Właśnie jestem na świeżo po akcji, jaka miała miejsce w Hadze pod polską Ambasadą. Nie było zbyt wielu osób, aczkolwiek akcja się powiodła (zresztą czy potrzeba tłumów na dobrą manifestację...)
Zaczęliśmy w samo południe, rozwieszając transparenty z napisami w kilku językach, a głównie napisy w języku polskim. Emocjonalnie wywarły niesamowite wrażenie na mnie i chyba trochę także na polskim ambasadorze.
Trzy osoby z tekturowymi atrapami pił, przebrane w pomarańczowe kubraczki, przeskoczyło przez płot i przy akompaniamencie dźwięków ryczącej piły motorowej imitowało "krwawą pracę" drwali z puszczy, wyżynając jakże marne drzewka z terytorium Ambasady. Manifestacja była niemalże spektakularna i groteskowa zarazem.
Ja, jako operator kamery, dostałam się na obszar Ambasady, ażeby móc lepiej sfilmować całą tę akcję. Za mną, niestety, zatrzasnęła się droga odwrotu i jeden z ochroniarzy oznajmił mi, że jeżeli nie potrafię zachować się jak cywilizowana osoba, to holenderska policja wskaże mi właściwą drogę przez bramę, ba, wspomniał coś także o innych zakratowanych bramach do cywilizacji, ale zbytnio byłam zajęta filmowaniem, by poświęcać mu swoją uwagę.
Po kilku minutach zainterweniowała policja, żeby pozbyć się nas z terytorium Ambasady. Właściwie spisali jedynie nasze nazwiska, nic więcej nie mogli nam zrobić, bo - na szczęście - w sama porę pojawił się zastępca ambasadora, który pozwolił dwuosobowej delegacji na wejście do gmachu i przedstawienie naszych postulatów.
Rozmowa była w miarę zadowalająca, a mianowicie "dyplomatycznie" spięty pan ambasador zapewniał, że jest po naszej stronie i że będzie starał się wywrzeć nacisk na decyzje polskiego rządu w sprawie Białowieży. Na pożegnanie, jak to zwykle bywa, dla uspokojenia niegrzecznych dzieci dostaliśmy po lizaku, czyli kilka kolorowych folderów o polskich lasach i o sposobach zdobywania funduszy na ich ochronę. To niesamowicie miło z ich strony tak "paść" nas łakociami...
No cóż, opływający w słodyczy rozjechaliśmy się do domów, wiernie trzymając po drodze łopoczące transparenty z napisami "Puszcza Białowieska Parkiem Narodowym" czy "Białowieża Czeka"...
Czekajmy i my na oddźwięk akcji, a może w końcu uświadomimy sobie , że nasz głos w sprawie Puszczy Białowieskiej ma potężną siłę i nie warto jedynie biernie obserwować tych, którzy podejmują decyzje za nas...
P.S. Wszystko dzisiaj jest w niesamowitym napięciu. Odbyło się kilka demonstracji. Greenpeace przeciwko Shell Company (w Amsterdamie i w Hadze); Milieu Defensie przeciwko ekspansji lotniska Schipol; no i oczywiście EYFA dla Białowieży.
Nazywam się Tomek Wilanowski, tymczasowo mieszkam w Canberze, gdzie odbywam trzyletni staż podoktorski na Australijskim Uniwersytecie Narodowym. Choć nie biorę aktywnego udziału w działalności ruchów ekologicznych, to jestem ich wielkim sympatykiem (...).
Nie wiem, jak w Polsce, ale na antypodach rozpętała się straszliwa burza po tym, jak nowy prezydent Francji, J.Chirac zapowiedział wznowienie prób nuklearnych na atolu Mururoa (na Pacyfiku, niedaleko Tahiti). Jeszcze nigdy nie widziałem wszystkich polityków australijskich tak zgodnych w jednej sprawie. Na początek Australia zerwała wszelką współpracę militarną z Francją, do tego oczywiście dochodzą noty dyplomatyczne, listy protestacyjne itp. W tej chwili w Paryżu przebywa delegacja australijska z oficjalnym protestem, który ma być doręczony Chiracowi. Mówi się o zastosowaniu ostrzejszych środków, jak np. wydalenie ambasadora francuskiego i odwołanie ambasadora australijskiego z Francji (co oznaczałoby zerwanie stosunków dyplomatycznych). Oficjalne protesty swoją drogą, a to, co zwykli ludzie robią, jest jeszcze ciekawsze. Np. sklepy monopolowe oraz sex-shopy rozpoczęły wycofywanie francuskich produktów z półek; politycy i związki zawodowe nawołują do bojkotu francuskich produktów i odmawiania obsługi francuskich placówek dyplomatycznych. Wiec gdyby np. francuski konsulat potrzebował pomocy hydraulika, to usłyszy Francuzów nie obsługujemy. Dzisiaj rano opublikowano wyniki sondażu, wg. których aż 78% mieszkańców Australii na pewno przyłączy się do bojkotu francuskich towarów - to już jest coś!
Najdowcipniejszy okazał się, jak dotąd, komik telewizyjny, Andrew Denton, który w czwartek wieczorem przed bramą ambasady francuskiej zwalił... dwie tony końskiego gnoju z komentarzem: nikomu krzywdy nie robimy, my to tylko testujemy!" (tak samo jak Francja argumentuje wznowienie testów nuklearnych). Wywrotka z gnojówką była oznakowana "Club Merde" - oczywista analogia do "Club Med", bardzo ekskluzywnej francuskiej firmy turystycznej. Komentarze radiowe i telewizyjne są w zasadzie przychylne Dentonowi: w przeciwieństwie do bomby atomowej, kupa gnoju nikogo nie zabije, a świetnie wyrazi opinie większości Australijczykow. W Canberze w ostatnią niedzielę odbyła się demonstracja przed ambasadą Francji.
Przyszło ok. tysiąc osób (wg innych źródeł - ok. 600), trzy aresztowano, gdy usiłowały przedrzeć się na teren ambasady, ale poza tym było spokojnie. Planowana jest stała pikieta pod ambasadą, blokująca dowóz zaopatrzenia - w krótkim czasie uniemożliwiłoby to funkcjonowanie ambasady. Podobnych akcji jest wiele, trudno je tu wszystkie wymienić.
Najciekawszy był chyba protest przed konsulatem francuskim w Sydney, gdzie to obywatele australijscy francuskiego pochodzenia demonstrowali przeciwko francuskim próbom nuklearnym na Pacyfiku na znak solidarności z resztą Australijczykow.
Nieprzyjemnym zgrzytem było natomiast puszczenie z dymem francuskiego konsulatu w Perth. Ogień podłożono w weekend w nocy, wiec obyło się bez ofiar w ludziach, ale budynek konsulatu spłonął doszczętnie. Dla mnie i chyba dla większości ludzi była to już przesada. Zdarzają się ataki na francuskie sklepy i Francuzów w ogóle.
Podobnie dzieje się na całym południowym Pacyfiku, na Nowej Zelandii nawet ostrzej niż w Australii. A jakie jest moje zdanie? Takie samo jak premiera Nowej Zelandii, który powiedział, że jeżeli Francja już tak koniecznie musi przeprowadzać testy nuklearne, to niech to robi w Paryżu, a nie w Polinezji. Skoro są one tak niegroźne dla ludzi i środowiska, jak twierdzą Francuzi, to Pola Elizejskie są wcale nie gorszym miejscem na eksplozje atomowe, niż Mururoa. Ja w bezpieczeństwo tych testów osobiście nie wierze, bo sami Francuzi w to nie wierzą.
Przecież transport na przeciwną stronę planety tylu ludzi i sprzętu, ile potrzeba do przeprowadzenia planowanych prób jądrowych, musi kosztować majątek, nie robi się tego bez powodu, a takim powodem jest właśnie niebezpieczeństwo samych testów. (...)
Do Mururoa wyrusza pływający głos sumienia, czyli "Rainbow Warrior II" ("Tęczowy Wojownik II"), flagowy statek Greenpeace. Niekoniecznie zgadzam się z każdą akcją Greenpeace, ale z tą na pewno tak. Sprawa jest o tyle interesująca, że w tym roku właśnie przypada dziesiąta rocznica pamiętnego wydarzenia, kiedy to pierwszy "Rainbow Warrior" został wysadzony w akcji komandosów francuskich służb specjalnych w porcie Auckland na Nowej Zelandii (zabili oni przy okazji jednego członka załogi, czyli był to nie tylko terroryzm, ale i morderstwo).
Niestety, zbrodniarze uniknęli sprawiedliwości: chociaż schwytani przez policję i skazani przez sąd nowozelandzki na wieloletnie więzienie, z przyczyn dla mnie niepojętych już po dwóch latach zostali wydani Francji, gdzie witano ich jak bohaterów narodowych. A całą akcję przeprowadzono dlatego, że "Rainbow Warrior" wybierał się... właśnie na Mururoa, aby przeprowadzić pokojowy protest przeciwko francuskim próbom nuklearnym na Pacyfiku. Dj vu? Oczywiście!
Jeżeli wolno mi trochę ponarzekać, to powiem, że Greenpeace chyba za mało wykorzystuje wrzawę wokół testów nuklearnych. Kosztowało mnie sporo czasu i wiele telefonów, zanim wreszcie się dowiedziałem, jak przekazać dotacje na rzecz "Rainbow Warrior II". Ja byłem zdecydowany to zrobić, ale wielu ludzi może być mniej zdecydowanych i krótka informacja w prasie czy radiu (datki na rzecz misji "Rainbow Warrior" zbiera się... adres... telefon...) byłaby bardzo skuteczna, no i wiele lokalnych stacji radiowych chętnie by ją puściło za darmo.
Tomek Wilanowski
: tomasz@rsbs-central.anu.edu.au
Wszyscy, którzy chcą zaprotestować przeciwko francuskim eksplozjom nuklearnym, mogą wysłać na numer faxu: 0015 33 1 47422465 następujący tekst:
Mr Jacques Chirac
President
Republic of France
Dear Mr President
I am writing to register the strongest possible protest at your decision to resume nuclear testing in the South Pacific.
The testing is unnecessary, environmentally damaging, and a flagrant disregard for the health and well being of peoples in the South Pacific region.
The testing also severly compromises France's commitment to the nuclear Non-Proliferation Treaty. What example does it set the rest of the world when a leading western nation can so blatantly breach the spirit of a Treaty renewed only a month ago?
With the resumption of nuclear testing how can France be seriously committed to the long term objective of the Treaty of eliminating all nuclear weapons from the planet?
Ja już swoje wysłałem. TERAZ TY!
Pawel Głuszyński