BZB nr 27 - Silva rerum. Ekologiczne miscellanea


kontynuacja poprzedniej strony

BÓG I LEWATYWA

Osho


Osho!

Niektórzy twoi uczniowie mówili mi, że nie popierasz makrobiotyki. Czy to prawda? Zastanawiam się, czy twoja postawa nie jest przypadkiem skierowana bardziej przeciwko obsesyjnym nastawieniom wobec diety niż przeciwko samym zasadom makrobiotyki.

Makrobiotyka to czysty taoizm. Nie ma tu nakazów ani zakazów. Kładzie nacisk na świadomość, wolność, wrażliwość i elastyczność. Nie ma nic wspólnego z żywieniowym bzikiem, ścisłą dietą czy też obsesyjnymi nastawieniami. Mylnie uważa się, że brązowy ryż to podstawa makrobiotyki. A przecież ryż to jedynie jeden z jej elementów i może być użyty lub zaniechany, można go zaakceptować lub odrzucić.

Proszę o komentarz.

Po pierwsze: jestem przeciwko wszelkim bzikom. Bez względu na to, czego określony bzik dotyczy, jestem przeciwko wszelkim bzikom, gdyż one przyciągają osoby obsesyjne. Bziki stały się kryjówką dla szaleńców. Ludzie, którzy są zdewiowani, ukrywają się za własnymi bzikami i chcąc je zracjonalizować, tworzą systemy, teorie, dogmaty.

Mieszkałem kiedyś u kobiety, która była bardzo urocza, ale miała bzika na punkcie czystości. Całymi dniami sprzątała dom, całymi dniami go upiększała, a jednocześnie nigdy nikogo do tego domu nie zapraszała. Gdy przychodził ktoś z wizytą, przyjmowała go w ogrodzie na trawniku.

Zapytałem ją:

- Ciągle upiększasz, czyścisz i sprzątasz, ale nigdy nikogo nie zapraszasz do wewnątrz...

- Ach, przecież znasz ludzi, oni są tacy bałaganiarscy!

- Zatem, po co ciągle sprzątasz?

- Czystość jest druga po Bogu.

Ta kobieta jest zbzikowana. Czystość stała się jej kryjówką, stała się jej rytuałem. Dzięki sprzątaniu domu była przez cały czas czymś zajęta. Sprzątanie wypełniło całe jej życie - to zwykła strata czasu. Ale nie mozesz powiedzieć, że czystość jest czymś złym. Czystość jest w porządku, więc stała się dla niej uzasadnieniem. Kobieta jest szalona, ale to szalenstwo jest doskonale zracjonalizowane.

Nawet jej mąż nie mógł wejść do salonu. Nigdy też nie zdecydowała się na urodzenie dziecka, gdyż dzieci - jak to dzieci - bałaganią, są niechlujne, przysparzają kłopotów. Całe jej życie zostało złożone na ołtarzu czystości. Mówiłem jej:

- Jasne, udowodniłaś już, że czystość jest druga po Bogu, właśnie po Bogu - oto zbudowałaś ołtarz Boga i złożyłaś swoje życie w ofierze.

- Czy czynię źle?

Nie można powiedzieć, że czyni źle. Czystość jest dobra, higieniczna, ale musi mieć rozsądne granice. Człowiek zbzikowany zawsze wykracza poza te granice, gdzieś głęboko wewnątrz musi mieć poważne problemy.

Powiedziałem jej:

- Zrób tak: przez trzy dni nie sprzątaj. Jeśli potrafisz bez sprzątania wytrzymać przez trzy dni, uznam cię za całkowicie normalną i dołączę do ciebie - będziemy sobie sprzatać razem, całymi dniami.

- Trzy dni bez sprzątania? Niemożliwe! Oszalałabym!

Już jest szalona.

Więc kiedy spotykam kogoś, kto ukrywa się w swoim bziku, czymkolwiek ten bzik by nie był - może to być makrobiotyka lub coś innego - jestem temu przeciwny, jestem przeciwny obsesyjnym nastawieniom.

Opowiem ci anegdotę. Pewien facet wraca po meczu do domu. Żona podnosi wzrok znad gazety i mówi:

- Wiesz co przeczytałam? Jest tu artykuł o człowieku, który właśnie sprzedał przyjacielowi swoją żonę za karnet na tegoroczny sezon piłki nożnej. Jesteś prawdziwym kibicem, ale nie zrobiłbyś czegoś takiego, prawda?

- Oczywiście, kochanie. To byłoby śmieszne i wręcz zbrodnicze - przecież sezon piłkarski już do połowy się skonczył!

Oto umysł fanatycznego kibica, umysł człowieka zbzikowanego. Lecz zbzikowani ludzie potrafią wynajdywać wspaniałe powody. Mahatma Gandhi miał wręcz obsesję na punkcie właściwego funkcjonowania swoich jelit. Każdy, gdy się zatruje, myśli o jelitach. Ale bezustanne dumanie, roztrząsanie i medytowanie nad jelitami jest bezsensowne.

Lecz Gandhi bezustannie dumał nad swoimi jelitami, tak jakby była to najważniejsza rzecz na świecie. Modlił się albo odwiedzał króla, albo brał udział w konferencjach, na których decydowała się przyszłość i wolność Indii..., ale nigdy nie zapominał o lewatywie. Byłbyś zaskoczony - w jego dzienniku lewatywa jest wymieniana równie często jak Bóg. Lewatywa wydaje się być drugim Bogiem. Ale gdybyś się z nim spierał, postawa Gandhiego wyglądałaby na zupełnie jasną - żołądek musi być kompletnie pusty, gdyż bez tego całe ciało gromadzi toksyny, to i tamto, a umysł może być czysty tylko wtedy, gdy czysty jest żołądek. Jak umysł może być zdrowy, jeśli chore jest ciało? I gadałby tak, to i tamto, spierałby się i myslał nad tym bez końca. Ale w rzeczywistości to bzik i pewnego rodzaju choroba - obnaża niezbyt zdrowy umysł.

Jestem przeciwny tego typu nastawieniom. Powtarzam to wielu sannjasinom, gdyż przychodzą do mnie ze swoimi bzikami. Pewien młody człowiek powiedział, że przybył do mnie, aby nauczyć się żyć samą wodą! Odpowiedziałem: "Chcesz uczynić mnie kryminalistą. Jeśli powiem ci, jak żyć samą wodą, wtedy umrzesz!"

Wyglądał jak anemicznie anemiczny patyczek, był już u kresu sił, ale ciągle miał bzika, że prawdziwa nieskalaność jest możliwa tylko poprzez wodę. Tylko woda jest nieskalana, wszystko inne jest skalane. Jego oczy dzień po dniu stawały się coraz bardziej pożółkłe, stawały się chore. Jego ciało głodowało, a mózg zaczynał gorączkować. A im bardziej stawał się rozgorączkowany, tym większe podejmował wysiłki, aby się oczyścić. Muszę wyjaśniać takim ludziom, że poruszają się w bardzo niebezpiecznym kierunku.

Makrobiotykoholicy przychodzą do mnie także.

Pytanie zadał Dharmananda. Uchwycił rzecz właściwie - nie mam nic przeciwko czemuś szczególnemu, gdyż także niczego szczególnego nie popieram. Popieram jedynie życie - życie w jego nieograniczonym bogactwie.

Dharmananda sprzeciwia się potocznemu rozumieniu makrobiotyki, więc myślę, że jej wyznawcy nie zgodzą się z tym, co mówił. Dharmananda stwierdza: makrobiotyka to czysty taoizm. Żadna teoria, żadna zasada nie może być czystym taoizmem. Nawet taoizm nie jest czystym taoizmem. Lao-tsy przez całe życie odrzucał wszelkie pokusy zamienienia Tao w teorię, gdyż jak mówił: Tao wypowiedziane - przestaje być Tao. Prawda nie może być zamieniona w słowa, nie może być zamieniona w teorię. Dopiero pod koniec swojego życia Lao-tsy coś napisał - i to także pod presją. Opuszczał Chiny, wydaje się, że podążał do Indii. Każdy w końcu przybywa do Indii. Indie nie są miejscem na mapie, są najgłębszym źródłem całej ludzkiej świadomości. Każdy, kto pragnie zmienić swoją orientację, musi przybyć do Orientu. "Orient" oznacza orientację.

Oczywiście chińscy uczeni nigdy nie mówią, że Lao-tsy zmierzał do Indii - to obraża ich ego. Mówią, że udał się na południe. Ale przecież Indie leżą na południu Chin. I oczywiście ma to duże znaczenie - Lao-tsy wraca do Indii. Każdy musi tu wrócić, Indie są domem wszystkich.

Na granicy urzędnicy pojmali Lao-tsy, mówiąc:

- Nie możesz opuścić Chin, zabierając ze sobą swój skarb.

- Jaki skarb?

- Musisz opisać to, co wiesz. Musisz napisać księgę i przekazać ją rządowi, wtedy będziesz mógł opuścić kraj.

Tak zmuszono go do napisania - w ciągu trzech dni - Tao-te-king. Ale już w pierwszych słowach mówi: Tao, które można wyrazić słowami, nie jest prawdziwym Tao. Więc nawet taoizm nie jest czystym Tao, ów "-izm" czyni je nieczystym. Zatem zapomnij o tym, że makrobiotyka może być czystym taoizmem. Jest tylko teorią, hipotezą.

Mówisz: nie ma tu nakazów ani zakazów. Jeśli nie ma nakazów ani zakazów, to po co niepotrzebnie martwić się o makrobiotykę? To po co okreslać siebie jako kogoś, kto postępuje zgodnie z jej regułami, jeśli nie istnieją reguły i nakazy? Istnieją.

Chciałbym, żeby Dharmananda miał rację, doskonale oddał mój punkt widzenia. Ale Dharmananda nie może być zaaprobowany przez makrobiotyków. Oni kierują się regulami i nakazami.

Kładzie nacisk na świadomość, wolność, wrażliwość i elastyczność. Nie ma nic wspólnego z żywieniowym bzikiem, ścisłą dietą czy też obsesyjnymi nastawieniami. Nie, Dharmanando, makrobiotycy się z tobą nie zgodzą.

Nie ma nic wspólnego z brązowym ryżem. Oni oszaleli na punkcie brazowego ryżu. Myślą, że jest Bogiem i jeśli nie będziesz żył brązowym ryzem, przegapisz całą sprawę. Dharmananda twierdzi, iż mylnie uważa się, że brązowy ryż to podstawa makrobiotyki. A przecież ryż to jedynie jeden z jej elementów i może być użyty lub zaniechany, można go zaakceptować lub odrzucić. To co pozostanie? Jeśli odrzucisz nawet brązowy ryż, a nie ma żadnych reguł i nakazów, tylko czysty taoizm - to co pozostanie? Nie pozostanie nic. Oto prawdziwa czystość. I wtedy mogę z radością powiedzieć: "Tak, zostań wyznawcą makrobiotyki, nie ma żadnego problemu."

Jestem przeciwny bzikom. Jestem przeciwny zdyscyplinowanemu życiu. Nie mam nic przeciwko dyscyplinie - jestem przeciwny zdyscyplinowanemu życiu.

Dyscyplina powinna pochodzić z głębi twojego istnienia, powinna pojawiać się chwila po chwili. Powinna istnieć jako wewnętrzne światło, a nie być narzucona z zewnątrz. Powinieneś wrażliwie reagować na życie, a nie podążać za doktryną. Nie jesteś elastyczny. Nie jesteś wolny. Twoje zasady, twoje idee nie pozwalają ci być elastycznym i reagujesz zgodnie z martwymi regułami.

Byłoby wspaniale, gdybyś był wolny i każda nowa chwila określała twoje decyzje, które nie pochodziłyby z przeszłości. Wtedy nie prowadzisz zdyscyplinowanego życia, lecz kierujesz się prawdziwą dyscypliną. Życie stwarza sytuację, rzuca wyzwanie, a ty na to wyzwanie odpowiadasz; odpowiadasz, kierując się własnym istnieniem. Odpowiedź przychodzi z "tu"i "teraz", a nie z przeszłości. Jest czysta, dziewicza.

Oto dyscyplina, którą podziwiam. Każda inna dyscyplina - narzucona z zewnątrz przez reguły, nakazy i zakazy - do której się zmuszasz, którą praktykujesz - jest niebezpieczna. Zabije cię. To dlatego ludzie żyją jak martwi. Zabiła ich dyscyplina.


Fragment książki Osho, Nirwana - do nabycia w Fundacji Osho.

Fundacja Osho, Trebacka 3-37, 00-074 Warszawa
tel. 0-22/789-43-31


NOWY MATRIARCHAT

Marcin "Cinek" Hyła

Manipulacje genetyczne nie są - jak się okazuje - jedyną formą poszerzania horyzontów współczesnej nauki. Naukowcy z Roslin Institute w Wielkiej Brytanii sklonowali owieczkę. Nie byłoby to może tak kontrowersyjne - klonowanie jest znane od 20 bodaj lat - ale po raz pierwszy powstał sobie nowy organizm bez tradycyjnego udziału męskiej części zygoty. Owca Dolly jest czymś w rodzaju własnej siostrocórki. Ostatnio taka sensacja - poczęcie bez symbolicznego choćby udziału tatusia - pojawiła się 2 tys. lat temu w pisanej tradycji judeochrześcijańskiej...

Większość spraw na tym świecie powodują pieniądze. Większość pieniędzy na świecie od dawna jest powiązana z ropą naftową, samochodami i energetyką - co można zresztą jakoś powiązać z ekologicznymi problemami tego świata. Ostatnio coraz większą rolę zaczynają odgrywać firmy przetwarzające informacje, same pieniądze też przybierają formę elektronicznej informacji. Takie czasy: rytm naszego życia wyznaczają lekarze szukający lekarstwa na raka. Raka, powodowanego zresztą w dużym stopniu nadużywaniem ropy naftowej i węgla... Jutro będą to pewnie naukowcy dorabiający się na próbach uratowania Ziemi przed skutkami zmian klimatycznych oraz zaburzeniami informacji genetycznej w przyrodzie.

Lepiej lub gorzej prowadzone kampanie ekologiczne mają wymiar w najlepszym razie lokalny. Jedyną jasną wiadomością, jaka do mnie dotarła, był spadek o połowę ilości śmieci produkowanych w gospodarstwach domowych w Niemczech. Tymczasem świat się nieustannie dzieli na superbiednych i superbogatych; bogaci są coraz bogatsi, a biednych jest za to coraz więcej. Zieloni zawsze byli mniejszością, heretykami i outsiderami - podczas gdy bogaci zbierają materiał genetyczny wśród biednych i patentują go, aby ratować się przed rakiem, AIDS, własnoręcznie powodowanym zanieczyszczeniem środowiska i Bóg wie czym. Biedni chorują i umierają - w czarnej Afryce na AIDS choruje ogromna część społeczeństw, znacznie więcej niż w USA. Ale leczy się tylko bogatych. Cierpią ludzie, cierpią zwierzęta. Prasa pokazywała niedawno zdjęcia zmutowanej genetycznie myszki z ludzkim uchem na grzbiecie. Naukowcy są przekonani, że wkrótce będzie możliwe klonowanie ludzi. Oznacza to, że kobieta będzie mogła mieć ze sobą samą siebie - w tym sensie jak dotychczas mogła mieć z mężczyzną córkę lub syna. Pierwsze chętne już się do doktora Frankensteina - pardon: Iana Wilmuta, zgłosiły. Żyjemy w czasach, w których utopia stała się rzeczywistością - albo inaczej: każda utopia może być rzeczywistością. A skoro może, to pewnie będzie. Bez względu na koszty - zresztą, zgodnie z prawami Murphy'ego: im większe - tym lepiej.

Ekologiczni optymiści piszą o zmianie paradygmatu i pojawianiu się nowych wzorców zachowań; o ludziach, którzy chcą żyć skromniej i w zgodzie z naturą; o odchodzeniu od patriarchalnego podejścia do świata; o zmierzchu "macho" i nowej erze harmonii i współdziałania. Obawiam się jednak, czy następnym problemem ekologów nie będzie społeczeństwo klonowane, de facto matriarchalne, w dodatku - po degradacji naturalnej bioróżnorodności - uzależnione od genetycznych manipulacji prowadzonych "na ratunek ludzkości" w laboratoriach międzynarodowych korporacji. Astrologowie i wszelkiej maści zwolennicy Nowej Ery powiadają, że Era Ryb zaczęła się od narodzin Jezusa, określanego też Barankiem Bożym. Mityczną Erę Wodnika, erę pomyślności i szczęścia powszechnego, nieoczekiwanie zaczyna identyczna z mamusią jak dwa hamburgery - owca.


NAJGŁUPSZY GATUNEK NA ZIEMI

Janusz Korbel

Kredensy z Desy
dwa mercedesy
a w ubikacji złote sedesy

- Piosenka kabaretowa

Człowiek i przyroda. "Dzikie" mogłoby być wyznacznikiem najwyższego piękna, ale częściej napawa lękiem lub po prostu w zalewie kultury jest lekceważone. Dwie opozycje: kultura i natura. Człowiek i jego mity oraz religie, a po drugiej stronie przyroda - scena, na której rozgrywamy dramat życia. Ale wydaje nam się, że to tylko my jesteśmy aktorami; reszta to dekoracje.

W starożytnej Grecji, kolebce naszej kultury, bóg pewnej rzeki i nimfa dali życie młodzieńcowi. Tak zaczął się wielki dramat ludzkości. Inna nimfa, o imieniu Echo ofiarowała mu swoją miłość, lecz została odrzucona przez młodzieńca. Nimfy były siłami i urokami wolnej przyrody, nieujarzmionej przez człowieka. Igranie z uczuciami zawsze prowadzi do katastrofalnych skutków. Echo zaczęła zanikać. Przez wieki ludzie mogli ją jeszcze usłyszeć, gdy zawołana nad rzeką odpowiadała ich głosem odbitym od ściany lasu. Dzisiaj zabrakło miejsca nawet dla jej niematerialnej postaci. A co się stało z jej kochankiem? Został ukarany nie dającą się spełnić miłością do samego siebie. Czyż nie przypomina on naszej tzw. cywilizacji? Wpatrywał się w swoje odbicie w wodzie i niczego poza sobą nie dostrzegał. Nie widział odbicia koron drzew, przelatujących ptaków i owadów, nawet woda była dla niego zaledwie instrumentem, narzędziem do zachwytu nad sobą samym. Jakże mógł objąć swoim uczuciem tysiące otaczających go gatunków, skoro widział tylko siebie? To był prawdziwy dramat Narcyza, dramat człowieka, któremu zdawało się, że jest Jedyny, a reszta gatunków ustępuje mu pod każdym względem.

Wybitny etolog Konrad Lorenz oparł swój pogląd na życie w wolnym, dzikim świecie na czterech prawach:

  1. Poszanowanie dla wszelkich form życia i harmonia.
  2. Wzajemna wymiana, dzielenie się, a nie wyniszczanie.
  3. Umiarkowanie, a nie pożądanie.
  4. Zapytywanie zamiast autorytarnego twierdzenia (ideologii).

Filozofia głębokiej ekologii na pierwszym miejscu stawia przeświadczenie, że każda forma życia ma wartość, niezależnie od tego, czy człowiek postrzega ją jako użyteczną czy też nie. Nauka ekologii zawiera zasadnicze, podstawowe prawo, mówiące, że wszystko jest ze sobą powiązane. Cokolwiek uczynimy, oddziałuje na całą sieć życia. Człowiek opuściwszy swoją niszę ekologiczną, zapatrzywszy się w swoje odbicie (co możemy określić mianem pychy, arogancji lub uzurpatorstwa), ustawił siebie w centralnym miejscu, ponad wszystkimi innymi gatunkami. Ocenił samego siebie jako pana przyrody, jedyny gatunek, który posiada wiedzę (lub został stworzony na podobieństwo boga - cokolwiek przez niego rozumiał), jest zdolny poznać zasadę wszechświata i pokierować nim. W imię postepu człowiek - jako jedyny gatunek - zaczął podbijać przyrodę, nawet wyprawy w kosmos nazwał dumnie "podbojem". Przeciętny leśnik jest przekonany, że bez niego las nie mógłby istnieć; ogrodnik - że bez niego ogród zginie; naukowiec - że skoro tak dalece zmieniliśmy naturalne związki w przyrodzie, tylko my możemy obecnie dbać o harmonię, bo każdy problem można rozwiązać dzięki badaniom i studiom.

Człowiek jest dumny ze swojej inteligencji. Jak więc człowiek definiuje inteligencję? Według Encyklopedii powszechnej PWN inteligencja to: swoisty zespół zdolności umysłowych umożliwiających jednostce sprawne korzystanie z nabytej wiedzy przy rozwiązywaniu nowych problemów teoretycznych i praktycznych. Tak o inteligencji wypowiadają się psycholodzy. Problemy teoretyczne to - oczywiście - zrozumienie świata, ale teoria bez praktyki kompromituje się. Głównymi problemami praktycznymi jest dziś zagłada życia na Ziemi, spowodowana działalnością jedynego "inteligentnego" gatunku. Każdego dnia, wskutek działalności człowieka, giną bezpowrotnie dziesiątki gatunków, a i sam człowiek znalazł się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Dziesiątki tysięcy ludzi umiera z głodu każdego dnia, narasta imigracja biednych do krajów rozwiniętych, które obejmują zaledwie niecałe 20% ludzi żyjących na Ziemi. Być może stale rosnąca populacja ludzi przekroczyła już granice wzrostu, pojemności siedliska? Przyroda już nie mówi, krzyczy do nas pustynniejącymi obszarami, klęskami ekologicznymi, śmiercionośną wodą, powietrzem i glebą. Z pewnością stale rosnące potrzeby człowieka, o które dbają mechanizmy tzw. wolnego rynku, demokracji, ekonomii, polityki i prawa, uwzględniającego wyłącznie antropocentryczny punkt widzenia, nie mogą być bez ograniczeń zaspokajane z ograniczonych surowców, ograniczonego ekosystemu, jakim jest planeta Ziemia. Jeśli precyzyjnie interpretować definicję inteligencji to jesteśmy nie najmądrzejszym, ale najgłupszym gatunkiem na Ziemi, bo wyrządzamy jej najwięcej szkód.

Homo sapiens jest jedynym gatunkiem nie mającym naturalnych drapiezników, który nie dba o stabilność swojej liczebności w stosunku do pojemności środowiska. Wilki, lwy i tygrysy same regulują mnożenie się i nigdy nie było problemu ich nadpopulacji. Nigdy nie zerwały więzi z dającym im życie środowiskiem. Pijąc wodę ze źródła, nie tracą - jak Narcyz - oglądu wszystkich towarzyszących im istot. Ich inteligencja jest tak wspaniale rozwinięta, że każdy praktyczny problem rozwiązują bez wahania. Nie ignorują niczego. Jeśli kornik spotka wielką, nienaturalną plantację drzew tego samego gatunku podejmuje nadzwyczajny wysiłek: rozmnaża się do tego stopnia, że człowiek nazywa to zjawisko "gradacją szkodników", nie dostrzegając, że matka Ziemia próbuje mu pomóc, wysyłając swoich wyspecjalizowanych, owadzich robotników, by przywrócić równowagę i harmonię. Ile razy trzeba cię ostrzegać, człowieku? Kiedy wreszcie zrozumiesz, że w twoim własnym interesie jest zachowanie harmonii między wszystkimi elementami, które pozwoliły rozwinąć się i egzystować również tobie?

Żaden gatunek poza człowiekiem nie jest pchany żądzą nieustannego zwiększania konsumpcji. Tylko ty wymyśliłeś fałszywą skalę wartości, w której nie ma miejsca na interes ekosystemu, określaną mianem zysku i liczoną pieniądzem. Wymyśliłeś moralność, która stawia cię ponad światem roślin i zwierząt, a służy sprawniejszej manipulacji masami przez tych, którzy w imię postępu i rozwoju (nazywanego czasem eufemistycznie "ekorozwojem") podejmują decyzje. Nie potrafisz zrozumieć, że żadna autostrada nie może być porównana z wyciętym dla niej lasem lub osuszonym bagnem. Żaden system komputerowy nie uchroni cię przed ogromem cierpienia spowodowanego wyalienowaniem z wspólnej rodziny wszystkich istot.

Człowiek jest najmniej inteligentnym gatunkiem, gdyż inteligencję mierzy przydatnością tylko dla siebie. Jego sacrum jakim stała się w dobie technopolu nauka, służy krótkotrwałym rozwiązaniom problemów w drodze do nieustannego rozwoju i wzrostu, a nie zrozumieniu życia. Biolodzy czy filozofowie zajmujący się pytaniami o istotę życia na Ziemi są w defensywie, gdyż polityczne i finansowe wsparcie (wiadomo, pieniądz jest miarą fałszywych wartości) kierowane jest na rozwiązywanie problemów dla kontynuacji tego samobójczego marszu wybranego przez boga gatunku. Oczywiście prawdziwy Bóg został już dawno przehandlowany. W agencjach reklamowych zdolni pracownicy zajmują się badaniem potencjalnych konsumentów, ich przyrodzonych tęsknot do dzikiej, wolnej natury, żeby potem skojarzyć truciznę z obrazem wodospadu lub świeżości przyrody. Istota trucizny ich nie interesuje. A potem nazywają to informacją! Cały system stworzony przez zatrutego pseudointeligencją człowieka pracuje nad wyuczeniem swoich dzieci nawyków konsumowania, indywidualizmu i pożądania wciąż czegoś nowego, podczas gdy prawdziwie inteligentne zwierzęta uczą swoje młode umiaru, współpracy, respektu do otoczenia i korzystania ze sprawdzonych sposobów życia, które ulegają zmianie dopiero w reakcji na zmieniające się warunki środowiskowe.

Nie namawiam nikogo do powrotu do życia w warunkach zbieracko-łowieckich, kiedy to człowiek wykazywał więcej pokory i harmonii w stosunku do świata. Możemy jednak żądać od polityków uwzględnienia wartości przyrody, której mądrości prawdopodobnie nigdy nie zrozumiemy. Czy politycy, dla których świętą wartością jest rynek i panujący system gospodarczy, są zdolni to zrozumieć? Jeśli chcemy przetrwać, musimy najpierw ochronić istniejące wokół nas życie. Bez niego w gruzach legną wszystkie ideologie, religie i systemy ekonomiczne. Człowiek osamotniony nie może żyć nawet przez jedną chwilę. Możemy spojrzeć krytycznie na naszych nauczycieli i ich bajki o świecie. Żaden nauczyciel nie powie nam więcej niż dzika przyroda, co najwyżej może dać nam narzedzie lepszego samopoczucia na krótki czas lub szybszego zrobienia kariery w zawodzie służącym eksploatacji własnego organizmu - Ziemi. Mozemy zachęcać, by oddolne grupy społeczne dążyły do podnoszenia ceny niszczenia środowiska naturalnego. Żadna cena nie jest zbyt wygórowana! Zysk oznacza dzisiaj nie tylko stratę, lecz zagładę fundamentów życia. Możemy upierać się, że jedyną zasadą moralną w ramach ziemskiego ekosystemu jest wewnętrzna wartość każdego życia, nawet tego niepoczętego, a uwarunkowanego stanem środowiska. Jakim prawem sądzimy, że wolno nam niszczyć przyrodę, skoro nie potrafimy stworzyć nawet źdźbła trawy? Nie może jej zastąpić żadna ideologia, żaden "-izm", żadna ludzka świętość (czy będzie to wolny rynek czy demokracja). Jesteśmy jedną rodziną, bez ludzkich kategorii gatunków dobrych i złych. W przyrodzie nie ma szkodników, złych drapieżników i miłujących pokój owieczek czy gołąbków. Potrzebujemy również praktyki dla nas samych. Czy może to być inna praktyka niż ta, która przypomina nam wzajemne związki i uzależnienia? Dzika przyroda jest bezcennym nauczycielem, jeśli zniknie, bedzie to kres także człowieka - uzurpatora. Jeśli chcemy poważnie działać na polu ekologicznym, to na pierwszym miejscu musimy postawić ochronę (i odtwarzanie) dzikiej przyrody. Wiele tematów zastępczych, podciaganych pod ruch ekologiczny, jest w istocie inną formą naszego antropocentryzmu, szowinizmu ludzkiego, lub ma znaczenie drugorzędne.

Nie da się powrócić do dawnych czasów ani odtworzyć tego, co minęło, taka jest cecha życia. Dzisiaj żyjemy w świecie techniki i technologii, towarów i narzędzi. Nie musimy od razu z nich rezygnować. "Jeśli jesteś biedakiem, żyj życiem biedaka. Jeśli jesteś bogaczem, żyj życiem bogacza" - mówi wschodnie powiedzenie. Jeśli mamy środki i technologię, zamiast z nich rezygnować, możemy ich użyć przeciw kierunkowi, który dziś wytycza światowy system polityczno-gospodarczy, za to w obronie dzikiej przyrody. Konsekwentna obrona dzikiej przyrody i naszej prawdziwej natury wymusi zmiany we wszystkich innych dziedzinach i musiałaby doprowadzić do upadku obecny samobójczy system zachodniej cywilizacji. Z pewnością nikt z nas nie zbawi świata. Naszym pytaniem jest pytanie o własne życie: czy ma być ono osamotnionym wyścigiem do nieosiągalnego celu czy piękną przygodą, pełną satysfakcji z przeżywania każdej chwili. Nikt spośród ludzi nie potrafi przeżywać chwili tak pięknie, jak mój kot, a każde dzikie zwierzę potrafi to jeszcze lepiej. Gandhi opisał to słowami: sama droga jest celem. Jeden z uczestników naszych warsztatów-rytuałów napisał: Ziemi nie da się uratować, ale warto żyć pięknie.


SOCJOBIOLOGIA:
CZŁOWIEK JAKO ZWIERZĘ

opr. Jarosław Tomasiewicz

W "miejskich" środowiskach ekologicznych wyraźnie zarysowuje się nieświadoma tendencja do sentymentalnego "antropomorfizowania" Natury, do widzenia świata przyrody przez pryzmat humanistycznej etyki. Konsekwentnie "ekologiczne" stanowisko zajmuje natomiast młoda dziedzina nauki: socjobiologia, rozpatrująca homo sapiens jako integralny element przyrody - jako jeszcze jeden gatunek zwierzęcy.

Socjobiologia to systematyczne badanie wszelkich form zachowań społecznych zarówno u zwierząt, jak u człowieka. Tak brzmi definicja tej nowej nauki, sformułowana przez Edwarda O. Wilsona. Definicja Dorozynskiego natomiast pozwala lepiej zrozumieć, dlaczego socjobiologia wywołuje tak namiętne polemiki. Socjobiologia - pisze Dorozynski - to rozciągnięcie darwinizmu na badania zachowań. Usiłuje ona pokazać, w jaki sposób grupy społeczne przystosowują się, dzięki ewolucji, do swego środowiska i jak ewolucja wycisnęła swoje piętno na zachowaniu gatunków egzystujących obecnie na Ziemi.

Taka definicja implikuje dwie rzeczy: po pierwsze, że zachowanie ma swe genetyczne podstawy; po drugie, że typy zachowań ewoluowały pod wpływem środowiska, w którym żyli przodkowie człowieka i on sam.

Badanie zachowań ludzkich jest na ogół domeną socjologów. Tymczasem - zdaniem Wilsona - ograniczają się oni do empirycznego opisu rodzajów zachowań. Socjobiologia natomiast ma ambicję syntezy nauk społecznych w kontekście biologicznym, którego częściami składowymi są genetyka, biologia populacji, ekologia, etologia, psychologia i antropologia.

Jakie są założenia socjobiologii?

...Celem nadrzędnym każdej istoty żywej jest zapewnienie przetrwania jej indywidualnego zasobu genetycznego, a więc genów, nośników wszystkich cech istoty żywej. Życie służy więc wyłącznie przetrwaniu DNA, tego długiego, skręconego łańcucha, który znajduje się w każdym chromosomie i zawiera tysiące genów dterminujących specyfikę i potencjalne mozliwości każdej istoty, a więc jej zachowanie w kreślonym kontekście. Czy więc nie jesteśmy niczym więcej, jak tylko nosicielami DNA? Tak twierdzi brytyjski etolog Richard Dawkins: Geny mnożą się w ogromnych koloniach, całkowicie bezpieczne i izolowane od świata, wewnątrz potężnych robotów (nas), zdalnie przez nie sterowanych. Te geny są w każdym z nas; stworzyły nasze ciało i duszę i ich przetrwanie jest celem naszej egzystencji... Jesteśmy maszynami, zapewniającymi to przetrwanie.

Wszystkie formy życia mają przynajmniej kilka cech wspólnych: narodziny, śmierć, reprodukcja (płciowa lub nie), przekazywanie cech dziedzicznych i wreszcie dobór naturalny, zdefiniowany przez Darwina. Teoria doboru naturalnego, długo kontrowersyjna, dziś nie jest już, przynajmniej w ogólnych zarysach, kwestionowana. Teoria ta głosi, że korzystne modyfikacje genetyczne, dokonujące się przypadkowo w kapitale genetycznym organizmu są stopniowo selekcjonowane w procesie ewolucji i stają się częścią zasobu genetycznego gatunku. Modyfikacje niekorzystne są natomiast stopniowo eliminowane.

...Socjobiologia Wilsona usiłuje wykazać, jak grupy połeczne przystosowują się ewolucyjnie do środowiska i w jaki sposób ewolucja wycisnęła swe piętno na zachowaniu gatunków, które przetrwały w procesie ewolucji. Jak to zbadać?

Przez milion albo dwa miliony lat gatunek ludzki bardzo nieznacznie modyfikował swe warunki życia - podstawą bytu było zbieractwo i łowiectwo. Wydaje się więc nie ulegać wątpliwości, że nasze wrodzone zachowania socjalne zostały ukształtowane przede wszystkim przez ten typ bytowania. Rzeczą celową byłoby więc - w pierwszym etapie - zbadanie z uwagą i ostrożnością zachowań społecznych istniejących jeszcze na świecie nielicznych ludów łowców-zbieraczy. Może to dostarczyć nam wiadomości na temat podstawowych zasad, fundamentów naszej organizacji społecznej. Następny etap, to porównanie odruchów społecznych plemion łowców-zbieraczy z analogicznymi zachowaniami ssaków naczelnych, najbliższych ludziom jak np. wielkie małpy człekoksztłtne. Pozwala to oddzielić to, co w zachowaniu jest specyficznie ludzkie, od tego, co nim nie jest.

Co wynika z takiego porównania? Otóż okazuje się, że wiele zachowań ludzkich jest właściwe także innym naczelnym. Na przykład, liczebność grupy jest różna, ale z reguły wynosi ona do 100 osobników lub mniej. Zawsze występuje jakaś forma agresywności w obronie terytorium. Dorosłe samce są agresywniejsze od samic i dominują nad nimi. Grupy są zorganizowane pod kątem biologicznej konieczności długotrwałej opieki macierzyńskiej i szczególnych stosunków łączących matkę z dzieckiem. Zabawa - obejmująca także łagodne lub pozorowane formy agresji - wydaje się podstawowym czynnikiem normalnego rozwoju dziecka.

Zresztą i w tych dziedzinach, w których społeczności ludzkie różnią się od zwierzęcych, te ich specyficznie człowiecze cechy mają charakter tak trwały i niezmienny, że nie sposób nie widzieć w nich również cech dziedzicznych. A więc wszystkie społeczności ludzkie rozwijają - w tej czy innej formie - prawdziwy język semantyczny; we wszystkich występuje surowe tabu dotyczące kazirodztwa; wszystkie wykazują silne predyspozycje do wierzeń religijnych; wszystkie cechuje mniej lub więcej zaakcentowany podział pracy ze względu na płeć. To, że ta ostatnia cecha przetrwała od społeczności łowców-zbieraczy aż do najbardziej rozwinietych społeczeństw przemysłowych, również sugeruje jej genetyczny charakter.

Można by sądzić (i socjobiolodzy są skłonni w to wierzyć, a nawet twierdzić), iż skoro dobór naturalny działa poprzez jednostki, to powinien on faworyzować przede wszystkim - czy nawet wyłącznie - zachowania indywidualistyczne, absolutnie egoistyczne. Egoizm byłby wynikiem działania mechanizmów doboru naturalnego i "geny egoizmu" występują u licznych gatunków, jeśli wręcz nie u wszystkich. Potomstwo człowieka może, powodowane instynktem zachowania własnych genów, dążyć do osiągnięcia więcej niż mu się należy, kosztem innych. Ten egoizm zwiększa szanse przeżycia i na dłuższą metę przeradza się w cechę dziedziczną. Zjawisko to może w ramach rodziny doprowadzić nie tylko do konfliktu między rodzeństwem, ale również między rodzicami a dziećmi.

"Rachunek socjobiologiczny" jest prosty: dziecko dzieli średnio połowę swych genów z rodzeństwem, jest więc dwukrotnie bardziej zainteresowane w zachowaniu własnego istnienia niż braci i sióstr. Każde z rodziców natomiast "zainwestowało" w każde ze swych dzieci taki sam "kapitał genetyczny" i w jego interesie leży równy podział dbałości o całe bezposrednie potomstwo. Dziecko skorzysta na swym egoizmie, zwłaszcza jeśli środki, jakie zapewniają rodzice (na przykład żywność) są ograniczone, rodzice natomiast będą chcieli nakłonić dzieci do zaakceptowania zasady równego podziału.

Oczywiście, rodzice - ojciec czy matka - są silniejsi fizycznie od swych małych, które nie mogą ich zmusić do dawania im więcej pokarmu, niż na nie przypada, ani też do zapewnienia im większej opieki niż rodzeństwu. W tym celu stosuje najróżniejsze podstępy: dziecko będzie się uciekać do gry płaczu i uśmiechów, stwarzając sobie cały czas skuteczny system oszustwa, który na dłuższą metę stanie się częścią kapitału genetycznego człowieka. Niektórzy socjobiologowie nie cofają się przed stwierdzeniem, że egoizm zaczyna się jeszcze przed przyjściem na świat: geny płodu wydzielają substancje sprzyjające jego rozwojowi, nawet kosztem matki. Ginekolodzy stwierdzili, że w wypadku niedożywienia matki, płód nadal czerpie wszystkie niezbędne substancje z jej organizmu, pogarszając tym stan matki!

...Niemniej w praktyce stwierdzamy, że zachowania egoistyczne są w coraz większym stopniu temperowane przez altruizm w tej czy innej formie. Prowadzi to prostą drogą do centralnego problemu teoretycznego socjobiologii, stanowiącego w gruncie rzeczy główne jej novum, a mianowicie - w jaki sposób altruizm, który z samej swej natury ogranicza przystosowania jednostki, może ewoluować poprzez mechanizm doboru naturalnego? Odpowiedź Wilsona jest prosta: dzięki pokrewieństwu, to znaczy istnieniu wspólnych genów w grupie osobników spokrewnionych ze sobą. W grupie osobników spokrewnionych altruistyczny czyn jednego z członków grupy może zwiększyć szanse przeżycia lub reprodukcji innych członków grupy. Zwiększa to przystosowanie do otoczenia całej grupy.

Socjobiologia nie wyklucza więc dziedziczenia cech altruistycznych pod warunkiem, że cechy te sprzyjają przeżyciu maksymalnej ilości genów ich nosiciela. Altruizm to - w gruncie rzeczy - jedna z form egoizmu biologicznego; ptak, który naraża własne życie, aby ocalić towarzyszy w czasie ataku jastrzębi, zapewnia w ten sposób przetrwanie dużej liczbie własnych genów znajdujących się w organizmach jego współbraci. Badania nad ssakami, których zachowania są bardziej skomplikowane, wykazały, że w pewnych wypadkach ryzyko, podejmowane przez zwierzę, jest proporcjonalne do stopnia pokrewieństwa z tymi, którym chce przez to zapewnić ocalenie.

Według teorii socjobiologicznej, rodzice są altruistami w stosunku do własnych dzieci, ponieważ każde z rodziców "zainwestowało" 50 proc. w genach każdego z dzieci. Z tego samego powodu bracia i siostry są altruistami wobec siebie, gdyż dzielą przeciętnie 50 proc. swego kapitału genetycznego. Oczywiście, jednak w tym wypadku uczucie egoizmu przeważy nad altruizmem, gdyż przede wszystkim strzegą własnego kapitału genetycznego. Niektórzy socjobiologowie są zdania, że można nawet obliczyć stopień altruizmu niezbędny do zapewnienia przetrwania własnym genom: jest on odwrotnie proporcjonalny do kwadratu stopnia pokrewieństwa osobnika, którego chce się uchronić. Jak to powiedział żartem pewien biolog: oddałbym życie za dwóch moich braci, albo za czterech braci stryjecznych.

...Zdaniem prof. Wilsona nie ma powodu, żeby nie badać wszystkich zachowań ludzkich w świetle centralnej teorii socjobiologii. Badania takie powinny więc obejmować moralność, obrządki i wierzenia religijne, a nawet prawo, gdyż wszystko to jest sformalizowaniem zachowań zmierzających do zapewnienia przetrwania własnym genom. Przyrodnicy i humaniści - pisze Wilson - powinni zastanowić się, czy nie nadszedł czas, żeby na jakiś czas odebrać etykę z rąk filozofów i przekazać ją biologom.

Religie - ciągnie Wilson - głoszą wiarę w wartości pozaziemskie po to, żeby zapewnić swym adeptom zapłatę za cnoty nie na tamtym, ale na tym świecie: długie życie, obfite pożywienie, ochronę przed klęskami naturalnymi i pokonanie wrogów. Religie, podobnie jak inne instytucje ludzkie, ewoluują w kierunku zapewnienia dobrobytu swym zwolennikom. I na zakończenie dodaje, powołując się na Nietzschego: Człowiek woli wierzyć, niż wiedzieć, mieć za cel nicość, niż pogodzić się z nicością celu. I religie, za swą fasadą wiary, stawiają sobie cele socjobiologiczne. Czyż bowiem znaczenie samca, mogącego stworzyć nieograniczoną liczbę potomstwa, nie znajduje odbicia we wszystkich religiach monoteistycznych, które wybrały na Boga mężczyznę, nigdy kobietę?

Jedna z najbardziej dyskusyjnych tez Wilsona głosi, że człowiek ma dziedziczną skłonność do poddawania się indoktrynacji. Istnienie i przetrwanie grupy - twierdzi - wymaga pewnego stopnia konformizmu, inaczej grupie grozi rozpad i wygaśnięcie. Skłonność człowieka do poddawania się indoktrynacji jest więc cechą dziedziczną, wyselekcjonowaną drogą doboru naturalnego... Indoktrynacja ludzi jest zadaniem dziecinnie łatwym.

Podobnie wygląda sprawa z wojną, do której człowiek ma wrodzone skłonności, ponieważ zwycięstwo zapewnia dominację własnych genów. Prof. Wilson powołuje się na studium historyczne obejmujące 11 krajów europejskich, w okresie od 275 do 1025 lat. Przeciętnie państwa te 47 proc. badanego czasu prowadziły wojny. Cała historia ludzkości stoi pod znakiem wojen i podbojów, z których wiele miało charakter ludobójstwa. Trudno o lepszy przykład niż "socjobiologiczny" rozkaz Mojżesza do żolnierzy Izraela, kiedy podbili oni Madianitów i wycięli wszystkich dorosłych mężczyzn. Zabijcie wszystkie dzieci płci męskiej i wszytkie kobiety, które zaznały mężczyzn i dzieliły z nimi łoże. Ale zachowajcie dla siebie te wszystkie kobiety, które nie dzieliły jeszcze nigdy łoża z mężczyzną...

Niektórzy socjobiolodzy starają się wyjaśnić ksenofobię twierdząc, że strach przed obcymi jest reakcją wrodzoną. Jest to jakby "etap przygotowawczy", w czasie którego dzieci w wieku od 6 do 18 miesięcy wstydzą się obcych dorosłych ludzi. W ten sam sposób, odwołując się obficie do przykładów ze świata zwierząt, wyjaśniają istnienie w ludzkich społecznosciach zjawisk takich jak hierarchia czy terytorializm.

Wreszcie niektórzy adepci socjobiologii wykorzystują jej "podstawowe twierdzenie" w sposób nieco zaskakujący. Na przykład dr Alexander z Uniwersytetu Michigan twierdzi, że gwałt, podobnie jak stopień oporu kobiety, jest natury socjobiologicznej. Gwałcicielowi chodzi, oczywiście, o przekazanie własnych genów za wszelką cenę, nawet wbrew woli kobiety. Dla ofiary natomiast opór stawiany gwałcicielowi miałby być tylko sposobem przekonania się o jego sile fizycznej. Przekonując się, że jest ona dostateczna, kobieta ustępuje, gdyż wie, że jej potomstwo otrzyma "dobre geny".

...Socjobiologowie absolutnie nie negują znaczenia ewolucji kulturowej w ewolucji zachowań społecznych człowieka. Jak napisał sam Wilson - co najmniej od 100 tys. lat ewolucja kulturowa jest potężniejszym czynnikiem ewolucyjnym niż ewolucja biologiczna. Ale - jego zdaniem - ta ewolucja kulturowa jest wykładnią dziedziczności człowieka. Wilson nie uważa, że geny kontrolują zachowanie człowieka w sposób bezpośredni: wywierają one raczej wpływ na rozwój kulturowy, który z kolei oddzialywuje na geny na niekończącej się drabinie ewolucji. Podobną opinię wyrażał Dobzhansky, którego trudno byłoby podejrzewać o reakcyjne poglądy: W pewnym sensie geny utraciły swój prymat w ewolucji człowieka na rzecz czynnika zupełnie oryginalnego, niebiologicznego albo ponadorganicznego: kultury. Nie należy jednak zapominać, że czynnik ten całkowicie zależy od genotypu ludzkiego.

LITERATURA

  1. Richard Dawkins, Samolubny gen.
  2. Edward O. Wilson, O naturze ludzkiej, PIW 1988
  3. Konrad Lorenz, Regres człowieczeństwa, PIW 1986
  4. Człowiek, zwierzę społeczne, (red. B.&J. Szacki), Czytelnik 1991
  5. Jared Diamond, Trzeci szympans, PIW 1996

EKOLOGIA SOCJALISTYCZNA

Jacek Purat
School of Information Management and Systems
University of California at Berkeley

Spośród ekologicznych nurtów homocentrycznych obecnych w Polsce, większość uwagi skupia się na ekofeminizmie i ekologii społecznej. Te dwa anarchizujące nurty określają korzenie rzeczywistości społecznej jako równowaga pomiędzy przyrodą, procesem, różnorodnością, spontanicznością, wolnością i powszechnością. Główny propagator tej koncepcji (ekologii społecznej), Murray Bookchin (1) uważa, że idealne społeczeństwo zbudowane na takich podstawach doprowadzi do eliminacji wszelkich hierarchii w ekologii i w społeczeństwie. Nowe "społeczeństwo ekologiczne" uformowane w ten sposób odtworzy swoje organiczne, niehierarchistyczne związki, tak jak to miało miejsce w społecznościach przedpiśmiennych: w Polsce byłoby to przed nadejściem chrześcijaństwa, w okresie plemiennym.

Innym, równie ciekawym nurtem, który się częściowo opiera na tej teorii, jest ekologia socjalistyczna. Autorzy tego nurtu nie skupiają się ,tak jak Bookchin, na koncepcjach "hierarchii" i "dominacji", które są przeszkodą w osiągnięciu ekologicznej prawości przez społeczeństwo. Raczej uważają, że nowe społeczeństwo ekologiczne zostanie utworzone poprzez transformację ekonomiczną z obecnego rozwiniętego kapitalizmu do tzw. socjalizmu ekologicznego. Ten ruch ma zostać zapoczątkowany przez nowe społeczne ruchy "zielonych".

James O'Connor, który sformułował tę teorię w książce pt. Kryzys fiskalny państwa (2), uważa, że oprócz tzw. pierwszej sprzeczności kapitalizmu opisanej przez Marksa istnieje druga sprzeczność, o wiele bardziej znacząca, ta pomiędzy produkcją a warunkami środowiskowymi produkcji. Według tej teorii zachodzi konflikt pomiędzy tymi warunkami produkcji a siłami produkcji (np. technologią). Ta właśnie druga sprzeczność prowadzi do powstania socjalizmu ekologicznego.

Ekologia socjalistyczna powstała na podstawie koncepcji marksizmu, nauk ekologicznych i autonomii przyrody. Określa ona warunki, jakie zaczynają istnieć, gdy maksymalizacja produkcji dóbr konsumpcyjnych w rozwiniętym kapitalizmie osiągnie moment zwrotny. Polega on na tym, że kapitalizm wykreuje swoje własne bariery dla rozwoju poprzez zniszczenie środowiskowych warunków dla własnej produkcji. Destruktywne metody ekologiczne w gospodarce surowcami odnawialnymi: rolnictwie, leśnictwie i rybołówstwie doprowadzą do stałego wzrostu kosztów surowców naturalnych, a więc do znacznego zaniżenia produkcji i popytu. Następuje wyjałowienie gleb, zatrucie wody oraz zaniża się zdrowotność populacji wskutek toksyn w środowisku. W wiecznym głodzie za profitami kapitał niszczy swoje własne warunki produkcji. Zamiast pozostawić przyrodę niezależną i autonomiczną, kapitalizm rekreuje ją jako przyrodę skapitalizowaną - druga natura, która jest traktowana jako towar i wystawiona na ekologiczne nadużycia.

Wehikuł zmiany w socjalizmie ekologicznym jest inny niż w klasycznym marksistowskim socjalizmie. W tym ostatnim agendą transformacji są tradycyjnie siły robotnicze i ruchy socjalistyczne, które starają się zmienić relacje produkcji. Natomiast agendą zmian w socjalizmie ekologicznym są nowe ekologiczne ruchy społeczne: koalicje drobnych rolników proekologicznych, lewicujące partie "zielonych", frakcje ekologiczne w większych partiach, ekofeministyczne protesty przeciwko toksynom w żywności, koalicje leśników z aktywistami przyrodniczymi, grupy mniejszościowe pozbawiane reprezentacji itd. W rezultacie kapitalizm zmuszony jest wprowadzać planowanie środowiska i jego zasobów, np. ograniczone wyręby, programy polityki zdrowotnej, kontrole składowania surowców toksycznych i inne programy przybliżające ten system do socjalizmu ekologicznego, gdzie istnieje samoograniczenie konsumpcji.

W procesie oceny tej ewolucji społecznej ekologia socjalistyczna krytykuje socjalizm państwowy. Wręcz określa, że niczym się on nie różnił od kapitalizmu, bo społeczeństwa socjalistyczne propagowały politykę równie albo i bardziej destrukcyjną w stosunku do środowiska naturalnego, jak społeczeństwa kapitalistyczne. Ich proces planowania nacjonalizował produkcję, zamiast ją udemokratyczniać i uspołeczniać, co hamowało indywidualną kreatywność i tworzyło nieelastyczną biurokrację. W rezultacie doprowadziło to do wyczerpania przyrody tak, jak w kapitalizmie, lecz nie z motywów dla profitów, ale ze względu na ich przywiązanie do idei gwarancji zatrudnienia dla wszystkich (J. O'Connor, 1988).

W nowym społeczeństwie socjalizmu ekologicznego natura będzie posiadać swoją autonomię, zamiast być traktowana jako kapitał. Różnorodność biologiczna, różnorodność kulturowa oraz współzależność organizmów żywych z otoczeniem będą potrzebne i uznawane za wartościowe. Ekologia jest podstawą 3 warunków produkcji. Pierwszym warunkiem są zewnętrzne warunki fizyczne. Do nich należą żywotność ekosystemów, jak np. stabilność i wilgotność terenów podmokłych i bagien oraz jakość gleby, wody i powietrza. Druga grupa to warunki osobiste pracowników: stan zdrowotny robotników w miejscu pracy czy wpływ toksyn na rozwój ich organizmu. Trzecim warunkiem produkcji są warunki społeczne produkcji, jak np. środki komunikacji pomiędzy pracownikami a kierownikiem.

PS

"The Ecosocialist Review"
Chicago DSA
1608 N. Milwaukee 4th fl.
Chicago IL 60647 USA

Obecnie najbardziej zagorzałym przedstawicielem tego nurtu jest Barry Commoner, który uważa, że regulacje i prawa są niedostatecznym środkiem ochrony środowiska i że potrzebna jest demokratyczna kontrola ekonomii. Ekosocjaliści uważają, że socjalizm sam w sobie nie uratuje przyrody, i wierzą ze szeroka koalicja "lewicy demokratycznej", włączając grupy ekologiczne i inne ruchy, może zbudować społeczeństwo prawa i zrównoważonego rozwoju.

Główną organizacją ekosocjalistów w USA jest Komisja Środowiskowa Demokratycznych Socjalistów Ameryki (The Environmental Commission of the Democratic Socialists of America). Wydają oni pismo po angielsku pt. "The Ecosocialist Review" ("Przegląd Ekosocjalistyczny"). Subskrypcja do TSR wynosi 10 $ na rok. Adres obok.

Dokładne informacje o DSA można również znaleźć w internecie pod adresem:

http://www.dsausa.org/dsa/index.html

LITERATURA:

1) Murray, Bookchin,. The Ecology of Freedom (Ekologia Wolności), Palo Alto, CA: Chesire Books, 1982.

2) James O'Connor, The Fiscal Crisis of the State (Kryzys fiskalny państwa), New York: St. Martin's Press, 1973.

3) James O'Connor, The Corporations and the State: Essays on the Theory of Capitalism and Imperialism, New York: Harper and Row, 1974.

4) James O'Connor, Capitalizm, Nature, Socializm: A Theoretical Introduction, (Kapitalizm, przyroda, socjalizm: Wstep do teorii), 1988.


BZB nr 27 - Silva rerum. Ekologiczne miscellanea | Spis treści