Strona główna |
Myślenie w kategoriach winy i kary jest myśleniem tak powszechnym, że niemal nie zauważa się odrębności tych kategorii. Przeciętny człowiek, potępiając czyjeś zachowanie, uważając je wg przyjętych przez siebie kryteriów za "złe", domaga się jednocześnie, aby złoczyńca był ukarany - aby stała mu się krzywda "odpowiednia" do tej, jaką wyrządził. Ta chęć odwetu jest, twierdzę, w swych korzeniach irracjonalna - nie jest ona następstwem rozumowych rozważań, lecz pierwotnym, nieuzasadnionym pędem. Nie występuje ona zawsze i u każdego, tym niemniej jednak jest faktem.
Filozofowie od wieków usiłują konstruować etykę, która nie jest niczym innym, jak wynajdywaniem uzasadnień - najróżniejszych - dla ludzkich pragnień. Zaszczepiając komuś wiarę w istnienie etyki można w pewien sposób wpływać na jego pragnienia - zmienia ona bowiem jego widzenie rzeczywistości. Jeżeli ktoś więc uwierzy, że stosowanie odwetu jest np. wolą Boga lub, że "chroni społeczeństwo przed przestępstwami", a ponadto, że wola Boga lub interes społeczeństwa jest jego interesem, pojawia się w nim wtórne pragnienie odwetu. Nie jest ono już jednostkowym impulsem powstającym w wielu z nas, gdy widzimy, jak np. ktoś znęca się nad słabszym; przybiera ono postać "powszechnego nakazu" (imperatywu moralnego) odwetu. Nie jest ono pierwotne - wynika z innego pragnienia, pragnienia zadośćuczynienia nakazom etyki. Kara staje się nieodłączna od winy - potępienie czyjegoś czynu zaczyna wiązać się już NIEODWOŁALNIE z chęcią ukarania jego sprawcy - bo "musi być sprawiedliwość".
Wspólne funkcjonowanie w potocznej świadomości winy i kary doprowadziło do ich częściowego utożsamienia. Ludzie, nauczeni przez moralistów, widzą w świadomym, z góry założonym stosowaniu odwetu, sposób na zapobieżenie zjawiskom, które im się nie podobają - zabijaniu, gwałtom, kradzieżom. Opowiedzenie się za takim "zracjonalizowanym" odwetem prowadzi na ogół do opowiedzenia się za jego zinstytucjonowaniem: to społeczeństwo, państwo, władca itd. powinno wymierzać przestępcom kary, "chronić" tym samym (w potocznej świadomości) przed popełnianiem przestępstw. Do tego, aby kary były rzeczywiście wymierzane, potrzebny jest oczywiście odpowiednio silny aparat represji.
O co mi chodzi? Nie zauważa się bowiem często różnicy pomiędzy potępieniem jakiegoś zjawiska, a domaganiem się, aby ono było represjonowane (już po wystąpieniu) przez państwo. Często uznaje się za oczywiste, że jeśli ktoś występuje przeciwko czemuś (np. zabijaniu), to "musi" opowiadać się za represjonowaniem zabójców (nie chodzi mi tu znów o indywidualny pęd do odwetu człowieka, któremu np. zabito kogoś bliskiego, lecz o wyznawanie "powszechnego moralnego nakazu" reagowania na winę karą), co więcej, za systemowym ich represjonowaniem, a więc za wykorzystywaniem w tym celu państwa. Odwrotnie, fakt sprzeciwiania się odwetowi (niewyznawania wyżej wymienionego nakazu) czy chociażby wykorzystywania doń państwa, uznaje się za dowód popierania danych "przestępczych" czynów. Przykładowo - osoby potępiające aborcję uważają często, że ich "powinnością" jest występowanie o wprowadzenie całkowitego prawnego zakazu zabijania nienarodzonych; jednocześnie przeciwników tego zakazu pojmuje się jako zwolenników aborcji. Ekologowie, niezgadzający się na niszczenie środowiska, domagają się często wprowadzenia i egzekwowania przez państwo kar za taką dewastację; przeciwnicy zabijania zwierząt postulują uchwalenie prawnego zakazu polowań i wiwisekcji, aktywiści zdrowej egzystencji - zakazu używania, rozpowszechniania i produkcji środków odurzających, pacyfiści - zakazu posiadania broni, handlu bronią i prowadzenia wojen...
Jestem (na ogół, bo są sytuacje, gdy nie można tego uniknąć) przeciwnikiem wszelkiego zabijania, wojny, niszczenia środowiska, stosowania przymusu i konfliktów w ogóle. Nie wyznaję jednak nakazu odwetu wobec tych, których zachowanie mi się nie podoba. Nie wyznaję żadnych zakazów, ani nakazów, żadnej etyki. Co nie znaczy, że w konkretnych przypadkach nie ogarnie mnie pragnienie odwetu (już się zdarzyło, kiedyś chciałem zabić Jaruzelskiego, niedawno Gorbaczowa) i że tego odwetu nie zastosuję. Nie jest to jednak reguła, której jestem z jakichś "wyższych" względów posłuszny. Tym bardziej nie jestem zwolennikiem zorganizowanego odwetu w postaci prawa karnego, policji i sądów.
Nie uważam, żeby delegalizacja czegokolwiek w znaczący sposób ochroniła przed czymś. "Większym złem" jest dla mnie samo istnienie zorganizowanego, monopolistycznego aparatu represji, niż sporadyczne czyny, które on obarcza karami. "Żołnierz broni mnie przed wrogiem, ale kto obroni mnie przed żołnierzem?" Jeśli pozwalam państwu na wtrącanie się w sprawy innych ludzi, choćbym potępiał ich zachowanie, bronię tego państwa i wzmacniam je, pozwalam na to, że kiedyś to państwo może nie zaakceptować tego, co sam zrobię i ukarać mnie - a to już mi się nie podoba.
Skłonność ludzi, zainfekowanych wiarą w transcendentną wobec nich etykę, do regulowania coraz większych obszarów rzeczywistości przy pomocy zakazów i nakazów prowadziła do rozrostu instytucji stosujących przemoc w celu wyegzekwowania tych zakazów i nakazów - aż instytucje te zaczynały stawać się celem samym w sobie i obracały się przeciw swoim twórcom.
Chciałbym, żeby przynajmniej osoby z tzw. alternatywnego środowiska zrozumiały, jakim zagrożeniem może być dla nich lekkomyślne domaganie się zakazów, że aparat egzekwujący owe zakazy może obrócić się kiedyś przeciwko nim. Nie podoba się wam budowa tamy w Czorsztynie, polowania, aborcja, wojna w Zatoce, armia, trujące fabryki - to przeciwdziałajcie temu przy pomocy propagandy, demonstracji, blokad, głodówek - nie wzywajcie jednak państwa, aby załatwiło to przy pomocy systemowego odwetu. Bo odwet ten i tak nic nie da, a kiedy sytuacja się zmieni, jego mechanizm zostanie użyty przeciwko wam.
Jacek Sierpiński