KIEDY POZBĘDĘ SIĘ SERCA
Mój brat, ten o brązowej skórze, jest głodny. Piekło jest właśnie tutaj. Nie uważałem i zabrałeś moją porcję befsztyka.
Mój brat, ten o żółtej skórze, żyje w nędzy. Jego synek zasłabł dziś w szkole, bo zabrakło nawet małego słodkiego ziemniaka, którego mógłby zjeść. Ja byłem zajęty: starałem się powstrzymać mojego gospodarza przed podwyższeniem czynszu. Wyposażyłeś firmę w nowe maszyny i ja straciłem pracę.
Mój brat, ten o czarnej skórze, nie może wyżywić swych dzieci, lecz żona wciąż rodzi mu nowe. - Jak mogłaś? - mówi. - Co ja teraz zrobię? - Mleka brak, ryżu brak, ziemniaków brak. Kobieta zostawia niemowlę przy drodze z nadzieją, że je przygarnie ktoś o dobrym sercu. A ja jestem tak zajęty walką o lepszą płacę, dniem i nocą zmagam się z kosztami utrzymania; skąd mam wziąć czas, by im pomóc?
Mój brat, ten o białej skórze, tyra na trzy etaty. Nie dojada, i nie wysypia się jak reszta rodziny. Jest tak nerwowy, że bije żonę i tyranizuje swe dzieci. Oto piekło. Oto nasza walka. Jakże możemy wyciągnąć rękę do brata daleko stąd?
Powiedziałeś: Ze względu na interesy narodu nie możemy hamować rozwoju. Wiedząc, że jestem bez pracy, proponujesz mi posadę w firmie produkującej bomby i karabiny na sprzedaż do dalekich krajów. Moje dzieci są głodne, moja żona płacze i prawie już uległem. Ale przecież moim braciom tam potrzebna jest żywność. Dlaczego posyłasz im bomby i karabiny, którymi się zabijają?
Przez moją nieuwagę zabrałeś mój befsztyk. Przez moje zaniedbanie zabrałeś mi kolorowy telewizor, "Mustanga" i letni domek nad morzem. Mówisz mi, że łatwo mogę mieć samochód i telewizor, wystarczy, że podpiszę w zakropkowanym miejscu i będę dla ciebie pracować. A ja już jestem spętany przez tyle rzeczy - nie chcę wchodzić w jeszcze jeden labirynt. Mówisz, że jestem głupcem, ślimakiem, który nie może udźwignąć własnej muszli, a myśli o ruszeniu Himalajów.
Ziarno, które mogło żywić mojego brata, zużyłeś, by wyprodukować swój befsztyk, a twoja góra befsztyków zasłoniła już słońce. Nie widzę już twarzy kochanej osoby. Garść ziarna, która mogła ocalić życie głodującego dziecka w Ugandzie, posłużyła do produkcji alkoholu, którym oblewasz górę befsztyków, podczas gdy krew oblewa naszą planetę.
Jak mogę rozwiązać własne problemy, skoro wciąż myślę o moim bracie? Dzień, w którym pozbędę się serca, będzie - zapewniam cię - dniem mego zwycięstwa.
Thich Nhat Hanh,
przeł. Paweł Listwan
Indianie europy
(...) przed każdym wycięciem drzewa odmawiano modlitwę, prosząc mieszkającego w nim ducha, by zechciał wybaczyć i przenieść się do przedmiotu, który zostanie z wyciętego drzewa zrobiony. Zapewne konieczność życiowa kazała z czasem wprowadzić pewne modyfikacje do wierzeń i wyróżnić z kompleksu lasu miejsca święte, gdzie każde drzewo i roślina były siedzibami zmarłych przodków. Drzewa rosnące poza świętym gajem były w zasadzie wolne od duchów, choć nigdy nie było całkowitej pewności w tym względzie. Mógł bowiem jakiś duch upodobać sobie drzewo wyrosłe poza miejscem świętym, a pozbawiony siedziby błąkał się po ziemi. Drzewa nie wolno było bezmyślnie nacinać ani obdzierać z kory, nie wolno było dla zabawy łamać gałęzi, gdyż tak, jak człowiek, drzewo cierpiało, krwawiło z odniesionych ran i chorowało długo, aż do uschnięcia.
Drzewa stare, zwłaszcza dęby i lipy, otaczano szczególną czcią jako świadków rzeczy dziejących się od niepamiętnych czasów. Jeszcze w XIII i w XIV wieku w kronikach krzyżackich znaleźć można notatki informujące, że Prusowie karczowali pnie drzew niechętnie, pozostawiając je w ziemi, mimo że przeszkadzały w orce. Przyczyną tego nie była tylko chęć zaoszczędzenia sobie trudu, choć taka interpretacja wyziera z kart historii, lecz troska o zachowanie choć części "siedziby ducha" w miejscu, do którego przywykł.
Piękne i przez wieki zachowywane wierzenia Prusów, związane z drzewami, a także innymi roślinami, sprzyjały oczywiście bujnemu rozwojowi puszczy, z rzadka tylko naruszanej przez człowieka. Drewna w Prusach nigdy nie brakowało i nawet rabunkowa gospodarka leśna, prowadzona tam od XIV wieku aż do czasów nowożytnych, nie zdołała wyniszczyć wszystkich kompleksów leśnych tej krainy.
Łucja Okulicz-Kozaryn,
"Życie codzienne Prusów i Jaćwięgów w wiekach średnich (IX-XIIIw.),
PIW, Warszawa'83
rys. Janusz Reichel