie - dojście Wehrmachtu do Baku i szerokie wykorzystanie Holzgazu (oraz benzyn syntetycznych) - były to plany żywotne dla Niemiec Hitlera i ich ekspansji w Azji. Tak więc braki nośników energii w armiach niemieckich zaważyły na losach wojny, czyli na losach świata.

I.2. YOM KIPPUR

Dobrze zaplanowany i skutecznie przeprowadzony projekt globalny, w którym użyto i wytestowano nowe rodzaje broni, a również już użyto ropy jako broni (ekonomicznej), to akcja wzrostu cen ropy w latach 1973-74. Tak przedstawia tę sprawę Engdahl [1], rozdz. IX, str. 145 i nast.: W lutym-marcu 1973 wartość dolara w stosunku do marki niemieckiej dramatycznie spadła (o ok. 40%). W maju 1973 r. grupa (nie wybieranych) finansowych i politycznych przywódców świata znana jako Klub Bilderberg zebrała się na zamkniętym spotkaniu (na prywatnej wyspie szwedzkiej rodziny bankierów - Wallenbergów - Saltsjoebaden). Dokumenty z tego posiedzenia Klubu dotarły do geoanalityków z prawie 20-letnim opóźnieniem. Uczestniczyli w nim m.in. David Rockefeller (Chase Manhattan Bank), Zbigniew Brzeziński (późniejszy doradca prezydenta Cartera), Gianni "Avvocato" Angelli (Fiat), R. Anderson (Atlantic Richfield Oil Comp.).

Ustalono wówczas, że światowe wahnięcia koniunktury naftowej, spowodowane przez embargo, mogą wywołać wzrost cen ropy, a przez to utrzymać władzę finansową wielkich banków, głównie Wschodniego Wybrzeża USA. Handel ropą, szczególnie poprzez te banki, prowadzono wtedy w dolarach,. Zgodzono się z jednym z referentów (Walterem Levy), że dla poprawy kondycji banków związanych ze spekulacjami energetycznymi, wskazany byłby czterokrotny wzrost cen ropy. Po pół roku, 6.10.1973 r., Egipt i Syria napadły na Izrael, co wywołało wojnę zwaną "Yom Kippur". O dziwnej roli Henry Kissingera, który pośredniczył między wszystkimi stronami przyszłego konfliktu, pisze ciekawie Engdahl [1], str. 150 i nast. Kissinger był wtedy doradcą Bezpieczeństwa Narodowego Administracji USA, a od 9.1973 Sekretarzem Stanu USA.

Embargo na ropę, o którym zadecydowały arabskie kraje OPEC (Arabia Saudyjska, Kuwejt, Irak, Abu Dhabi, Katar, Algieria) oraz działalność quasi-dyplomatyczna znanych na Zachodzie osobistości spowodowały cztero- czy pięciokrotny (z wahaniami) wzrost cen ropy, tzw. Oil-shokku. Baryłka surowej ropy kosztowała od r. 1949 do 1970 r., czyli przez dwadzieścia lat, 1,9 $. Cena ta wzrosła do 3 $ w 1973 r., i do 11 $ na początku 1974 r. Światowe banki kontrolujące przepływ węglowodorów umocniły swe pozycje. Kraje "Trzeciego Świata" i (powstałego przez to) "Czwartego Świata" wpadły w kryzysy gospodarcze, musiały zamrozić swe budowane już inwestycje przemysłowe. Straciły więc szansę na rozwój i na dogonienie innych. Formalnym celem planu było zagospodarowanie tworzonego właśnie wzrostu przepływu dolarów pochodzących z handlu ropą. Później Sekretarz Stanu H. Kissinger nazwał to skrótowo: "Recykling strumieni petro-dolarów".

Przypomnę, że władze PRL-u epoki "średniego Gierka" przejęły z tych właśnie strumieni ok. 23 mld dolarów w postaci pożyczek, wtedy nisko oprocentowanych. Spłacanie rosnących odsetków od tych pożyczek (i potem samych tych pożyczek) stanowiło od tej pory ogromny trwający po dziś dzień problem PRL-u i rządów lat 1990. i zdeterminowało nasze zewnętrzne uzależnienie finansowe.

I.3. "WOJNA W ZATOCE"

Z wielu "intryg energetycznych" należy tu wspomnieć rolę struktur szpiegowskich ZSRR i państw zachodnich w obaleniu szacha Iranu Rezy Pahlevi. Dobrze udokumentowane są szczególnie działania "struktur" amerykańskich i francuskich. To nie były oczywiście działania wspólne, lecz konkurencyjne: udokumentowana jest ich późniejsza rola w spowodowaniu i podtrzymywaniu krwawej i bezsensownej (dla stron walczących) wojny Irak-Iran w latach 1980. Statystyki mówią o milionie zabitych. Irak był w tej wojnie wspierany militarnie i finansowo przez rząd USA, a Saddam Hussein był uznany za przyjaciela i sprzymierzeńca.

Osłabiony gospodarczo, demograficznie i finansowo Irak (w 1988 r. miał ok. 65 $ mld długów międzynarodowych) szukał dalszej współpracy z Wielką Brytanią i USA, których siły zbrojne, ku niepokojowi krajów arabskich, pozostały w rejonie Zatoki.

27.7.1990 r. ambasador USA w Iraku, pani April Glaspie, w oficjalnej rozmowie zapewniła Saddama Husseina, że administracja amerykańska nie zajmie żadnej pozycji w sprawie napięć między Irakiem i Kuwejtem ("Washington regards Iraq-Kuwait territorial dispute as not of strategic interest to USA"). Pamiętajmy, że odrębności państwowe na tych terenach byłej Mezopotamii są świeżej daty. Upraszczając przyczyny konfliktu, chodziło o różnice zdań nt. terminu zwrotu Irakowi ok. 3 mld dolarów przez szejka Kuwejtu Al.-Sabbaha. Poza tym w marcu 1990 r. Kuwejt, wbrew decyzjom OPEC, zalał świat swą tanią ropą, co spowodowało spadek cen z 19 $ do 13 $/bb, ku niezadowoleniu innych członków OPEC, szczególnie Saddama Husseina. Wynikiem powyższych "rozmów" była, zaledwie niecały tydzień później, inwazja na Kuwejt, potem "wojna w Zatoce", rozpoczęta w 8.1990 r., widowiskowo (i jednostronnie) pokazywana światu przez CNN. Utwierdziła ona rolę USA, a szczególnie wielkich firm bankowo-energetycznych na Bliskim Wschodzie. Prezydent Bush w Orędziu o Stanie Państwa 29.1.1991r.: "The world can therefore seize the opportunity of present Persian Gulf crisis to fulfill the long-held promise of a New World Order...". Szerzej zob. [1], str. 237 do 245 i nast. Dokumenty rozmów Pani Ambasador ujawnione zostały przez rząd iracki. Po roku ich autentyczność potwierdził Kongres Stanów Zjednoczonych. Po latach dotarły one jednak również do amerykańskiej opinii publicznej.

W tych czasach współdziałały jeszcze ze sobą osławione "Seven Sisters", globalne, transnarodowe firmy handlujące ropą. O aktualnej konkurencji w dziedzinie wydobycia i sprzedaży ropy między Rosją a Arabią Saudyjską można przeczytać w Forein Affairs [2]. Jest tam przeanalizowana rola Rosji w Iraku i Iranie, wejście Łukoilu na rynki amerykańskie i europejskie jako "czwarta siostra", poza Exxon Mobil, Shelli BP Amoco.

I.4. PONOWNE "ODKRYCIE" ZASOBÓW BASENU MORZA KASPIJSKIEGO (BMK)

W latach 1970-tych poufne raporty poszukiwaczy złóż dla energetyki sowieckiej (KGB) mówiły o wyczerpywaniu się zasobów ropy na terenie Związku Sowieckiego. Zgodne były one z raportami CIA. Zmniejszenie produkcji ropy rzeczywiście nastąpiło. Dopiero po rozpadzie Związku Sowieckiego, na początku lat 90-tych, wielkie światowe firmy eksploratorskie stwierdziły i udokumentowały istnienie ogromnych pokładów ropy w okolicy Morza Kaspijskiego (koło Baku, szelf i dno Morza Kaspijskiego, Tengiz i in.) i gazu (Turkmenia). Czy sugeruje to współpracę tych "struktur" i dezinformowanie władz?

Rozpoczęto również na tym terenie próbną, ale intensywną eksploatację pokładów hydratów metanu [3]. BMK okazał się ogromnym zagłębiem nowoodkrytych złóż gazu, ropy oraz hydratów. Jego zasobność w końcu lat 1990. porównywano z zasobnością złóż Bliskiego Wschodu (por. pon., pocz. I.5).

Władze Rosji chciały oczywiście, by wszelkie rurociągi z BMK pozostały pod jej kontrolą. Dwie wojny Rosji przeciw chcącej odzyskać niepodległość Czeczenii miały dwie przyczyny:

  1. Energetyczna: rafinerie pod Groznym, nowoczesne i należące do największych na świecie, wybudowano w czasach ZSRR na trasach rurociągów strategicznych znad Morza Kaspijskiego do Rosji. W I wojnie czeczeńskiej obie strony konfliktu chroniły zarówno rurociągi, jak i rafinerie. Dopiero w II wojnie czeczeńskiej (ok. 2000 r.), gdy firmy rosyjskojęzyczne znalazły już inne drogi transportu węglowodorów znad Morza Kaspijskiego, wojska rosyjskie zburzyły te rafinerie do fundamentów.
  2. Cywilizacyjna: niezdolność Rosji do wypuszczenia spod swej władzy jakichkolwiek z dobyczy z przeszłości. Jest to typowa i trwała cecha cywilizacji turańskiej (por. naukę o cywilizacjach Feliksa Konecznego [20]). Przywódcy uważają (i wielu z ich poddanych...), że jakiekolwiek koncesje na rzecz niepodległości narodów podbitych świadczą o słabości reżimu, mogą więc doprowadzić do buntów również na innych terenach podbitych.

I.5. RUROCIĄGI DO PIEKŁA

Połowa lat 1990. to również konkurencja sił i firm Zachodu (oraz Chin i Rosji) w opanowaniu transportu węglowodorów z BMK. Chiny i Rosja chcą przesyłać bezpośrednio do siebie rurociągami. Tzw. Zachód zaś - w "bezpieczne miejsce"- czyli do mórz i oceanów. W grę wchodzą trasy: a) przez Turcję (morska przez Stambuł i cieśniny Bosforu, lub lądowa do Ceyhan na wybrzeżu Morza Śródziemnego), b) przez Morze Czarne i dalej rurociągiem Odessa-Brody-Gdańsk, lub c) do Morza Arabskiego. W p-kcie c) możliwości obejmują Iran lub Afganistan i Pakistan. Stawką gry są nie tylko miliardy, lecz też władza.

John Maresca, wiceprezydent amerykańskiego Unocalu, oświadczył w czasie przesłuchania w Izbie Reprezentantów 12.2.1998 r. m.in.: "Region Kaspijski zawiera ogromne, nie eksploatowane rezerwy węglowodorów. Mogą one osiągnąć 60 mld baryłek ropy, a wg niektórych ocen, dochodzą do 200 mld bb. Budowa naszego proponowanego rurociągu nie może rozpocząć się przed pojawieniem się na miejscu uznanego (międzynarodowo) rządu. Mimo tego trasy przez Afganistan wyglądają na najlepszą opcję, z najmniejszą ilością trudności technicznych".

Wg źródeł British Petroleum (BP) prawdopodobne rezerwy w tym regionie wynoszą przeszło 200 mld. baryłek, a rezerwy gazu sięgają 45 bilionów (4,5 *1013 m3). Jak wykazuje doświadczenie ostatniego półwiecza, rozpoznane w danym regionie rezerwy rosną z czasem, mimo intensywnej eksploatacji [por. rozdział II.1]. Rozważa się transport węglowodorów z Tengizu i Turkmenii przez Iran. Część tego handlu możliwa by była na zasadzie swap (wymiany), co byłoby znacznie tańsze, gdyż unika się ogromnych kosztów rurociągów: Gaz z Turkmenii byłby użyty w zakładach ciężkiej syntezy na północy Iranu, a odpowiednie ilości z pól gazowych południa Iranu, dostarczone na statki - metanowce. Plany te są ciągle torpedowane na skutek napięć amerykańsko-irańskich.

Za wiedzą i (co najmniej) zgodą administracji USA, w Pakistanie wyszkolono siły Talibanu i zainstalowano je w Afganistanie. W sposób udokumentowany pisze o tym Der Spiegel [4,5]. Fakt, że jest to periodyk reprezentujący konkurencję, czyli wielkie banki i ciężki przemysł niemiecki, zapewnia dużą wnikliwość sponsorów i autorów tekstów w podejściu do tematu. Wstrząsająco dosłowny tytuł jednego z opracowań to "Pipeline zur Hoelle" (Rurociągi do piekła).

Początkiem sprawy była umowa wielkiej firmy Bridas, mającej centralę w Argentynie, z rządem Turkmenii. Chodziło o przeprowadzenie rurociągów ropy (głównie z okolic Tengizu w Kazachstanie) oraz gazu z Dauletalabad w Turkmenii do Morza Arabskiego poprzez Iran i/lub przez Afganistan. Jak pisze "Spiegel" [5]: (Wtedy... w USA...) "pilnie powołana grupa z Departamentu Stanu oraz CIA usiłowała temu przeciwdziałać". Umieszczona w Kalifornii transnarodowa firma Unocal (powiązana z saudyjską Deltą) też miała ochotę na budowę i przyszłe kontrolowanie rurociągów (gazowego oraz na ropę) z BMK. Rolę "doradcy" Unocalu pełnił Heinrich Kissinger ("Spiegel" podaje to słowo w cudzysłowie). W lutym 1996 r. władze Turkmenii podpisały jednak umowę o budowie rurociągu z argentyńskim Bridas.

Pakistańskie tajne służby żądają od "Zachodu" dodatkowych pieniędzy na "zainstalowanie" Talibanu. Dostają co najmniej 15 mln dolarów. Poprzedni szef Departamentu Stanu Aleksander Haig zauważa po przejęciu władzy w Afganistanie przez Taliban (27.9.1996 r.): "Wreszcie stabilny rząd". Podobne są wypowiedzi senatora Hanka Browna. Jesienią 1996 r. menager Unocalu B. Taggert oznajmia, że teraz umowy na temat rurociągów będą łatwiejsze. "Washington Post" ujawnia (25.5.2001), że rząd USA przyznał Afganistanowi, czyli Talibanowi, dodatkowe 43 mln dolarów pomocy, co w sumie daje 124 mln $ i stawia USA na pierwszym miejscu pod względem pomocy humanitarnej dla Afganistanu. O podróżach delegacji Talibanu do Kalifornii (oraz do Argentyny…), o roli Madelaine Albright itp. można przeczytać w "Pipeline zur Hoelle".

Wspomnieć trzeba, iż w umowie z Unocalem na tranzyt gazu uzgodniono w październiku 1997 r., że opłata tranzytowa dla Talibanu wyniesie 15% przepompowywanego gazu. Dla Talibów było to za mało.

Porównajmy to ze "szczodrobliwością" czy słabością kolejnych rządów w Polsce, które rezygnują na rzecz Gazpromu (czy jego spółek-córek) z należnych Skarbowi Państwa opłat tranzytowych za gaz z rurociągu niesłusznie zwanego jamalskim. Niesłusznie, bo te 1500 km rurociągu na północy, w wiecznej zmarzlinie republiki Komi, nie powstaje i nawet nie widać tego odcinka na mapach obrazujących plany rozwoju Gazpromu.

W 1998 r. Washington (tj. rząd USA) oskarża ibn Ladena (który przeniósł się już z rodzinnej Arabii Saudyjskiej do Afganistanu) o przygotowanie ataków terrorystycznych w Nairobi i Dar es Salam. W kwietniu 1999 r. Pakistan, Turkmenia i Taliban ogłaszają, że szukają nowych sponsorów projektów rurociągowych. Rozmawiają również z firmami w Rosji. Sytuacja zmienia się latem 2001 r., a szczególnie po 11.9. Nim obie wieże World Trade Center zawaliły się, media amerykańskie (przodował tu CNN) i rząd oskarżyły o ten zamach ibn Ladena, jego al Qaedę oraz ich "gospodarzy" - Taliban.

Po krwawej "wojnie z terroryzmem" nowe władze w Kabulu widzą już potrzebę współpracy z firmą Unocal. Dn. 27.12.2002 r. prezydent Turkmenii Nijazow, premier Afganistanu Karzai i premier Pakistanu Khan Jamali podpisują umowę na budowę przez Amerykanów rurociągu na gaz przez Kandahar (Afganistan) i Multan (w Pakistanie). A cała Argentyna, nie tylko Bridas, na skutek kłopotów finansowych pogrąża się w kolejnym kryzysie gospodarczym.

I.6. KREW ZA ROPĘ

Tak nazywa "Der Spiegel" swe artykuły ze stycznia 2003 (omówione w [6]) o grożącej całemu światu "wojnie z terroryzmem", z planowanym początkiem tej wojny na terenie Iraku. Wysocy przedstawiciele Special Operation Command i CIA nazywają to (trochę prześmiewczo) "Global War on Terrorism" (GWOT) i pytają swe władze, jaka jest tu definicja "wroga", czy jest choć "enemy image" itp. [7]. Do wojny dąży administracja USA i jej najbliżsi (ale czy pewni?) sojusznicy. Galerię siedmiu osobistości obecnej Administracji Stanów powiązanych z przemysłem naftowym można zobaczyć w [6]. Rozpoczynają ja George W. Bush, Dick Cheney i Kondoliza Rice.

Jak wiadomo, z 19-tu ludzi, którzy oskarżeni są o porwanie czterech samolotów w USA 11.9., 16-tu pochodzi z Arabii Saudyjskiej (jak i Osama ibn Laden). Ale królewski dom Saudów (którzy, wg tamtejszego prawa, są właścicielami Arabii) jest "sojusznikiem" Stanów Zjednoczonych. Nie zaliczono więc Arabii do krajów "zbójeckich" czy "terrorystycznych". Izrael, który stosuje terror wobec swych obywateli i grozi "wrogom" użyciem ogromnych zapasów broni jądrowej i wodorowej, nazywany jest krajem demokratycznym. Realnie groźna dla stabilności świata i w sposób widoczny agresywna polityka zbrojeń Korei Północnej jest wojskowo nieporównanie istotniejsza od ew. "tajnych knowań Saddama".

Ponieważ przypuszczalne zasoby ropy Iraku wynoszą ok. 250 mld baryłek (bb) i są porównywalne z zasobami Arabii Saudyjskiej (ok. 260 mld bb), wielu energoanalityków uważa, że ropa jest główną przyczyną wybrania przez rząd USA Saddama Husseina na wroga nr 1. Niedawno Allan Murray, redaktor "Wall Street Journal", powiedział w dyskusji w TV o "przyszłym podziale łupów", szczególnie pól naftowych. Była to szczerość zapewne przedwczesna, ale jakże charakterystyczna.

Koszty wojny USA przeciw Irakowi ocenione zostały przez W. Nordhausa (zob. [6], str. 20), na 100 mld $ w razie wojny trwającej parę tygodni, a mogą wzrosnąć do ok. 2 000 mld (sic!), gdyby ta wojna wydłużyła się do 3-6 miesięcy. Zauważmy, że poza ten "pesymistyczny" wariant nie chce wyjść żaden analityk ze Stanów. A możliwość i niebezpieczeństwo uruchomienia czynnej nienawiści około miliarda wyznawców Proroka (jak dotąd zwykle skłóconych i podzielonych) i ich spójnych działań przeciw "agresji niewiernych" nie jest w ogóle brana pod uwagę. Oczywiście, koszty takiego kataklizmu są niepoliczalne.

James Woolsey, były dyrektor CIA, obecnie doradca Pentagonu, udzielił wywiadu Spigelowi (zob. [6], str. 24). Na pytanie: "Dlaczego Saddam jest dla Amerykanów takich jak pan, wcieleniem wszelkiego zła? (tu dziennikarz porównuje Irak z Koreą Północną i Iranem). Dlaczego Stany Zjednoczone mimo to koncentrują się na Iraku", Woolsey odpowiedział: "dlatego, że działamy pragmatycznie. To nie jest zadanie z zakresu logiki kartezjańskiej". To makabryczne dla inżyniera, czytelnika "Rurociągów" zdanie, każe szukać przyczyn stanowiska rządu USA gdzie indziej.

"Forum" [6] cytuje "Der Spiegela" z 13.1.2003 r: "Golda Meir powiedziała kiedyś: 'Jak Izraelici mogą być narodem wybranym, skoro Bóg wodził nas czterdzieści lat po pustyni i na koniec przeznaczył nam jedyny kawałek Bliskiego Wschodu, gdzie nie ma ropy naftowej'".

Taka wojna, ktokolwiek by ją wygrał czy przegrał, zagraża fizycznemu istnieniu narodu i państwa żydowskiego na Bliskim Wschodzie mimo że dowództwo wojskowe Izraela chwali się, iż jest "drugą czy trzecią potęgą wojskową świata". Może więc pchają do wojny potężne a utajone siły antysemickie (ściślej - antyizraelskie) w USA? Ekspertów od Armageddonu brak, tak wśród energetyków, jak i wojskowych.

Czy jednak argumentacja "energetyczna" jest racjonalna?

II. ZNANE I DOSTĘPNE ŹRÓDŁA ENERGII

Zostańmy przy interpretacji quasi-oficjalnej, dla "bardziej wtajemniczonych": grożąca nam wszystkim wojna jest to wojna o panowanie nad nośnikami energii. Zobaczmy więc, czy i kiedy ludzkości, albo tylko Amerykanom, może zabraknąć nośników energii? Czy podteksty "energetyczne" planowanej wojny światowej są realne i racjonalne? I który z dwóch wymienionych we Wstępie może być istotniejszy?

II.1. ZAPASY KONWENCJONALNYCH PALIW KOPALNYCH

Od półtora stulecia prowadzone są systematyczne badania i statystyki zużycia paliw, m.in. kopalnych nośników energii oraz podawane są zbadane (udokumentowane) wielkości ich zasobów.

Pierwsze udokumentowane użycie produktów ropopochodnych na Bliskim Wschodzie miało miejsce przy budowie Arki Noego (uszczelnienie Arki smołą, por. Pismo Święte [10]). Od tego czasu wydobycie ropy wzrosło wiele rzędów wielkości, budząc ciągle obawy o wyczerpywanie się zasobów. Obawy te wzrosły od połowy XIX wieku. Sprawdźmy ilościowo zasadność tych obaw.

W książce R. Sassone'a ([8], str. 38 i nast.) porównano wydobycie i produkcję ropy w USA w latach 1866-1973. W tabeli obok kwot produkcji przedstawiono prognozy "z epoki" (zawsze wahające się między ostrzeżeniem o przyszłych brakach, a przewidywaniem katastrofy) i porównano z rzeczywistym stanem udokumentowanych (po roku czy dwóch) zasobów. Te ostatnie rosną szybciej niż najbardziej zachłanna produkcja. Świadczy to o tym, że w USA nie natknięto się na barierę końca zasobów. Dodam: zasobów łatwo eksploatowalnych, a więc tanich. W USA koszt wydobycia baryłki ropy (bez obciążeń podatkowych) wynosi ok. 3 centy za galon, tj. ok. 0,7 centa za litr. Na Bliskim Wschodzie ropa jest wielokrotnie tańsza: koszt inwestycji, dróg, rurociągów, sprzętu i odwiertów nie przekracza 10 centów za baryłkę. Cała reszta znanych nam cen to obciążenia polityczno-spekulacyjne i podatkowe.

Cena nie ma żadnego związku z kosztem wydobycia. Istnieje totalny brak korelacji tych dwóch parametrów.

Innym sposobem oceny realnej wielkości udokumentowanych zasobów ropy (czy innego surowca) jest parametr "lata konsumpcji". Jest to wielkość podająca "na ile lat jeszcze starczyłoby znanych zasobów przy obecnym poziomie zużycia". Lomborg [9], str. 124 przedstawia ten parametr w funkcji roku jego wyliczenia i podania do wiadomości. Na opublikowanym wykresie widać (jak i w innych opracowaniach), że "lata konsumpcji" wyliczone w kolejnych latach od 1920-2000 r., oscylują około wartości 7-10 (w USA do 1944 r.), zaś później, już dla globu, parametr ten (z wahnięciami, ale systematycznie), rośnie od wartości 15-20 ok. roku 1945, do ok. 45 ostatnich lat. Podobne są przebiegi krzywej "lat konsumpcji" dla gazu: przy wydobyciu rosnącym jeszcze szybciej niż dla ropy, przewidywana liczba "lat konsumpcji" rośnie od wartości 50 (w r. 1970) do przeszło 60-ciu obecnie ([9], str. 127). Szerzej można o tej sprawie przeczytać w dobrze udokumentowanym rozdziale "o energii" u Lomborga (III.11 w [9]).

Wnioski: gospodarka świata "nie czuje", a więc i nie sygnalizuje, zmniejszania się zasobów konwencjonalnych.

II.2. ŹRÓDŁA NIEKONWENCJONALNE, ALE KOPALNE

Pisałem kilkakrotnie, w różnych aspektach gospodarczych ([11,12] i literatura tam cytowana), o ogromnych zapasach metanu w postaci hydratów: ilość gazu zawartego w pokładach hydratów (p. np. [13]) oceniana jest na 2*1014 m3 do 2*1016 m3. Kvenvolden [13] podaje, że ilość ta jest co najmniej dwa razy większa, niż ilość wszelkich zasobów węgla w nośnikach kopalnych. Hydraty są już eksploatowane przez Japonię, USA, Kanadę, Rosję oraz firmy wielo- czy międzynarodowe.

Ogromne ilości metanu zawarte są też w pokładach węgla. US "Geological Survey" ocenia je na (85-260)*1012 m3, a więc są porównywalne ze znanymi rezerwami gazu (120*1012 m3) [14]. Często opłaca się eksploatacja tego metanu zamiast wydobycia węgla. Eliminuje to również tragiczne śmierci górników (wiele setek do tysiąca rocznie) w czasie częstych w krajach zacofanych katastrof w "kopalniach metanowych".

Węglowodory zgromadzone są też w piaskach smolistych i łupkach roponośnych (tar sands and shale oil). W Kanadzie wydobywa się ropę z piasków roponośnych [9,15]. Cena baryłki ropy tak wydobytej spadła z 28 $ na początku eksploatacji do 11 $ w r. 1997.

Ocena zasobów węglowodorów w łupkach roponośnych sięga fantastycznej ilości przeszło 240 razy większej niż zasoby ropy. {Uwaga: chodzi o zasoby, nie zaś o udokumentowane zapasy! Szerzej zob. [9], str. 128 i odnośniki}. Wg US Information Agency już obecnie możliwe jest wyprodukowanie z łupków 550 mld baryłek w cenie poniżej 30 $/bb. Przy cenie 40 $/bb ilość warta wydobycia rośnie 4-krotnie. Nie produkuje się tego, bo "szybkie pieniądze" i większe zyski oferuje spekulacja ropą, której koszt wydobycia wynosi wspomniane 10 centów/bb.

Nie jest to jednak problem energetyczny, lecz ekonomiczny, a przede wszystkim moralny.

II.3. POSZANOWANIE ENERGII

Po kilkunastu latach uporczywej walki, do znacznej części opinii publicznej w Polsce, szczególnie do działaczy energetyki, dotarło już przeświadczenie o ogromnej roli poszanowania energii dla gospodarki i dobrobytu ludzi. Jak wykazano gdzie indziej (por. np. [15]), celowe działania każdego rządu postkomunistycznego mogły (i mogą jeszcze) obniżyć energochłonność gospodarki trzykrotnie. Dopiero przy takim obniżeniu energochłonności możliwa będzie konkurencja gospodarcza z krajami OECD.

Przykładem z ostatnich lat jest tani, a istniejący w Warszawie, Dom Zero-Energetyczny zaprojektowany oraz opisany przez E. Rylewskiego w [16]. Rząd (Ministerstwo Gospodarki) nie zainteresował(-o) się jednak sprawą tak ogromnej wagi. Nie mówię tu o władzach energetyki, bo te zainteresowane są głównie wzrostem sprzedaży swego "produktu" (sic!). A na ogrzewanie, czyli na ciepło niskotemperaturowe, zużywa się w Polsce ok. połowy wszystkich nośników energii. Zastosowanie znanych zasad poszanowania energii, znanych technik spalania biomasy i transestryfikacji olejów oraz użycie istniejących odwiertów do wykorzystania geotermii mogłoby w ciągu paru lat parokrotnie (sic!) obniżyć koszty nośników energii.

Znani na świecie eksperci [17] wykazali również, że kraje rozwinięte mogą uzyskać dalszy "Mnożnik cztery" przy racjonalniejszym podejściu do zużycia zasobów, w tym energetycznych. Wszystkich Czytelników głębiej zainteresowanych tematem odsyłam do tej książki. Tytuł [17] oddaje jednak wystarczająco jej treść. Razem więc, biorąc pod uwagę te dwa czynniki, gospodarka Polski mogłaby zmniejszyć swą zależność od zasobów energetycznych DZIESIĘCIOKROTNIE.

Warunkiem koniecznym jest jednak wprowadzenie mechanizmu umożliwiającego wybieranie do władzy, szczególnie do sejmu ludzi światlejszych, o szerszych horyzontach intelektualnych i o wiele większych walorach moralnych. W Polsce od wielu lat trwa walka o zastąpienie ordynacji do sejmu tzw. proporcjonalnej, zwykle zwanej partyjniacką, przez ordynację pozwalającą na wybieranie posłów w jednomandatowych okręgach wyborczych. Jest ona sprawdzona w przodujących krajach Zachodu, promuje odpowiedzialność przed wyborcami. Jej wprowadzenie jest warunkiem koniecznym wyjścia z obecnej zapaści politycznej, gospodarczej, a zwłaszcza energetycznej. Jest to ciągle jeszcze możliwe.

II.4. ENERGIA SŁONECZNA

Opisałem w [11] realne możliwości wykorzystania taniej energii słonecznej. Przedstawiłem tam wybór istniejących technologii i projektów. Gospodarka ludzka na planecie zużywa obecnie ok. 400 EJ (4*1020J) rocznie. Energia słoneczna padająca na okrąg o średnicy Ziemi wynosi 7-12 tysięcy razy więcej (szczegółowe wyliczenia zależą od różnic założeń rachunku). Uwzględniamy tylko powierzchnię Ziemi "widzianą" przez Słońce. Ten okrąg ma powierzchnię 1,27*108 km2. Energia pełnego widma słonecznego na orbicie Ziemi wynosi 1390 W/m2. Przyjmując realne straty w atmosferze i zaokrąglenia, na powierzchni równikowych pustyń Ziemi moc Słońca wyniesie 1 kW/m2, czyli 1 GW/km2. Całkowita energia dochodząca do powierzchni Ziemi na rok wyniesie więc ok. 4*1024 J/y. Liczba ta jest cztery rzędy wielkości większa od zużywanej przez nas energii.

Po uwzględnieniu sprawności urządzeń (załóżmy niską, ok. 20%ową) i faktu, że w konkretnym miejscu Ziemi promienie Słońca padają pod "dobrym" kątem ok. 8 godz./dobę, okazuje się, że do zaspokojenia wszystkich potrzeb energetycznych gospodarki Ziemi wystarczy 19*104 km2. Odpowiada to okręgowi o promieniu 244 km, lub 6-ciu okręgom o promieniach po 100 km, by zaspokoić potrzeby "lokalne" sześciu kontynentów. I to przy obecnych technologiach, przy obecnych sprawnościach urządzeń przemiany energii słonecznej w elektryczną. A sprawności te szybko rosną, zaś ceny konwersji energii też szybko i znacznie spadają.

Narzuca się pytanie: skąd wziąć pieniądze? Część (25-30%) obecnych zysków wielkich przedsiębiorstw i banków energetycznych może z powodzeniem wystarczyć do takiej przebudowy energetyki z nośników wyczerpywalnych (i powoli wyczerpujących się) na odnawialne, pochodzące za Słońca. Banki te operują obecnie głównie "pieniądzem wirtualnym", spekulacyjnym, nie związanym z produkcją dóbr materialnych. Takie przedsięwzięcia miałyby więc stabilizujący wpływ na równowagę finansową świata. Realizacja takiego projektu nie obciążyłaby zauważalnie ani krajobrazu pustyń (bo zajmie bardzo mały ułamek powierzchni), ani finansów wielkich banków.

III. WNIOSKI

Jeszcze trzydzieści lat temu wojny o energię nie były anachronizmem. Wydawało się bowiem, że źródła energii kopalnych na poszczególnych kontynentach są bliskie wyczerpania, a chęć zysku i dominacji są nieodłączne od ludzkiej natury. Te konflikty miały jednak charakter lokalny. Nawet w obu wojnach światowych podtekst energetyczny miał charakter lokalny. Na początku XXI wieku sytuacja wygląda inaczej. Więc i nasze działania muszą być inne.

III.1. CZY ZMIANA JEST MOŻLIWA?

Celem tego artykułu jest uświadomienie wszystkim, którym nie jest obce myślenie o przyszłości, możliwych implikacji obecnej "globalnej polityki energetycznej". Służy temu podanie mniej znanych faktów i przedstawienie tak argumentów, jak i źródeł, na jakich takie twierdzenia się opierają. Jeśli środowisko energetyków, inżynierów, menadżerów zapozna się z nimi, oswoi, coraz trudniej będzie różnym grupom polityków i ich publicystom wmówić nam wyprodukowane przez siebie mity. Powtarzam: wydobycie jednej baryłki ropy w Arabii kosztuje ok. 0,1 $. Na tzw. "rynkach międzynarodowych" cena wynosi 25-28 $/baryłkę. A w Polsce, w detalu, płacimy za baryłkę benzyny 150 $. Czy te szokujące liczby da się wytłumaczyć kosztami rafinerii, transportu i marżami handlowymi?

Jak tu mówić o "kryzysie energetycznym" w sensie braku nośników dla planety?

Nie ma i nie będzie, co najmniej w horyzoncie czasowym 100 czy 200 lat, globalnych braków energii. Wojny "o energię" są więc już anachronizmem.

III.2. PUŁAPKI GLOBALIZMU

Realne przyczyny przyszłych wojen są inne. Najlepiej opisują je takie pojęcia: pycha, żądza władzy, żądza władzy absolutnej. Problem nie jest więc technologiczny, raczej teologiczny i filozoficzny. Jedną z ciekawszych i bardziej owocnych hipotez jest teza, że istnieją grupy ludzi mające chęć zbudowania takiego Nowego Porządku Światowego (New World Order), by władza dostała się (i trwale pozostała) w rękach niewielu. Drogi i manowce tej myśli prześledzić możemy na przykładzie bardzo reklamowanej książki Samuela Huntingtona "Zderzenie cywilizacji" [19]. Huntingtona uczyniono głównym ideologiem globalizmu. Jego "Clash of Civilizations" jest plagiatem myśli i analiz Feliksa Konecznego (por. np. [20]). Nawet mapki w "Clash" ukazują granice cywilizacyjne wg Konecznego (np. w Europie granice turańskiej i bizantyńskiej - oraz łacińskiej). Myśl Konecznego została jednak zdeformowana, a wnioski odwrócone: tam, gdzie Koneczny wykazuje konieczność konkurencji duchowej czy ideowej, Huntington proponuje clash - zderzenie sił fizycznych. Tam, gdzie Koneczny omawia niebezpieczeństwa upadku czy deformacji cywilizacji wyższej, subtelniejszej, pod ciosami prymitywniejszej czy bardziej brutalnej, tam Huntington argumentuje, że powinna powstać cywilizacja synkretyczna, globalna. A Koneczny dowiódł, że syntezy cywilizacyjne są niemożliwe, że przy takich próbach powstają tylko stany acywilizacyjne, stany bierności i zamętu.

Huntington stosuje znaną skądinąd metodę solve et coagula - zburz i buduj na gruzach. Szczególnie nagłośnione po 11 września przez prasę i TV poglądy SH służą do uzasadniania mechanizmu czy też potrzeby zderzenia cywilizacji łacińskiej (popularnie zwanej chrześcijańską) z islamem czy z cywilizacją arabską, do zderzenia fizycznego a nie ideowego. A czyni się to z obozu globalistów, czcicieli złotego cielca, transnarodowych grup bankierskich nie mających nic wspólnego ani z chrześcijaństwem, ani z cywilizacją opartą na narodach, z cywilizacją łacińską.

Tymczasem metody i osiągnięcia Feliksa Konecznego służą budowie świata harmonijnego, Bożego.

III.3. ZAKOŃCZENIE

Polityczno-teologiczne przyczyny nieładu i gwałtów na Bliskim Wschodzie opisane są jasno w [21], [22] i [23] na przykładzie obecnych perypetii związanych z planami budowy Trzeciej Świątyni Jerozolimskiej. Silne grupy "ewangelicznych syjonistów", protestantów, w USA usiłują doprowadzić w Izraelu do zniszczenia kruchej równowagi Islamu i Talmudu. A w wyniku może dojść do wojny o dominację, do próby sięgnięcia po władzę konkretnych grup ludzi, najpierw na Bliskim Wschodzie, potem po władzę nad światem.

Tzw. "logika wojny" jest nielogiczna w swej warstwie "GWOT" - retoryki antyterrorystycznej. Jest też nielogiczna w swej warstwie "dla odrobinę wtajemniczonych" - warstwie energetycznej. A poziom najniższy - plan podporządkowania sobie wszystkich "tubylców" i ich bogactw - jest nie tylko nielogiczny, ale i zbrodniczy.

Państwa rządzone racjonalnie i przez ludzi uczciwych nie zderzą się z "barierami wzrostu". Przyczyną niestabilności gospodarki w skali Makro jest zło w ludziach władzy, Zły, a nie przyroda i jej ograniczenia.

PS

Moi przyjaciele ateiści i neopoganie przekonywali mnie, by w tekście specjalistycznym, technicznym, usunąć odniesienia do Boga i do diabła. Ale analiza czysto rozumowa, humanistyczna, obecnej sytuacji świata natyka się na mur absurdu. Jest więc niewystarczająca. Doświadczamy już misterium iniquitatis, tajemnicy nieprawości. Może wywoła polemikę? [Piszę ten tekst 3.2.2003, co może być istotne ze względu na galopujące wydarzenia].

PS2

W połowie kwietnia okazało się, że możliwy był deal finansowy z dowódcami armii Iraku. Czemu więc nie zaczęto od niego przed agresją? Czy chodziło jednak o wytestowanie nowych broni na ludziach, a nie na poligonach oraz o zużycie (z zyskiem) starzejących się tomahawków (itp.), jako alternatywa do zniszczenia ich po spisaniu na straty? Czy raczej o zdobycie przyczółka do przyszłej pacyfikacji Iranu, Syrii i Libii, co zapowiada Paul Wolfowitz, Richard Perle i koledzy?

Mirosław Dakowski

LITERATURA

  1. F. William Engdahl, A Century of War, Boettinger Verlag, GmbH, 1994.
  2. Edward L. Morse and James Richard, The Battle for Energy Dominance, "Forein Affairs", March/April 2002, str. 16.
  3. Georgian Transport System, No 1-2, 1999, str. 28-31.
  4. E. Follath, Jaeger des schwarzem Goldes, "der Spiegel", 52/2001.
  5. E. Follath, Dealer, Drogen, Diktatoren, "der Spiegel", 1/2002.
  6. Krew za ropę, "Forum" nr 4, str. 18, 27.1.2003, opracowanie z "der Spiegel", 13.1.2003.
  7. Robert Hickson, Mut zur Etik Konference, 2002, http://www.currentconcerns.ch, no. 5.
  8. Robert L. Sassone, Kontrola populacji?, HLI, Gdańsk 1995.
  9. Bjoern Lomborg, The Skeptical Environmentalist, Cambridge Univ. Press, 2001.
  10. Pismo Święte, Księga Rodzaju, VI, 14.
  11. Mirosław Dakowski, Perspektywy energetyki: Słońce, hydraty, wodór, "Rurociągi", nr 4, str. 3, 2001.
  12. Mirosław Dakowski, Surowce dla Wielkiej Syntezy, "Rurociągi", nr 4, 2002, str. 16.
  13. K. A. Kvenvolden, Gas hydrates - geological perspective and global change, "Annals NY Acad. of Sciences", p. 715, 1994.
  14. US Geological Survey, Coalbed Methane - an Untapped Energy Resource, "US GS Fact Sheet FS" 019-97, też http://energy.usgs.gov/factsheets.
  15. Mirosław Dakowski, Poszanowanie energii.
  16. E. Rylewski, Energia własna, Warszawa, 2000.
  17. Ernst U. V. Weizsecker, Amory B. Lovins, L. Hunter Lovins, Mnożnik cztery, podwojony dobrobyt - dwukrotnie mniejsze zużycie zasobów naturalnych, Wyd. Rolewski, Toruń, 1999.
  18. Scott Thompson and Jeffrey Steinberg, The "Mega" Maniacs steering Sharon's Mideast War Drive, "Executive Intelligence Review", Nov. 16, str. 62, 2001.
  19. Samuel Huntington, The Clash of Civilizations, New York 1996.
  20. Feliks Koneczny, O Wielości Cywilizacyj, WAM, Kraków, 1996 oraz On the Plurality of Civilizations, Polonica Publ., London, 1962.
  21. Hugon Hajducki, Świątynia Jerozolimska a Czasy Ostateczne, "Zawsze wierni", nr 1 (50), 2003, str. 74.
  22. Scott Thompson, Temple Mount Fanatics plot "Clash of Civilizations", "Executive Intelligence Review", Nov. 23, p. 59, 2001.
  23. Marlene Maloney, Forcing God's Hand, "Culture Wars", Jan. 2003, vol. 22, nr 2, str. 17.
  24. Stephen Sniegosky http://www.currentconcerns.ch no. 1/2003.


URZĘDAS

Jay Shaft (JS) z koalicji dla wolnej prasy (Coalition for Free Thought in Media, http://groups.yahoo.com/group/coalitionforfreethoughtinmedia) w trzech rozmowach telefonicznych uzyskał od pułkownika (USC - US Command) w dowództwie służb specjalnych USA informacje o uranie w Iraku. Pułkownik był odpowiedzialny za planowanie typu broni dla zadanych celów i przyznał fakt użycia 500 t uranu w broni amerykańskiej i brytyjskiej w II napadzie. Oto najciekawsze urywki z wywiadu.

JS: Co z miastami? Czy rozmyślnie zrzucaliście na nie zubożony uran?
USC: Powiedzmy, że nie unikaliśmy użycia uranu w miastach lub gęsto zaludnionych terenach. Wybrałem uranowe niszczyciele bunkrów, bo mają wysoką zdolność wnikania. Zastosowałem wyłącznie broń uranową na niektóre cele, by zapewnić maksymalne ich zniszczenie. Jak niszczymy niektóre cele, to nie częściowo, tylko maksymalnie...
JS: Chwileczkę, nie wiedziałem, że niszczyciele bunkrów są z uranu. Skąd pan wie? Muszę się upewnić, że to nie bujda.
USC: Opis tej broni podlega ścisłej tajemnicy, więc życzę powodzenia w odkrywaniu. Zamiast odpowiedzieć, zadam panu pytanie. Jak przebija się bombą bunkry wzmocnione stalą? W jej głowicy musi być ZU, bo inaczej nie wniknie do celu ukrytego pod ziemią.
JS: Rozumiem. Może pan powiedzieć, które bomby wnikające mają głowice ze ZU?
USC: Dobrze (długa pauza)... Powiem o jednej i koniec. 2,5-tonowa bomba GBU-28 z penetratorem BLU-113B może mieć głowicę ze ZU. Głowice innego typu też można założyć przed zrzuceniem bomby. Jeśli oglądał pan naloty w telewizji, łatwo określić, które bomby były ze ZU: po wybuchu płonęły w powietrzu małe, białe ognie. To uran, który spala się białawo-pomarańczowym płomieniem. Wygląda to prawie jak fajerwerk.
JS: Powracając do 500 ton ZU, czy Pentagon rozmyślnie celował w tereny cywilne i dlaczego?
USC: Już odpowiedziałem, ale dodam, że było mnóstwo irackich pojazdów opancerzonych w większych mia stach i okolicach. Nasze czołgi i pojazdy stosują amunicję ZU do niszczenia tego rodzaju celów. Wiemy, że w Bagdadzie i okolicach wystrzeliliśmy ponad 100 t amunicji ZU, ale o wiele więcej w walkach stoczonych o miasta na północy i o Basrę. W Iraku zniszczyliśmy ponad 20 tys. pojazdów rozmaitych typów i nawet ostrzeliwaliśmy amunicją ZU budynki w centrum Bagdadu.
JS: Pentagon wiedział o tym i nie próbował powstrzymać? Wie pan, z powodu zagrożenia dla zdrowia i dlatego że wyzwalaliśmy Irak?
USC: Chcieli zupełnie zniszczyć wszystkie pojazdy wojskowe w Iraku. Dlatego nasze pojazdy strzelały nawet do już ostrzelanych, obezwładnionych pojazdów. Widziałem zdjęcia wielu pojazdów z ponad 20 dziurami. Chodziło o zapewnienie, że w żaden sposób jakiekolwiek siły nie użyją tych pojazdów do czegokolwiek. Chcieliśmy zdziesiątkować armię iracką, by nie mogła znowu walczyć. Myślę, że zrealizowaliśmy to zamierzenie dość dobrze, nawet lepiej niż spodziewaliśmy się w tak krótkim czasie. Zabrało to ogromną ilość amunicji, przeważnie nabojów przeciwpancernych ZU kalibru 25, 30 i 125 mm.
JS: A zagrożenie dla zdrowia od uranu? Czy może negujecie, że jakiekolwiek istnieje?
USC: Chce pan wyciągnąć ode mnie oświadczenie o ryzyku dla zdrowia, tak?
JS: Jak pan chce. Ja chciałbym poznać nieoficjalne opinie o uranie w Pentagonie.
USC: Dobrze (długa pauza, potem ciężkie przekleństwa)... Okay, dam panu trochę brudów, jeśli ich pan szuka. Pentagon wie o ogromnej szkodliwości uranu dla zdrowia. Wie z długich lat obserwacji naszych poligonów prób broni i z zakładów produkcyjnych. Zanim posłaliśmy wojska do Iraku, wiele rejonów oznaczono "wysoce skażone radioaktywnością". Przed wojną ustalono promieniowanie w następujących okolicach: Basra, Dżalibah, Talil, większa część pustyni na południu i inne miejsca. W niektórych rejonach południowej pustyni wzdłuż granicy z Kuwejtem obserwacje i pomiary wykazują szczególną radioaktywność. Jeden z naszych poligonów w Arabii Saudyjskiej wykazuje promieniowanie tysiąc razy wyższe niż normalne tło. W USA mamy niezmiernie skażone poligony. Do diabła, są skażone od lat 1980. i nawet nic się publicznie nie mówi. "Nie pytaj, nie mów" stosuje się nie tylko do gejów; także bardzo mocno do tej sprawy. Znam niegdyś opracowaną teorię, że każdy żołnierz wystawiony na amunicję ZU powinien nosić kompletny ubiór ochrony chemicznej. Ale zorientowali się, że nie byłoby to praktyczne i odtąd nigdy nie było na ten temat otwartej dyskusji.
JS: Więc pogłoski, że ZU jest szkodliwy są prawdziwe?
USC: Tak, bez wątpienia większość dowódców wysokiego szczebla z lat 1980. wie o tym.
JS: Jak pan odbiera, że wystawił pan własnych ludzi na ZU?
USC: (Mocne przekleństwo.) Co pan wie o mojej pracy? Zrobiłem co należało zrobić, by zniszczyć zadane cele. Jeśli trzeba było zastosować uran, to wstawiłem go w analizie celu. Sam jednak nie odpalałem broni; pracuję w biurze.
JS: Więc nie musi się pan nigdy martwić o własne skażenie przez ZU? Bardzo odważnie.
USC: (Wiele przekleństw.) ...koniec wywiadu (więcej przekleństw, rzucona słuchawka).

Shaft skomentował wywiad: "Oglądałem wideo z trafień niszczycieli bunkrów i widać na nich w niektórych przypadkach w Bagdadzie piroforyczny ogień. Widać dokładnie typowe spalanie towarzyszące trafieniu zubożonym uranem. Znam to z I wojny nad Zatoką, więc wiem jak wygląda."

SCEPTYCZNIE

Wywiad pułkownika wygląda na przeciek obiektywnej informacji, ale służby dezinformacji Pentagonu mogły wykorzystać Shafta do rozprowadzenia szarej propagandy (zaplanowana pół-prawda dla zmylenia odbiorcy - patrz Obrazki które zmyliły świat www.gavagai.pl/nato).

Dlaczego tak myślę. W poprzednich konfliktach, po wyjściu na jaw użycia broni ZU, strategia propagandy wojskowo-rządowej miała na celu przekonać opinię publiczną o nieszkodliwości uranu (patrz Wojenna historia zubożonego uranu, części I do V). W ten sposób przygotowywano grunt na czas, gdy wyjdą na jaw nowe bronie uranowe. Ten czas nadchodzi właśnie teraz. Pułkownik mówi konsekwentnie o ZU w niszczycielach bunkrów, a w domyśle w broni wnikającej w twarde cele w ogólności.

To może być ta szara propaganda, bo dotychczasowe badania w Afganistanie przez niezależną międzynarodową grupę profesorów-radiologów Uranium Medical Research Centre (UMRC) nie stwierdziły nawet śladu ZU przy zbombardowanych twardych celach. UMRC pisze w sprawozdaniu z 2. wizyty badawczej w Afganistanie w podrozdziale zatytułowanym (uwaga!) Tło - odkrycie nowego rodzaju broni (podkreślenia moje):

"Spektrometryczna analiza masy przeprowadzona przez NERC Geoscience Laboratory na 8 próbkach moczu pobranych od wybranych osób w rejonie Dżalalabad w prowincji Nangarhar w maju-czerwcu 2002 r. wykazała nienormalnie wysokie stężenie uranu. W odróżnieniu od poprzednich badań UMRC skażenia radiologicznego i ciężkimi metalami w strefach konfliktów NATO, gdzie znaleziono zubożony uran (ZU) w moczu żołnierzy z Operacji Burza Pustynna, osoby z Dżalalabad wykazują nienormalnie wysokie stężenia niezubożonego uranu (NU).

Stężenia niezubożonego uranu wśród badanych mieszkańców Dżalalabad są 400 do 2000% wyższe niż u "normalnej" ludności. Takie stężenia radioizotopów są dotąd nieznane wśród ludności cywilnej.

Wyniki analizy próbek z rejonu Dżalalabad wykluczają skażenie przez uran zubożony bądź wzbogacony pochodzący z recyklingu odpadów z reaktora jądrowego. Żadne znane źródło natury geologicznej lub innej nie tłumaczy sygnatury uranu u badanych z Dżalalabad. Te nienormalne wyniki badań stanowią niespodziewane wyzwanie naukowe dla UMRC i NERC."

Stwierdzenie pułkownika o tonażu uranu w II napadzie na Irak też trzeba przyjąć sceptycznie. We wszystkich poprzednich konfliktach zaniżono różnymi wykrętami tonaż ZU. Np. niezależni obserwatorzy szacują tonaż ZU w I napadzie na Irak na 800 t zamiast 320 t podanych przez Waszyngton i Londyn (Paryż przemilczał swój "wkład"). Po kampanii kosowskiej NATO nie podało ilości pocisków użytych w kilku miejscach, wzbudzając podejrzenia co do ilości i typu broni uranowej. W jednym miejscu w Czarnogórze okazało się, że podana ilość była sfałszowana, bo nie było dwukrotnego ostrzelania pociskami ZU (podanego przez NATO), tylko według świadków jednokrotne ostrzelanie amunicją ZU i jeden atak bombą-niszczycielem bunkrów. Pomiary UNEP potwierdziły użycie broni uranowej innej niż amunicja ZU (informacja osobista Roberta Parsonsa z Genewy, reportera wyspecjalizowanego w broni uranowej).

Nawet zakładając średnie zużycie obliczone z innych miejsc kampanii kosowskiej, NATO zaniżyło tonaż o ponad 30%. Wojskowe źródła rosyjskie oszacowały ilość ZU na parę razy więcej niż NATO i od początku zwracały uwagę na nową broń uranową. Już wtedy przypadkowe badania promieniowania w powietrzu na Węgrzech, w Macedonii i Grecji stwierdziły sygnaturę "naturalnego" uranu, a nie ZU. Prasa na smyczy dezinformacji wojskowej zbyła to bzdurą, że wybuchy bomb konwencjonalnych wznieciły miejscową glebę bogatą w naturalny uran. O takich cudach nie donoszono przedtem z innych wojen.

opracował © Piotr Bein



CHEMIA I EKOLOGIA

Poranne audycje dla rolników sponsoruje producent herbicydów - więc nie dziwi, że firma Bayer zorganizowała na Politechnice Warszawskiej debatę: "Miasto - samorząd - ekologia" z udziałem kandydatów na prezydenta miasta.

O ile politycy starszej generacji przemawiali w konwencji: "Dajcie mi władzę i kasę, a ja was urządzę" - o tyle młodsza generacja mówi już zupełnie innym językiem - wskazuje na istotne problemy, sposoby ich rozwiązania, proponuje dyskusję nad nimi. To bardzo znamienny fakt, dający nadzieję.

Ale faktem jest, że obrady odbywały się na terenie Politechniki Warszawskiej - w której do dziś nie ma Katedry Filozofii Ekologicznej. Faktem jest też, że przy okazji tej sesji można było zaprosić wydawców pism i książek ekologicznych a firma Bayer nie wpadła na to, tak jak nie wpadła na pomysł zaproszenia do grona organizatorów przedstawicieli czasopism ekologicznych, Towarzystwa Przyjaciół Filozofii Ekologicznej i wielu innych, którzy naprawdę mają coś do powiedzenia lub czegoś dokonali. Może w przyszłym roku będzie lepiej?

Listę laureatów nagrody Bayera drukuje "Aura" (9/2002), tamże ciekawy tekst o wiklinie w Kwidzyniu - polecam! Pomysł z wikliną został nagrodzony!

Mieszkając w Warszawie, jestem ciekaw ile postulatów ekologicznych uda się zrealizować kandydatowi, który zostanie prezydentem miasta. Zastanawiając się nad kosztami imprezy Bayera, ileś godzin później słuchałem pracownika Ogrodu Botanicznego w Powsinie. Do ponownego druku ważnej publikacji "Zieleń Warszawy, problemy i nadzieje" - potrzebujemy 5 tys. zł. Których nie ma. A publikacja ta jest ważna, gdyż opisane w niej problemy dotyczą nie tylko Warszawy, ale właściwie wszystkich dużych miast w Polsce. I jeszcze jedna uwaga: kandydaci i politycy odwołują się do opinii ekspertów - a ja mam dziwne wrażenie, że wiele z tych problemów zostało już opisanych w czasopismach i książkach ekologicznych, wystarczyłoby tylko je odszukać; biblioteki są nadal dobrym źródłem informacji, twierdzenie że "w Internecie jest wszystko" - nie zawsze jest prawdziwe.

Redaktorom czasopism ekologicznych przypomnę, że oni też są odpowiedzialni za obieg informacji ekologicznej. Fakt, że kandydaci do fotela prezydenta miasta, mimo że mądrze mówili o istotnych problemach ekologicznych - pytani, czy znają "Zielone Brygady" - odpowiadają, że słyszeli, ale nie czytali...

Czyli informacja ekologiczna wciąż nie krąży w obiegu społecznym tak jak powinna. Pomyślcie o tym, sympatycy ekologii.

A chemików, trucicieli życia - może niech nadal trapią wyrzuty sumienia - może coś dobrego z tego wyniknie?

Paweł Zawadzki



 
Wydawnictwo "Zielone Brygady" [zb.eco.pl]
Fundacja Wspierania Inicjatyw Ekologicznych [fwie.eco.pl]