ZB 4(184), czerwiec 2003 ISSN 12312126, [zb.eco.pl/zb] |
UE, Rolnictwo... |
Dla wyjaśnienia podaję:
Domyślam się natomiast, dlaczego postanowiono zniszczyć jaskółkę dymówkę. Jaskółki należą do rzędu wróblowatych. W Polsce występują trzy gatunki: dymówka, oknówka i brzegówka. Wszystkie odbywają u nas lęgi i odlatują na zimę. Jedynie dymówka gniazduje tylko w pomieszczeniach, najczęściej inwentarskich i tylko tam gdzie mieszka człowiek. Fakt, że natura wyznaczyła jej taką rolę, ma być przyczyną jej zagłady. Przylatuje w połowie kwietnia, odlatuje w końcu września. Różni się od dwóch pozostałych rdzawym podgardlem. Pożywienie jej stanowią niemal wyłącznie drobne, miękkie owady chwytane w locie. Żeruje na otwartych przestrzeniach, na znacznej wysokości, a w czasie słoty lub wiatru, najczęściej jesienią, gdy mało ruchliwe owady niechętnie latają, żeruje wśród budynków lub drzew, przy czym podlatuje do owada siedzącego na ścianie budynku lub innym przedmiocie i spłoszywszy go, chwyta w powietrzu. Pozostałe gatunki tego nie robią, ze względu na mniej zwrotny lot. Długa, lecz niezbyt urozmaicona pieśń dymówki, bez wyraźnego początku i zakończenia, składa się z głośnego szczebiotu, pełniejszego i mniej monotonnego niż śpiew brzegówki i oknówki, zakończonego przeciągłym errr. W tłumaczeniu ludowym brzmi to: "uszyłabym ci rękawiczki, uszyłabym ci rękawiczki, ale nie mam niciii". Samce w locie odzywają się dość doniosłym "ciwit cidewilt". Jaskółka to wreszcie ptak-symbol. Występuje w wielu metaforach, powiedzonkach, wierszach i piosenkach. Ptak, którego popularność w Polsce można porównać do popularności bociana i skowronka. Obiekt troski i opieki gospodarza. Według staropolskich wierzeń tam, gdzie gniazduje jaskółka, jest dobrobyt i szczęście. Jej odlot i brak powrotu, to przepowiednia upadku gospodarstwa. Niestety, sprawdza się. Kiedy mówimy o jaskółkach, mamy na myśli nadzieję na lepszy los, na zmiany, na poprawę. Wreszcie, prognostyk pogody w polskich przysłowiach: "Gdy jaskółka lot swój zniża, to się do nas deszczyk zbliża", a jedna ponoć wiosny nie czyni. W Nowej księdze przysłów polskich występuje ze świętymi i Matką Boską, kojarzy się ze szczęściem, przyjaźnią, ale i ze spółkami: "Powiedziały jaskółki, że niedobre są spółki". Maria Konopnicka w wierszu "Nasza czarna jaskółeczka" napisała: "A ty, czarna jaskółeczko, Nosisz piórka na gniazdeczko, Ścielesz dziatkom je! Ścielże sobie, ściel, niebogo, Chłopcy pójdą swoją drogą, Nie ruszą go, nie!". Pomyliła się. Jak na ironię, Stan Borys, propagując ideę integracji europejskiej śpiewa przepiękną piosenkę pt. "Jaskółka". "Jaskółka siostra burzy" przyniosła mu w Opolu nagrodę. Słowa napisał Kazimierz Szemioth. Do innej nie mniej pięknej, słowa napisała Wisława Szymborska, a muzykę skomponował J. Zieliński. Oto fragment: "...serce jaskółki zmiłuj się nad nami... Jaskółko - cierniu chmury, kotwico powietrza, ulepszony Ikarze, w niebo wciętym fraku, jaskółko kaligrafio, wskazówko bez minut, wczesnoptasi gotyku, zezie na niebiosach, jaskółko ciszo ostra, żałobo wesoła, aureolo kochanków, zmiłuj się nad nami... Jaskółko spraw, by nigdy nie zapominali..." Posłuchajcie piosenki niszcząc gniazda, może już będą młode. A może w ogóle w trosce o zdrowotność krów, należy wytłuc całe ptactwo? Dlatego obawiając się nie tylko o jaskółkę dymówkę proponuję inny wariant. Może tzw. "elity" lub świat nauki poprą go. Oto on: można spróbować dokonać "poprawy" dobrostanu krowy i odizolować ją od ptactwa. Wtedy w jednokrowim pomieszczeniu, wymoszczonym perskim dywanem, krowa leżałaby sobie na łożu, w atłasowej pościeli na dowolnie wybranym boku. W oknach i drzwiach podwójne moskitiery, by żaden owad się nie dostał. Klimatyzacja obowiązkowa. Nad głową planetarium symulujące niebo zgodne z porą roku. Przed pyskiem przesuwałby się na taśmociągu wyprodukowany w sterylnych warunkach paśnik o zmienianym co godzinę składzie, tak by krówka miała możliwość wyboru tego, na co aktualnie ma ochotę. Lub w wariancie przemysłowym miałaby w pysku rurę tłocząca w nią odpowiednią miksturę w takich ilościach, by ilość oddanego mleka przyniosła zyski. Oczywiście w pomieszczeniu rozchodziłby się identyczny z naturalnym aromat pól, łąk i lasów, zaś najnowszej generacji kwadrofonia emitowałaby identyczne z naturalnymi, odgłosy ptasich przekomarzań dopasowanych do symulowanej pory dnia i miejsca ich bytowania. W porze ciszy nocnej wskazana cicha spokojna muzyka poważna - krówki preferują Bacha i Mozarta. Przed oczami zaś na ciekłokrystalicznym trójwymiarowym ekranie oglądałyby prezentacje naturalnej wielkości wdzięczących się zalotników-buhajów oraz filmy edukacyjne pt. "Naturalne bytowanie bydła". Sfera psychiki też jest ważna, krówka ma pałać chęcią do życia. Pozostało tylko zabezpieczyć ściany przed bakteriami. Traktując sprawę poważnie, widzę tylko jedną możliwość. Krówce należy założyć cewnik, zaś pod ogonek zainstalować automatyczny odbiornik wychodzących stamtąd produktów przemiany materii. Musi być tak dopasowany, by nie poplamić atlasowej pościeli. Zawartość obydwu rurek w sposób sterylny odprowadzimy do infrastruktury obszarów wiejskich, czyli oczyszczalni. Tak to się teraz nazywa. Mleko zaś sterylnymi samooczyszczającymi się ciągami mlecznymi spływać będzie do podziemi krowiego "raju" i tam, co wielu żywieniowców potwierdza, przerobione zostanie na nieprzyswajalny przez człowieka produkt UHT, na którym psy i koty się już poznały i nie chcą tego pić. W ten sposób rozwiążemy problem dobrostanu krów oraz pozbędziemy się problemów z zanieczyszczaniem gleby odchodami, a w naszych rzekach przestaną płynąć azotany i fosforany. Wody gruntowe staną się czyste, a Bałtyk będzie przezroczysty jak Morskie Oko, tym bardziej, że odchody bydlęce praktycznie fosforu nie zawierają - głównie wapń, azot i potas oraz mikroelementy w optymalnych dla prawidłowego rozwoju roślin proporcjach. Szybkość przemieszczania się poszczególnych składników w warunkach Polski w glebie wynosi: wapń - 20 cm/rok, azot i potas - 15 cm/rok, a fosfor - 5 cm/rok. I tu ciekawostka. Japończycy już wcześniej przewidzieli powyższy scenariusz. Na rynku polskim ukazał się opatentowany przez nich preparat, który ma służyć do usuwania skutków degradacji gleby uprawianej bez obornika. W kulturze i tradycji Polski nie ma przyzwolenia na wandalizm, a niewątpliwie jest nim niszczenie gniazd ptasich i miejsc ich gniazdowania. Uważam, że próba wyeliminowania jaskółki-dymówki z ptasiej rodziny jest zamachem na ciągłość polskiego dziedzictwa kulturowo- przyrodniczego. Jest to niewątpliwy skandal. Kto odpowiada za to niedopatrzenie? Czy nasi przedstawiciele byli tego świadomi, kiedy podpisywali traktat negocjacyjny? Ja postanowiłem: bez jaskółki dymówki (HIRUNDO RUSTICA L.) do Unii nie wchodzę! Janusz Olszewski ZMIENIANIE UNII EUROPEJSKIEJ OD ŚRODKA -
|
Niektórzy argumentują, że dla Polski lepiej jest przyłączyć się do Unii Europejskiej i bedąc w strukturach UE zmieniać ją od środka, zamiast powiedzieć "nie" obecnym propozycjom akcesji. |
Jest to argument bardzo niebezpieczny. Opiera się on bowiem na dwóch błędnych założeniach. Po pierwsze na tym, że brukselska biurokracja, która produkuje przepisy i regulacje jest wystarczająco elastyczna i demokratyczna. Po drugie, że wśród Polaków i w polskim rządzie istnieje wystarczająco silna wola polityczna, by razem wywierać nacisk na nowy reżim w celu wprowadzenia zmian, po wcześniejszej akceptacji "okupacyjnych" warunków!
Wszystkie dowody pochodzące z innych krajów należących do Unii wskazują na to, że po wstąpieniu do Unii Europejskiej następuje szybkie pogarszanie się kondycji społeczno-ekonomicznej i zmniejszenie zróżnicowania społeczności wiejskich, małej i średniej przedsiębiorczości, oraz infrastruktury rolno-spożywczej.
Głównych powodów takiej sytuacji można doszukać się w siłach, które kierują tworzeniem polityki UE. Dokładna analiza sytuacji pokazuje, że najważniejsze decyzje podejmowane są przez Radę Ministrów Komisji Europejskiej, organ wykonawczy, nie wyłaniany w drodze wyborów. Jest obiektem intensywnego lobbingu międzynarodowych korporacji szukających najlepszych dla siebie układów rozwojowych i korzyści z handlu. Skutkiem jest podporządkowanie interesów lokalnej, małowymiarowej gospodarki interesom wielkoskalowej gospodarki globalnej.
W następstwie wszystkie przepisy i regulacje, które powstają w Brukseli są projektowane tak, by chronić międzynarodowe korporacje a destabilizować i ostatecznie zniszczyć tradycyjne, regionalne i lokalne gospodarki, które postrzegane są jako niepożądana i niepotrzebna konkurencja.
Zatem ci, którzy są przychylni włączeniu Polski do Unii Europejskiej na obecnych warunkach, niezależnie od tego czy zdają sobie z tego sprawę czy też nie, zgadzają się na znaczące przyspieszenie masowej produkcji niskiej jakości "supermarketowej" żywności i dalszy upadek lokalnych rynków oraz małych sklepów. Przyspieszają niszczenie własnych społeczności rolniczych, przyrodniczo-kulturowej różnorodności i historycznych krajobrazów polskiej wsi. Pozwalają na to, by ich korzenie zostały odcięte, a ich lasy były przerobione na góry papieru, na którym będą zapisane nowe przepisy i regulacje.
Sir Julian Rose
ICPPC
kwiecień 2003
Tereny rolnicze są istotnym elementem krajobrazu każdego państwa. Na terenie naszego kraju obszar użytkowany rolniczo stanowi ok. 60% powierzchni. Niewłaściwe zarządzanie powoduje degradację środowiska przyrodniczego oraz niekorzystnie wpływa na sytuację społeczno-gospodarczą. Tymczasem nasze rolnictwo, w przeciwieństwie do rolnictwa krajów UE, opartego głównie na gospodarce intensywnej, prowadzącej do nadmiernej eksploatacji zasobów takich jak woda, gleba czy powietrze, ma charakter raczej ekstensywny, bardziej przyjazny środowisku. |
Wiele obszarów rolniczych na terenie naszego kraju to obszary cenne przyrodniczo, o wysokich walorach środowiskowych. Bogactwo gatunkowe zarówno flory jak i fauny oraz naturalny krajobraz rolniczy wyróżniają Polskę wśród krajów europejskich. Stanowi to potężny atut naszej gospodarki rolnej w kontekście integracji z gospodarką Unii Europejskiej. Niewątpliwie walory środowiskowe naszego rolnictwa predysponują nas do kroczenia w kierunku rozwoju rolnictwa o charakterze ekologicznym. Na terenie Polski nie zaistniał raczej problem skutków środowiskowych intensywnego rolnictwa, mimo to wiele regionów zachowało strukturę przestrzenną dostosowaną do intensywnej produkcji. Tereny te dotknięte są negatywnymi zjawiskami, wśród których wymienić trzeba degradację gleby, erozję oraz pogorszenie się bilansu wodnego. Dominuje uproszczona struktura krajobrazu wiejskiego, przez co pogorszeniu ulegają warunki egzystencji gatunków towarzyszących agrocenozom. Z punktu widzenia ochrony środowiska wdrażanie ekologicznych metod produkcji, jak też programów rolno-środowiskowych, ma ogromne znaczenie. Również czynniki ekonomiczne sprzyjają rozwojowi zdrowych metod produkcji. W Polsce, w opinii większości polityków, modernizacja sektora rolnego wiąże się z powiększeniem areału gospodarstw, intensywnym nawożeniem czy też mechanizacją. Te zabiegi rzekomo mają spowodować, iż nasza gospodarka sprosta konkurencji rolnictwa krajów piętnastki. W naszej świadomości wzrost użycia syntetycznych środków ochrony roślin, nawozów sztucznych, antybiotyków, hormonów jest jedyną drogą w kontekście przystąpienia do UE. Nie są to opinie słuszne, nadzieje oparte są na bardzo kruchych podstawach. Nawet przystąpienie naszego kraju do UE nie gwarantuje istotnej poprawy eksportu towarów rolniczych na rynki Europy Zachodniej. W krajach unijnych narasta problem nadprodukcji rolnej, kraje członkowskie raczej nie są zainteresowane importem żywności produkowanej w sposób "tradycyjny". Z drugiej zaś strony da się zauważyć tendencja wzrostu popytu na produkty zdrowe wyprodukowane w sposób ekologiczny. Jak podaje Stiftung Okologie & Landbau rynek żywności ekologicznej jest najszybciej rozwijającym się rynkiem spożywczym w UE i USA i w kilku ostatnich latach wzrastał średnio 24% w skali roku. Również w naszym kraju wzrasta zainteresowanie zdrową produkcją. Jak podaje W. Wawiernia (2001) badania rynkowe pokazują, że zainteresowanych jest ok. 40% konsumentów. Żywność ekologiczna kojarzona jest z żywnością gwarantującą wysoką jakość żywieniową, zdrowie i bezpieczeństwo. Rzeczą zaskakującą w tych warunkach jest tak niskie zainteresowanie rolników produkcją ekologiczną. Mimo, że już w latach 1990. zaczęliśmy traktować rolnictwo ekologiczne jako odrębny system produkcji rolniczej, to w 1999 r. stanowiło ono zaledwie 0,06%, podczas gdy średnia w krajach UE wynosiła 3% udziału gospodarstw ekologicznych wśród wszystkich gospodarstw, a w niektórych krajach sięgając kilkunastu procent. Nasz kraj powinien upatrywać szansy w zaistnieniu na wciąż wzrastającym rynku towarów ekologicznych. Zdaniem Jerzego Szymona (2001) wpływ na wzrost popytu na produkty ekologiczne ma synergia wielu czynników. Wymienia on m.in.:
Rolnictwo o charakterze ekologicznym posiada na terenie Polski doskonałe warunki do wzrostu. O dużym potencjale rozwoju decydują paradoksalnie cechy stanowiące przeszkodę na drodze w kierunku produkcji intensywnej, czyli: rozdrobniony charakter struktury agrarnej, dominacja małoobszarowych gospodarstw, wielokierunkowość produkcji, niskonakładowe systemy uprawy połączone z wysoką różnorodnością biologiczną siedlisk. Istotne znaczenie ma również fakt, iż od początku lat 1990. głównie z przyczyn ekonomicznych, istotnie zmniejszył się poziom użycia środków ochrony roślin, nawozów sztucznych oraz innych środków chemicznych.
Przyjęcie nowych ram polityki wobec rolnictwa i obszarów wiejskich (poszerzenie zainteresowania o zakres ochrony środowiska prócz funkcji produkcyjnej) przyczynić się może do osiągnięcia wielu wymiernych korzyści związanych z realizacją na terenach wiejskich programu ochrony różnorodności biologicznej.
Tederko i Lankester (1998) wymieniają:
Produkcja rolnicza metodami ekologicznymi jest najskuteczniejszą metodą ochrony środowiska i przyrody na terenach wiejskich. Wszystkie wyżej wymienione czynniki powinny generować wektor rozwoju rolnictwa w kierunku zdrowej produkcji. Stanowi ona sensowną alternatywę dla rolnictwa konwencjonalnego, osiągającego często imponującą wydajność, lecz kosztem środowiska naturalnego, przy marnotrawstwie nieodnawialnych zasobów energetycznych. Efektem powyższej praktyki rolniczej jest często produkt o obniżonej jakości biologicznej, niesmaczny, o wątpliwych walorach zdrowotnych. Tereny rolnicze naszego kraju mają ogromną szansę stać się swoistą perłą na rolniczej mapie Europy. Czas skończyć z mitem intensywnej produkcji. Kraje piętnastki już dzisiaj mają problemy ze znalezieniem rynku zbytu dla produktów rolnych wytwarzanych w sposób "tradycyjny". To właśnie rolnictwo ekologiczne ma szansę już w niedalekiej przyszłości stać się dominującą tendencją. Jest to wielce prawdopodobna prognoza, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę znaczący postęp w dziedzinie ochrony środowiska, świadomości ekologicznej i zdrowotnej społeczeństwa, znaczny i liniowy wzrost rynku towarów o charakterze ekologicznym.
Rafał Chojnowski
Rozmowa w ramach telewizyjnego programu "Agrolinia" - TVP 1, 4.1.2003, godz. 700 - 800 poprzedzona felietonem filmowym ukazującym społecznikowską pracę na rzecz wiejskich dzieci w prywatnym domu kultury państwa Ewy i Dariusza Lechów w Krystałowicach pod Sobótką na Dolnym Śląsku. Redaktor prowadzący rozmowę (R): Marek Jezierski. |
R: | Panie prezesie, takie działania na rzecz ogółu - jakie przed chwilą widzieliśmy - na rzecz środowiska, w którym się żyje, ostatnio są mało popularne. Co się zmieniło na polskiej wsi, bo kiedyś to było normą, że działały organizacje młodzieżowe? ZMW, "Wici", działały głównie na rzecz tego środowiska lokalnego. |
LM: | Sądzę, że realizujemy niepoprawny sposób przezwyciężania kryzysu, w jakim znalazła się i polska i światowa gospodarka. Mamy dwie metody przezwyciężania kryzysu. Mówiąc językiem żeglarskim: albo "ratuj się kto może", albo "wszystkie ręce na pokład", aby nie dopuścić do pogłębienia grożącej nam zapaści. |
R: | Czyli każdy po prostu patrzy w swoją stronę. W tej chwili każdy patrzy na swoje gniazdko, nie patrzy, co może zrobić dla swoich sąsiadów, dla ogółu. |
LM: | Niestety w tej chwili "ustawiliśmy się" w sposób maksymalnie "wąski". Każdy próbuje sam rozwiązywać swoje problemy. Tymczasem po to, żeby przezwyciężyć ten kryzys - który między innymi polega na zdewastowaniu środowiska przyrodniczego i który wymaga od nas wielkiej aktywności twórczej i wielkiego współdziałania - trzeba, aby zamiast stosunków pasożytniczych w układzie: człowiek - technika - przyroda, doprowadzić do symbiozy, czyli do wzajemnego podtrzymywania życia. Po to aby zrealizować to wielkie dzieło przezwyciężania kryzysu w sposób poprawny, potrzebne jest wykorzystanie doświadczeń współpracy. Stąd moja teza podstawowa: EKOHUMANIZM. |
R: | No właśnie. To pojęcie, które często ostatnio się pojawia. Pojawia się w mediach, pojawia się w prasie. Co to znaczy? Jak ten ekohumanizm powinna realizować polska wieś w tej chwili? |
LM: | Po pierwsze zdefiniujmy to pojęcie. Ekohumanizm to partnerskie współdziałanie. A więc nie wąskie, "po trupach słabszych", lecz PARTNERSKIE współdziałanie DLA DOBRA WSPÓLNEGO wszystkich ludzi - i bogatych i biednych, społeczeństw wysoko rozwiniętych i pozostałych w tyle - łącznie z ich następcami. A więc daleko okresowe, przyszłościowe myślenie, troska o środowisko, plus wielkie naukowo-techniczne wspomaganie. Nie może być partnerskiego współdziałania bez upowszechnienia osiągnięć nauki i techniki. |
R: | Co ten ekohumanizm znaczy w tej chwili dla polskiej wsi - w takim etapie, w jakim się znajduje? |
LM: | Ekohumanizm dla polskiej wsi znaczy wykorzystanie doświadczeń życia w gromadzie, a więc wspólne rozwiązywanie problemów. |
R: | A więc to, co było popularne kiedyś, w okresie międzywojennym, przed wojną, prawda? |
LM: | Co to oznacza obecnie? Mamy dwie koncepcje rozwoju polskiej wsi. Pierwsza koncepcja: zniszczyć małe gospodarstwa, na ich terenach zbudować wielkie gospodarstwa podatne na wykupienie przez zagranicę. Proszę zwrócić uwagę, że te wielkie obszarowo gospodarstwa mogą być łatwo potem wykupione. Druga koncepcja preferuje wykorzystanie unikalnych właściwości drobnej gospodarki poprzez współdziałanie gospodarstw, tworzenie spółdzielni, które będą umożliwiały produkowanie na kraj i na eksport, zarówno na Zachód, jak i na Wschód - ZDROWEJ ŻYWNOŚCI. |
R: | Panie prezesie, mówimy o ekorozwoju. Czego w tej chwili brakuje najbardziej na polskiej wsi? Czego brakuje polskiej wsi, aby się dobrze rozwijała? |
LM: | Brakuje nowej ekonomiki. Potrzebna jest ekonomika, która będzie oparta na kompleksowym rachunku korzyści i kosztów gospodarowania, obejmującym społeczne i przyrodnicze składniki tego rachunku. Obecnie można się bogacić poprzez przywłaszczanie sobie efektów pracy innych ludzi. Często mamy do czynienia z sytuacją taką, że ten producent wytworów rolnych, który jest głównym twórcą nowych wartości, zarabia proporcjonalnie znacznie mniej niż pośrednik. To nie znaczy, że pośrednik ma nie zarabiać. Ale musi być racjonalny, rozsądny podział dochodów pomiędzy producentem, a pośrednikiem. |
R: | Dużo mówi się o takich pojęciach jak globalizacja, integracja europejska. Rolnicy trochę boją się tych pojęć. Czy rzeczywiście trzeba się obawiać? |
LM: | Dlatego, że są dwie globalizacje. Jan Paweł II w swym wystąpieniu bardzo precyzyjnie określił problem globalizacji: "globalizacja nie może być nowym kolonializmem". Ale to znaczy, że może być ... Jeśli nie dokonamy zmiany w ekonomice na ekonomikę, którą można nazwać eko-ekonomią albo ekonomią ekohumanistyczną, ekonomią uniwersalnego dobra wspólnego, to wówczas będziemy mieli sytuację, którą można określić pojęciem darwinizmu społecznego - ale patologicznego. Takiego darwinizmu, gdy kosztem słabszych będzie się chwilowo gospodarkę rozwijało - bez perspektyw na przezwyciężenie kryzysu. |
R: | Co zatem robić, aby zmienić tę polską wieś? W jakim kierunku powinno się iść? Mówił Pan w pierwszej rozmowie, że powinniśmy zachować te gospodarstwa drobne, nie koniecznie iść w kierunku dużych, wielkoobszarowych gospodarstw? |
LM: | Sprawa wsi polskiej to jest problem w pierwszym rzędzie zorganizowania się w spółdzielnie produkcji zdrowej żywności. Ale po to, aby można było te problemy praktycznie rozwiązywać, trzeba wykorzystać integrację europejską dla dokonania zmiany w systemie ekonomicznym. W ramach tego systemu ekonomicznego jesteśmy skazani na wzrost bezrobocia, na ochronę środowiska przyrodniczego poprzez zamykanie fabryk, na patologiczny układ: "centrum - peryferie". |
Lesław Michnowski Al. 3 Maja 2/164 00-391 Warszawa http://www.psl.org.pl/kte |
Zwolennicy ingerencji w przyrodę bardzo często, wyjaśniając swoje stanowisko, posługują się tymi oto słowami z Pisma Świętego: "Czyńcie sobie Ziemię poddaną". Mam jednak wrażenie, że ci ludzie nie wiedzą, że człowiek oprócz tego pozwolenia otrzymał także rozum; nie wiedzą również, że czynić Ziemię poddaną, nie znaczy wcale niszczyć ją. |
Największą ingerencją w przyrodę i krokiem mającym na celu zintensyfikowanie produkcji rolnej były melioracje odwadniające. One to - wg założeń pomysłodawców - miały zwiększyć (chyba na zawsze) wydajność użytków rolnych. Ochoczo więc, z poparciem całego prawie narodu i za przykładem Zachodu, przystąpiono do realizacji tego planu, którego efekty miały przyczynić się do zwiększenia produkcji żywności i poprawy warunków życiowych polskich rolników, borykających się z kłopotami finansowymi.
Większą część terenów podmokłych kraju pocięto rowami odwadniającymi; zamieniono wiele mniejszych meandrujących cieków - od źródeł aż do ujść - w zdecydowanie głębsze rowy melioracyjne, co spowodowało drastyczny i trwały spadek różnorodności gatunkowej organizmów. Zniszczone zostały ich biotopy, inne organizmy żyły bowiem w zakolach, inne kryły się pod nawisami stromych brzegów, a jeszcze inne w wartkim nurcie wody najintensywniej napowietrzanej; zlikwidowano również miejsca na tarło dla ryb i na gody płazów. Na osuszonych i zaoranych łąkach zasiewano inne rośliny, które - zdaniem specjalistów - miały tam rosnąć zawsze. Niestety, nawet mimo konserwowania rowów melioracyjnych i stosowania właściwego nawożenia mineralnego, głęboko zmurszałe łąki torfowe zaczęły "odmawiać posłuszeństwa" i plon traw z roku na rok spadał. A zamiast trwałego powiększenia wydajności łąk, powiększyła się wyraźnie lista zagrożonych wyginięciem zwierząt roślin i grzybów.
Obecnie istnieje tendencja do powiększania użytków rolnych gospodarstw kosztem małych, rodzinnych, prowadzonych ekstensywnie, czyli w sposób, w jaki zrobiono to w krajach UE.
Następstwem takich zmian będzie dalsze nierozumne czynienie sobie Ziemi poddaną - ingerencja w przyrodę polegająca na likwidowaniu podmokłych, śródpolnych zadrzewień i zasypywanie oczek wodnych, które ominęła akcja walki z mokradłami, czyli niszczenie ostoi, miejsc bytowania wielu gatunków zwierząt bardziej i mniej zorganizowanych, z których większość została objęta ochroną prawną. Większe niebezpieczeństwo dla przyrody przyniosą te działania wówczas, gdy ich realizacja będzie tak skrupulatna jak u naszego zachodniego sąsiada.
Znam rolnika, który łącząc pola, zaorał podmokłe niewielkie łąki charakteryzujące się bogactwem roślin, małych ssaków i bezkręgowców; z tych małych oaz natury wcześniej otrzymywał bardzo dobre siano, chętnie zjadane przez bydło, teraz zaś w miejscu tym zasiewane rośliny uprawne nie chcą rosnąć. Jego decyzja była bezmyślna. Jednakże rolnik ten, również po dokonaniu zakupu obecnie dzierżawionej ziemi - zamierza likwidować oczka wodne (także te, które należy obejmować ochroną), aby nie musieć omijać ich w czasie wykonywania prac na polach.
Zwiększa się również - wzorem Zachodu - chemizację rolnictwa. Związki chemiczne - obce przyrodzie i te stosowane w większych stężeniach - powodują wymieranie zwierząt i roślin związanych z ekosystemami półnaturalnymi naszych łąk i pól. Przypuszcza się, że następstwem tych działań jest spadek liczebności populacji zajęcy czy kuropatw, choć w tym wypadku wiele zawinili także myśliwi. Coraz rzadszymi ptakami polnymi są czajki, przepiórki i świergotki polne.
Prowadząc metodą chemiczną walkę ze szkodnikami owadzimi niszczy się wiele innych gatunków owadów, ponieważ nie ma idealnie selektywnych środków ochrony roślin. Insektycydy zabijają równocześnie owady zapylające plantacje rolnicze np. rzepaku, gryki, grochu, czego efektem jest spadek plonów. Opryski środkami chemicznymi, również poza okresem kwitnienia roślin, powodują straty w pasiekach, ponieważ pszczoły, oprócz nektaru, pobierają spadź z liści np. drzew owocowych.
W czasie koszenia łąk kosiarkami szybkobieżnymi niszczone są legi ptasie i zabijane są młode zające, co łącznie z odwodnieniem powoduje wyraźny spadek liczebności zwierząt tam żyjących.
Czy i pod tym względem zamierzamy również zrównać się z krajami UE?
Przecież obecnie największe w Europie zróżnicowanie gatunków jest naszą dumą. Bogata przyroda ściąga do nas wielu ludzi z Europy i z innych części świata, przedstawicieli tych krajów, które wcześniej od nas zmeliorowały swoją ziemię i powiększyły gospodarstwa rolne wzorując się na dokładności i gospodarności niemieckiej; stosowały masowo pestycydy i większe dawki nawozów mineralnych.
Powracający z Polski przyrodnicy belgijscy, powiedzieli kiedyś: wy, Polacy, macie cudowną przyrodę, ale w pogoni za pieniędzmi nie zniszczcie jej tak, jak zrobiono to u nas.
Przybywają również do nas i Niemcy, by podziwiać to, co u nich zostało zdewastowane- dziką przyrodę. Zachwycają się bocianami, żurawiami, cietrzewiami, kulikami wielkimi i wieloma innymi ptakami żyjącymi na terenach podmokłych.
I właśnie Niemcy, mający decydujący głos w UE i zachwyceni naszą piękną przyrodą (i nie tylko), pragną naszego włączenia do UE i naszej ziemi; pragną oglądać bociany, z których jesteśmy dumni, które są niemal symbolem naszego kraju. Sami niedawno chcieli wprowadzić z powrotem do siebie te ptaki, ale reintrodukcja ta nie powiodła się, ponieważ bocianom do życia potrzebne jest nie tylko miejsce na gniazdo, ale i tereny podmokłe (z podstaw wiedzy ekologicznej). I między innymi dlatego Niemcy usilnie domagają się prawa, które pozwalałoby im kupować naszą ziemię z bocianami i to np. na Mazurach, na Pomorzu i na Dolnym Śląsku.
Obecnie ludzie z Zachodu mogą oglądać bociany chyba tylko w czasie przelotów.
Ale my, jako w większości patrioci, po tylu latach większego i mniejszego zniewolenia, spragnieni pełnej wolności, nie możemy sprzedawać tego, czym się szczycimy przed krajami UE, bo patriotyzmem jest również umiłowanie ziemi ojczystej z jej przyrodą. I między innymi dlatego przed sprzedażą ziemi ostrzegają wrogów narodu polskiego czasopisma przyrodnicze oraz katolickie i patriotyczne Radio Maryja i "Nasz Dziennik".
I ja byłem zauroczony UE, ale dzięki tym właśnie mediom zostałem wyprowadzony z błędu, zmieniłem zdanie o tym "raju na Ziemi". I teraz za tymi mediami powtarzam wszystkim błądzącym, że tego skarbu narodowego - dzikiej przyrody - nie wolno nam sprzedawać obcym. Skarb ten istnieje właśnie dzięki dużej wiedzy naszych biologów i braku dokładności - właśnie tej niemieckiej - we wprowadzaniu zmian w przyrodzie, w jej biotopach, polegających między innymi na wyrównywaniu pól i koryt cieków wodnych. To były ozdoby polskiego krajobrazu, za co wdzięczność Stwórcy wyrażali w minionych wiekach i wyrażają obecnie katolicy tymi słowami: "Chwalcie cieniste gaiki, źródła i kręte strumyki" Ale te nie potrzebne prace melioracyjne przyniosły niemalże nieodwracalną szkodę przyrodzie i równocześnie człowiekowi, bo zostało niewiele tak podziwianych krętych strumyków i ich źródeł. I nie potrzebne nam są te wzorce gospodarowania i ta dokładność sąsiadów zza Odry, które doprowadziły do zniszczenia w wielu miejscach dzieł zdecydowanie doskonalszych niż ludzkie - przyrody.
Ale dzięki temu, że dewastacja przyrody nie zaszła tak daleko jak na Zachodzie, możemy bogacić się - tak jak wiele innych krajów świata - również i na turystyce przyrodniczej, zapraszając do siebie ludzi z np. bogatych krajów europejskich, które poprawiały swoją stopę życiową m.in. prowadząc np. grabieżcą politykę względem przyrody swojej i krajów kolonizowanych, taką gospodarkę, jaką prowadzili w przeszłości nasi sąsiedzi np. na Ziemiach Odzyskanych, a przede wszystkim na Dolnym Śląsku, wycinając wszystkie naturalne lasy i sadząc w ich miejsca drzewa wysokowydajne, pochodzące z innych siedlisk.
Teraz na tych plantacjach leśnych w wielu miejscach widoczne są tylko kikuty pni obumierających drzew, które giną przede wszystkim dlatego, że są w złej kondycji, gdyż wybrane biotopy im nie odpowiadają.
Obecnie my, wzorując się na UE, zwracamy zdecydowanie większą uwagę na ochronę środowiska niż na ochronę przyrody i ma się odczucie jakby ta druga była zepchnięta na bardzo daleki plan. To zauważa biolog prof. Ludwik Tomiałojć w "Manifeście ochrony przyrody" (http://www.salamandra.org.pl/news/dokumenty/manifest.html) pisząc tak: "Niestety, koniec dziesięciolecia przyniósł nam też nasilenie działań zdecydowanie wstecznych. O ile kraj nasz dokonał znacznego postępu w dziedzinie oczyszczania środowiska, o tyle w sprawach ochrony przyrody pojawiła się stagnacja, a nawet regres (Denisiuk 2001). Im poważniej świat traktował kwestię ochrony dziedzictwa przyrodniczego i jego różnorodności, tym u nas ostentacyjniej to lekceważono. Nasi politycy i administratorzy nie są świadomi nawet tego, że według Światowej Strategii Ochrony Przyrody (1980) ochrona tejże winna być integralną częścią polityki ochrony środowiska. (...) Mimo stuletniej tradycji i pięknych kart z historii polskiej ochrony przyrody, obecnie to naszych decydentów, a nie odwrotnie, należałoby posyłać do Kostaryki, Namibii lub Tanzanii po naukę tego, jak można rozumnie chronić przyrodę". Czyli - dodam - tych wzorców nie ma w państwach Europy Zachodniej. I dlatego też istnieje obawa, że jak zostaniemy wcieleni do tejże UE, to ochrona przyrody odejdzie w niepamięć, a nawet zostanie wzmożona z nią walka, bo prawdopodobnie dla większości obywateli państw UE najważniejsze są pieniądze (silne przyzwyczajenie do wysokiej stopy życiowej). To przyzwyczajenie przeszło również i na niektórych obywateli Polski nie włączonej - na szczęście - do tego "ziemskiego raju", czego - wydaje się - potwierdzenie znajdziemy w innym miejscu wyżej cytowanego Manifestu, a zawarte w tym zdaniu: "Gremia decyzyjne spostrzegłszy, że realizowanie zapisu o rozwoju zrównoważonym ogranicza maksymalizację zysków, przeszły do ataku".
Potwierdzeniem tego, że to dotyczy niewielkiej części narodu Polskiego, może być zachwyt, wyrażony przez Niemca Carla Badermana, byłego doradcy przedakcesyjnego UE w Polsce, często spotykaną u Polaków dominacją potrzeb duchowych nad materialnymi. Zachwyca się nami, a szczególnie naszym rolnictwem i przyrodą, ekspert Brytyjskiej Agencji Rozwoju Wsi sir Julian Rose, ponieważ odczuł skutki likwidacji w swoim kraju małych gospodarstw i wpływu gospodarstw obszarniczych na rodzimą przyrodę. I zauroczony przyrodą Polskiej wsi razem z Jadwigą Łopatą stworzył Międzynarodową Koalicję na rzecz Ochrony Polskiej Wsi (ICPPC).
Niech więc teraz obywatele państw Europy Zachodniej, u których zrodziła się potrzeba zaspakajania potrzeb duchowych, przyjeżdżają do nas i płacą za to, że mogą je u nas zaspokoić, podziwiając naszą przyrodę, i niech płacą za zdrową żywność, bo to możemy im zapewnić właśnie dzięki ekstensywnej i często zgodnej z naturą rodzinnej gospodarce rolnej, gdzie wykorzystuje się jeszcze nawozy organiczne i korzysta z walki biologicznej ze szkodnikami. W tej walce dużą rolę pełnią sprzymierzeńcy rolnika - ptaki osiedlające się w śródpolnych zagajnikach i podmokłych lasach olchowych (zwanych łęgami) i małych łąkach, które nie zostały osuszone dzięki zdecydowanej postawie naszych naukowców, biologów w szczególności. W niektórych łęgach do dziś możemy podziwiać ogromne bogactwo i innych zwierząt, także roślin i grzybów; tam jeszcze można znaleźć meandrujący strumyk z dużą różnorodnością gatunków organizmów. Mamy jeszcze wiele podmokłych łąk, cudownie kwitnących na wiosnę, z licznymi gatunkami roślin i żyjących wśród nich zwierząt, bo woda sprzyja bujnemu życiu.
Czyżby o tym nie wiedzieli obecni członkowie UE? A o tym, że chemizacja rolnictwa nie sprzyja przyrodzie też nie wiedzieli? A gdzie byli - szanowni panowie z Zachodu - wasi biolodzy, rzekomo lepiej wykształceni od naszych?
Wobec tego zapraszamy was wszystkich do nas, na naszą własną, ojczystą ziemię, na odpoczynek na łonie natury, natury - jeszcze nie do końca zniszczonej, nad czyste jeziora i rzeki, do śródpolnych lasów i puszcz z bogatą różnorodnością gatunków, rozśpiewanych ptaków i z wieloma innymi istotami, bo nadal aktualne są stwierdzenia zawarte w wierszu "Chodziły tu Niemce..." Marii Konopnickiej, że nasza ziemia i cudowna przyroda są skarbami bezcennymi. Przyjeżdżajcie, bo mamy swoją, zdecydowanie zdrowszą żywność pochodzącą z gleb nie zatrutych chemikaliami, z gleb z jeszcze istniejącym życiem biologicznym i zapoznawajcie się z naszymi rodzinnymi gospodarstwami rolnymi.
Krzysztof Pawłowski
krispa@go2.pl
Wydawnictwo "Zielone Brygady" [zb.eco.pl] Fundacja Wspierania Inicjatyw Ekologicznych [fwie.eco.pl] |