KTO ZATRZYMA SMITHFIELDA?
|
"(...) kierownictwa wszystkich 14 kontrolowanych ferm należących do amerykańskiego koncernu Smithfield Foods dopuociły do naruszenia przepisów ochrony środowiska oraz przepisów prawa budowlanego, jak też wymagań wynikających z przepisów sanitarnych i weterynaryjnych (...)" Z raportu GIOŚ opublikowanego w maju 2003 r.
|
W ubiegłym roku, w Województwie Zachodnio-Pomorskim Smithfield zaczął otwierać fermy przemysłowego chowu świń pod nazwą "Prima Farm", zapełnione importowanymi lochami. Co najmniej 11 000 loch - typu PIC (Pig Improvement Company) sprowadzonych z Wlk. Brytanii znajduje się obecnie w byłym pegeerze w Byszkowie koło Czaplinka i Żeńsku, koło Wałcza. "Prima" planuje mieć jeszcze dodatkowo 15 000 macior na tych fermach z zadaniem rocznej produkcji 500 000 świń, które będą trafiać do zakładu Agryf w Szczecinie w ilości 11 000 sztuk tygodniowo w 2006 r. Tego typu 3000 hektarowych byłe pegeery nabyło przedsiębiorstwo "Prima Farm", które jest w całości własnością firmy Smithfield. Firma ta podała do wiadomości, że do roku 2005 zamierza zwiększyć ilość loch do 52 000. Proponuje też budowę ferm w północno-zachodniej części Polski na hodowlę 300 000 tuczników.
Jednocześnie "Prima" agresywnie rozwija hodowlę tuczników w innych byłych pegeerach, zaczynając od prosiąt w Żabnie koło Żeńska, poprzez Czechy gm. Grzmiąca, Suliszewice, gm. Łobez, Ognicy gm. Dobrzany, Łęgach, gm. Połczyn Zdrój, a kończąc na Gonnie Małym, Krosinie i Nielepie w Zachodnio-Pomorskim. Smithfield przygotowuje hodowle w Kiełpinie koło Bornego Sulinowa i w Liszkowie, gdzie natknął się na silny opór mieszkańców.
Niektóre z tuczników z Czaplinka trafiają do gospodarstw w Więckowicach i Trzcielinie na granicy z Wielkopolskim Parku Narodowym. W zeszłym roku Animex (własność Smiethfielda) został zmuszony przez władze do przeniesienia 7000 świń z Rakoniewic koło Wolsztyna. Firma jednak nadal posiada to gospodarstwo i są sygnały o tworzeniu nowych ferm w tym rejonie - w Starej Dąbrowie, Turostowie i Gościeszynie.
W Województwie Warmińsko-Mazurskim Animex również przekształca stare pegeery: wprowadził świnie we Wronkach Wielkich i Kozakach koło Gołdapi na granicy z Rosją oraz Wyrand koło Olsztyna. W Radkiejmach koło Gołdapi jest już od 9000 do 10 000 świń. W Bychowie koło Korsz stwierdzone przez weterynarię padnięcie 1760 tych zwierząt w ciągu 6 miesięcy sugeruje ich dużą liczbę. Fermy w Radkiejmach i Kolniszkach są we wczesnej fazie rozwoju. Firma planuje produkcję w tym rejonie na poziomie 250 000 sztuk dostarczanych do własnych zakładów "Mazury" w Ełku.
Przedstawiciel Smithfielda cytowany w piśmie "Pig International" mówi, że zespół ferm z południowo-wschodniej Polski będzie dostarczać 250 000 zwierząt rocznie do zakładu "Constar" w Starachowicach w 2006 roku. Nasze dochodzenie ujawniło prawdopodobną firmę fasadową, ale jak dotychczas brak szybkiej rozbudowy ferm.
Firma przewiduje produkcję na poziomie 20 000 zwierząt tygodniowo w 2006 r. i dodatkowo 10 000 hodowanych przez rolników. Nie ma powodów by mniemać, że ta ekspansja ustabilizuje się w 2006 r. - świadczą o tym poprzednie doświadczenia i tempo nabywania ziemi. Można sądzić, że tak jak w USA będzie dążyć do pełnej pionowej integracji tzn. przejmowania tak hodowli jak i przetwórstwa mięsa dla monopolizacji rynku. i ograniczania dostępu do niego rolników.
Czy aktywność Smithfielda w Polsce jest przyjazna środowisku? Latem 2002 r. mieszkańcy Więckowic mogli jej doświadczyć na własnej skórze, gdy setki padłych świń gniło w zbiornikach blisko tutejszej szkoły. Dzieci wymiotowały, pojawiły się chmary much zanim interwencja prasy zmusiła do usunięcia padliny. Firma domaga się obecnie zezwolenia na budowę 16 lagun dla gnojowicy na tej fermie. Jeżeli je uzyska to życie w tej wsi stanie się nie do zniesienia.
W rejonie północno-wschodnim firma domaga się zezwoleń na składowanie i wylew gnojowicy pochodzącej z pięciu ferm z docelowo 12 000 świń w każdej z nich w odległości kilku kilometrów od Gołdapi. Jest to obszar Zielonych Płuc Polski licznie odwiedzanych przez europejskich turystów. Jest oczywiste, że pięć wielkich chlewni całkowicie zniszczy turystykę w tym rejonie. Mimo zdecydowanego oporu i negatywnej oceny Wojewody, firma odwołuje się od niej i prze naprzód.
Podczas gdy inwazja Smithfielda niesie oczywiste zagrożenia dla polskiego środowiska naturalnego, równie niepokojący jest potencjalny efekt socjoekonomiczny ekspansji tej firmy, o czym świadczy amerykańska historia koncentracji zakładów mięsnych i jej zgubny wpływ na amerykańską wieś.
Jeszcze w połowie lat 1980. 650 000 farmerów zajmowało się hodowlą świń, gdyż mogli oni zbywać swoją produkcję w wielu, jeszcze wtedy istniejących, niezależnych rzeźniach. W chwili obecnej pozostało około 100 000 farmerów zajmujących się hodowlą świń. W 1988 r. było 28 000 niezależnych hodowców świń w Północnej Karolinie; obecnie pozostało około 2200 farm. Firma Smithfield jest albo ich właścicielem albo działają one na zasadzie kontraktów. W sąsiednim stanie Wirginia firma ta jest właścicielem 90% wszystkich hodowanych świń. Ten stopień koncentracji hodowli może oznaczać tylko jedno: zagładę gospodarstw rodzinnych, tak jak to się stało w Ameryce w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Dominacja wielkich korporacji w hodowli - zaczynając w drobiarstwie 40 lat temu - wygnała setki tysięcy rodzin wiejskich z ich gospodarstw w USA.
Jeżeli farmerzy amerykańscy tyle wycierpieli z winy korporacji, jaki będzie skutek zdominowania przez nie polskiego rolnictwa? W Polsce jest 25% ludności rolniczej. Bezwzględna większość polskich rolników hoduje świnie, jest to zjawisko o wiele bardziej masowe niż w USA, nawet w latach 1980. Amerykańska gospodarka była wystarczająco prężna, aby wchłonąć bezrobotnych farmerów. W sytuacji, gdy w Polsce oficjalny poziom bezrobocia (poziom faktyczny zawsze jest wyższy od oficjalnego) - wynosi około 18%, dramat bezrobotnych rolników polega na tym, że nie chce ich nikt.
Zapożyczanie się rolników ma niszczący efekt społeczny i to niezależnie od tego czy zgodzimy się z tezą, że stopień zadłużenia nie ma związku z koncentracją produkcji rolnej. Gdziekolwiek korporacje podporządkowały sobie gospodarstwa rodzinne, tam następnym krokiem stawała się kontrola nad przetwórstwem żywności. Tylko wtedy udaje się rzucić małych producentów na kolana, gdy postawieni są oni przed alternatywą: albo jarzmo kontraktacji (hodowli zwierząt wielkich korporacji we własnych gospodarstwach), albo eliminacja z rynku.
W USA koncentracja produkcji zaczęła się, gdy określone firmy wygrały wyścig "wydajności". Pewien stopień koncentracji produkcji może być uzasadniany "produktywnością". Jednak głównym celem koncentracji jest osłabienie rolników indywidualnych i ograniczenie znaczenia związków zawodowych. Następuje przez to zmniejszenie wynagrodzeń, czasem nawet do poziomu 30%, przyśpieszenie linii ubojowych, czasem nawet o 300% i łamanie amerykańskiego prawa wodnego, przepisów sanitarnych, bezpieczeństwa i higieny pracy, ochrony zwierząt, przepisów imigracyjnych i antymonopolowych.
W rzeźniach Smithfielda kończy życie co czwarta amerykańska świnia. Co oznacza tak silna pozycja rynkowa zrozumieliśmy w r. 1998. W czasie, gdy największa kanadyjska firma mięsna była sparaliżowana strajkiem, Smithfield i inny gigant - IBP, spowodowały taką nadprodukcję, że ceny żywca spadły do 10 centów za funt, co równało się jednej trzeciej kosztów produkcji. IBP, które obecnie jest w posiadaniu Tyson Foods, osiągnęło wówczas rekordowe zyski. Smithfield wykorzystał sytuację wykupując dwie największe amerykańskie firmy hodowli świń, Murphy Farms oraz Caroll's Foods. W tym samym czasie mordercza konkurencja wyeliminowała tysiące małych farm z rynku.
Koncentracja produkcji w Wielkiej Brytanii odbyła się w sposób inny niż w USA, gdzie agencje rządowe prawa zwyczajnie nie egzekwowały, zatem koncentracja produkcji pojawiła się w warunkach braku efektywnego prawa. W Wielkiej Brytanii tradycyjny system funkcjonował tak dobrze, że potrzeba było kilku rządowych interwencji, cynicznie ubranych w unijne szaty, aby osłabić pozycję niezależnych producentów w stopniu umożliwiającym wielkim korporacjom opanowanie rynku. W Ameryce korporacje wykonały "brudną robotę", a w Wielkiej Brytanii zrobił to rząd idący ręka w rękę z tymi korporacjami.
W Polsce, gdy Smithfield nie miał skrupułów, by użyć wypróbowanych strategii, to jednocześnie nie miał on szansy wyeliminowania firm lokalnych przez konkurencję na rynku. Wydaje się, że wielkie firmy, takie jak Smithfield aby skonsolidować rynek musiałyby odwołać się do przykładu brytyjskiego i zachęcić rząd do zamykania konkurujących z nimi mniejszych zakładów.
Tom Garrett
Animal Welfare Institute
animalinfo@gazeta.pl
tłumaczenie: K. Szymanowska
SMITHFIELD ATAKUJE
|
Sprawa inwazji chlewni amerykańskiego giganta - Smithfield Foods w Polsce stanęła na obradach rządu 20.2.2003, kiedy to minister środowiska Żelichowski zobowiązał się do powołania specjalnej komisji, która przeprowadziła kontrolę ferm tej firmy w kwietniu br. Przeprowadzona analiza ustaleń kontroli w fermach Smithfield Foods położonych na terenie trzech województw: warmińsko-mazurskiego, wielkopolskiego i zachodniopomorskiego potwierdziła, że kierownictwa wszystkich 14 kontrolowanych ferm należących do amerykańskiego koncernu Smithfield Foods dopuściło do naruszenia przepisów ochrony środowiska oraz przepisów prawa budowlanego, jak też wymagań wynikających z przepisów sanitarnych i weterynaryjnych.
|
Oto najważniejsze ustalenia poszczególnych inspekcji ze wspólnie przeprowadzonych kontroli.
Inspekcja Ochrony Środowiska
- żaden obiekt nie miał w pełni uregulowanego stanu formalnoprawnego,
- we wszystkich obiektach stwierdzono brak wymaganej decyzji na wprowadzanie gazów i pyłów do powietrza,
- w 6 fermach z 7 prowadzących hodowlę bezściółkową kontrola miała zastrzeżenia do gospodarowania gnojowicą:
- niewystarczająca pojemność zbiorników na zbieranie gnojowicy - 3 obiekty,
- odprowadzanie gnojowicy do rowu melioracyjnego - 1 obiekt,
- zanieczyszczenie gnojowicą terenu wokół punktu zlewnego - 1 obiekt,
- prowadzenie nawożenia gnojowicą, pomimo że część gruntu była zamarznięta - 1 obiekt.
- za niewłaściwe uznano też fakt, że pomimo specjalnych wymagań, określonych w ustawie z dnia 20.7.2000 r. o nawozach i nawożeniu, jakie obowiązują przy stosowaniu gnojowicy do nawożenia gleby, żaden z zarządzających fermami nie przedstawił opinii czy też ekspertyzy Stacji Chemiczno-Rolniczej potwierdzającej, że sposób nawożenia jest prawidłowy.
- na 14 objętych kontrolą ferm w 6 nie prowadzono ewidencji odpadów, a w pozostałych 8 nie wykazywano wszystkich wytwarzanych odpadów albo wykazywano zaniżone ilości,
- w 9 fermach stwierdzono, że ich kierownictwa nie dopełniły obowiązku naliczania i wnoszenia opłat za wprowadzanie zanieczyszczeń do powietrza,
- w 3 fermach ich kierownictwa nie zawarły umów na odprowadzanie ścieków,
- za istotne naruszenie zasady odpowiedzialności za środowisko uznano fakt,
- że kierownictwa żadnej z kontrolowanych jednostek nie posiadały aktualnych ocen oddziaływania prowadzonej działalności na środowisko, pomimo że przy określonej rozporządzeniem Ministra Środowiska z dnia 24.9.2002 r. wielkości obsady trzody chlewnej wymagane jest sporządzenie raportu oddziaływania na środowisko - obligatoryjnie dla obsady powyżej 249 dużych jednostek przeliczeniowych inwentarza, co praktycznie stanowi około 1000 do 1500 stanowisk dla tuczu o różnej wadze.
Państwowa Inspekcja Sanitarna
- 7 ferm trzody chlewnej nie spełniało wymagań sanitarnych m.in.:
- nie przedstawiono wyników badań wody do picia,
- naruszenia związane z niewłaściwym przechowywaniem padłych zwierząt,
- brak zawiadomienia właściwego Inspektora Sanitarnego o miejscu i rodzaju prowadzonej działalności,
- nie poddanie pracowników wymaganych szczepieniom.
Inspekcja Weterynaryjna
- 6 ferm trzody chlewnej nie spełniało wymagań weterynaryjnych m.in.:
- nie zarejestrowanie działalności u Powiatowego Lekarza Weterynarii,
- niewłaściwe prowadzenie ksiąg leczenia zwierząt.
Nadzór Budowlany
- 12 ferm trzody chlewnej (86% kontrolowanych) prowadziło działalność niezgodnie z przepisami Prawa budowlanego m.in.:
- nie posiadanie pozwoleń na zmianę sposobu użytkowania,
- przekroczenie zakresu robót budowlanych objętych zgłoszeniem,
- wybudowanie obiektów (m.in. silosów na paszę) bez pozwolenia na budowę.
W oparciu o ustalenia kontroli wszystkie inspekcje podjęły określone działania dyscyplinujące, nie znajdując jednak na obecnym etapie rozpoznania i wszczętych z urzędu postępowań administracyjnych zgodnie z przysługującymi kompetencjami, wystarczających przesłanek do wstrzymania działalności ferm. Należy jednak mieć na uwadze, że we wszystkich przypadkach, w których nie zostaną dotrzymane nałożone terminy do usunięcia nieprawidłowości, może nastąpić wstrzymanie działalności fermy, przy zachowaniu odpowiednio bezpiecznego dla środowiska okresu, w którym powinno to nastąpić.
Inspekcja Ochrony Środowiska wydała 14 zarządzeń pokontrolnych zobowiązujących kierownictwa kontrolowanych ferm do uregulowania stanu formalnoprawnego. Skierowano wystąpienie do Marszałka Województwa Zachodniopomorskiego informujące o nie naliczaniu i nie wnoszeniu opłat przez kontrolowane podmioty za korzystanie ze środowiska. Zwrócono się do Wojewody Zachodniopomorskiego o zobowiązanie w drodze decyzji kierownictwa kontrolowanych ferm na terenie tego województwa (oprócz Fermy trzody chlewnej w Byszkowie), do sporządzenia przeglądów ekologicznych.
Państwowa Inspekcja Sanitarna skierowała wystąpienia do kierownictwa 7 ferm zobowiązujące do usunięcia stwierdzonych naruszeń.
Inspekcja Weterynaryjna w odniesieniu do kierownictwa 6 ferm skierowała wystąpienia do właściwych miejscowo Powiatowych Lekarzy Weterynarii o wszczęcie postępowań w sprawie nie rejestrowania prowadzonej działalności.
Inspekcja Nadzoru Budowlanego w stosunku do kierownictwa 12 ferm podjęła czynności wyjaśniające, przy czym w odniesieniu do 10 jednostek wszczęte zostały postępowania administracyjne w sprawie usunięcia naruszenia przepisów prawa budowlanego.
Podsumowanie
Ustalenia przeprowadzonych kontroli potwierdziły sygnalizowane w wielu interwencjach nie przestrzeganie prawa przez zarządzających dużymi fermami trzody chlewnej. Przyczyn stwierdzanych nieprawidłowości można upatrywać nie tyle w nieznajomości prawa, co w braku należytej troski o ochronę środowiska, przy jednoczesnym przyzwoleniu władz samorządowych na prowadzenie takiej działalności. Chodzi tu zwłaszcza o przypadki zgłoszenia remontu obiektu, podczas gdy faktycznie następowała zmiana sposobu użytkowania obiektu.
Stwierdzono, że kierownictwa kontrolowanych ferm przyjęły wygodniejsze dla siebie założenie, iż jedynie dokonują remontu obiektów po byłych PGR, uprzednio wykorzystywanych do hodowli zwierząt. Pomimo więc, że dokonywano nieraz istotnych zmian budowlanych - budowa dodatkowych silosów na paszę, zmian w rodzaju i liczbie inwentarza, kierownictwa ferm nie dostrzegały, że dokonują istotnej zmiany przeznaczenia obiektów, ze względu na ochronę środowiska, a co wymaga złożenia wniosku o uzyskanie decyzji zezwalającej na dokonanie takiej zmiany. Kierownictwa kontrolowanych obiektów zgłaszały jedynie do organów administracji architektoniczno-budowlanej, iż przystępują do remontu obiektów.
W ten sposób pominięto bardzo istotną dla ochrony środowiska procedurę, jaka obowiązuje w przypadku wniosku o uzyskanie decyzji wyrażającej zgodę na zmianę przeznaczenia obiektu. Procedura ta obejmuje m.in. wykonanie raportu oddziaływania inwestycji na środowisko oraz określenia wymagań związanych z ochroną środowiska, a także udziału społeczeństwa, co pozwala na zidentyfikowanie ewentualnych konfliktów.
nadesłał Marek Kryda
URLOP U EKOROLNIKÓW
Serdecznie zapraszamy do wypoczynku w ekoturystycznych gospodarstwach w rejonie Stryszowa i okolic zrzeszonych w ECEAT-Poland1) i współpracujących z ICPPC2). Są to atestowane gospodarstwa ekologiczne lub przestawiające się na ekologiczne metody produkcji. Gospodarze przygotowują pyszne posiłki ze swoich ekologicznych produktów, a okolice są pełne atrakcji.
Więcej informacji o możliwościach wypoczynku oraz wywiadów i wizyt dziennikarzy w wyżej wymienionych ekogospodarstwach zasięgnąć można u pani Marii Sordyl - ul. Lipowa 432, 34-314 Czaniec (Górny), tel./fax: 0-33/810-96-80, e-mail: alicja1200@poczta.onet.pl - lokalnego koordynatora ECEAT-Poland.
Prosimy o szeroką promocję tej formy wypoczynku i naszych ekogospodarzy, z którymi m.in. spotkał się Książę Karol podczas swojej wizyty w Stryszowie.
1)ECEAT-Poland Europejskie Centrum Rolnictwa Ekologicznego i Turystyki, Laureat nagrody Brytyjskich Linii Lotniczych "Turystyka Przyszłości 2001".
2)International Coalition to Protect the Polish Countryside (ICPPC), Fundacja "Międzynarodowa Koalicja dla Ochrony Polskiej Wsi" 34-146 Stryszów 156, tel./fax 0-33/87-97-114 icppc@sfo.pl, jadwiga@sfo.pl, www.icppc.sfo.pl. W 2002 r. ICPPC zostało uhonorowane Nagrodą Goldmana - Noblem Ekologicznym. Siedzibę ICPPC odwiedził również brytyjski następca tronu Książę Karol.
W LONDYNIE MIESZKAJĄ NIE TYLKO POLACY
|
...tak żartował sobie kiedyś jeden z dziennikarzy "Polskiego Londynu". Po wojnie, a i jeszcze dziś, można było mówić, że Polacy stanowią w Anglii najwiekszą, najlepiej zorganizowaną mniejszość narodową. Mają swoje kościoły i parafie, sobotnio-niedzielne szkoły języka polskiego, Polski Ośrodek Społeczno-Kulturalny, wybudowany całkowicie ze składek emigrantów. W 1966 roku angielska dziennikarka żaliła się w jednej z gazet, że Polacy są tak zorganizowani, iż mogą żyć właściwie "we własnym środowisku" i nie muszą, nie chcą się "wtopić" w społeczeństwo brytyjskie. Wydawany w Londynie "Polski Informator" zawiera adresy kilkuset aktywnie działających organizacji i instytucji polonijnych. Wyliczanie ich zajęłoby zbyt dużo miejsca. Dość powiedzieć, że w 1994 r. spotkałem w Londynie Polaków, którzy choć mieszkali tam od czasów wojny, mówili słabo po angielsku - całe ich życie, łącznie z pracą zawodową, upływało wewnątrz polskiej diaspory.
|
Oczywiście jest wiele małżeństw polsko-angielskich, ich dzieci mogą się uczyć języka polskiego w szkołach prowadzonych przez Polską Macierz Szkolną, a nawet studiować na polskim uniwersytecie (PUNO - Polski Uniwersytet na Obczyźnie).
Polscy emigranci i ich angielscy przyjaciele którzy odwiedzają kraj, są zachwyceni polską żywnością, "polskim jadłem". Sądzę, że aktywność p. Jadwigi Łopaty, polegająca na prowadzeniu przez nią promocji polskich gospodarstw ekoagroturystycznych jest wielką szansą dla polskich rolników. Ale trzeba ją należycie rozreklamować, w czym pomocne mogłyby być bardzo liczne czasopisma polonijne, kontakty z polskimi emigrantami, polskimi organizacjami polonijnymi.
Jeśli znajdzie się ekolog, który zechce założyć agencję utrzymującą się z reklamy gospodarstw ekoagroturystycznych w mediach polonijnych - wróżę mu długą i ciekawą przyszłość. By nie być gołosłownym - aktualnie w Londynie mieszka ok. pół miliona Polaków (w USA ponoć 31 mln!) i w pierwszym rzędzie to oni mogą być wdzięczną klientelą krajowych rolników. Przy następnej wizycie, jeśli wyjadą z kraju zadowoleni - przywiozą ze sobą angielskich przyjaciół i ich dzieci.
Proszę wziąć do ręki grudniowy numer "Dzikiego Życia" z niezwykle ciekawym tekstem "Anglik w Karpatach". Nie jest to głos odosobniony - do ZB posyłam opublikowany w "Tygodniku Polskim" w Londynie artykuł "Zacofane rolnictwo", będący w istocie peanem na cześć polskiej żywności i polskich rolników - byłoby ciekawie przedrukować go w całości.
Wiele czasopism polonijnych można znaleźć w Internecie. W kraju Małopolskie Forum Współpracy z Polonią (Al. Solidarności 5/9, 33-100 Tarnów, tel. 0-14/6217641 wew. 212, 211, e-mail: mforum@poczta.onet.pl) w tym roku zorganizowało dziesiąte już z kolei światowe Forum Mediów Polonijnych z udziałem ok. 200 dziennikarzy z 35 krajów. Najprościej więc byłoby na przyszłorocznym 12 Forum pokazać się z możliwie najobszerniejszą ofertą polskich gospodarstw ekoagroturystycznych.
Tymczasem zachęcam do ogłaszania się w ukazującej się od 60 lat w Londynie (ogloszenia@dziennikpolski.co.uk) najważniejszej polskiej gazecie, jaką jest "Dziennik Polski". Koszt ogłoszenia nie jest astronomiczny, w piśmie i tak można znaleźć wiele ofert z kraju. Czas, by znalazły się tam ogłoszenia polskich gospodarstw ekoagroturystycznych.
Paweł Zawadzki
REFLEKSJE W OBLICZU KAPITAKLIZMU
|
Jakoś tak się składa, że kontekst wszystkich moich dyskusji jest dwuznaczny. Obojętne - czy dyskutuję o seksie, polityce, pieniądzach, ekologii - czy też o wszystkim razem, jak poniżej:
|
"Czy w tym szczęśliwym, zbawionym i wyzwolonym świecie przyszłości, który przedstawiasz - ludzie koniecznie muszą chodzić nago? " - pytają mnie oponenci, krzywiąc się z ostentacyjnym niesmakiem... Nawet nie podejmuję dyskusji, bo kontekst jest jasny: Czy to koniecznie musi być świat bez samochodów, odrzutowców, telewizorów, wieżowców, autostrad, ekskluzywnych kurortów, barów McDonalda, banków, dyskotek z "rurą", gigantycznych widowisk, krwawych kryminałów, pornografii, używek i innych zdobyczy cywilizacyjnych? I tak mamy błędne koło: wszyscy chcieliby, aby świat przyszłości był bogaty, wolny, syty, zdrowy, bezpieczny i szczęśliwy, ale nikt nie dopuszcza nawet najmniejszej zmiany w swojej pazernej, zakompleksionej, agresywnej mentalności i gustach. - Skoro fabryki tekstylne są tak bardzo niezbędne, to dlaczego kwestionować na przykład fabryki broni i jakiekolwiek inne zdobycze cywilizacyjne? Przecież Świat wręcz kipi od tłumionej agresji, więc potrzebna jest policja oraz wojsko
(tudzież czołgi i odrzutowce). Tak oto koło ponurych absurdów się zamyka.
SAMOOGRANICZANIE SIĘ jest jednak dość racjonalnym hasłem - a więc 99% ludzkości jest za tym, aby zerwać ze "zbędnymi sentymentami" ekologicznymi, moralnymi, kulturowymi, charytatywnymi, humanistycznymi i wszelkimi innymi na rzecz forsy i hedonistycznego używania za wszelką cenę... (Krakowski muzyk i pisarz - Piotr Grzesik nazwał ten upadek człowieczeństwa "kapitaklizmem"). Jest to upadek w pewnym sensie sterowany odgórnie przez potężną finansjerę, zaś wszelkie próby "przegadania" tłumu owładniętego "kapitalistycznym" amokiem są daremne, więc stawiam na "ewolucyjny przekręt" - który na pewno okaże się cholernie niemiły dla całej ludzkości - potężnych i słabych, mądrych i głupich, dobrych i złych. Tak samo niemiły - jak kiedyś upadek asteroidu, który zabił dinozaury. Z tym, że dzisiejsze "dinozaury" są na najlepszej drodze ku samodzielnemu unicestwieniu samych siebie... Oczywiście stawiam też na ocalenie NAJODPORNIEJSZYCH na skutki rychłej katastrofy ekologicznej,
humanistycznej, kulturowej, demograficznej i ewolucyjnej. Jacy będą ci NAJODPORNIEJSI? Jedno jest pewne: Będą INNI we wszystkim co myślą, czynią, postulują i demonstrują własnym przykładem osobniczym...
Pośród uodpornionych - uważam siebie za jednego z pierwszych i na razie stawiam tylko na siebie - czy pójdzie ktoś za mną? Tylko proszę się o nic nie zakładać z tej prostej przyczyny, że przegrany będzie tu z logicznych powodów niewypłacalny...
Nota bene - Gabriela Szmielik-Mazur - z którą bardzo często kłócę się na tematy seksuologiczne, moralne, polityczne, ekologiczne, prokreacyjne itp.) jednak zaproponowała mi niegłupią rzecz: Czy nie chciałbym się produkować nieco bardziej PRODUKTYWNIE w rubryczce "Grochem o ścianę" w jednym z czasopism ekologicznych? Niniejszym to czynię...
Feliks Chodkiewicz
|