Strona główna 

ZB nr 7-8(25-26)/91, lipiec-sierpień '91

CO SIĘ DZIEJE Z BORE?

Na spotkaniu przedstawicieli ruchów, grup i organizacji ekologicznych w Brwinowie 8-10.2.91 (por. ZB 21) powołano Tymczasową Radę Biura Obsługi Ruchu Ekologicznego, wybraną spośród uczestników spotkania. Nie od rzeczy należy przypomnieć, że udział w Brwinowie, uchwalanie kwitów etc. oraz m.in. decyzja powołania Rady, miały charakter DOBROWOLNY, OTWARTY. Tak więc warto przypomnieć kto został wybrany do Tymczasowej Rady, czyli wziął na siebie DOBROWOLNIE określone zobowiązanie wobec pozostałych członków Rady jak i - przede wszystkim - wobec tych, co zaufali i wybrali: Przemysław Czajkowski (Ośrodek Spraw Międzynarodowych PAX - od marca br. nieistniejący oraz Milieukontaktoosteuropa), Roman Kalski (Stacja Edukacji Ekologicznej Nerwik), Grzegorz Kmita (Ruch Sympatycznych Anarchistów, Poznań), Beata Kubica (Federacja Zielonych, Opole), Jolanta Pawlak (Społeczny Instytut Ekologiczny, Warszawa), Mieczysław Pyzio (Wolność i Pokój, Kraków), Bolesław Rok (Fundacja Ekologicznej Alternatywy, Warszawa), Janusz Skowroński (Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, Bielsko-Biała), Stanisław Zubek (Wolność i Pokój, Ekoserwis, Kraków). Janusza Skowrońskiego zastępuje od czerwca Paweł Głuszyński (zmiana w obrębie tej samej organizacji).

Rada Tymczasowa odbyła do tej pory 7 spotkań (tj. do ostatniego, 24.6), starając się realizować zadania postawione przed nią w Brwinowie, tj. stworzenia Biura. Stworzenie Biura oznacza nic innego, jak przede wszystkim zdobycie funduszy, lokalu, opracowanie zasad pracy Biura i zasad dla już nie Tymczasowej ale Stałej Rady zarządzającej Biurem, składającej się z przedstawicieli ruchów i organizacji ekologicznych, na zasadzie rotacji.

Na pierwszym spotkaniu, jeszcze w lutym br., sformułowano "przesłanie" do potencjalnego "sponsora", jakim może być holenderskie ministerstwo ochrony środowiska (nazwa inna, ale używamy tutaj na użytek czytelnika nazwy czytelnej, partnera polskiego odpowiednika), zawierające ideę takiego Biura, wstępny budżet, wstępne cele etc., co można nieprecyzyjnie określić mianem listu intencyjnego.

Tutaj konieczna uwaga - ewentualny sponsor działałby nie bezpośrednio, ale via Milieukontaktoosteuropa. Dotychczasowa działalność "polska" Milieukontaktoosteuropa finansowana jest przez holenderskie ministerstwo ochrony środowiska. Pokazuję w ten sposób dla niektórych sposób "czyszczenia" pieniędzy "rządowych". Nie miejsce na nudny wykład o sposobach finansowania tego typu przedsięwzięć, ale jest to, sądzę, konieczna dygresja. Określenie "czyszczenie" użyte tu zostało w wyrażnie prowokacyjnych celach, nieprecyzyjnie. Oficjalna agenda rządowa jednego państwa nie może finansować pozarządowych organizacji innego państwa. Może to się ewentualnie odbywać za pośrednictwem takiej organizacji, jaką jest Milieukontaktoosteuropa, równorzędnej ewentualnemu odbiorcy ewentualnej dotacji. Jest rzeczą normalną, że tego typu inicjatywa "sprawdzana" jest kanałami oficjalnymi (między ministerstwami), czy np. polskie ministerstwo nie ma nic "naprzeciw". Jeśli ktoś w tym miejscu rozdziawi gębę w oburzeniu (my som tacy niezależni/!/), no to dalej nie ma o czym mówić. Chyba, że wyznaje się filozofię Piotrusia Pana "jestem bezdyskusyjnie dobry i piękny, to mi się należy". Przepraszam za wtręt - dygresję do zasadniczego tematu, ale pozwolę sobie na koniec do "tematu" powrócić.

Po kolejnym spotkaniu pismo intencyjne poszło do Holandii, pzedyskutowane. Zapewne według standardów zachodnich, nie do końca udolne, ale poszło. Przyszła odpowiedź z, w miarę szczegółowymi, pytaniami odnośnie regulaminu pracy Biura (czego nie przedstawiliśmy w naszym liście intencyjnym), Rady, sposobów jej wybierania, reprezentatywności.

Kolejny komentarz - każdy z potencjalnych sponsorów chce wiedzieć na co jego pieniądze idą, jak są wydatkowane, czy zgodnie z przedstawionym planem etc. Sponsor TAKŻE rozlicza się, zdaje sprawozdania, ocenia efektywność ew. pomocy etc. etc.

Równolegle (siłami "warszawskimi") Rada Tymczasowa czyniła starania lokalowe, ale jak gdyby bez przekonania, mając jeno gruszki na wierzbie obiecane, ale nie dzierżąc gotówki ani czeków czy ich promes w ręku. Pierwszy pozytywny sygnał przyszedł z... Ministerstwa. Minister OSNiL p. Maciej Nowicki podszedł do sprawy bardzo praktycznie i szybko, może jak na częstotliwość spotkań Rady za szybko. Otóż Minister przekazał na rzecz BORE pokój w Ministerstwie (8 m wg relacji Joli Pawlak) do natychmiastowego objęcia przez BORE, za darmo. Oferta była na tyle ekscytująca (darmo! zaraz!), by kolejna Rada długo sprzeczała się. No bo wyczuwalny był nacisk na szybki sukces (stworzenie Biura fizycznie) - takie były sygnały z terenu, takie były najlepsze chęci Rady. Z drugiej zaś strony wspólny adres z Ministerstwem głównego jego adwersarza, i to bardzo niepokornego, niezależnego - nie bardzo pasował. Te akademickie nieco dylematy rozstrzygnęło bardzo życiowe podejście. Trzeba było obsadzić szybko, ale KIM? Jeśli biuro, no to na serio, a nikt z pełnozatrudnionych podówczas członków Rady z Warszawy nie był w stanie dyżurnie pracować w pełnym wymiarze w Biurze. Skąd zebrać woluntariuszy, którzy by "trzymali" biuro fizycznie a i merytorycznie? Kto w dzisiejszych czasach jest w stanie rzucić posadę, studia na rzecz trochę irracjonalnej (bo bez funduszy w garści) instytucji? Ciągłość pracy, ubezpieczenie etc. etc. A więc zaczynamy mówić językiem bliższym ziemi...

Rada grzecznie odmówiła, doceniając gest pana Ministra, ale odrzucając ofertę ze względów formalnych (brak funduszy na etaty) jak i... nieodpowiedniego adresu. Uczciwie trzeba podkreślić szybką reakcję pana Nowickiego, konkretną, nawiązującą do "ducha Brwinowa", bez względu, kto jak będzie to komentować.

Biuro de facto istniało, ale bez lokalu, telefonu, personelu. Starym zwyczajem na rzecz Biura pracowały telefony instytucji osób Rady w nich zatrudnionych, na zebrania Rady służył lokal dawnego Ośrodka Spraw Międzynarodowych PAX, Fundacji Ekologicznej Alternatywy, Społecznego Instytutu Ekologicznego i spółki INAR plus telefony, poczta, komputery. Spotkania Rady (zwrot kosztów podróży) finansowane były przez Milieukontaktoosteuropa. Gentlemani nie mówią o pieniądzach, bo je posiadają. My ich nie mamy, więc głosimy wszem i wobec jak to było do tej pory, by nie było wątpliwości. Albo by w niektórych je wzmóc.

Tak więc RT BORE działało do tej pory (i działa) wedługo dobrze sprawdzonych w PRL reguł partyzanckich.

Kolejna ważna dygresja - na samym początku była dysputa, czy informować RUCH o kolejnych spotkaniach, porażkach, sukcesach Rady. Pomysł odrzucono - nie dziwota - brzmiało by to np. w ZB jako kolejne komunikaty z posiedzenia BP PZPR. Okazało się, że jednak ruchy zielone lubią komunikaty tego typu, sprawdzone, o szerokim rezonansie i tu był nasz błąd. Na bieżąco nikt nie wiedział czy coś się dzieje, czy była to kolejna zasłona dymna (Brwinów w domniemaniu i jego ustalenia) "określonych sił".

W końcu marca na kolejnym spotkaniu Rady Tymczasowej byli: Krystyna Wolniakowski z German Marshall Fund oraz Leo Cox i Anne de Boer - przedstawiciele Międzynarodówki Zielonych. Zaburzyło to trochę naszą rutynową pracę nad uściślaniem dokumentów, ale z kolei było niezwykle cenne i dla nas (bezpośrednia informacja od i do ewentualnego sponsora - GMF) jak i też możliwość dosyć szerokiego poglądu nt. roli partii zielonych w Polsce i ich przyszłej roli - roli organizacji pozarządowych dla gości (Międzynarodówka). Wielość reprezentowanych organizacji w Radzie Tymczasowej, oraz udostępnione przez Radę adresy na inne, umożliwiła trochę odmienne kontakty (nie jednostronne, czy jednoosobowe) zagranicznym adwersarzom w Polsce. Za cenę może opóźnień - chyba jednak było to warte zachodu. I czasu. Jak późniejsze fakty pokazały - wcale nie zmarnowanego.

Gwoli uczciwości trzeba powiedzieć, że dokumenty przygotowywane dla potencjalnych sponsorów były wypracowane (napisane) przez J.Pawlak i B.Roka, reszta czynnie spierała się o meritum jak i o przecinki. B.Rok przekładał to na język angielski, nota bene używając własnych środków (komputer, papier, etc.).

Od maja 4 osoby z Rady nie uczestniczyły w pracach. Może pomińmy kto, pytanie ważniejsze - dlaczego? Nikt z pozostałych członków Rady nie uzyskał z wiarygodnego źródła (czyli od samego nieobecnego) odpowiedzi na to pytanie. Telefony podrożały od 1 lipca (w lipcu Rady nie było), znaczki trudno dostać itd., itd. Są to poważne wyjaśnienia (domniemania wyjaśnień), ale trudno rozstrzygnąć co było powodem nieobecności i tkwienia w procesie "dochodzenia" do Biura żmudnym, nie tak spektakularnym i widocznym (np. w telewizji) jak szereg innych akcji. Po prostu nie było żadnej informacji od zobowiązanych (Brwinowem, zgodą na podjęcie mandatu, lojalnością wobec pozostałych członków Rady). Coś chyba nie tak z odpowiedzialnością wobec swoich wyborców!? Rzucam prowokacyjnie nożyce na stół, licząc, że zainteresowani na łamach ZB odezwą się i wytłumaczą czy też dokopią...

Wizyta p. Wolniakowski z German Marshall Fund zaowocowała inną wizytą złożoną Radzie przez p. Marianne Ginsburg (14 i 15.6). W wyniku tego, żeby nie wdawać się w szczegóły rozmów i negocjacji - The German Marshall Fund of the United States zdecydował się wesprzeć BORE 10 000 $ wsparcia do czasu uzyskania zasadniczych funduszy. BORE wystąpiło o 14 000 $ na "rozruch" Biura, dostało 10 000. Od 1 lipca br. pierwsza rata - 7 500 $, od 1 września 2 500 $. Dotacja ta zostanie ograniczona, jeśli REC* zdecyduje się finansować BORE. Można sobie dopasować tę kwotę do naszych warunków, cen lokali, zarobków, etc., by stwierdzić, że BORE może zaczynać robotę.

Wcześniej przyszła wiadomość, że Milieukontaktoosteuropa przyznało BORE dotację 3 000 guldenów na "rozruch", bez względu na to, kto (Holendrzy czy Bush Center) będzie głównym sponsorem dalej. To wszystko działo się w końcu czerwca - na początku lipca (deklaracje finansowe). Nadal czekamy na finalną odpowiedź pierwotnego sponsora holenderskiego. Z przecieku wynika, że jest życzliwa.

Powróćmy do Centrum w Budapeszcie, głównego sponsora spotkania w Brwinowie. Jola Pawlak i niżej podpisany przeprowadzali "negocjacje" z przedstawicielem REC - dr Branko Bosnjakovicem w Prestavky (Jola opisała ten meeting ZB 24). Przedstawiony BORE program działania REC w Europie Wschodniej budził od samego początku wątpliwości Rady, spotkanie w Prestavky, mamy nadzieję, rozjaśniły sprawę ewentualnego sponsorowania BORE przez REC. W pierwotnej postaci roboczy dokument REC w zasadzie skupiał sprawę do roli BORE jako ewentualnego narodowego punktu dla REC - do obsługi REC, a nie ruchów polskich. To przez nas zdecydowanie zostało odrzucone, przy sugestii, że spełnienie naszych postulatów umożliwi w przyszłości, po sprawdzeniu intencji w działaniu, obecność REC w Polsce (to postulat trochę naiwny, no bo REC może dobrać sobie odpowiedniego dla siebie współpracownika bez naszej wiedzy: w Brwinowie zgłaszano gotowość założenia biura REC w Krakowie), współpracę z BORE etc. REC ponoć jest otwarty na naszą opcję rozumiejąc, że pełne podporządkowanie biura krajowego REC może odpowiadać bieżącym potrzebom i rozwojowi sytuacji np. w Rumunii czy Bułgarii, ale nie w Polsce, gdzie niezależność jest podstawowym elementem działania jakichkolwiek ruchów czy organizacji ekologicznych.

To trochę przydługi wykład nt. działalności Rady Tymczasowej BORE i efektów jej działania. Niewidocznych dla całego RUCHU w Polsce, no bo teraz widzimy, że palnęliśmy błąd, nie informując w różnej formie RUCHU. Nasza culpa. Ale nie spodziewajcie się od nas super precyzyjnych prawnych rozwiązań bardzo istotnych dla ewentualnych sponsorów (pamiętajcie, że Jola Pawlak jest z wykształcenia geografem- geologiem a Bolek Rok - filozofem - mówię o twórcach roboczych tekstów), nikt z pozostałych członków Rady nie jest prawnikiem, by precyzyjnie, bezbłędnie i bezkonfliktowo acz sprytnie sporządzić dokumenty wymienione wcześniej, zadowalające potencjalnych sponsorów. Jeśli ktoś chce rzucać kamieniem w Radę, niech rzuca. Może rzucać jedynie za "nasza culpa" zgłoszone wcześniej. Reszta niech będzie milczeniem dla tych co tupają, złoszczą się, podejrzewają o niewiadomoco. Zapraszamy do KONKRETNEJ i ŻMUDNEJ pracy. Społecznej. Wszystkie spotkania odbywały się w wolne soboty. Czasem do 10 wieczór, jedynie o kawie, herbacie i po 2 ciastka na głowę z konta Milieukontaktoosteuropa. Dla członków spoza Warszawy czekał jedynie zwrot kosztów w podróży (1 raz tylko 50%, a 24.6 za darmo - bo nie było kasy).

Tak więc, zanim ktokolwiek zacznie rzucać kamieniem w nas, wybranych przez Was w Brwinowie, niech przestudiuje np. rozkład weekendów potencjalnie zmarnowanych, niech przeczyta ten nudny tekst sprawozdawczy. Jakakolwiek akcja bezpośrednia jest wydarzeniem, które się pamięta (np. pałowanie), cementuje na jakiś czas ludzi. Żmudna praca telefoniczno- biurkowo- faxowo- zebraniowa pachnie "starym", nie daje widocznych (np. telewizyjnych) efektów, nie jest warta "kombatanckich" wspomnień. Ponoć istnienie BORE dostrzegane jest przez sporą część RUCHU jako rzecz konieczna, potrzebna. Niezbędna. Rada Tymczasowa może ogłosić już, że mamy fundusze na START (na wynajęcie lokalu, na etat dla 2 osób obsługujących wszystkie ruchy i organizacje, na pół roku). To już jest COŚ. Ważne jest, byśmy tego "czegoś" nie zmarnowali np. przez polskie piekiełko, niedoinformowanie, zrozumienie wspólnego interesu etc. Centrum Busha ma czas zastanowić się, co zrobić z tymi "krnąbrnymi" polskimi ruchami, w końcu lipca zapowiadają się finalne decyzje strony holenderskiej co do ewentualnego sponsorowania (pytanie jak długo) BORE.

Sądzę, że zdrowe finansowanie polskich ruchów zielonych winno być oparte o źródła zagraniczne, niezależne (co to znaczy niezależność w dzisiejszych czasach - daję nagrodę Balzana za pełną odpowiedź), następnie "rządowe" (przykładem może być dotacja MOŚZNiL dla ostatnich numerów ZB), niezależne krajowe (fundacje, kapitał, stowarzyszenia, osoby prywatne) oraz własne osiągnięcia finansowe organizacji (sprzedaż czasopism, głównie SKŁADKI członkowskie, inne formuły zdobywania funduszy). Powyższa uwaga, niezwykle banalna, służy mi w sformułowaniu następującego wniosku: szanujmy to BORE, bo to jest nasza jakaś tam szansa. Być może jakieś ruchy potrafią przedstawić się opinii finansowej świata zamożnego na tyle wiarygodnie, że uzyskają jakieś dotacje etc. Są to wyjątki (np. Fundacja Instytut na rzecz Ekorozwoju uzyskał od German Marshall Fund w zeszłym roku 60 000 $, Fundacja na Rzecz Efektywnego Rozwoju Energii), bazujące na profesjonalności, kontaktach etc. Podejrzewam, że większość z nas, w naszym rozumieniu odwalających główną pracę na rzecz środowiska na szczeblu krajowym, regionalnym, lokalnym, ma poczucie "wyjątkowości" i ważności swego działania. Pytanie, jak na to zdobyć fundusze?! I w tym punkcie następuje weryfikacja "ważności" poszczególnych spraw.

Czy to się nam podoba, czy nie. To jest wolny rynek, są modne tematy, bieżące etc. - nie dziwmy się, że najważniejsza np. dla Pcimia szkoła ekologiczna nie budzi międzynarodowego zainteresowania potencjalnych sponsorów (przy całym szacunku dla Pcimia, gdzie np. przy szosie zakopiańskiej można dostać wspaniałe śniadanie i w czerwcu - truskawki w śmietanie, w kawiarni pod grzybkiem). BORE może wzbudzić zainteresowanie, jako rzecz o zasięgu ogólnopolskim, otwartym na WSZYSTKICH. BORE nie załatwi wszystkiego. Każdy z nas ma swoje kontakty, często skrzętnie skrywane (wyłączność!). Ale żaden pojedynczy ruch (organizacja) nie będzie budzić tak dużego zainteresowania potencjalnych sponsorów jak coś na kształt BORE. Zgodne jest to np. z tendencją do wspierania inicjatyw obywatelskich o szerszym zasięgu, niźli np. politycznie jednokierunkowo zorientowanych. Do tego służą kontakty własne poszczególnych organizacji. Natomiast BORE lokuje się w tej panoramie ruchów jako coś interesującego, ułatwiającego dostęp do wszystkich ruchów. Postrzegany jest również jako swoiste "centrum", platforma, koalicja wszystkich ruchów w Polsce. Ten błąd od razu jest wyjaśniany jako wielkie nieporozumienie - temu służy też ściśle przestrzegana nazwa BIURO OBSŁUGI, a nie centrum. Na dziś - za wcześnie myśleć o platformie, porozumieniu, centrum. To byłaby pułapka dla nas wszystkich. Dążmy do współpracy w sposób naturalny, bez przyspieszeń sztucznych, dyktowanych np. zagraniczną dotacją, uznaniem czy koniunkturalną potrzebą. Zresztą jest to niemożliwe. Na tyle jesteśmy w zielonym ruchu samodzielni i niezależni, by wyczuwać ewentualne próby dominacji czy centralizacji o charakterze manipulacyjnym.

Przemysław Czajkowski


* Regional Environmental Center in Budapest, tzw. Centrum Busha - od prezydenta USA, a więc nie centrum busha, jak donosiły poprzednio ZB; Bush to jest prezydent, bush - to krzaki, by uzupełnić tę dygresję: można kogoś nie lubieć, ale chyba nie tymi metodami?!



ZB nr 7-8(25-26)/91, lipiec-sierpień '91

Początek strony