Strona główna 

ZB nr 8(74)/95, sierpień '95

NIE BREDŹMY O CZARNOBYLU

Zamieszczony w kwietniowym numerze ZB przedruk artykułu Czarnobyl - nowa apokalipsa? trudno określić inaczej, niż jako stek bzdur. Dziwnie kojarzy się on z marcowymi "rewelacjami" londyńskiego "Observera", także obliczonymi na ludzi nie mających pojęcia ani o fizyce, ani o technice jądrowej, ani o obecnej sytuacji na Ukrainie.

Podejrzenia musi budzić już sam fakt, że prowincjonalna gazetka austriacka otrzymuje tajnymi kanałami od ukraińskich fizyków wiadomości, o których nie ma pojęcia ukraińska diaspora, wręcz przeczulona na punkcie Czarnobyla (znam emigracyjną prasę ukraińską). Na Ukrainie nie grożą dziś jakiekolwiek represje za informowanie o sytuacji w elektrowni i strefie czarnobylskiej, a prasa - zwłaszcza kijowska - pisze o tym szeroko, czasem też zdumiewająco niekompetentnie. Po lekturze tego tekstu uważam za prawdopodobne, że "Gregor" w ogóle nie istnieje, a w każdym razie nie jest fizykiem ani nawet technikiem atomowym.

Autor artykułu nie ma pojęcia, jak jest skonstruowany "sarkofag". W rzeczywistości jest to budowla, otaczająca ze wszystkich stron (także pod fundamentami) ruiny IV bloku Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej. Można to sprawdzić na zdjęciach, publikowanych także w naszej prasie. Jest to obiekt techniczny, obsługiwany przez 200 osobową załogę. Do wnętrza "sarkofagu" można wejść, jest tam zainstalowana aparatura kontrolno-pomiarowa, zapewniająca stałą kontrolę nad procesami, zachodzącymi w jego wnętrzu.

Obiekt "Schron" (oficjalna nazwa "sarkofagu") istotnie okazał się nieszczelny (jego uszczelnianie dobiega obecnie końca). Nie wynikało to jednak z niedbalstwa, lecz z trudnych do uniknięcia błędów przy budowie pionierskiej, a prowadzonej w szaleńczym tempie. Przed katastrofą czarnobylską nikt nigdy nie miał do czynienia z rozsadzonym blokiem reaktorowym, wszystkie rozwiązania były więc z konieczności eksperymentalne. Nie wszystkie sprawdziły się - m.in. nie doceniono tempa korozji betonu w warunkach b.silnej radiacji. Pierwszy "sarkofag" okazał się niewystarczający, a obecnie trwa projektowanie jego "następcy", którego budowa powinna się rozpocząć w przyszłym roku.

Wewnątrz "sarkofagu" nie mogą wirować tony radioaktywnego pyłu. Jest to zbyt mała przestrzeń, by mogły być w niej zawieszone tony pyłu, nie istnieje też cyrkulacja powietrzna o sile umożliwiającej ich wirowanie. Przez mikroszczeliny w konstrukcji woda może przedostawać się jedynie w ilościach śladowych, z których nie może powstać błoto. To, co autor nazywa atomowym bajorem, to tzw. "magma" - mieszanina stopionego paliwa jądrowego, grafitu, metali i betonu. Jest jej kilkadziesiąt ton, jednak jej temperatura spadła już do 40 C, ma więc ona postać stałą, zaś obecność obojętnego betonu i pochłaniającego neutrony grafitu uniemożliwia inicjację reakcji łańcuchowej. W tych warunkach nie może też dojść do wytworzenia się masy krytycznej, tj. odpowiedniej koncentracji izotopów uranu i plutonu. Ich ogólna ilość jest wprawdzie większa od masy krytycznej, ale samorzutna koncentracja w tych warunkach jest fizycznie niemożliwa; notabene oczyszczanie uranu na cele paliwowe lub wojskowe to b.skomplikowana technologia.

Całkowicie niemożliwy, tak z fizycznego, jak i z technicznego punktu widzenia jest wybuch jądrowy w IV bloku elektrowni czarnobylskiej, podobnie jak w jakimkolwiek innym bloku jakiejkolwiek innej elektrowni (wybuch z kwietnia'86 miał charakter chemiczny, a nie jądrowy).

Pokrywa reaktora, o której pisze autor, nie jest kamienna, lecz żelbetowa; istotnie, jest ona poważnie odchylona od poziomu (nie od pionu!), znajduje się jednak wewnątrz "sarkofagu", więc jej ewentualne osunięcie się nie uwolni pyłów do atmosfery. Poza tym Polesie jest regionem wybitnie asejsmicznym.

Nawet jednak, gdyby doszło do poważnego rozhermetyzowania "sarkofagu" i uwolnienia znajdującego się tam materiału radioaktywnego, rozmiary katastrofy byłyby bez porównania mniejsze od tej sprzed 9 lat. Wnętrze reaktora jest dziś zimne, więc jedynym czynnikiem roznoszącym byłby wiatr (a nie komin termiczny, wytworzony przez pożar, główny czynnik tak wielkiego zasięgu skażeń w 1986r.). W reaktorze dominują dziś substancje ciężkie, których nawet silny wiatr nie poniósłby daleko, zaś ogólna ilość radionuklidów jest znacznie mniejsza, niż bezpośrednio po zamknięciu "sarkofagu". Większość izotopów krótko żyjących już się bowiem rozpadła, a w warunkach panujących w "sarkofagu" nie może dojść do powstawania nowych izotopów promieniotwórczych.

Nie ma więc żadnych podstaw, by mówić o groźbie apokalipsy czy straszyć, że po takim kataklizmie nie nastanie żaden następny dzień.

Co gorsza, tego rodzaju demagogia odwraca uwagę od rzeczywistych niebezpieczeństw, związanych z "zoną" czarnobylską. Bo to ona - tereny silnie skażone w 1986r. - jest dziś i długo jeszcze pozostanie źródłem poważnych zagrożeń. Blok reaktorowy można było odciąć od świata, ale nie da się tego zrobić z tysiącami kilometrów kwadratowych pól, lasów i łąk. Każdej wiosny kwitnienie traw i zdziczałych zbóż powoduje nową migrację skażeń, każdego lata pożary łąk i lasów, a także wylewy Prypeci i jej dopływów czynią to na większą jeszcze skalę. I przy obecnych możliwościach technicznych ograniczenie tych czynników jest bardzo trudne. Tym bardziej, że Ukraina i Białoruś to kraje biedne, a borykające się z mnóstwem problemów, w tym i ekologicznych (skażenie chemiczne niektórych regionów Ukrainy jest znacznie groźniejsze dla ludności, niż skażenia "poczarnobylskie"). Zachodu zaś najwyraźniej nic to nie obchodzi - interesuje się on wyłącznie szybkim zamknięciem elektrowni czarnobylskiej. Już w budowie "sarkofagu - bis" nie jest skłonny pomóc.

I tu dochodzimy do ostatniego tematu: cui bono? Kto zamówił ten bezmyślny artykulik, a także nie mniej kłamliwe rewelacje "Observera", kto go podsunął redaktorowi "Gazety Krakowskiej"? Czy przypadkiem nie Rosja, której bardzo zależy na odwróceniu uwagi od własnych elektrowni atomowych, których stan techniczny jest znacznie gorszy, niż elektrowni ukraińskich (choćby dlatego, że są starsze)? Albo niemieckie firmy energetyczne, które chętnie widziałyby ograniczenie produkcji energii elektrycznej na Ukrainie, by wyprzeć ją z rynku węgierskiego i austriackiego? Niestety, ekologia także jest uwikłana w sieć interesów i warto czasem zastanowić się nad tym, kto i dlaczego inspiruje poszczególne akcje - bo wcale nie zawsze z troski o przyrodę.

Dla uwiarygodnienia moich tez dodam, że jestem ekspertem politologiem, zajmującym się problematyką ukraińską, w tym także śledzącym publikacje dotyczące Czarnobyla. Analizując je, parokrotnie już konsultowałem się ze specjalistami w dziedzinie fizyki jądrowej.

Tadeusz Andrzej Olszański
Ośrodek Studiów Wschodnich

* * * * *

Szanowni Panowie Redaktorzy!

Będę wdzięczny za opublikowanie poniższego tekstu, będącego krótkim komentarzem do publikacji na łamach Panów pisma.

Otóż p.Jan Starzomski opublikował w ZB 6/95 tekst pt. Energetyka jądrowa jest całkiem bombowa!

Zdaje się, że sam tytuł miał ostatecznie skompromitować autorów ulotki W poszukiwaniu energii przyjaznej ludziom i środowisku, której jedynym celem była zachęta do samodzielnego myślenia, do odrzucenia myślenia magicznego według schematu: czarno-białe, złe-dobre (czyli energetyka jądrowa - zła, alternatywna - dobra).

Odrzucam jako gołosłowny zarzut, że PAA dezinformuje społeczeństwo. Przytoczone w artykule fragmenty ulotki są, niestety, prawdziwe. Nie ma na świecie technologii wytwarzania energii absolutnie obojętnej dla środowiska i jednocześnie konkurencyjnej ekonomicznie. Gdyby tak było, już dawno elektrownie jądrowe zastąpione by zostały przez wiatraki lub baterie i kolektory słoneczne.

Samopoczucie autorów ulotki nie jest zbyt dobre. Wcale nie uważamy, że zbawieniem dla świata jest energetyka jądrowa, albo że trzeba lekceważyć zagrożenia wynikające ze stosowania technologii jądrowych. Dowodem na to niech będzie fakt wydania przez PAA, poza recenzowaną ulotką, także 9 innych, których p. Jan Starzomski nie zauważył (przesyłamy je w załączeniu). Całe szczęście, że chcą je czytać właśnie nauczyciele i uczniowie. Otrzymujemy setki listów z prośbą o przesłanie tych wydawnictw.

Publikacje PAA z serii Ochrona przed promieniowaniem nie są początkiem akcji propagandowej w celu rozpoczęcia budowy elektrowni jądrowej w Polsce. Na to w najbliższej przyszłości się nie zanosi. Są próbą przybliżenia społeczeństwu wiedzy o promieniowaniu i o zasadach ochrony przed promieniowaniem. Przykro nam, że p.Janowi Starzomskiemu nasza akcja się nie podoba.

Z wyrazami szacunku
Dyrektor Departamentu
Szkolenia i Informacji Społecznej
dr Stanisław Latek

PAŃSTWOWA AGENCJA ATOMISTYKI,
Krucza 36,
00-921 Warszawa,
29-85-93,
fax 29-01-64
ageatp@frodo.nask.org.pl

DANE DLA PROFESORA

Najpierw cytat. 1)Powołując się na oficjalne dane "Komsomolskaja Prawda" podaje, że wskutek katastrofy w Czarnobylu pod Kijowem (26 kwietnia 1986r.) śmierć poniosło 35 tys. osób, w tym 1000 dzieci..

Tymczasem Andrij Serediuk, p.o. ministra zdrowia Ukrainy twierdzi, że w następstwie katastrofy czarnobylskiej do końca 1994r. zmarło ponad 125 tys. osób. Zdaniem ukraińskiego ministra, skutki wybuchu poważnie wpłynęły na zdrowie miejscowych dzieci, wśród których wzrosła zachorowalność na choroby krwi, organów trawiennych, dróg oddechowych i systemu nerwowego.

Powyższy cytat dedykuję znanemu zwolennikowi budowy elektrowni jądrowej w Żarnowcu i niestrudzonemu propagatorowi energetyki jądrowej w ogóle oraz przewodniczącemu (jeszcze?) państwowej Rady ds. Atomistyki - profesorowi Andrzejowi Hrynkiewiczowi. Profesor w wydanej w 1990 roku książce2) twierdził, że

wpływ katastrofy [w Czarnobylu] na środowisko i zdrowie ludzkie nie był jednak duży.

Stanisław Zubek
Kraków, 10.7. 95

1)Super Express z 28.4.95 s.19 (podkreślenie moje - sz).

2)Andrzej Hrynkiewicz, Energia - najważniejszy problem cywilizacji (czy Polska może zrezygnować z energetyki jądrowej?), Wydawnictwo Naukowo-Techniczne, Warszawa 1990, s.73.
Warto zwrócić uwagę, że książka została wydana z dotacją Państwowej Agencji Atomistyki (PAA), a wydawnictwo ma przymiotnik "naukowe" w nazwie.

3)Patrz też - "Więcej niż 90 tysięcy śmierci", ZB nr 7/94 s.1.  

SARKOFAG-2

Sarkofag, w którym "spoczywa" zniszczony awarią w 1986 roku reaktor czarnobylskiej elektrowni atomowej nie był, powiedzmy, doskonały. Tak przynajmniej donosiła prasa. Niedawno zarzuty te potwierdziły się u samego źródła. 6 lipca tego roku przedstawiciele elektrowni przyznali, że:

sarkofag powinien być wymieniony. Wzniesiona w pośpiechu konstrukcja nie gwarantuje bezpieczeństwa ludności, personelu i środowiska.*

Przy okazji podano, że zespół ekspertów ma przedstawić projekt nowego sarkofagu. Kto i ile zapłaci za te ekspertyzy, projekt i budowę? Tego nie podano.

Stanisław Zubek
Kraków, 12.7.95

*) Sarkofag do poprawki, Gazeta Wyborcza z 7.7.95 s.11.  

WIOSKI SIĘ NIE LICZĄ?

W reportażu* Aleksandry Tołczyńskiej "Dziw, że nie świecą"można znaleźć odpowiedź na pewne pytanie. Ale pytanie potem. Najpierw niech będzie odpowiedź.

Mieszkańcy wsi wokół Czarnobyla nie kochają atomu. W 30-kilometrowej strefie otaczającej elektrownię ludzie z ogromną nadzieją czekają na zamknięcie atomowego potwora. Dwa i pół tysiąca rodzin z dawna przeznaczonych do wysiedlenia: Grezla, Dibrowa, Denysowyczów, Terechiwa, Koroliwki, Andrijiwki i innych małych, zapomnianych przez Boga i ludzi wiosek czeka na walizkach . Mieli ich wysiedlić zaraz po wybuchu. Potem w 1990. Potem 1993. Teraz mówi się im, że nie warto. Przecież radiacja się zmniejsza, a elektrownię na pewno zamkną.

A teraz pytanie - czy energetyka jądrowa płaci pełne koszty swego funkcjonowania?

Stanisław Zubek
Kraków, 11.7.95

*) Aleksandra Tołczyńska, Dziw, że nie świecą, Super Express z 28.4.95 s.19.

BRAWA DLA TEGO PANA

W letnie popołudnie 1 lipca otworzyłem telewizor. I cóż zobaczyłem? Po krakowskich, wiślanych bulwarach łażą warszawscy strażnicy miejscy. Robią akcję. Pilnują, by przechodnie nie zanieczyszczali Wisły.

- Wy tu brudzicie, sikacie, a my to pijemy. Od piętnastego będą kary!

Słucham. Patrzę. Chwytam gazetę. Rzecz się wyjaśnia. Właśnie leci program "Okiem zgryzu - ukrytą kamerą".

Dowcip niezły. Warszawiacy łażą po Krakowie, aranżują zabawne sytuacje, kręcą z ukrycia. Zbierają podpisy za zmianą hejnału mariackiego na warszawiankę. Zgarbiona babcia się oburza, dzieciaki z szalikami "Cracovii" reagują O k...!

Ale scenka ze strażą miejską jest najlepsza. Mundurowcy kroczą stanowczo, rozmawiają, pytają kto wrzuca do wody śmieci, kto sika do rzeki.

- Śmiecicie w Krakowie, sikacie do Wisły - powtarzają podstawieni funkcjonariusze-fikcjonariusze.

Strofowani przez władzę ludzie spuszczają uszy po sobie. Jakiś dziadek donosi na klientów, co to popijają jabole. Znalazł się jednak jeden niepokorny.

- A może byście panowie zaczęli od waszych ministerstw? Brawa dla tego pana.

Tomasz Poller




ZB nr 8(74)/95, sierpień '95

Początek strony