Sporo różnych problemów omówiłem przy okazji, w rozdziałach wstępnych, Nie wyczerpuje to rzecz jasna tematu, tym bardziej, że spór o przyszłość leśnictwa - zdaje się - wkroczył w swoją szczytową fazę. Ogarnął on oczywiście środowisko leśników, przyrodników, działaczy ruchów ekologicznych. Dla niewtajemniczonych spory te mogą stanowić niezbyt zrozumiałą mieszaninę sprzecznych często poglądów. Członkowie klubu ekologicznego przy gminie nie spowodują zapewne rewolucji ekologicznej w pobliskich lasach. Z analizy kilku poprzednich rozdziałów wynika, że poprzestając tylko na nich - mają przed sobą zajęcia na kilkadziesiąt lat. Nie przesądzajmy jednak sprawy; dziesiątki spraw będą się zazębiać z działalnością klubu ekologicznego, a jeśli nie klubu to różnych proekologicznych grup i stowarzyszeń społecznych. I jak na obywatelskie społeczeństwo przystało - będą miały prawo znać prawdę o "swoich" lasach, będą miały prawo włączać się w różne, przeróżne akcje. I z tego leśnicy powinni sobie zdawać sprawę czy chcą, czy nie.
Pojęcie "ekologizacja leśnictwa" od pewnego czasu funkcjonuje w lasach. Rozumiemy, że jest to drugi (czasem już trzeci) etap ekologizacji (pierwszym było w ogóle - powstanie gospodarki leśnej) - w mniemaniu wielu ekologów ma on się zakończyć pełną naturalizacją leśnictwa. Jak złożony i długotrwały to proces mówiliśmy w poprzednich rozdziałach. Będą musieli zejść z obłoków na ziemię ekolodzy, będą musieli leśnicy przestać upierać się, że tylko oni dobrze uprawiają ekologię stosowaną, będzie wreszcie musiało społeczeństwo przyzwyczaić się do nowych warunków i przyjąć do wiadomości być może mnóstwo ograniczeń i zakazów. Dobrze będzie, jeśli przy okazji nie wylejemy dziecka wraz z kąpielą i pozwolimy mu jednak mimo wszystko włączyć się w trud tworzenia nowej rzeczywistości przyrodniczej polskich lasów. Wszystko wskazuje na to, że w Lasach Państwowych początkowy trud ich przebudowy pod kątem ekologizacji wezmą na siebie leśnicy i naukowcy (zresztą za to im płacą). Myślę, iż nie trzeba by wolontariusze z klubu ekologicznego robili to wszystko za nich. Ich rola powinna być korekcyjna, bardziej spektakularna. Kilka przykładów. Nadleśnictwo planuje zrąb, a ktoś z klubu wypatrzył tam jakąś rzadką czy chronioną roślinę, gniazdo bociana czarnego. Czy klub ma prawo czekać tylko dlatego, że nie zakończył jeszcze budowy oczyszczalni ścieków? Oczywiście nie. Nadleśnictwa też powinny się przyzwyczaić do tego, że jacyś "obcy" kręcą się po ich terenie. Im szybciej, tym lepiej - dla obu stron. Za niedopuszczalną uważam taką sytuację, w której Służba Leśna byłaby skłócona z ekologami. To się może tylko źle skończyć dla obu stron, z oczywistą szkodą dla przyrody.
Oto w innym zrębie rośnie kilka dębów o oryginalnych kształtach. Ekolodzy chcą je zostawić jako przestoje i przyszłe pomniki przyrody. Czy warto kruszyć kopie twierdząc, że to nie są drzewa dorodne? Przecież to nie o to chodzi - postarajmy się zrozumieć racje ekologów - im też chodzi o dobro lasu.
Gdzie indziej znów leśnicy zakładają remizy w lasach. Stanowią one punkty oporu biologicznego w lasach ubogich biocenotycznie - w tzw. kompleksowo-ogniskowej metodzie ochrony lasu. Zakładanie, prowadzenie i opieka nad taką remizą jest naprawdę wielką sztuką (jeśli oczywiście traktujemy całą operację serio). Czy klub ekologiczny może stać wówczas z boku, argumentując, że jest to praca czysto techniczna? Taki klub lepiej niech się nie pokazuje leśniczemu na oczy. Budowanie remiz kryje w sobie niezwykłe możliwości; poprzez sadzenie mnóstwa gatunków roślin przyciągamy coraz to nowe gatunki pożytecznych ptaków, owadów itp. A kolonizacja dzikich pszczołowatych, mrówek, ptaków?
Dobry klub może sobie "kupić" leśniczego razem z butami, jeśli może mu w czymś konstruktywnie pomóc. Szczególnie wtedy, gdy leśniczy zajęty dziesiątkami innych obowiązków, nie zawsze ma czas na takie "drobiazgi" jak np. kolekcjonowanie setki gatunków roślin żywicielskich dla owadów. Czy stałoby się coś złego, gdyby klub zaczął pracować nad zagęszczeniem sieci remiz? Chyba nie.
Czy ma prawo obrazić się szkółkarz w nadleśnictwie, do którego kilku maniaków ekologów przyniosło nasiona cisa, bekinii, wiązu, wawrzynka wilczełyko, z prośbą, by ten je wysiał na szkółce, a oni uzyskane sadzonki wysadzą później na odpowiednie stanowiska? Pewnie spyta się nadleśniczego, co ma z tym zrobić; ten ostatni jednak nie powinien mieć takich wątpliwości; siać i sadzić! - to jedyna słuszna odpowiedź. Jeszcze im kawę powinien postawić.
Oto gdzieś w lesie rośnie najprawdziwsza dzika jabłoń, grusza czy czereśnia. W tym miejscu ma być zrąb. Może być (bo musi), ale te dziczki muszą pozostać! To musiałby być gałgan leśniczy i gałgan pilarz, gdyby "na złość" ekologom obalili i te drzewa.
Ekolodzy, naukowcy-przyrodnicy popełniają wobec Służby Leśnej jeden z najcięższych grzechów - grzech pychy. Traktują pracujących leśników w terenie jak powietrze. Zakładają, że tylko oni mają monopol na wiedzę. A to się potem mści. Wiem coś o tym, jako że sam nie byłem bez winy wiele lat temu. Dobre wychowanie nakazuje, by przyrodnik pracujący na terenie nadleśnictwa, leśnictwa przyszedł i przedstawił swoje racje. Jeszcze lepsze wychowanie nakazuje, by (koniecznie) przesłał zainteresowanym leśnikom odbitkę swojej pracy. Ilu przyrodników tak robi? Jednostki. Zrozumiałem to, gdy trafiłem z uczelni do pracy w Służbie Leśnej. Akademickie biblioteki pełen są prac z terenów takich to a takich, ile z nich jest w biurach nadleśnictw i kancelariach leśnictw? W tych które znam (a znam sporo) - ani jednej!
A potem ci - pożal się Boże - przyrodnicy leją krokodyle łzy nad ekologiczną ignorancją technokratków-leśników. Jak może być inaczej, skoro nie mieli nawet okazji dotknąć wytworów tak genialnych ludzi! Szukać po bibliotekach? Wolne żarty.
Już w trakcie pisania tej książki - w listopadzie i grudniu 1994 r. - przyszły do nadleśnictw za pośrednictwem Regionalnych Dyrekcji Lasów Państwowych dwa pisma Dyrektora Generalnego Lasów Państwowych:
Zalecenia zawarte w tych pismach rewolucjonizują nasz dotychczasowy punkt widzenia na dotychczasowy schematyzm gospodarki leśnej; stawiają one Lasy Państwowe w czołówce krajowych rozwiązań proekologicznych. Ale co się okazuje? Otóż pierwsze pismo daje nadleśnictwom raptem dwa miesiące na przeprowadzenie wstępnej inwentaryzacji zasobów (do 30.3.1995)! I wszystko to w sytuacji, gdy niemal 100 letni rozwój fitosocjologii nie doprowadził do zgodności w kwestii tego, co jest naturalne a co nie, w sytuacji, gdy nie jest nawet ustalona do końca nomenklatura fitosocjologiczna. Końcowe zalecenie mówi, że "Podstawą inwentaryzacji powinny być dane zawarte w obowiązujących planach urządzania lasu, wyniki inwentaryzacji przyrodniczej sporządzonej dla gmin, opracowania monograficzne oraz bezpośrednia znajomość terenu".
Niektóre nadleśnictwa położone są na obszarze kilkunastu gmin, nie wszystkie z nich mają takie opracowania, a nawet jeśli mają, to ich wartość jest często wątpliwej jakości. Kto i kiedy miałby się przekopywać przez nie? A opracowania monograficzne? Przecież regułą jest ich brak w biurach nadleśnictw! Widać więc tu całą nędzę współczesnej akademickiej "ekologii". Długie lata musiano pracować nad tym, by w krytycznym momencie, na który przyrodnicy czekali kilka dziesiątków lat, leśnicy pozostali na placu boju sami. Oczywiście leśnicy sobie poradzą, zrobią taką inwentaryzację zasobów lepiej lub gorzej, ale jedno jest pewne - nie będą się wysilać. Zresztą nie może być inaczej, nie można w ciągu dwóch miesięcy zrobić tego, czego nie udało się zrobić przez kilkadziesiąt lat pracy wyspecjalizowanych przyrodników. I to siłami ludzi, którzy przez lata byli wdrażani do spełniania roli nadzorców produkcji, nie waloryzacji środowiska.
I tak będzie z całą ekologizacją, decydujący głos będę w niej mieli ludzie "spoza branży", czy się tak komuś podoba czy nie. Okazuje się, że stan środowiska jest już w wielu rejonach Polski na tyle katastrofalny, że nie ma na co czekać; trzeba ratować to, co się da i takimi ludźmi, jacy akurat są pod ręką. "Zawodowi" przyrodnicy mogą się jeszcze długie lata sprzeczać o swoje systemy klasyfikacyjne, dla ekologizacji jest to sprawa naprawdę nieistotna.
Program wstępnej inwentaryzacji zasobów leśnych zasługujących na ochronę obejmuje:
Jak zdążyłem się zorientować, ten zaledwie wstępny projekt nie gwarantuje zbyt rewelacyjnych efektów, jest to program, który może dać w najlepszym wypadku dodatkową sieć jakby "gorszych" rezerwatów i pomników przyrody - "rezerwaty bis". Niemniej, przez swą rozległość i powszechność jest jednak niezbędnym wstępem do dyskusji o granicach ekologizacji w leśnictwie.
Za niezwykle istotne uważam np. zwrócenie uwagi na wymienione w pkcie 2, 4 i 7 takie cechy drzewostanów zasługujące na ochronę jak: bogactwo florystyczne, rodzimość pochodzenia, zwiększona odporność na stresy. Wcale nie muszą to być cechy lasów naturalnych, najczęściej są to lasy najzupełniej sztuczne. Być może nie do końca rozumiemy dlaczego tak się dzieje, ale chcemy te obiekty jakoś szczególnie chronić nie dlatego, że są ładne, względnie naturalne, ale dlatego, że chcemy się na nich uczyć sztuki zakładania trwałych i odpornych lasów. A to nie jest nic innego jak ekologizacja. I to jest coś o wiele więcej niż tradycyjnie pojęta ochrona przyrody. Za to też należą się wyrazy najwyższego uznania autorom tego projektu, który nie ma sobie równych co do skali i głębi w dotychczasowych rozwiązaniach proekologicznych w naszym kraju.
Myślę, że jednym z niewielu mankamentów tego programu jest niezwrócenie uwagi na historyczny aspekt rozwoju leśnictwa. Np. mamy ciekawy pod względem hodowlanym drzewostan, ale nie wiemy jaką metodą został on wyhodowany (a to przecież da się odczytać w dokumencie lub na gruncie). Dalej, wiele dzisiaj zwartych kompleksów leśnych jest takimi tylko ze względu na wtórne zalesiania. W maksymalnym stadium regresji lasu (do połowy XX w.) wiele kompleksów leśnych było maksymalnie rozciętych przez postępujące wylesienie dla celów kolonizacji rolnej. Uważam, że konieczne jest uważne wyodrębnienie i uważna obserwacja "wysp" lasu, które w dającej się śledzić perspektywie kilkuset ostatnich lat prawdopodobnie nie były wylesione. Nawet jeśli na tych prastarych wyspach dominują dzisiaj młodniki i drągowiny, to i tak stopień ich gatunkowego i strukturalnego zróżnicowania jest na tyle duży, że mają one decydujący wpływ na otaczające, później wprowadzone drzewostany. Z różnych obserwacji i doniesień wiadomo też, że np. w obliczu gradacji owadów wyspy te najwolniej poddają się niszczącym wpływom. Być może się mylę, możliwe, że warto o tym wszystkim mówić dopiero przy praktycznym wdrażaniu ekologizacji w leśnictwie.
A jak podaje drugie pismo - w sprawie zasad ekologizacji gospodarki leśnej w Lasach Państwowych - proces ekologizacji zapoczątkowany niejako z góry, będzie rozłożony w czasie i wstępnie zostaje zapoczątkowany na terenie 7 Regionalnych Dyrekcji (17 nadleśnictw). Wytypowane nadleśnictwa będą niejako placówkami promocyjnymi, wdrożeniowymi. Zakres tych wdrożeń zawiera na kilku stronach wspomniane "Wytyczne". Jednocześnie pismo to zostało rozesłane do wszystkich nadleśnictw w kraju z zaleceniem stopniowego wdrażania do praktyki leśnej. W tym przypadku sytuacja jest optymalna - nie będzie zaskoczenia w przyszłości; każde nadleśnictwo ma czas na "uczenie się ekologizacji".
"Wytyczne" uważam za wzorcowe na tyle, że odsyłam każdego zainteresowanego do ich oryginalnej treści. Warto jednak przypomnieć niektóre najważniejsze ich postanowienia. I tak w części 1. (Zasady ogólne) podkreśla się konieczność zachowania i odtwarzania zbiorników wodnych oraz wilgotnych zbiorowisk łęgowych i olchowych. Równoprawnym elementem biocenoz leśnych staną się nieleśne użytki ekologiczne; należy je także uwzględniać przy zakładaniu nowych zalesień. Należytego uznania doczekały się ekotony na linii las - pole i las - woda, jak i las - drogi, linie kolejowe itp. Autorzy programu idą tu bodajże dalej niż najbardziej radykalni ekolodzy, postulują mianowicie tworzenie ekotonów w pasach szerokości 10 - 30 m, złożonych z roślinności zielnej, krzewów, niskich drzew i luźnego piętra górnego. Nie bardzo można sobie nawet wyobrazić jak takie ekotony zbudować, bo przecież nie drogą rozrzedzania istniejących ścian lasu! Drogą wykupu 10 - 30 m pasa gruntów nieleśnych przyległych do lasów? Nie zawsze to jest możliwe, ale jeśli tak, stwarza to niezwykłe możliwości kreacyjne dla twórców tych ekotonów. Podobnie rzecz ma się z wprowadzaniem tzw. udoskonalonej metody ogniskowo-kompleksowej ochrony lasu na terenach gradacyjnych owadzich szkodników liściożernych.
Istotnym novum wytycznych jest wprowadzenie zasady pozostawiania na zrębach biogrup starych drzew w ilości do 5% biomasy zrębu (do ich biologicznej śmierci). Ważny jest też punkt dotyczący konieczności pozostawiania w lesie drobnych gałęzi i posuszu jałowego (opuszczonego przez szkodniki) w celu powstrzymania degradacji gleb leśnych. Przy odpowiedniej modyfikacji dałoby się to zalecenie może zastosować i na zrębach. W planie kont dzisiejszych nadleśnictw zaliczanie kosztów palenia gałęzi do działu hodowli lasu z hodowlą nie ma nic wspólnego! Okazuje się też, że utopijne zrazu postulaty w rodzaju wyeliminowania otwartego ognia z terenu gminy mają całkiem realne perspektywy.
W części 2. (Zasady szczegółowe), wiele zaleceń ma charakter drobiazgowych często rozwiązań. Bo co laikowi może mówić postulat zmniejszenia kwater produkcyjnych w szkółkach do wielkości 0,5 - 1,0 ha? Leśnicy wiedzą, że "przemysłowe metody produkcji sadzonek drzew w szkółkach leśnych nie zdają egzaminu; sadzonki tak wyprodukowane nie są odporne na niekorzystne wpływy środowiska. Im więcej chemii i mechanizacji wprowadzamy do szkółek, tym gorszy biologicznie materiał uzyskujemy, mimo pozorów tężyzny i dorodności. Z drugiej strony wiadomo, że raczej nie ma możliwości powrotu do szkółek małych, czasowych (kilka lat), zlokalizowanych w poszczególnych leśnictwach. Dlatego proponuje się ograniczenie powierzchni kwater, mikoryzowanie gleby i sadzonek przy zachowanej jednocześnie koncentracji produkcji i fachowego nadzoru. Jest to więc tylko modyfikacja dotychczasowych metod produkcji szkółkarskiej, opartych o szkółki wielkopowierzchniowe pozwalające jednak zachować to co w nich cennego; np. deszczowanie, fachowy, specjalistyczny nadzór, kontrolowany zbiór nasion, fachowe przysposobienie nasion do wschodów itp.
Preferuje się naturalne odnowienie lasu. Jest to jeden z podstawowych wniosków stawiany przez przyrodników wobec gospodarki leśnej. Co jednak znaczy "naturalne odnowienie"? Odnowienia gatunkami pionierskimi po wycięciu wartościowego (gospodarczo i przyrodniczo) lasu jest zawsze możliwe i z pewnością naturalne. Odbędzie się nawet bez ingerencji ludzkiej A przecież wcale nie uważamy tego za cel gospodarki leśnej, nawet proekologicznej. Niewiele też wiemy o regułach rządzących naturalną sukcesją (jeśli to pojęcie ma jeszcze jakiś sens) i niewiele wiemy o naturalnym płodozmianie oraz zastępstwie i wymianie zbiorowisk. Mówienie o tzw. naturalnym odnowieniu ma sens o tyle, o ile o wprowadzeniu rozlicznych ograniczeń przyjmiemy, że polegać ma ono na odtworzeniu drzewostanu podobnego do drzewostanu poprzedzającego z nasion miejscowego pochodzenia.
Problem się jednak komplikuje, jako że w wielu nadleśnictwach nie ma zbyt dużo drzewostanów, w których byłoby to możliwe. Większość z nich (głównie sosnowych i świerkowych) zajmuje albo grunty porolne, albo zdegradowane grunty po lasach liściastych. Planowa i celowa gospodarka leśna, jaka się pojawiła przeszło 200 lat temu była reakcją na plądrowniczą gospodarkę przerębową. Ale nie tylko, była także reakcją na niekontrolowany wypas w lasach (zobowiązanie serwitutowe) i postępujący w zastraszającym tempie proces wylesień (deforestacji). Wprowadzanie upraw iglastych na zdegradowane siedliska lasowe (liściaste) było najczęściej na równi spowodowane tym, że nie zawsze można było już odtworzyć dawne siedlisko, jak i rosnącymi wymaganiami przemysłu (zapotrzebowanie na surowiec iglasty). Była to najkrótsza z możliwych dróg do "uprzemysłowienia leśnictwa", choć jednocześnie była to jego pierwotna ekologizacja. Wówczas po raz pierwszy pojawił się pogląd o potrzebie ochrony lasu jako źródła pożytku, w tym przypadku drewna, które aby pozyskać, trzeba włożyć najpierw wiele wysiłku hodowlanego. Nie wystarczy iść do lasu z siekierą i piłą. Gdyby wówczas nie pojawiła się gospodarka leśna, to dziś nie mielibyśmy nie tylko lasów naturalnych, nie mielibyśmy lasów w ogóle!
Mamy więc lasy o różnym stopniu naturalności, ale nawet te, gdzie drzewostan odpowiada siedlisku, nie zawsze jest możliwe naturalne odnowienie. Lansowanie na siłę tzw. naturalnego odnowienia było praktykowane w lasach już kilka razy i zawsze przynosiło więcej szkody niż pożytku. Często też tzw. naturalne odnowienie jest okazją do przekraczania etatów rębnych, szczególnie tam, gdzie istnieje presja sektora prywatnego na dobry surowiec. Ostatnio prasa leśna (jeśli można wierzyć prasie) przynosi szereg tego typu rewelacji z terenu Puszczy Białowieskiej, gdzie szczególny tryb postępowania hodowlanego umożliwiał w rzeczywistości gospodarkę plądrowniczą.
Jesteśmy na rozdrożu, chcemy w imię postulatów ekologizacji osiągnąć stan wielofunkcyjnego lasu celowego, nie chcemy jednofunkcyjnego (drewno) lasu "normalnego" (geometrycznego). Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z tego, że cokolwiek byśmy złego nie powiedzieli na temat lasu normalnego, to jedno jest wiadome na pewno: las normalny pozwalał z niezwykłą dokładnością kontrolować zapas drewna na pniu. Byłoby bardzo źle, gdyby ekologizacja mogła się stać przyczyną dewastacji zasobów leśnych (choćby pośrednio). Trzeba bowiem pamiętać, że zapotrzebowanie na różne dary Natury (drewno też) będzie rosło. Jeśli w lesie normalnym przekroczyliśmy etat rębny, to przynajmniej o tym wiedzieliśmy, w lesie celowym możemy o tym już nie wiedzieć i w konsekwencji wrócić do stanu sprzed stuleci.
Tych może niezbyt ścisłych uwag nie kieruję pod adresem leśników, ile raczej ku przestrodze nazbyt krewkich ekologów. Rewolucyjna gorączka jest tutaj najmniej pożądana. Przejście od lasu normalnego do lasu celowego trwać będzie przeszło 100 lat, a echa tego przejścia czytelne będą i za 200 lat.
Wracając jednak do utrudnień praktycznego stosowania naturalnego odnowienia lasu, oprócz wspomnianych już przeszkód siedliskowo-drzewostanowych są jeszcze przeszkody klimatyczne i personalne. Zmiany klimatyczne, postępujące stepowienie zaszły tak daleko, że w wielu rejonach kraju nie można już liczyć na udane przeżycie jednorocznych siewek, szczególnie gatunków iglastych (susze wiosenne i letnie). Musimy też sobie zdawać sprawę, że większość czynnych zawodowo leśników nie ma najmniejszego pojęcia o hodowli drzewostanów naturalnych i prowadzeniu naturalnego odnowienia lasu. A zatem - ostrożnie.
Główny nacisk kładą jednak "Wytyczne" na maksymalne wykorzystanie rębni złożonych (częściowych). Istotną modyfikacją jest zmniejszenie szerokości zrębów (30 - 60 m), odejście od schematyzmu i stosowania linii prostych zrębowych. Dalszą modyfikacją jest pozostawianie nasienników (a więc wracamy z powrotem do gospodarstwa przestojowego!) oraz kęp i grup drzew domieszkowych i biocenotycznych na zrębach. Nie będzie więc tłumaczenia, że np. rzadkie w lasach drzewa owocowe trzeba było usunąć ze zrębu. Mają rosnąć i tyle!
Wszelkie drzewostany o charakterze naturalnym nabierają statusu drzewostanów zachowawczych. Najważniejsze w nich jest wykluczenie zrębów zupełnych.
Istotną modyfikacją cięć pielęgnacyjnych jest odejście od dążenia do równomiernego rozmieszczenia drzew dorodnych. Całe pokolenia leśników uczono sztuki równomiernego rozmieszczenia drzew dorodnych, mimo iż od kilkudziesięciu lat wiadomo, że drzewa tworzą tzw. biogrupy. Są to skupiska drzew, które rosną bliżej siebie, niż zakładamy, że powinny. Drzewa te zrastają się korzeniami i wspierają się w walce o przetrwanie. System korzeniowy drzew np. wyciętych, zachowuje żywotność i służy pozostałym drzewom w biogrupie, mimo że drzewa tego już dawno nie ma.
Zagadnienie biogrup jest jednym z bardziej pasjonujących zagadnień biologii. Ich niedocenianie wzięło się z pewnego uproszczenia teorii ekologii polegającego na założeniu, że organizmy zabiegające o ten sam element środowiska wyłącznie konkurują ze sobą. Podczas gdy w istocie nie tylko nie konkurują, ale potrafią również ze sobą skutecznie kooperować i wspomagać się np. w konkurencji z innymi biogrupami. Nikt by może nadal nie zwracał na to zjawisko uwagi, gdyby nie zanieczyszczenie środowiska i nagłe (?) załamanie odporności lasu. Okazało się, że to właśnie biogrupy potrafią przeżyć dłużej i w lepszej kondycji niesprzyjające warunki środowiska, gdy pojedyncze drzewa - zdawałoby się w lepszej sytuacji - dawno już zginęły. Stało się akurat odwrotnie, niż zakładano, organizmy, które dzięki mniejszej konkurencji powinny wykazywać większą żywotność, faktycznie miały ją niższą.
W starych drzewostanach i rezerwatach przyrody, złożonych z m.in. ok. 200-letnich drzewostanów sosnowych pozostały dzisiaj wśród liściastego "morza" tylko kępy sosen liczące po 3 - 10 drzew. Rosną one nieprawdopodobnie blisko siebie, praktycznie dzieje się tak od fazy młodnika (wiek 10 - 20 lat). To są właśnie biogrupy. Badania naukowe wskazują, że najtrwalsze biogrupy tworzą drzewa o zbliżonym "powinowactwie biochemicznym", być może spokrewnione ze sobą. Myślę, że nie od rzeczy będzie tutaj zasugerowanie zwrócenia baczniejszej uwagi na problem biogrup w obowiązującym już programie hodowli selekcyjnej. Nikt jeszcze nie udowodnił, że przyjęty program selekcji i nasiennictwa ma jakikolwiek związek z zasadą trwałości lasu. Być może plantacje nasienne i plantacyjne uprawy pochodne z drzew doborowych to tylko ślepa uliczka szerszej klasy możliwych rozwiązań.
Może właśnie analogiczny program selekcji oparty o plantacje nasienne pochodzące ze szczepów pobranych z najbardziej żywotnych biogrup (można dodatkowo uwzględnić ich jakość techniczną, można i nie) będzie tym, czego szukamy w ekologizacji?
Przedstawiony tutaj wyrywkowo program stanie się rzeczywistością w ok. 20 nadleśnictwach w kraju27. Niektóre jego elementy będą stopniowo wdrażane i w innych nadleśnictwach. Dla ekologów zainteresowanych ekologizacją nie oznacza to wcale "zwolnienia z odpowiedzialności". Wręcz przeciwnie, właśnie dlatego, że taki program jest, ich rola jako tzw. czynnika społecznego wzrośnie i to wcale nie jako czynnika kontroli, ale przede wszystkim jako czynnika inicjującego, czasem korygującego. Pamiętać jednak należy o tym, że tak naprawdę, to nikt nie wie jak realizacja takiego programu może wyglądać w rzeczywistości. Nie radziłbym żadnemu ekologowi "czepiać się" leśników tylko dlatego, że coś nie wyszło. Stopień pokory jest - zdaje się - wprost proporcjonalny do ilości wysadzonych drzew. Jeśli ktoś z wojujących ekologów drzew nie sadził - niech lepiej milczy.
Wymienione wyżej programy mają charakter postulatywny i inicjujący. Oprócz tego obowiązuje "Program zachowania leśnych zasobów genowych i hodowli selekcyjnej drzew leśnych w Polsce na lata 1991 - 2010", wydany przez Generalną Dyrekcję Lasów Państwowych i Instytut Badawczy Leśnictwa (Warszawa, 1993). Jest to wzór, przejrzyste opracowanie, które powinien przeczytać każdy, kto chciałby się zapoznać z najnowszymi problemami leśnictwa, wywołanymi stanem klęski ekologicznej. Wynikiem stanu klęski jest zamieranie lasów. Powierzchnię nieuszkodzonych drzewostanów iglastych szacuje się na 15,6%, a liściastych na 33,3%. Dotychczasowe badania mówią, że jeśli obecne tendencje nie ulegną zmianie, to 25 - 30% ekosystemów leśnych zacznie ewoluować w kierunku formacji zastępczych. Głównym celem leśnictwa może się stać w najbliższej przyszłości ochrona ziemi i rekultywacja.
Wobec zagrożenia trwałości ekosystemów leśnych i grożącym wylesieniem dużych powierzchni, opracowano program zachowania leśnych zasobów genowych. Według stanu na 1990 r. chronione prawem powierzchnie leśne stanowią 159187 ha (1,85% pow. leśnej kraju); 17 parków narodowych o łącznej powierzchni leśnej 108620 ha, 451 rezerwatów leśnych o pow. 32223 ha, wyłączone drzewostany nasienne o pow. 13344 ha.
Oprócz tego chronione powierzchnie leśne (uprawy pochodne, plantacje nasienne i plantacyjne uprawy nasienne oraz uprawy doświadczalne) stanowią 16624 ha (0,16% pow. leśnej kraju). Okazuje się, że obszar wyłączonych drzewostanów nasiennych i upraw pochodnych oraz plantacji nasiennych prawie dorównuje obszarowi powierzchni rezerwatów leśnych. Warto na te liczby zwrócić uwagę ze względu na doniosłą rolę praktyczną chronionych powierzchni leśnych (chronionych nieco inaczej niż chronione w sposób "konserwatorski" rezerwaty i parki narodowe). Oprócz tego indywidualnej ochronie podlegają drzewa doborowe: LP - 4888 szt., ID PAN - 867 szt., bank genów IBL - 212 szt. Stanowi to razem 5967 szt., a to jest ok. 50% liczby pomników przyrody (ok. 12000 szt.).
Z porównania powyższych liczb wynika, że w krótszym czasie i chyba mniejszym nakładem kosztów (i reklamy), osiągnięto w lasach porównywalne liczby chronionych obiektów - nazwijmy to - "alternatywnego" programu ochrony. A przecież możliwości tego programu dopiero się zaczynają (patrz wyżej).
Nie ma oczywiście sensu powtarzać wszystkich reguł tego programu; każdy, kto chce zajmować się ekologizacją terenów leśnych musi się z nim i tak zapoznać w oryginalnej wersji. Z ciekawszych koncepcji warto może wspomnieć o objęciu ochroną wartościowych przestojów VIII i starszych klas wieku (w drzewostanach powstałych przed 1850 r.) oraz w gospodarczych drzewostanach nasiennych (podlegających jak wiadomo wyrębowi): 5 - 10% przestojów sosny, modrzewia i jodły, starszych niż 120 lat.
Wyłączone drzewostany nasienne oprócz dostarczania nasion na uprawy pochodne, mają za zadanie odtworzyć swój skład poprzez odnowienie naturalne (lub podsiew, podsadzanie). Na terenach gdzie nie ma wyłączonych drzewostanów nasiennych wybiera się tzw. drzewostany zachowawcze, spośród najzdrowszych miejscowych. Drzewostany zachowawcze również inicjują odnowienie naturalne i dostarczają nasion na uprawy zachowawcze.
Populacje drzew na terenach skażonych, zagrożone wyginięciem, mogą być uratowane przed zagładą przez przeniesienie ich potomstwa poza obszar zagrożenia (tzw. powierzchnie zachowawcze ex-situ). Mogą też być zachowane w tworzącym się banku genów ("Arka Noego") w postaci nasion, pyłków, fragmentów pędu, skąd po dowolnie długim czasie mogą być odtworzone i wprowadzone do środowiska. Z przechowanych tkanek i nasion możliwe jest uzyskiwanie sadzonek lub szczepów, a także pomnażanie (i zarazem odmładzanie) drzew poprzez kultury tkankowe.
Zasięg i złożoność tego programu, to zadanie dla leśnictwa na najbliższe stulecie. Nie oznacza to wyłączenia innych uczestników ekologizacji z działania, o czym już pisałem. Ciągłe pogłębianie wiedzy ekologicznej i stricte leśnej, ciągła obserwacja zmieniającego się lasu - to pasjonujące zadanie na niejedno ludzkie życie!
Oprócz tych działań proekologicznych w leśnictwie, związanych z zastosowaniem sporej wiedzy przyrodniczej i często wyrafinowanej techniki, na terenach gmin wiejskich największym zmartwieniem animatorów ekologizacji będzie troska o stan i zachowanie lasów niepaństwowych. Lasy niepaństwowe, zajmujące obszar prawie 20% powierzchni lasów w Polsce cierpią niejako w trójnasób. Jak wszystkie lasy w Polsce narażone są na presje pochodzenia przemysłowego. Położone głównie na gruntach porolnych ponoszą wszystkie konsekwencje niedostosowania do siedliska (z chorobami grzybowymi i gradacjami owadów włącznie). Przez nieumiejętne zabiegi hodowlane i rabunkowe pozyskanie najbardziej żywotnych drzew, przedstawiają dzisiaj żałosny obraz. Miejmy nadzieję, że spodziewana nowelizacja nazbyt liberalnej Ustawy o lasach położy kres przynajmniej samowolnych wyrębom (z mocy prawa). Przedwojenna literatura leśna donosi o "legalnym" wylesieniu 800000 ha gruntów leśnych i nielegalnym przeszło 200000 ha. Wszystko to w sektorze prywatnym. Dziś, pod władzą nowej Ustawy o lasach, wspomina się o całkowitym wyrębie kilkudziesięciu tys. ha i o "przerąbaniu" (tj. plądrowniczym pozyskaniu najlepszego surowca) nieznanego nikomu dokładnie obszaru. Na pewno jest to wielokrotność całkowitych wylesień. A przecież nie barbarzyńskie wylesienia spowodowane trudną sytuacją bytową mieszkańców wsi powinny być problemem gmin ekologizujących się. Zasada trwałości lasu na tym etapie nie powinna budzić żadnych wątpliwości. W fazie ekologizacji powinniśmy martwić się raczej o przeciwdziałanie innym szkodliwym czynnikom.
Mamy wręcz paradoksalną sytuację; podczas gdy w wielu rejonach Lasów Państwowych myśli się o daleko idącej naturalizacji (elementy ekologizacji trzeciego stopnia), to w lasach niepaństwowych będziemy zaczynać od ekologizacji pierwszego stopnia (zatrzymanie degradacji i powrót do racjonalnego leśnictwa). Na pewno zatrzymanie wylesień i dewastacji lasów niepaństwowych nie jest możliwe przy pomocy kazań (odwoływania się do sfery "świadomości"). Przyczyny są natury prawnej i ekonomicznej. Ich usunięcie jest warunkiem wstępnym jakiejkolwiek dyskusji o ekologizacji.
Powstaje pytanie, czy możliwa jest jakakolwiek ekologizacja prywatnej gospodarki leśnej po ustaniu ww. przyczyn. Wydaje się, że niewielka. Za wyjątkiem najbardziej świadomych i zasobnych w gotówkę jednostek - nie ma raczej wielkich szans. A na pewno nie w takim zakresie jak w Lasach Państwowych. Bez ukierunkowanej pomocy finansowej Państwa lasy te nie mają wielkich szans. A przecież co 5-ty hektar lasu jest w rękach prywatnych. Ze względu na zatrważający stan środowiska przyrodniczego w Polsce nie jest tylko sprawą właściciela stan jego lasu. To sprawa wszystkich.
Najlepszy stan lasów prywatnych obserwuje się tam, gdzie powstały wspólnoty leśne, spółki etc., zatrudniające fachowy nadzór, który prowadzi je wg wszelkich reguł sztuki leśnej. Być może inicjowanie takiego ruchu mogłoby przełamać dotychczasowy impas. Największym nieszczęściem sporej liczby polskich lasów niepaństwowych jest to, że były zakładane przez... Państwo, staraniem i na koszt Lasów Państwowych, względnie - staraniem leśników a na koszt tzw. opłaty leśnej. Opłatę leśną płacili właściciele lasów (tak jak podatek gruntowy), ale szła ona z reguły na zakładanie upraw leśnych tym rolnikom, którzy nie mieli wcale lasu. Opłata leśna z reguły nie wracała do lasu tych, którzy ją płacili. Zdaje się, że to ten system zdemoralizował większość właścicieli lasów. Bywało i tak, że leśniczy dwoił się i troił, żeby zalesić czyjś grunt (musiał przecież wykonać plan, za to dostawało się premię), a właściciel pod sklepem pił sobie piwo. O lesie przypomniał sobie wtedy, gdy go przycisnęła bieda, no i... sam las zdążył podrosnąć.
Mimo, że byłem leśniczym lasów niepaństwowych
przez kilka lat, nie podejmuję się podawać skutecznych
recept na ich ekologizację. Najpierw musi działać
skuteczne prawo chroniące lasy przed dewastacją, potem
dopiero możemy propagować te techniki. które
podwyższą odporność lasów, zwiększą
ich różnorodność biologiczną. Pod
tym względem sytuacja jest modelowa; większość
lasów niepaństwowych jest na gruntach porolnych
i ma niewłaściwy skład gatunkowy, cierpi od chorób
grzybowych, atakowana jest przez owady. Jest to więc wymarzony
moment, by zacząć propagować dolesienia gatunkami
liściastymi, celem zróżnicowania składu
gatunkowego i zwiększenia tym samym odporności na choroby.
Może zainicjować kolonizację mrówek, czy
zawieszanie skrzynek lęgowych dla ptaków? Jak nigdzie
jednak, wiedzy o lesie potrzeba właśnie w lasach niepaństwowych.
Może warto zainicjować zrzeszenie się ("niezobowiązujące",
luźne) właścicieli lasów przy klubie ekologicznym,
może zafundować wycieczkę do ciekawego leśnictwa
czy innego właściciela prowadzącego wzorową
gospodarkę leśną? Tą drogą idzie wielu
właścicieli lasów na Zachodzie. Wiemy jednak,
że są to sytuacje nieporównywalne i społecznie,
i ekonomicznie. Skądinąd wiadomo również,
że prywatny właściciel lasu jeśli jest prawdziwym
miłośnikiem, potrafi być wzorem nawet dla fachowych
leśników. To własność prywatna, nieskrępowana
unifikacyjną władzą przełożonych i instrukcji
potrafi prowadzić las metodą lasu ciągłego
z odnowieniem naturalnym wyłącznie. Jak się zdaje
jest to możliwe w pełni rozwiniętych społeczeństwach
obywatelskich. Wierzmy, że i nam to się uda.