Po wyborach wyłoniły się trzy główne obozy polityczne - lewica z A. Kwaśniewskim, obóz A. Olechowskiego oraz prawica z przegranym M. Krzaklewskim na czele. Daleko w tyle uplasował się Jarosław Kalinowski z prawie sześcioma procentami poparcia. Analitycy i politolodzy zastanawiają się więc, jak to wróży Polskiemu Stronnictwu Ludowemu przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi. Wynik Kalinowskiego jest lepszym rezultatem, jaki uzyskał Waldemar Pawlak w wyborach prezydenckich w 1995 r. Jednocześnie poparcie, jakie uzyskał lider ludowców, jest znacznie gorsze od wyników PSL z wyborów parlamentarnych 1997 roku.
Sporo głosów Kalinowskiemu niewątpliwie odebrał jego chłopski konkurent z "Samoobrony" - A. Lepper, na którego oddało głos 3% biorących udział w wyborach. Szef "Samoobrony", jak łatwo zauważyć, tym samym podwoił swój elektorat sprzed pięciu lat. Lepper jest jednak bardzo widocznie ignorowany przez polityków PSL. Kalinowski w czasie rozmowy z internautami zarzucił mu brak konkretnego programu oraz mieszanie pod szyldem "Samoobrony" roli partii politycznej i związku zawodowego. Potwierdził jednak chęć współpracy z "Samoobroną" jako związkiem zawodowym. Ludowcy chcieliby więc formację Leppera potraktować jako odskocznię do władzy, na co nie zgadza się szef "Samoobrony", niejednokrotnie w ostrych słowach wypowiadając się nt prominentnych działaczy PSL.
Faktem jest zatem, że elektorat wiejski jest bardzo podzielony, a formacja ludowców nie zdołała wyjść poza ramy wsi i stać się partią ogólnokrajową. Więcej - PSL nie zdołał zjednoczyć pod własnymi skrzydłami nawet elektoratu wiejskiego. Wyborcza retoryka Kalinowskiego, który nawoływał do jedności, nie odniosła zaplanowanego skutku. Wyborcy woleli zaufać Kwaśniewskiemu, który też łączył a nie dzielił, a ponadto był politykiem już sprawdzonym w roli prezydenta, a więc przewidywalnym.
Marek Sawicki, szef sztabu Jarosława Kalinowskiego, uważa, że rezultat lidera ludowców jest dobrym prognostykiem przed nadchodzącymi wyborami parlamentarnymi, nie wszyscy działacze PSL zgadzają się z jego opinią. Także lider SKL - Jan Maria Rokita zdecydowanie wśród przegranych w tegorocznych wyborach prezydenckich, obok Krzaklewskiego i Wałęsy, wymienia również prezesa PSL. Wynik, uzyskany przez partię ludowców w wyborach parlamentarnych, oznacza dla nich dalszą marginalizację w parlamencie.
Komfortem partii Kalinowskiego jest jednak możliwość współpracy w przyszłym parlamencie tak z lewicą, jak i prawicą. W programie PSL jest łatwo dostrzec elementy wyraźnie lewicowe, jak nawiązanie do społecznej gospodarki rynkowej, systemu parlamentarno-gabinetowego, ale nie brakuje też odniesień do tradycji, tożsamości narodowej i związku z Kościołem katolickim. Kanapowe PSL w sejmie przyszłej kadencji może być jednak tylko "kwiatkiem do kożucha" w rządzie tworzonym przez SLD, jak i prawą stronę sceny politycznej. Arytmetyka wskazuje, że sojusz ludowców z Lepperem jest w stanie umocnić pozycję PSL w przyszłym parlamencie. Wszystko ma jednak swoją cenę i politycy PSL doskonale wiedzą, że A. Leppera nie da się zmarginalizować w przyszłym potencjalnym ugrupowaniu. Jego charyzma czyni go politykiem pierwszoplanowym we własnych szeregach, chcącym odgrywać rolę lidera. Na to zaś nie ma zgody wśród polityków PSL, którzy przedkładają partykularne interesy i ambicje osobiste nad chęć integrowania ruchu ludowego.
Mamy więc trochę sytuację analogiczną do okresu II Rzeczpospolitej, kiedy to partia bogatych chłopów - PSL "Piast" konkurowała o głosy elektoratu wiejskiego z PSL "Wyzwolenie". Nie było jednak wtedy casusu Kwaśniewskiego, który paradoksalnie cieszy się dużą popularnością także na wsi. Wszystko natomiast wskazuje, że elektorat prezydenta Kwaśniewskiego w znacznej części stanie się schedą Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
Różnica między PSLem a "Samoobroną" jest iluzoryczna, raczej różni od siebie te dwa ugrupowania styl uprawiania polityki. Zarówno PSL, jak i "Samoobrona" odwołuje się do podobnego modelu wyborcy. Jak wynika z deklaracji kandydata na prezydenta - Jarosława Kalinowskiego, na ogół są to ludzie nie umiejący odnaleźć się w nowej rzeczywistości po 89 roku, niezadowoleni z istniejącego systemu sprawowania władzy i krytycznie go oceniający. Życzeniowy elektorat PSL, zresztą podobnie jak w przypadku "Samoobrony", miałby więc składać się z bezrobotnych, zubożałych emerytów lub niezadowolonych z reformy służby zdrowia. Historia kilku ostatnich lat jednak uczy, że nie można wiecznie stawiać na sfrustrowanych, bo w ostatecznym rozrachunku ponosi się klęskę.
Jarosław Hebel
W organie FE UW ZA3) z lata 1999 r. ukazał się "List w sprawie interwencji w Kosowie" Piotra Glińskiego. List ten podpisali potem przewodniczący i członkowie FE UW. Ten numer ZA zawiera równie "mądry" artykuł senatora Janusza Okrzesika oraz gloryfikację "gwiazd europejskich Zielonych" Joschki Fischera i Dany'ego Cohn-Bendita pióra Glińskiego pt. "Zielona Europa". To na pewno nie był organ finansowany 5-złotowymi zrzutkami grona entuzjastów integracji Polski z UE i NATO.
Dla UW i FE kwestia ludobójstwa Serbów była i jest bezsporna. Każdy ma prawo do swoich poglądów, ale są poglądy służące kłamstwu i celom własnym, a z drugiej strony są poglądy uformowane poszukiwaniem prawdy i troską o dobro ogólne. Stare zakłamania trzeba najpierw sprostować, aby móc kontynuować zdrowe współżycie i wdawać się w dyskusje o przyszłości. Jak w małżeństwie.
Plejada członków FE poparła "akcję NATO podjętą w Jugosławii" wiosną 1999 r. Jeśli popełnili pomyłkę, gdzie jest sprostowanie? Deutsche Grüne już dawno to zrobili, jak i Zieloni z Brooklynu. Sam Clinton przyznał przed rosyjską Dumą rok po ataku NATO, że to była great mistake (wielka pomyłka). Zachodnia prasa i telewizja zaczęły po kawałeczku ujawniać prawdę. Wielki współczesny moralista Walter Rockler, były oskarżyciel w procesach hitlerowców w Norymberdze, wypowiedział się w internecie w pierwszych dniach nalotów, "atak na Jugosławię stanowi najbardziej cyniczny przypadek międzynarodowej agresji od czasu, gdy naziści napadli na Polskę, by zapobiec 'polskim okrucieństwom wobec Niemców'."
Wojislaw Kostunica, przyszły "demokratyczny" prezydent Jugosławii "wybrany" spośród opozycji socjalistów, powiedział w styczniu 2000 r., "faktycznie, politycznie i prawnie tzw. interwencja humanitarna NATO w Federacyjnej Republice Jugosławii była nieuzasadniona i sama spowodowała katastrofę humanitarną [...] Ten pogląd podzielają coraz liczniejsi znani komentatorzy od Noama Chomsky'ego po Henry'ego Kissingera [...] Nawet czołowi zwolennicy wojny z powietrza, włącznie z samym Prezydentem Clintonem, bronią jej ze słabnącym entuzjazmem. Trudno dziś wyobrazić sobie wystąpienie Prezydenta Clintona twierdzące, że wojna 19 państw NATO przeciw Serbii była 'sprawiedliwa' i 'konieczna'."5)
Zaufanie zachodniej opinii publicznej pokładane w organizacjach ponadnarodowych i NATO zostało poważnie zachwiane w wyniku akcji zbrojnej przeciw ludności Jugosławii. Przywódcy polityczni winni demonizacji Serbów oraz rozpętania i podsycania zawieruchy wojennej na Bałkanach zostali napiętnowani, ale jak FE UW nie kwapią się do samokrytyki. 11.10.2000 minister spraw zagranicznych Niemiec, Joschka Fischer, zasugerował bezczelnie w Bundestagu, że Bundeswehra powinna na stałe wejść do resztek Jugosławii, aby czuwać nad demokracją, przestrzeganiem praw człowieka przez Serbów i pokojem na Bałkanach. Wiadomość pokazała się w niemieckim serwisie Associated Press, a potem nagle zniknęła z oficjalnego źródła.6)
Przeszkadzałem w wystąpieniu Michaiła Gorbaczowa na spotkaniu na rzecz pokoju w Vancouverze ponad dziesięć lat temu. Dziś gwiżdżę, gdy Clinton, Blair, Albright i Fischer wychodzą na podium. Chwytam za pióro, gdy słyszę propagandę i umizgi UW-owców - wilków w owczej skórze.
Kozakiewicz (i przedtem Gliński pod petycją "Ratunku!!!" na internetowej witrynie ZB) sugerowali powołanie "rady redakcyjnej". Obecna bezstronność redaktora Żwawy zapewnia dostęp wszystkim wypowiadającym się na wszelkie tematy związane z ekologią. Kolektyw redakcyjny oparty na zasadach równouprawnienia mógłby popierać różnorodność poglądów. Mógłby również podporządkować członków. W ZA z lata 1999 r. Kozakiewicz pisał o strategii "pozyskania dla UW zielonego elektoratu" drogą "zagospodarowania" liderów ruchu ekologicznego. Może troska przywódców FE o przyszłość ZB jest podyktowana zabiegami o monopol nad Zielonymi? Rada redakcyjna ZA nie wyróżniła się ani rozsądkiem, ani tolerancją wobec innych poglądów (np. Liszewskiego, Korbela, Swolkienia), ani troską o ekologię stosunków międzyetnicznych i biosfery bałkańskiej łącznie z życiem i zdrowiem ludzkim. ZA drukuje to, co rada redakcyjna przyniesie w teczkach, zawiera wszystkie poprawne politycznie tematy o "ekologii", a nawet obrazek człowieka prymitywnego pod artykułem Okrzesika o tym, jak prymitywne są poglądy Swolkienia. Wątpię, by ilustracja była przypadkowa.
Bezmyślna wierność Zielonym Führerom i prezydentowi największego mocarstwa, który skompromitował się z Moniką Lewinsky przed swoimi wyborcami, nie wróżyłaby dobrze przyszłym radcom redakcyjnym ZB. Zmonopolizowana rada dyktowałaby linię polityczną czołowego pisma polskich ekologów. Dopóki członkowie FE UW, którzy popełnili błąd ws. Jugosławii w 1999 r. nie sprostują swej pomyłki, nie powinni zabierać głosu w poważnych sprawach - na pewno nie wśród Zielonych, którym obce są agresja i zbrodnie wojenne na ludności cywilnej. Niemieccy Zieloni rozłamali się w tej niby trywialnej kwestii. Nie będę czytać ZB z FW UW jako rada redakcyjna z zaufaniem, póki nie zobaczę samokrytyki FE UW. Dziecku można wiele wybaczyć. Od przywódców polityczno-społecznych oczekuję znacznie więcej.
Zielone Brygady to chwalebna nazwa; lepszej nie można wymyśleć dla pisma nas wszystkich. Tylko paranoja kojarzy ją z zagrożeniem - nie większym niż od Ekip Różowych w Żółte Kropki. Chęć przemianowania na bezpłciowe Zet Be (czemu nie na BEEE!?) wypływa z lęku przed wszystkim, co się nawet luźno kojarzy z Czerwienią?
ZB popierają nieprzekupni autorzy, czytelnicy i wolontariusze, których "zagospodarować" byłoby trudno. Dzięki nim apel ZB o zniesienie dyskryminacji przez fundatorów zebrał już ponad 1500 podpisów. Dzięki temu ZB są czołowym pismem polskich Zielonych. Te wartości mogą zginąć w momencie powołania rady redakcyjnej, szczególnie jeśli dostaną się do niej "ekolodzy" z UW, którzy uważają, że "Zarówno elektorat UW jak i zielonych oparty będzie w Polsce na rosnącej klasie średniej, zadowolonej z życia i pragnącej poprawiać jego standard."4) To koniec dla tych, co z życia w obecnej Polsce nie są zadowoleni?
Dzięki "reformom" AWS-UW aż 65% Polaków żyje poniżej progu nędzy materialnej, 30% cieszy się skromnym dostatkiem, a 5% "trzyma ryje w korycie", jak mawiało się o komuchach. Chciałbym wiedzieć, w którym przedziale znajdują się proponenci zmian w ZB. Byt określa świadomość, więc Kozakiewicz nie sądzi, że "Polscy Zieloni [...] mogą krytykować rząd za jego środki do woli", natomiast "zaniedbali swoje sztandarowe pismo (ZB) merytorycznie". Przepraszam, czyje środki - rządu czy podatnika? A Najwyższa Izba Kontroli i sądy skazujące członków "elit" za nadużycia to niby przez kogo są utrzymywane? Zieloni jako minimum mają prawo oczekiwać dotacji podatnika na cele, które długofalowo jemu właśnie służą, wbrew propagandzie o "sektach".
"Nie da się na dłuższą metę mówić prawdy będąc na łasce rządowych pieniędzy", głosi jedno z niewielu zdań Kozakiewicza, którym wierzę, bo ZA dotował "rząd". Trochę dalej Kozakiewicz zaprzecza sobie, przewidując zadanie reformy ZB, "Wymaga oczywiście dużego wkładu pracy, jednak przy okazji może uda się ożywić nadwątlonego od 1997 r. ducha współpracy. Z czasem mógłby on być dotowany przez różne fundacje, a nawet rząd". Tłumaczenie na polski: po opanowaniu przez FE UW nie byłoby trudności z forsą z kiesy podatnika, a NFOŚ i Soros nie mieliby obiekcji w dotowaniu "zreformowanych" ZB. Po "reformie" nie trzeba będzie mówić prawdy, skoro forsa będzie od rządu.
Kozakiewicz myśli, że brak "jasnej linii i celów" ZB obniżył współpracę i czytelnictwo: "kiedyś ZB prenumerowałem, od kilka lat zaprzestałem tego". Ja uradowałem się w 1998 r., odkrywszy niezależne pismo w Polsce i zaproponowałem bezinteresowną współpracę. Kozakiewicz emanuje też potrzebą kontroli: "Redakcje wszystkich dotychczasowych pism mogłyby być lokalnymi oddziałami redakcji krajowej". W Ameryce Północnej było jeszcze kilka lat temu kilka tysięcy niezależnych stacji radiowych. Dziś wszystkie są własnością kilku koncernów informacyjnych. Do czego to prowadzi widzieliśmy w ogłupieniu zachodniej opinii publicznej przez działalność psychologiczno-propagandową wspierającą działania wojenne NATO w Iraku, a ostatnio na Bałkanach, włącznie z tzw. "demokratycznymi wyborami" w Jugosławii.
Jeśli życzymy sobie zachować to, co nam drogie i ważne, nie naprawiajmy, bo nie zepsute. ZB nie są idealne, ale co jest? FE UW i koledzy próbują stworzyć pozory popsucia, aby móc rościć pretensje do "naprawy". UW pokazała już wielokrotnie, jak umie reformować "zepsute" rzeczy i po czyjej stronie staje w "interesie" Polaków. Teraz chcą dobrać się do naszych mózgów.
Piotr Bein
Vancouver, Kanada
piotr.bein@imag.net