Wojownicy tęczy. Historia Greenpeace'u |
W 1977 roku działaczka Greenpeace'u - Denise Bell postanowiła znaleźć dla organizacji statek, który mógłby służyć w kampanii przeciwko połowom wielorybów. Poprzez ogłoszenie w prasie odnalazła zardzewiały, 44 metrowy trawler "Sir William Hardy". "Sir William" był pierwszym statkiem o napędzie dieslowym zbudowanym w Wielkiej Brytanii i kosztował jedynie 44 tysiące funtów.
Zebranie pierwszych 4400 funtów na przedpłatę zajęło Greenpeace'owi osiem miesięcy. W ciągu następnych 60 dni należało znaleźć pozostałą kwotę. W chwili, gdy kończyły się już pokłady optymizmu, holenderski World Wildlife Fund (Światowy Fundusz Dzikiego Życia) zgodził się udzielić 40 000 funtów dotacji na akcję skierowaną przeciwko islandzkim wielorybnikom.
W lutym 1978 roku statek został oficjalną własnością Greenpeace'u. Rozpoczął się kolejny wyścig z czasem. W ciągu 3 miesięcy należało przygotować "Sir Williama" do akcji. Zastępy ochotników ruszyły do usuwania rdzy, naprawy silników i zakładania nowej, odpornej na morską wodę instalacji elektrycznej. Usunięto 25 ton sprzętu połowowego, odnowiono kabinę nawigacyjną, wymieniono sprzęt radiowy, a z chłodni, po niezbędnych przeróbkach, uczyniono salę konferencyjną. 29 kwietnia, pomalowany na zielono i przechrzczony na "Rainbow Warrior" statek wyruszył pod flagą Greenpeace'u i Narodów Zjednoczonych w kierunku Szetlandów.
W wojnie z wielorybnikami, Islandia była znaczącym celem. Dla McTaggarta sytuacja przypominała grę w szachy: "Królem jest Japonia, hetmanem - Rosja, a Islandia czymś pośrednim pomiędzy wieżą a gońcem, wspierającym Japonię i Rosję we wszystkim co robią. Powstrzymanie Islandii oznaczałoby poważny rozłam w Międzynarodowej Komisji Wielorybniczej". Islandia była dobrym celem także z innego powodu. Wielorybnicy z tego kraju wciąż zabijali finwale - jeden z najbardziej zagrożonych gatunków wielorybów. Używając 70 kilogramowych wybuchających harpunów islandzcy i norwescy wielorybnicy mieli nadzieję złowić co najmniej 2500 wielorybów przed końcem sezonu w grudniu.
"Wiedzieliśmy, że to nie będą wakacje" - wspomina Remi Parmentier, kampanier Greenpeace'u - "W pobliżu Islandii pogoda i widoczność są złe nawet latem. Dodatkowo mogliśmy się spodziewać bezpośredniego ataku. Islandczycy dopiero co zakończyli tak zwaną wojnę dorszową z Wielką Brytanią, podczas której użyli dwóch własnych trawlerów, wyładowanych betonem do staranowania brytyjskich statków".
Kiedy w końcu "Rainbow Warrior" osiągnął Fiord Wieloryba (Whale Fjord) okazało się, że statki wielorybnicze górują nad nim znacznie szybkością. Przez 10 frustrujących dni, załoga "Wojownika Tęczy" mogła jedynie obserwować powracające do bazy statki z przyczepionymi cielskami wielorybów. Wkrótce jednak szczęście miało się do nich uśmiechnąć. Ludziom z Greenpeace'u udało się przechwycić sygnały radiowe wysyłane pomiędzy statkami wielorybniczymi. Na tej podstawie mogli przewidzieć w jakim rejonie będą one polowały następnego dnia. Pierwsza konfrontacja trwała sześć godzin. Lawirując pomiędzy działkami harpunniczymi a wielorybami swoimi małymi, gumowymi łodziami, narażając się na przypadkowe (lub nieprzypadkowe) trafienie harpunem - ochotnicy z "Rainbow Warrior" spowodowali, że wielorybnicy musieli odpłynąć z pustymi rękoma. W ciągu następnego miesiąca podobna taktyka uratowała życie wielu dziesiątkom wielorybów.
Pod koniec lipca "Wojownik Tęczy" był gotowy do obrania kursu na Hiszpanię, aby tam kontynuować kampanię. Tymczasem nadeszło wezwanie do niemniej interesującej misji.