I ścieżka rowerowa na Chełmszczyźnie
|
Ścieżka rowerowa łączy Wolę Uhruską
z Okuninką - dwie najbardziej atrakcyjne pod względem
turystycznym miejscowości w powiecie włodawskim. Powstała
jako owoc współpracy samorządów: holenderskiej
prowincji Gerdeland, powiatu włodawskiego oraz gmin Włodawa
i Wola Uhruska. |
Kosztująca ok. 100 tys. zł (po połowie sfinansowali
ją Polacy i Holendrzy) została poprowadzona istniejącymi
dróżkami leśnymi i polnymi, m.in. po najcenniejszych
ekologicznie terenach Sobiborskiego Parku Krajobrazowego.
Jak tam dojechać z rowerem?
Nie jest to wielki problem dojechać samochodem, który
jest przystosowany do przewozu roweru. Wola Uhruska położona
jest 25 km na płn. od Chełma, natomiast Okuninka 5 km
na płd. od Włodawy.
W obu miejscowościach są parkingi, gdzie można
zostawić swój pojazd. Problem się pojawia wtedy,
gdy pragniemy przyjechać tu pociągiem. Wprawdzie do
Woli Uhruskiej oraz w pobliżu Okuninki biegną tory kolejowe,
także znaczna część ścieżki prowadzi
wzdłuż torów, jednak obsługujący tę
linię autobus szynowy podróżnych z rowerem nie
zabierze. Można kombinować przewożąc rower
jako bagaż. Korzystając z usług PKP należy
się nastawić na dodatkowe 25 km podróży
z Chełma do Woli Uhruskiej.
Jesteśmy, to jedziemy!!!
Na początek nie należy nastawiać się na
to, że jest to ścieżka z prawdziwego zdarzenia
tzn. taka, do jakich mogą przyzwyczaić się mieszkańcy
dużych miast. Przeważają drogi gruntowe, choć
są też odcinki zarówno dobrego asfaltu, jak i
piaszczyste dróżki polne. Nie należy zatem zakładać
dość szybkiego poruszania się, zwłaszcza,
że przy drodze ustawiono w kilkunastu miejscach tablice informacyjne,
na których można znaleźć informacje dotyczące
przyrody oraz dawnych wytworów ludzkich, które są
widoczne podczas jazdy. Wspomnieć należy także
o dwóch wieżach widokowych, jakie zostały ustawione
dla podziwiających dolinę Bugu oraz Jezioro Wspólne
w rezerwacie "Żółwie Błota". Pisząc
o tym, co zostało zrobione przy "budowie" ścieżki
rowerowej należy wspomnieć o sposobie oznaczenia jej,
który moim zdaniem jest zły. Otóż oznakowana
jest za pomocą metalowych tabliczek przymocowanych drutem
do drzew lub specjalnie do tego celu ustawionych drewnianych słupków.
Boję się o trwałość, zwłaszcza
że nie minął tydzień od otwarcia, a
już jedna została naderwana. Czy nie lepiej było
pozostać przy tradycyjnej metodzie oznakowania szlaków
turystycznych za pomocą malowanych znaków? Dodatkowo
jest ich za mało lub są powieszone tak, że ich
nie widać co spowodowało w moim przypadku dwukrotne
pomylenie drogi. Ogólnie polecam trzymanie się głównych
dróg i skręcanie tylko tam, gdzie pokazują znaki.
Przejdźmy jednak do rzeczy - co takiego można zobaczyć
podczas pedałowania ścieżką rowerową?
Podróżując od strony Woli Uhruskiej tuż
za osadą znajduje się wspomniane wyżej wzgórze,
z którego możemy podziwiać rozległą
dolinę Bugu oraz północne i wschodnie okolice
Woli Uhruskiej. Następnie, w Majdanie Stuleńskim
możemy obejrzeć pozostałości z XVIII w. dworku
oraz parku z jesionami, których obwód dochodzi do
5 m. Niespełna km za wioską znajduje się tablica
informująca o tym, że wjeżdżamy na teren Sobiborskiego
Parku Krajobrazowego, możemy przeczytać o jego mieszkańcach.
Są nimi m.in. łosie, bobry, wydry i żółwie
błotne (największa kolonia w Europie Środkowej),
oraz 59 gatunków rzadko spotykanych roślin. 2 km i
jesteśmy w wiosce Stulno, gdzie zjeżdżając
ok. 500 m ze ścieżki można się w miejscowym
sklepie posilić czy ugasić pragnienie oraz zobaczyć
nowy zwyczaj - z wczesnego ranka picie wina pod nim właśnie.
Na 11 km znajduje się pierwszy rezerwat "Trzy jeziora".
Obejmując jeziora Płotycze i Brudno oraz otaczające
je torfowiska ma za zadanie chronić 40 gatunków roślin
zagrożonych wyginięciem. Jest także "domem"
dzików, łosi i jeleni.
3 km po piachu lub słabej, wąskiej ścieżce
pełnej pijących piwo jagodziarzy i jesteśmy w rezerwacie
"Brudzieniec" obejmującym leśne jezioro o
tej nazwie.
Najcenniejszym gatunkiem tu zamieszkującym jest gągoł
- dzika kaczka mieszkająca w dziuplach - oraz bóbr.
Po 20 km jazdy przez lasy dojeżdżamy do Stacji Kolejowej
Sobibór - miejscowość, gdzie podczas II wojny
światowej znajdował się największy na Chełmszczyźnie
obóz zagłady, w którym wymordowano ok. 250
tys. Żydów i gdzie doszło w październiku
1943 r. do udanego buntu i ucieczki więźniów.
Warto zjechać na chwilę ze szlaku, aby zobaczyć
znajdujące się nieopodal muzeum oraz kopiec usypany
na cześć ofiar. Tu także jest sklep, który
upewnił mnie o ww. tradycji wiejskiej + poczta, a także
spory przystanek kolejowy. Na 22 km wjeżdżamy do ostatniego
na trasie rezerwatu - "Żółwie błota",
nad Jez. Wspólne. Znajduje się tam wspomniana już
wieża widokowa, a w jeziorze "hasa" największe
stado żółwi w Europie Środkowej - ok. 500
osobników. Tylko dlaczego żaden z nich nie wyszedł
mi na spotkanie?
27 km i "w końcu" rozległe łąki,
nad którymi można obserwować szybujące
ptaki drapieżne oraz na finiszu - cmentarzysko kurhanowe
z II tysiąclecia p.n.e.
Famfary, "ścieżka nasza" i co dalej?
Na początku polecam odpoczynek, małą konsumpcję
i dalej w drogę, chyba, że zatrzymamy się na
nocleg, z którym nie powinno być problemu w obu miejscowościach,
choć może nie być tanio na kwaterach agroturystycznych
czy w ośrodkach wczasowych (zwłaszcza w bardzo zatłoczonej
Okunince - chyba najdroższe miejsce na Chełmszczyźnie).
Podobnie z jedzeniem, to jednak można zabrać ze sobą
i pozbywać się tego balastu pod specjalnie do tego
celu postawionymi wiatami. Przyjeżdżający samochodem
powinni do niego wrócić. Można ścieżką,
choć to chyba najcięższe rozwiązanie, gdyż
przez swoją nawierzchnię zmusza ona do dużego
wysiłku i straty czasu, a tego może brakować.
Jest kilka opcji, które przedstawię wracając
z Okuninki do Woli Uhruskiej. Najkrótsza i najlepsza zarazem
(pod względem nawierzchni) jest 31 km trasa po szosie Zamość
- Biała Podl. do Łowczy, gdzie skręcamy w lewo
i prosto do celu. Minusem tego rozwiązania jest masa samochodów,
w tym pędzących TIRów. Dlatego polecam zjechać
z niej po 11 km na Kosyń, po czym w prawo na Macoszyn i
do Piask, gdzie skręcamy w lewo na Wolę Uhruską.
Można też spróbować całkiem innej
drogi - po wyjeździe z Okuninki na szosę Zamość
- Biała Podl. po ok. 1 km skręcamy w lewo do znanej
już St. Kol. Sobibór i jedziemy tak aż do Drogi
Nadburzańskiej, gdzie skręcamy w prawo i przed siebie
do Woli (30 km). A już ludziom o niespożytej energii
polecam jazdę przez Orchówek, "trochę"
naokoło (37 km), ale za to w miejscowości bardzo atrakcyjnie
prezentuje się Bug, a także znajdujący się
na jego wysokim brzegu zabytkowy kościół.
Od jednodniowych pociągowców powrót tego samego
dnia wymaga naprawdę morderczego wysiłku - do 57 km
dodając 40 km mamy prawie 100 km. Ilu byłoby w stanie
przejechać w jeden dzień taką trasę, z
której ok. 1/4 odbywało się po drogach gruntowych
lub piachu, a także pod sam koniec, przed Chełmem kilka
długich i wysokich podjazdów?
Warto, nie warto?
Mimo wszystko, wydaje mi się, że tak. Największy
plus to obcowanie z przyrodą prawie całą drogę,
cisza, spokój, możliwość zobaczenia ładnych
krajobrazów, przy odrobinie szczęścia - dzikich
zwierząt oraz sprawdzenia swoich sił rowerowych w dość
trudnych warunkach. Należy też nastawiać się,
że zobaczy się i poczuje całą masę
komarów. Nie wydaje mi się, aby to była atrakcja
sama przez się przyciągająca turystów,
ale jeśli ktoś już się znalazł na Chełmszczyźnie
z rowerem, to warto skorzystać z okazji i przejechać
I ścieżkę rowerową na terenie byłego
województwa chełmskiego.
Rafał Jasiński
erider@poczta.onet.pl
|
Chciałem ponownie zgłosić kilka uwag w sprawie
schroniska PTSM w Chyrowej w Beskidzie Niskim. Byłem blisko
związany z tym schroniskiem i znam dobrze jego gospodarza
- pana Janusza Pęcaka, dlatego też czuję się
zobligowany do tego, by podzielić się z innymi najnowszymi
wiadomościami na jego temat. Wiadomości te są niestety
smutne, ponieważ "kampania" na rzecz przywrócenia
tego obiektu zakończyła się fiaskiem. Schronisko
pozostało zamknięte, mimo, że do Starostwa Powiatowego
w Krośnie napłynęło od ok. 900 do 1000 podpisów
(choć do końca nikt nie jest w stanie stwierdzić,
jak wiele ich było) z prośbami o jego przywrócenie.
Prośby płynęły dosłownie z całej
Polski: od Białegostoku, Szczecina i Gdańska przez
Wrocław aż po Rzeszów. Głos w tej sprawie
zabrało szereg liczących się organizacji turystycznych
m.in. Towarzystwo Karpackie. Okazało się jednak, że
upór urzędników był nie do przezwyciężenia.
Pozostaje mi w tym miejscu - w imieniu gospodarzy schroniska:
p. Marii i Janusza Pęcaków - gorąco podziękować
wszystkim ludziom dobrej woli za wysiłki w zbieraniu podpisów
i nagłośnienie sprawy. |
W swoim poprzednim tekście pt. SOS dla schroniska w Chyrowej!!!
(w czerwcowym numerze ZB), wyrażałem obawy co do
tego, że inne schroniska PTSM w Beskidzie Niskim również
mogą zostać zamknięte. I co? Okazało się,
że byłem przysłowiowym "złym prorokiem"!!!
Oto bowiem Starostwo Powiatowe w Krośnie postanowiło
obok Chyrowej zlikwidować również schronisko
w Sieniawie. Z kolei Rada Gminy Krempnej (Powiat Jasielski) podjęła
decyzję - i to w drugiej połowie czerwca (na progu
sezonu!) - o likwidacji schronisk PTSM w Świątkowej
Wielkiej, Krempnej, Polanach i Grabiu. Zatem w krótkim
okresie czasu zlikwidowano oficjalnie aż 6 schronisk młodzieżowych!!!
Czyli - przeliczając - połowę schronisk (PTSM)
we wschodniej części Beskidu Niskiego! Czyż to
nie paranoja? Pocieszający jest jedynie fakt, że z tej
zagłady uratowało się schronisko w Grabiu. W lipcu
i sierpniu działało ono, by tak rzec, "na dziko"
przyjmując utrudzonych turystów. Kierowniczka obiektu
w rozmowie ze mną wyjawiła, że dopóki choć
jeden wędrowiec zajdzie w progi schroniska, dopóty
ona będzie otwierać mu drzwi. Schronisko funkcjonowało
w sezonie właściwie tylko dlatego, że jego kierowniczka
mieszka trzy domy wcześniej (idąc od strony Ożennej).
Ponoć podobna sytuacja miała miejsce w Krempnej. Tamtejsze
schronisko również funkcjonowało "nieformalnie",
przyjmując w lipcu i sierpniu turystów. Chwała
więc gospodarzom tych obiektów za to, że zdecydowali
się (prywatnie) na taki krok. Dzięki temu nie jeden
wędrowiec mógł w cywilizowanych warunkach znaleźć
nocleg. Pojawia się jednak kluczowe pytanie: co dalej? Czy
w przyszłym roku schroniska w Grabiu i Krempnej znowu zostaną
otwarte na sezon i będą działać "na
dziko"? A może zabroni się tego ich dawnym, a
obecnie (w sensie potencjalnym) prywatnym kierownikom? Te pytania
siłą rzeczy muszą pozostać bez odpowiedzi.
Nie chciałbym absolutnie być, po raz kolejny, złym
prorokiem, ale może się zdarzyć tak, że
paranoją oficjalnego zamykania schronisk mogą "zarazić
się" inne sąsiednie starostwa powiatowe i rady
gmin. W rezultacie w przyszłym roku pozostałe istniejące
schroniska PTSM w Beskidzie Niskim (i to nie tylko w jego wschodniej
części) zostaną zlikwidowane. "Zaraza"
lubi się przecież rozszerzać. Doszło do
tego, że nawet najbardziej "chore" scenariusze
mogą zostać wcielone w życie. Kłania się
Kafka i Gombrowicz.
W konkluzji stwierdzić wypada, że doczekaliśmy
się "pięknych" efektów reformy administracyjnej
kraju: starostwa i rady gmin wzięły sprawy w swoje
ręce i "robią, co chcą". Macierzysta
organizacja schronisk młodzieżowych czyli centrala PTSM
w Warszawie okazuje się być bezradna! Nie wspomnę
już o oddziałach wojewódzkich, które zostały
praktycznie ubezwłasnowolnione i nie są w stanie skutecznie
bronić obiektów, które leżą na ich
własnym terytorium.
Nie będzie w tym nic dziwnego, jeśli powiem, że
wobec zaistniałej sytuacji nóż się błyskawicznie
sam otwiera w kieszeni...
Sebastian Jakobschy
e-mail: diablak@kki.net.pl
|