< <  |  STRONA GŁÓWNA  |  SPIS TREŚCI  |  > >

Miejscem człowieka jest ziemia. Wykłady z ekofilozofii

WYKŁAD JEDENASTY

Spłacanie długów, czyli nowa misja Europy

Nowa, niezbędna światu filozofia, zdolna zastąpić wyraźnie już niewydolną i produkującą niepokojąco dużo ofiar filozofię utylitarystyczną, nie może uciekać od żywotnych problemów ludzi, którym chciałaby zaproponować przemianę. Ekofilozofia również musi - jako, że ma ambicje stania się ową Nową Filozofią - ustosunkować się do najistotniejszych dziś społeczno-gospodarczych zagadnień współczesnego świata. Takie zagadnienia to przede wszystkim globalizacja gospodarki i informacji, oraz wielce nierówny podział bogactwa na planecie. Oba te zjawiska są końcowym produktem myślenia kategoriami typowymi dla utylitarystycznego drapieżnictwa, wspartego jeszcze ideologicznym poczuciem misji Zachodu wobec kultur słabszych politycznie, militarnie i gospodarczo. Efekt jest taki, że dziś 1/10 ludności globu dzierży 9/10 jego bogactwa. W dodatku te 9/10 biedoty nie jest w żaden sposób przygotowane do korzystania z dobrodziejstw wysoko rozwiniętej cywilizacji, nawet gdyby im je ktoś ofiarował. Jaskrawym przykładem jest los demokracji w krajach postkolonialnych, gdzie taką demokrację zainstalowali odchodzący okupanci. Kraje te, nie mające żadnych tradycji demokratycznych w europejskim tego słowa rozumieniu, ze społeczeństwami wysoce zdemoralizowanymi, osłabionymi biologicznie i duchowo - albo z demokracji zrobiły farsę, w dodatku kompletnie korumpując swój aparat urzędniczy, albo demokracja ustąpiła tam miejsca krwawej dyktaturze. Gdy do takich krajów napłynie nowoczesna technologia, jest ona wykorzystywana wyłącznie przez warstwy uprzywilejowane i tak odtwarza się lokalnie struktura globalna: 1/10 obywateli krajów postkolonialnych dzierży 9/10 ich bogactwa...

Większość bogactwa dzisiejszego świata to tzw. kapitał spekulacyjny50 - pieniądz nie mający pokrycia w rzeczywistej wartości towarów i usług, a powstający wskutek nadziei inwestorów na większe zyski. Taki kapitał jest wysoce niestabilny, grozi w każdej chwili niewyobrażalnymi stratami - i jest praktycznie nieprzewidywalny51. Za pozyskane z niego pieniądze kraje bogate fundują sobie dziś m. in. inwestycje ekologiczne, pozbywając się uciążliwych przemysłów ze swych terytoriów. Jednak, jako że nic za darmo nie ma, przemysły te są "eksportowane" do krajów biednych, które w zamian za zyski z dzierżawy ziemi pod zakładami oraz zapewnienie pracy miejscowej ludności, przymykają oko na skażenia. Tego procesu nie da się ciągnąć w nieskończoność: wokół "brudnego" zakładu dość szybko wyrasta sfera względnego dobrobytu, gdzie po krótkim czasie bezmyślnego wydawania zarobionych pieniędzy na dobra konsumpcyjne, pojawia się inwestowanie w edukację, w jej wyniku wzrasta świadomość i... tania siła robocza przestaje być tania, poznaje swą wartość. W dodatku chce żyć tak, jak chlebodawcy i nie chce już zakładu-truciciela. Więc albo trzeba inwestować w oczyszczenie zakładu (a są to inwestycje kosztowne i z czysto ekonomicznego punktu widzenia nie zwracające się), albo... poszukać kolejnych biedaków, którym się tanio postawi trującą fabrykę. U końca dwudziestego stulecia obszary nadającej się do eksploatacji nędzy szybko się kończą. Globalizacja sprawia jeszcze, że kurczenie się tego, co jeszcze zostało, przyspiesza się i za najdalej pół wieku nastąpi wyrównanie kosztów pracy w całym świecie. Niekoniecznie musi to jednak oznaczać równomierniejszy podział bogactwa na planecie. Raczej prawdopodobne jest utworzenie się kilku silnych ośrodków wysysających w sposób niekontrolowany kapitał z reszty świata. Owa reszta może nie będzie głodować, ale pozostanie z czymś, kto wie czy nie groźniejszym, niż bieda - z poczuciem frustracji, które ktoś nieodpowiedzialny, a za to żądny władzy, może łatwo zagospodarować...

Zalążki tego niebezpieczeństwa już są, gdyż dzisiejsi "wysysacze pieniędzy" ulokowani są w tzw. krajach rozwiniętych. Linia podziału współczesnego świata przebiega między bogatymi krajami Północy, a biedniejszymi południowymi. Mieszkańcy tych ostatnich ani myślą godzić się z rolą pariasów - i mają świadomość, że dzisiejsze bogactwo Północy jest produktem wczorajszej bezlitosnej eksploatacji Południa. Domagają się, tak jak umieją, zadośćuczynienia. Rozkwit nietolerancji, nacjonalizmów, wykorzystywanie religii jako instrumentu politycznego w walce o oddalający się dobrobyt - to sygnały aż nadto czytelne, choć przez przywódców Północy lekceważone, albo ukrywane przed ich społeczeństwami. Aspiracji Południa nie da się jednak łatwo zdusić. Wyjściem apokaliptycznym byłaby wielka wojna, w której kraje Południa nie miałyby wielkich szans, ale i Północ potężnie by ucierpiała, bo wiele krajów biednych dysponuje bronią masowej zagłady, której użyłoby bez wahania.

Lepszym jednak i bez wątpienia bliższym ekologicznej idei rozwoju zrównoważonego rozwiązaniem byłaby próba zrozumienia historii, która doprowadziła do niebezpiecznej współczesności, a prawda jest taka, że eksploatacji ekonomicznej krajów przez Północ podbitych towarzyszyło bezmyślne, a czasem i celowe niszczenie ich oryginalnego dorobku intelektualnego i duchowego. Ofiarami butnych "cywilizatorów" byli przede wszystkim lokalni przywódcy duchowi i religijni, zaś przedmiotem szczególnych prześladowań - rodzime symbole, obyczaje i obrzędy. To właśnie te duchowe spustoszenia fundują dziś niepokojącą agresywność Południa. Zniszczono to, co już funkcjonowało, a nowa, przyniesiona na mieczach i lufach religia i obyczajowość, wszelkie przywileje dawała tylko najeźdźcom. Jaskrawym przykładem jest tu los świetnej niegdyś kultury i cywilizacji islamu. Europa w czasie wypraw krzyżowych i długie wieki po nich niszczyła islam, wyjaławiając go materialnie i duchowo - a przecież to, czym się dziś szczycimy, czyli osiągnięcia nauki, pośrednio zawdzięczamy islamskim Arabom właśnie! Oni to przechowali znaczną część dziedzictwa starożytności, kryjąc je przed chrześcijańskimi fanatykami. I to Arabowie właśnie przypomnieli Europie świetność antycznego świata śródziemnomorskiego, co zapoczątkowało Renesans i całą cywilizację nowożytną. A dziś - zdegenerowany islam stał się głównie religią i ideologią odwetu. Nie ma on obecnie wielu uduchowionych proroków, ani światłych przywódców; skarlał duchowo i dostał się w ręce fanatyków. Czyż w imię tak podkreślanego w ekologizmie rozwoju zrównoważonego, nie należałoby zwrócić pożyczki sprzed siedmiu stuleci? Przypomnieć krajom islamu ich dawno minioną tolerancję, wielkość ich nauki i kultury? Pomóc odtworzyć tę wielkość, co fanatycznym mułłom i terrorystom zabrałoby grunt spod nóg?

Taka pomoc przydałaby się nie tylko islamowi. Bo np. znaczący dziś przedstawiciele wielkiej niegdyś tradycyjnej kultury Indii przebywają na bogatym Zachodzie i tu nauczają za grube nieraz pieniądze, podczas gdy ich ojczyzna pogrąża się w chaosie i nędzy. Oryginalna i ożywcza dla wyjałowionej kultury euroamerykańskiej filozofia chińska też funkcjonuje przede wszystkim poza swoją ojczyzną.

Chorobą bogatych jest pustka duchowa i agresywność z niej wynikająca. Aby tę pustkę zapełnić - trzeba szukać sensów. Czyż sensem takim nie może być na przykład misja pomocy w duchowej odbudowie świata? Dzisiejsi bogacze co prawda nie rozumieją duchowości, próbują jej jak egzotycznej potrawy, ale mogliby stworzyć stosunkowo małym kosztem solidne materialne podstawy do odbudowy duchowości tam, gdzie jeszcze się ona tli. Bo ktoś głodny i zagrożony nie będzie zajmował się duchowością - będzie chciał się wreszcie najeść do syta i wreszcie mieć jakąś pewność jutra. Do tego potrzebne jest przede wszystkim stabilne materialne podłoże, czyli możliwość nieskrępowanego zaspokajania elementarnych potrzeb życiowych. Po osiągnięciu takiego poziomu - dalsza pomoc bezpośrednia jest demoralizująca, gdyż uzależnia (także duchowo) tych, którym się pomaga. Wtedy trzeba pozwolić wzrastać lokalnym tradycjom i wierzeniom, choćby miały być dla nas obce i niezrozumiałe - i uczyć się szacunku dla tej odrębności. Korzyścią dodatkową byłaby możliwość sterowania wzrastającymi mitami tak, aby nie wytworzyły one rytuałów groźnych dla człowieczeństwa52.

Koszty pierwszej, materialnej części takiej "spłaty długu" byłyby w skali społecznej dla bogatych krajów wysoko rozwiniętych niemal nieodczuwalne53, a nawet korzystne, bowiem łatwo wyobrazić sobie nowe miejsca pracy właśnie przy odtworzeniu tej infrastruktury materialnej, którą zniszczył kolonializm. Musiałby to być w dodatku "eksport" szczególny, bowiem dotyczący najbardziej wyrafinowanych i najdroższych technologii (takie są najbardziej proekologiczne i takie dają gwarancje, że rozwój krajów biednych nie będzie się odbywał kosztem rujnacji środowiska przyrodniczego). Krajów dziś biednych wskutek ich wyniszczenia w przeszłości na taką technologię zwyczajnie nie stać. No i wiedzieć trzeba, kiedy pomocnik ma się usunąć w cień, aby swemu podopiecznemu umożliwić rozwój jego własną ścieżką. Niebagatelną rolę do odegrania mają kraje sprawne i bogate w jeszcze jednej dziedzinie - odbudowie i konserwacji środowiska przyrodniczego w skali globu. Jest to zadanie ponad siły jednego państwa, nawet jeśli jest ono mocarstwem militarnym i politycznym. Tylko dobrze wyposażone i dobrze zorganizowane połączone służby wielonarodowe są w stanie zagwarantować przestrzeganie reżimów związanych z utrzymaniem dobrego stanu przyrody na naszej planecie. Takie służby mogłyby być opłacane z budżetów państw lub dochodów specjalnie na ten cel powołanych fundacji. Oczywiście warunkiem powodzenia całej akcji jest właściwa jakość ludzi nią zarządzających. Organizacje takie jeszcze nie istnieją54, ale już są możliwe do wyobrażenia.

Druga faza - pomoc w odbudowie duchowości - mogłaby dodatkowo nadać jałowemu dziś duchowo światu bogaczy jakiś sens inny niż tylko gromadzenie bez końca i właściwie już bez kontroli. Nauczyłoby i więcej: szacunku dla rodzimych tradycji i dla lokalności w ogóle. Paradoks sytuacji polega na tym, że tylko kraje bogate dysponują dziś wystarczającą dokumentacją starych kultur i tylko one mogą sobie pozwolić na luksus ich badania i zrozumienia. Toteż bez pomocy uczonych z krajów rozwiniętych, stare kultury odtworzą się wprawdzie, jednak w formie na tyle zdegenerowanej, że wielkiego pożytku nie przyniosą. Jednocześnie pewne jest, że stłumione przed wiekami, a odtworzone w przyszłości formy tradycyjnej duchowości innej niż euro-amerykańska, wspaniale wzbogaciłyby także tych, których przodkowie byli bezwzględnymi misjonarzami i cywilizatorami.

Wymagać by to musiało ze strony sytych wysiłku dziś niemal niewyobrażalnego - uświadomienia sobie, że i oni stanowią element jedności świata. Ale bez podjęcia tego wysiłku przez nauczycieli, publicystów, przywódców politycznych i duchowych - może już nie być komu podejmować jakichkolwiek wysiłków, bo nędza, ciemnota i fanatyzm zrozpaczonych, sfrustrowanych i niedożywionych mas ludzkich to broń groźniejsza niż wszelkie wymyślne bomby i rakiety, jakie dziś strzegą jałowości duchowej najbogatszych.


50. To także nie nowość: tak funkcjonowały przez stulecia wspólnoty buddyjskie, gdzie mnisi medytujący w klasztorze utrzymywani byli przez okoliczną ludność. Takie wspólnoty miały bardzo niski poziom przestępczości, a przestały funkcjonować wraz z degeneracją religii buddyjskiej w czasach kolonialnych.
51. W ekonomii rozróżnia się kapitał inwestycyjny, oparty na realnej wartości tego, co mamy do dyspozycji: wartości maszyn, ziemi, budynków, pracy i informacji oraz kapitał spekulacyjny, którego przykładem jest podnoszona i opuszczana emocjami graczy wartość giełdowa firm, nieraz drastycznie różna od wartości rzeczywistej.
52. Przykładem takiego zawalenia się wartości spekulacyjnej jest Wielki Kryzys z 1929 r. Co prawda, dzisiejsza makroekonomia umie sobie już w sporym zakresie radzić z takimi problemami, co wykazała podczas kryzysu na giełdach dalekowschodnich w 1999 r., ale też ogranicza się to tylko do grupy kilku krajów najbogatszych.
53. Wiele starożytnych religii miało w swoich rytuałach praktyki, które nie budziły sprzeciwu kiedyś, ale dziś są nie do przyjęcia - np. ofiary z ludzi, regularna rzeź zwierząt ofiarnych, niewolnictwo i poniżenie kobiet, sztywność systemów kastowych, rytualne okaleczenia ciała, religijny nierząd itp. zwyczaje. Wszystkiego tego da się uniknąć, jeśli pamiętamy o wymogu profesjonalnego oswojenia mitu, która to umiejętność jest dla ekofilozofa absolutne podstawowa.
54. Szacuje się, że byłyby niższe od sum wydawanych dziś na zbrojenia. Wielokrotnie zresztą zwracano już uwagę na fakt, że inna alokacja wydatków budżetowych krajów bogatych - np. na pomoc krajom biedniejszym, lub choćby inwestycje w nich ulokowane, napędzające tam koniunkturę wzrostu - dawno już pozwoliłaby rozwiązać na zawsze problem głodu, ubóstwa i beznadziei.


Miejscem człowieka jest ziemia. Wykłady z ekofilozofii
< <  |  POCZĄTEK STRONY  |  > >