Strona główna |
...przy okazji polemiki z moją opinią, że wchodzenie dziś zielonych do parlamentu nie ma wielkiego sensu, jaki ja mam wpływ na rząd. ("Cicciolina jest członkinią parlamentu i ma realny, bezpośredni wpływ na rząd. A Ty?" - pyta mnie Piotr Szkudlarek w "Liście otwartym do E.M." w ZB 25-6).
Otóż chciałbym jasno i wyraźnie odpowiedzieć, że nie mam żadnego, ale to najmniejszego nawet wpływu na rząd kraju, w którym się urodziłem i w którym obecnie zamieszkuję. Podobnie nie mam również żadnego, ale to najmniejszego nawet wpływu na to, czy jutrzejszy dzień będzie dniem słonecznym czy też pochmurnym ani na to, kto zostanie następcą Jana Pawła II na Stolicy Piotrowej, choć zarówno pierwsza kwestia (meteorologiczna) jak i druga (światowa) bardzo mnie interesują i od nich uzależnione jest w pewnym sensie moje życie (jeśli jutro spadnie deszcz, a ja ubrałbym się jak w dzień słoneczny - mogę się przeziębić; jeśli hierarchia kościelna sprawi, że nie będę mógł być z kobietą, którą kocham, również wpłynie to na moje życie).
Ponieważ nie mam żadnego wpływu na rząd kraju, w którym dziś mieszkam, nie czuję się też już w najmniejszym nawet stopniu utożsamiony z decyzjami przez ten rząd podejmowanymi. Rząd twierdzący, że jest rządem wszystkich Polaków nie w moim imieniu dokonywał podziału budżetu, nie w moim imieniu zdecydował się na kontynuację budowy Wielkiej Tamy. Również nie w moim imieniu rząd utrzymał cło na papier znosząc cło na książki (rozkładając w ten sposób przemysł papierniczy), wprowadził religię do szkół itd, itd. Jeśli pewnego dnia rząd ten (prezydent, parlament) w imieniu Polski wypowiedzą wojnę przesympatycznej zresztą Birmie - chcę uchylić się od odpowiedzialności, że decyzja ta została podjęta w moim imieniu, bo do parlamentu weszli ci, których kiedyś wybrałem.
Nie legitymizuję i nie uwiarygodniam władzy, na której decyzje nie mam żadnego wpływu. Nie robię takiej władzy frekwencji w żaden sposób. Nie odpowiadam ani za decyzje właśnie dziś podejmowane, ani za te, jakie podejmie nowy parlament.
Być może to mojego głosu zabraknie "zielonym" aby stworzyli w parlamencie myślące kółko, być może mnie osobiście zabraknie tam, by coś do tego kółka wnieść, nie chcę jednak uwiarygodniać swoją obecnością decyzji, na których podjęcie nie miałem wpływu.
Nie jest to jednak kwadratura koła. Nie znaczy to, że chowam głowę w piasek, że biernie poddaję się biegowi zdarzeń. Nie znaczy to, że będę czekał na kolejną decyzję w sprawie kontynuowania Wielkiej Tamy, rozpoczęcia prac w pobliżu Małkini czy stworzenia z Polski śmietnika nuklearnego. Ponieważ nie w moim imieniu rząd podejmie tego typu decyzje, nie będę czuł się w obowiązku, aby je przestrzegać uznając za ostateczne.
Wracając do początku tego tekstu: jeśli jutro spadnie deszcz - mogę wziąć parasol; jeśli warunki zewnętrzne (jaki ładny eufemizm, prawda?) sprawią, że trudno nam będzie być w pełni szczęśliwymi z ukochaną kobietą - zawsze możemy zawlec się w dostojne choć chmurne Bieszczady. Jeśli zaś przyszły rzad (prezydent, parlament) podejmą decyzję o wypowiedzeniu również w moim imieniu wojny przesympatycznej Birmie, będę robił to, czego wymagać będzie ode mnie moje sumienie. Aby zaprotestować dysponuję wielkim wypróbowanym od lat arsenałem środków.
Mam też nadzieję, że ty Stachu, podpiszesz się pod listem protestacyjnym w tej sprawie. Naród Birmy jest naprawdę bardzo sympatycznym narodem, a podczas głodowki pod Terminalem zdaje się, że spaliśmy na jednym kawałku styropianu...
Eryk
PS. Nadawców wszelkich innych
ewentualnych Listów Otwartych proszę o
traktowanie mnie jak demoniczną i
demagogiczną, ale jednak osobę
prywatną. To bowiem Listy Otwarte do
instytucji zwykle wpierw trafiają do
prasy, a dopiero później do adresata.