PRÓBY ODTWORZENIA POPULACJI FOKI SZAREJ
(HALICHOREUS GRYPUS)
W WODACH ZATOKI PUCKIEJ I GDAŃSKIEJ
Foki u naszych wybrzeży pojawiają się bardzo rzadko, budząc zdziwienie nie tylko wśród turystów, ale i u rdzennych mieszkańców Wybrzeża. Postrzegane są jako zwierzęta egzotyczne, a o tym, że żyły tu, wiedzą nieliczni - głównie przyrodnicy. Nim dotknęły je problemy zanieczyszczeń, zostały prawie doszczętnie wytępione.
Wszystkie foki szare znajdujące się na terenie Polski są objęte ochroną gatunkową. Zwierzęta te można było jeszcze spotkać w Zatoce Puckiej i Gdańskiej na pocz. XXw. Niestety, były traktowane jak szkodniki (podobnie jak i morświny) i masowo tępione. Odnotowano, że w dniu 2.1.1914r. złapano 14 fok, a w ciągu całego tego roku ok. 70. Były to ostatnie polowania na te zwierzęta, które po II wojnie światowej zniknęły z naszych wód. Wprowadzono prawną ochronę wszystkich płetwonogich, ale było już za późno. Lokalne populacje fok nie są w stanie samoistnie się odtworzyć. Dlatego gmina Hel, przy współpracy Stacji Morskiej Uniwersytetu Gdańskiego i ogrodów zoologicznych całego kraju postanowiła zająć się reintrodukcją tego gatunku.
Aktualnie polska strefa przybrzeżna pozbawiona jest drapieżników najwyższego rzędu (tj. fok, morświnów). Te funkcje, jak dotąd, spełniał człowiek poprzez intensywne rybołówstwo. Jednak połowy prowadzone są selektywnie, obniża się kondycja ryb, można też zaobserwować karlenie osobników niektórych gatunków. Brakuje naturalnego regulatora, którego funkcje pełniłaby właśnie foka szara, W tym celu ważne jest wybudowanie specjalnego ośrodka hodowli tych fok na Helu. W specjalnych basenach pierwsze foki miałyby znakomite warunki do rozmnażania się. Ciąża u samic tego gatunku trwa 11,5 m-ca, a młode (na Bałtyku) rodzą się głównie w okresie od ostatniego tygodnia lutego do połowy marca. Okres narodzin, karmienia mlekiem oraz przechodzenia na samodzielne zdobywanie pokarmu cechuje największa śmiertelność, dlatego pierwsze młode byłyby wypuszczone na wolność dopiero po usamodzielnieniu się, i to w specjalnych miejscach, trudno dostępnych dla człowieka, tzw. foczych sanktuariach.
Dziś potencjalnych miejsc lęgów i odkarmiania młodych jest niewiele. W rejonie Zatoki Gdańskiej istnieją 2, oba (na szczęście) trudno dostępne dla człowieka. Pierwszym są tworzące się u ujścia Wisły łachy piachu (rezerwat od 1991r.) Jest to rejon najczęściej odwiedzany przez przebywające w wodach Zatoki foki (może Klub "Gaja" mógłby wspomnieć coś na ten temat w swej kampanii "Teraz Wisła"?!?) Drugim foczym sanktuarium może być parokilometrowa, wynurzająca się łacha piasku w Zatoce Puckiej, tzw. Ryf Mew. Ten odizolowany teren jest doskonałym miejscem do odpoczynku i rozrodu fok, tu też najdłużej na polskim wybrzeżu utrzymują się zwały kry lodowej. Ryb w zatoce jest ponad miarę, tak więc foki nie wyrządzą większych szkód. Niestety, przypuszcza się, że ok. 10-15% foczego stada może zginąć na skutek zaplątania się w rybackie sieci i uduszenia. Dlatego stado to powinno liczyć ok. 10-20 sztuk (obecnie zaobserwowano 1 samca żyjącego u ujścia Wisły już 2 m-ce oraz 1 fokę w Zatoce Puckiej - od 15.7 br.). Planowane fokarium będzie obejmowało nie tylko baseny dla fok, ale i ośrodek dydaktyczny z salą wykładową, na której będą odbywać się prelekcje dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Flora i fauna Bałtyku jest bardzo bogata, a foki mogą stać się pretekstem do mówienia o niej. Ważnym jest dotarcie głównie do dzieci, które mogą wpłynąć na swoich rodziców, rodzeństwo, a także sami dbać o środowisko. Musimy uświadomić wszystkim, że zatruwając małą rzekę gdzieś, na południu Polski, za jej pośrednictwem zatruwamy Bałtyk. Musimy też oswoić społeczeństwo z widokiem fok na plaży, nauczyć ludzi, jak zachowywać się w ich obecności. Czeka nas ciężka praca, ale myślę, że warto.
Możemy pomóc wszyscy: informując znajomych o istnieniu fok w Bałtyku, czytając literaturę na ten temat, by w przyszłości spotkania z fokami były dla nas czymś normalnym oraz zbierając pieniądze na budowę fokarium (w szkołach, znaleźć sponsorów, którym los tych zwierząt nie jest obojętny). Wszelkie datki można przekazywać na konto:
Uniwersytet Gdański w Gdańsku
Wielkopolski Bank Kredytowy
III o/Gdańsk nr 351809-2857
Adnotacja - na budowę fokarium
Jeżeli ktoś chciałby dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat, pytania proszę kierować pod adres:
dr Krzysztof E.Skóra
Stacja Morska Uniwersytetu Gdańskiego
* Morska 2,
84-150 Hel 1
P - 37
Trwa proces budowy nadmorskich oczyszczalni, spada ilość toksykantów (pcb, ddt) w tkankach ryb, które mogłyby ich konsumentom - fokom zagrażać. Przy odpowiedniej edukacji społeczeństwa, regulacji rybołówstwa, wyodrębnieniu obszarów chronionych i dobrej kontroli badawczej foki szare mają szansę wrócić na plaże Południowego Bałtyku.
Mirka Wróbel,
* Kaskady 48
40-748 Katowice 32
W Stacji Morskiej w Helu żyje sobie Balbina. Jest to foka którą, ranną i chorą znaleziono kilka lat temu na plaży w okolicach Juraty. Teraz, pod troskliwą opieką, jest zdrowa i wesoła; cieszy swoim widokiem turystów, choć jej basen ma wymiary ok. 2x2m. Są plany budowy prawdziwego "fokarium", ale oczywiście są, jak zwykle, problemy z pieniędzmi.
Balbina pochodzi z gatunku fok szarych. Wszystkie gatunki fok (a więc szare, pospolite, obrączkowane) zostały prawie całkowicie wytępione. Podobnie jak morświn (bałtycki delfin). Dlatego o spotkanych na plaży zwierzętach powinniśmy natychmiast powiadomić naukowców.
Uwaga! Jeśli morświn jeszcze żyje, trzeba usunąć piasek z otworu nosowego (na górnej powierzchni głowy) i polewać ciało morską wodą.
Piotr Szkudlarek
W latach 70. w Szczecinie narodziła się "wspaniała" idea utworzenia miejskiego ogrodu zoologicznego. Zamierzenia były szerokie - miały być tygrysy, niedźwiedzie, lamy i inne zwierzęta. W związku z tym przyjechały do miasta 3 niedźwiedzie, których w Julinku (jest to zimowa baza cyrkowa) nikt nie chciał ze względu na to, że niedźwiedzie okazały się zbyt agresywne i nieprzydatne do tresury. Trudno dziś dociekać, czy za przyjęcie tych zwierząt nie dopłacono - faktem jest jednak, że niedźwiedzie trafiły do prowizorycznego Zoo, które miało się rozwijać. Po kilku latach idea ogrodu dla zwierząt umarła śmiercią naturalną, a o niechcianych niedźwiedziach przypomniano sobie dopiero po 20 latach, kiedy jeden z nich pokaleczył dziecko. Na skutek tego wypadku wszyscy podnieśli larum i stwierdzono, że trzeba "coś" zrobić z niedźwiedziami.
Postanowiono się ich pozbyć, ale okazało się, że żaden ogród zoologiczny nie chce ich przyjąć. Po przebywaniu przez 20 lat w ciasnych klatkach (bez fosy i wybiegu) oraz karmieniu ich psią padliną (na tym samym terenie znajduje się schronisko dla psów), misie nie nadają się do życia z innymi osobnikami swego gatunku. Na wolność wypuścić ich nie można, bo po tak długim życiu w niewoli nie dadzą sobie rady w warunkach naturalnych. Ponadto klatki, przez 20 lat nie remontowane, są stare i przerdzewiałe - wystarczy więc, że miś się oprze i będzie mógł wydostać się na zewnątrz. Na wybudowanie nowych, obszernych wybiegów nikt pieniędzy nie wyłoży. Ze względu na bezpieczeństwo niedźwiedzie są karmione środkami uspokajającymi. Postanowiono więc niedźwiedzie uśpić. Pojawił się jednak problem - kto ma podjąć taką decyzję, czy można je tak "po prostu" uśpić (w końcu są to zwierzęta chronione). Z drugiej strony bardziej humanitarne byłoby odesłanie ich "na tamten świat", aby nie męczyły się kolejnych kilkanaście lat w tak okrutnych warunkach. Niedźwiedzie te w przeliczeniu na "wiek ludzki" mają po 70 lat, więc ich śmierć będzie godniejsza od tego, w jaki sposób postąpili z nimi ludzie.
Monika Romańska
P.S. Prócz niedźwiedzi w Szczecinie pojawiły się również inne zwierzęta (tygrys z Julinka, lamy, kozy itd.), ale szybko pozdychały (może przeczuwając dzisiejszą sytuację).
DETEKTYW I STRUSIE
W "Kurierze Szczecińskim" z dnia 28.7 ukazał się intrygujący artykuł Detektyw i strusie. Autor opisuje w nim oryginalny pomysł, na jaki wpadł piotr batkowski, mieszkaniec wsi wysoka (woj.gorzowskie). Pan Batkowski, idąc z duchem naszych czasów i zmian postanowił z Polski uczynić Australię. Postarał się więc o sprowadzenie do swojej zagrody 8... strusi (3 samice i 5 samców).
W artykule przedstawiono pana Batkowskiego jako człowieka niezmiernie wrażliwego, z uczuciem wyrażającego się o swoich "nabytkach"! Należy także dodać, iż pan Batkowski, jako przykład typowego Polaka-kapitalisty ma również większe aspiracje co do dalszej hodowli. Jego zamierzeniem jest powiększenia liczebności stada do 200 sztuk , a w przyszłości chce się postarać o zróżnicowanie swojego "asortymentu" i sprowadzenie do Polski... kangurów! Cała sprawa nie byłaby może aż tak drażliwa, gdyby nie prawdziwe intencje tego interesu, tj. przeznaczenie zwierząt na... POKARM DLA LUDZI!!! A więc nie tylko nasze umysły przestawiamy na zachodni (czyt. lepszy od polskiego) sposób myślenia, ale także i podniebienia.
Cyt.: Batkowski żartobliwie dodaje, że hodowlę kangurów chciałby rozpocząć jeszcze w czasie trwania kampanii prezydenckiej. Nowemu prezydentowi chciałby bowiem podarować pustą kangurzą torbę i życzyć mu, by z korzyścią dla rządzonych wypełnił ją pieniędzmi. Prawda, że koncepcja ta jest niezwykle "chwalebna"?! Jak do tej sprawy ustosunkują się "zieloni" z Gorzowa? (o ile tam w ogóle istnieją?)
Qba Tompalski,
*Leszczynowa 8/3,
Szczecin
Jak donosi lokalna prasa ("Echo" 28/95 z 12-18.7) nowym zajęciem Straży Miejskiej w Lędzinach (woj.katowickie) będzie zabijanie bezpańsko wałęsających się psów. Dla realizacji tego zadania strażnicy zostaną wyposażeni w strzelbę pneumatyczną. Uchwałę zawierającą takie postanowienie podjęła Rada Miejska - Lędzin.
Grzegorz K.Wojsław,
Federacja Zielonych, Tychy