ILE JEST GNIAZD BOCIANICH?
Rok 1995 został ogłoszony przez Radę Europy "Rokiem ochrony przyrody poza obszarami chronionymi". Również w tym roku odbywa się w 40 krajach Europy, płn-zach. Afryki i Azji Mniejszej akcja liczenia bocianów. Jest to już piąte Międzynarodowe Liczenie Bociana Białego.
Daje to możliwość szczególnego zwrócenia uwagi na ten gatunek i problemy związane z jego ochroną. Polskie Towarzystwo Przyjaciół Przyrody "pro Natura" podjęło się opracowania kompleksowego programu ochrony, obejmującego opieką tego pięknego ptaka. Program jest tak pomyślany, aby umożliwić wzięcie w nim udziału również osobom nie dysponującym bogatą wiedzą przyrodniczą. Do ochrony bociana może włączyć się każdy, komu dobro środowiska leży na sercu.
Koniecznym dla ochrony boćka krokiem będzie poznanie jego aktualnej liczebności i rozmieszczenia, stąd przeprowadzenie ogólnopolskiego liczenia jest szczególnie ważne. Pozwoli ono m.in. zinwentaryzować gniazda "konfliktowe", które wymagają szybkiej interwencji. Wykonanie cenzusu jest też ważne z jeszcze jednego powodu: spośród wspomnianych 40 krajów bociany szczególnie upodobały sobie Polskę - ź z nich przystępuje do lęgów właśnie w naszym kraju. Międzynarodowe liczenie bez danych z Polski byłoby więc bardzo niepełne. A liczenia te, prowadzone już kilkadziesiąt lat, dostarczają niezwykle pouczających informacji.
Liczebność bociana w całej Europie systematycznie maleje. W Danii na przykład od r. 1954 z 210 gnieżdżących się wówczas par pozostało tylko 9. W Holandii bocian biały jest już gatunkiem wymarłym. Podobne przykłady można by mnożyć. W Polsce podczas inwentaryzacji w 1974r. stwierdzono występowanie ok. 33tys. par lęgowych. Kolejne liczenie w 1984r. wykazało spadek o prawie 10% w stosunku do poprzedniego cenzusu. Spadek ten wydaje się niewielki, ale oznacza on redukcję krajowej populacji o wielkość równą całej populacji niemieckiej. Innymi słowy, odpowiada to sytuacji, w której bocian wymarłby we Francji, Belgii, Danii, Szwajcarii, Austrii, Słowacji i Czechach. Fakt, iż polska populacja jest najsilniejszą w skali Europy, nakłada na nasz kraj szczególną odpowiedzialność za losy tego gatunku.
Zahamowanie spadku liczebności bociana zależy głównie od zachowania w krajobrazie rolniczym terenów podmokłych i "nieużytków". Tereny podmokłe wciąż charakteryzujące się wysokimi walorami przyrodniczymi są najbardziej zagrożonym typem środowiska (nie tylko w Polsce). Utrzymanie populacji bociana na dotychczasowym poziomie wymaga między innymi energicznych kroków w celu ochrony istniejących dogodnych miejsc zdobywania pożywienia. Ponieważ bociany żerują głównie na terenach rolniczych, istotny jest dla nich model prowadzonej gospodarki rolnej. Chemizacja i osuszanie prowadzą do wycofywania się tego gatunku z terenów, gdzie intensyfikuje się rolnictwo, jak to się dzieje np. w Wielkopolsce. Ochrona tych środowisk to jedyna szansa na zachowanie cennych zespołów roślinnych i wielu gatunków zwierząt. Właśnie stąd wzięło się określenie gatunek tarczowy', ponieważ jego właściwa kompleksowa ochrona stanowi jednocześnie "tarczę", która osłania inne zwierzęta i rośliny.
Drugim istotnym zagadnieniem w ochronie bociana jest jego gniazdo. Ptak ten już przed XVI wiekiem zaczął gnieździć się w osiedlach ludzkich. Przyniosło to temu gatunkowi zarówno wiele korzyści, ale też stało się źródłem problemów. Zdarza się kolizja interesów między człowiekiem i zwierzęciem. Gniazda bywają likwidowane ze względów bezpieczeństwa, uruchamiania nieczynnych kominów lub zmiany pokrycia dachu. Duży problem stanowią awarie linii energetycznych związane ze spięciami, powodowanymi np. przez spadające z gniazda gałęzie, zwiększoną korozję, lub po prostu mechaniczne uszkodzenie linii przez ważące do kilkuset kilogramów gniazdo. Trzeba też tu powiedzieć, że same bociany rozbijają się o linie energetyczne w momencie dolatywania do gniazd. Kolizje z "drutami" stanowią prawie ž antropogenicznych przyczyn śmierci bocianów w Polsce. W celu przeciwdziałania tym niekorzystnym zjawiskom ptpp "pro Natura" realizuje program ochrony gniazd bocianich. Wykonujemy platformy - solidne konstrukcje podstaw pod gniazda, które montujemy na słupach, kominach lub dachach budynków. Działania te są szczególnie potrzebne właśnie w opisanych wyżej sytuacjach, gdy z powodu remontów czy awarii zrzucane są gniazda, a ptakom uniemożliwia się wybudowanie nowego. Przy stosunkowo niewielkich kosztach można umożliwić bocianom odbudowanie gniazda.
Jeszcze raz gorąco namawiamy do włączenia się do naszej akcji liczenia gniazd bocianich i do nakłonienia Waszych znajomych. Potrzeba bowiem wielu osób. Jedna osoba lub grupka otrzyma zadanie spenetrowania w lipcu jednej gminy. Zajmuje to od 2-3 dni do nawet 2 tygodni, zależnie czy dysponujemy rowerem, jak duża jest gmina, ile jest gniazd. cd. na s. 67
""""""""""""""""""""""""""""
V Międzynarodowe Liczenie Bociana Białego
Zgłaszam chęć uczestnictwa w programie liczenia gniazd bociana białego i zobowiązuję się skontrolować teren gminy (gmin):
w województwie:
Imię i nazwisko:
Adres:
Telefon: Data urodzenia:
zaznaczyć właściwą informację:
o otrzymałem instrukcję i formularz o nie otrzymałem instrukcji i formularza
Proszę wypełnić drukowanymi literami, odesłać na adres:
ptpp "pro Natura"
*Podwale 75,
50-449 Wrocław,
cd. ze s. 66
Nasza propozycja umożliwi Wam aktywne wzięcie udziału w "Roku ochrony przyrody poza obszarami chronionymi". Udział w liczeniu to także pomysł na spędzenie części wakacji lub urlopu przez podjęcie działań na rzecz ochrony dobra ogólnego, jakim jest polska przyroda. Zgłoszenia należy nadsyłać na adres:
ptpp "pro Natura"
* Podwale 75,
50-449 Wrocław,
najlepiej na załączonej na ss. 65-66 (u dołu) karcie. Zgłaszający się otrzymają instrukcje i inne materiały, umożliwiające im prawidłowe wykonanie liczenia.
"WYRAŹNY MOTYW" BUGAJSKIEGO RAZ JESZCZE
W zb 2/68 ukazała się recenzja filmu Clearcut, zatytułowana Wyraźny motyw Bugajskiego, a napisana przez Olafa Swolkienia. Autor wiele dobrej woli i wiele serca włożył w ten tekst, więc nie chcę tu polemizować z każdym napisanym przez niego zdaniem. Chcę jedynie wyłożyć poniżej swoje własne uwagi, dotyczące tego filmu.
Po pierwsze, to całkowicie zgadzam się z powszechną opinią, że Clearcut to trudny film. Jestem uczestnikiem Polskiego Ruchu Przyjaciół Indian, a zaraz po obejrzeniu tego filmu zadałem sobie pytanie: Dlaczego ten film powstał?! Zastanowiło mnie to tym bardziej, że w filmie tym występują sławni już aktorzy, którzy sami są Indianami i którzy nie pozwolą już szargać swojego imienia. Doprawdy, główkowałem nieźle kombinując o co w tym wszystkim chodzi. Przede wszystkim zaś w filmie tym nie widziałem żadnego "wyraźnego motywu" - a taki nosi on tytuł w języku polskim. Poszperałem więc w słownikach i wydedukowałem, że 'clearcut' to nie żaden "wyraźny motyw", ale jest to po prostu 'wycinka' - wycinka lasu. No i nagle wszystko stało się jasne...!
Prawie przez wszystkie narody indiańskie planeta nasza uważana jest za matkę wszystkich istot żywych - zarówno zwierząt, jak i roślin - i nikt nie może zaprzeczyć takiemu twierdzeniu. Podążając za tym tokiem myślenia - wycinanie lasu to wycinanie ciała Matki Ziemi. Acha! Więc już o to mi tu chodzi...?!
Tak, tak - Artur, wycinając pas skóry z nogi tego bezbronnego fabrykanta, chciał pokazać mu, co sam robi z Matką Ziemią - chciał pokazać, że Matkę Ziemię boli to tak samo, jak jego.
W innej recenzji z tego filmu przeczytałem, że jest to film prezentujący tragiczne losy obrońcy Indian. Nie! Nie jest zamiarem tego filmu ukazanie tragicznych losów obrońcy Indian! Film ten pokazuje tragiczne losy Matki Ziemi.
Film ten to niezła groteska jego autorów. Film ten to obraz pełen symboli, bo przecież:
Indianin Artur wcale nie ma tu przedstawiać Indianina. Jest to symbol brutalnego, kłamliwego i krzywdzącego prawa rządzącej cywilizacji. Prawa krzyku, bezwzględności i pięści;
fabrykant wcale nie jest fabrykantem, ale Matką Ziemią, krzywdzoną i poniewieraną przez Artura, czyli przez brutalne, zapatrzone w pieniądze prawo rządzącej cywilizacji;
adwokat i obrońca Indian wcale nie jest tu obrońcą Indian, ale symbolizuje on Indian broniących Matkę Ziemię; Indian, których pomoc w obronie praw Ziemi jest odrzucana; Indian, którzy nie spotykają się z żadną wdzięcznością ze strony kogokolwiek za to, że stają w obronie Matki Ziemi. Symbolizuje on też Indian oszukiwanych i poniewieranych przez Indianina - Artura, czyli przez kłamliwe i jednostronne prawo rządzącej "cywilizacji".
Clearcut czyli Wycinka to przepiękny, czysto ekologiczny film. Ale doprawdy, ten ekologiczny aspekt jest tak bardzo w nim zakamuflowany, że widz nie czujący ducha natury odbierze go jako obraz opisujący niewdzięcznych, brutalnych, sadystycznych i obłudnych Indian. Ale uwaga! Gdyby o to tu chodziło, to nigdy nie zgodziliby się zagrać w nim tak wielcy Indianie, jak Graham Green, czy dziś wspaniały pieśniarz, piosenkarz i poeta - Floyd Red Cloud Westerman.
Pomysł Ryszarda Bugajskiego przedstawienia tego filmu w ten, a nie inny sposób świadczy jedynie o jego olbrzymim sercu ekologa, olbrzymim talencie, wielkich ambicjach reżyserskich i o wielkiej odwadze. I chwała mu za to! Szkoda tylko, że tak niewiele osób mogło prawidłowo zrozumieć przesłanie reżysera tego super-ambitnego obrazu, o czym świadczą wszystkie recenzje tego filmu, z jakimi spotkałem się do tej pory. Recenzje takie powinny być jak najprędzej powycinane z polskiej prasy przez ich autorów, albo poprosimy o to Artura - specjalistę od wycinki.
|
Marek Cichomski,
Kalisz, Polski Ruch Przyjaciół Indian
KRYTYK PROSI POETĘ O WYROZUMIAŁOŚĆ
Z góry przyznaję, iż wcześniejszych utworów autorstwa Katarzyna Młynarczyk nie czytałam. Stąd też może wyniknąć moje niezrozumienie tekstów, choć mam nadzieję tego uniknąć. Poezję każdy rozumie i odbiera inaczej i w związku z tym proszę o wyrozumiałość.
Zaledwie dziesięć liryków. I pierwsze pytanie, które mi się narzuca, brzmi: dlaczego poetka pisze o sobie w rodzaju męskim? Wątpię, czy ma to coś wspólnego ze skłonnością fizycznego identyfikowania się z płcią odmienną. Najprawdopodobniej "przyszedłem", "wziąłem", "miałem" są symbolami, znakami. Tylko czego? "Człowiek" - rodzaj męski. Może chodzi tutaj nie tyle o podkreślenie bycia kobietą, co bycia człowiekiem. I wynikającego z tego obowiązku głoszenia prawdy, analizowania przeżyć i wyciągania z nich wniosków.
Jakie są odczucia Katarzyny Młynarczyk, a raczej nie tyle jej, co człowieka, jednostki? Poetka widzi, przeżywa pewne wydarzenia, zna je od innych. W efekcie zapisuje je za pomocą słów, tworzy z nich wiersze. Ten, który rozpoczyna tomik, na pewno nie jest napisany na podstawie autentycznych przeżyć autorki, która nie mogła wyruszać na wojnę... Ale skupmy się na wartości utworu. Młody człowiek, jeszcze naiwny, niedoświadczony, gotowy do poświęceń... I taki wyrusza na wojnę, przynajmniej ja tak interpretuję utwór. Jeszcze ma niewinne oczy, czyste ręce, jeszcze przez chwilę. Spójrzmy dalej. Takich ludzi jest całe mnóstwo. Początkowo nie zdają sobie sprawy z wielkości dramatu, wszystko dookoła jest nieprawdziwe, na pewno nie na długo. Ale z czasem przestają się łudzić i zaczynają kochać już tylko swój karabin.
Pomiędzy opisami największej tragedii, jaką jest wojna i los walczących, znajduje się jeden wiersz mówiący prawdę o Niej. O Jej pięknie, mądrości, pomocy. Jaka Ona jest i jak Ją poznać, wystarczy przeczytać. I na pewno jest kobietą, jedyną, która potrafi ułatwić życie tym w walce i tym, którzy czekają na powrót walczących.
Zastanawiam się nad dwoma ostatnimi wierszami. Występuje w nich Ktoś. Bynajmniej nie w chwale, nie w blasku, ale zwyczajnie w nieszczególnie piękny dzień występuje do nieba. Ma na sobie tylko brudne bandaże, pewnie zakurzone i zakrwawione. Nie wyróżnia się niczym, nie można stwierdzić na podstawie jego wyglądu, kim jest. Ale to na pewno jest Jezus, obiecywany Zbawiciel. I czy to On jest postacią, która w liryku zamykającym tomik mówi o sobie: byłem wszędzie gdzie ktokolwiek potrzebował pomocy? Na to pytanie ja już nie odpowiem. To sprawa Czytelnika, indywidualna i zależna od wiary. Ja mogę jeszcze szczerze polecić tomik poezji Katarzyny Młynarczyk. Warto poczytać o prezentowanych przez nią sprawach, naprawdę warto.
K.Młynarczyk Przyszedłem, żeby opowiedzieć Katowice 1993, ss.16
WKRACZAMY W ERĘ EKOLOGII?*
Tom obejmuje 18 wystąpień 19 autorów (jedna z pozycji stanowi współautorstwo), w większości pracowników nauki (15): polskich (13) i obcych (po 1 z usa i Kanady). Czterej autorzy spoza wskazanego środowiska to dość znani działacze ekologiczni, szczególnie zasłużeni dla proekologicznej propagandy i krzewienia świadomości ekologicznej.
Wystąpienia te poprzedza krótki wstęp redaktora tomu (p.Krystyny Bonenberg), w którym słusznie wskazano na U Thanta jako na inspiratora współczesnej refleksji ekologicznej na skalę masową, ale pominięto przy tym oznaczany jego nazwiskiem przełomowy dla tej sprawy raport (człowiek i jego środowisko - ogłoszony 26.5.69), eksponując późniejszą o 3 lata Konferencję Sztokholmską. Wspomniano też o koncepcji wzrostu zerowego i raportach dla Klubu Rzymskiego oraz haśle "Tylko Jedna Ziemia ", a także o niedawnej Konferencji w Rio. Na koniec podana jest informacja, że Towarzystwo Przyjaciół Filozofii Ekologicznej poprosiło o przygotowanie refleksji z zakresu wskazanej wyżej problematyki przedstawicieli przyrodoznawstwa, techniki i humanistyki oraz publicystów i działaczy ekologicznych, których wystąpienia złożyły się na omawiany tom.
Na końcu tomu zamieszczono noty o autorach, ograniczone do wskazania ich stopni i tytułów naukowych wraz ze wskazaniem uczelni względnie miejsc pracy lub obszaru prowadzonej działalności.
Składające się na tom wystąpienia ułożone są w alfabetycznym porządku nazwisk ich autorów i trudno byłoby je tutaj kolejno z zachowaniem tego porządku omawiać. Szczupłość miejsca każe ograniczyć się do zasygnalizowania niektórych tylko, ważniejszych problemów przez nich poruszonych.
Należą do takich sprawy związane z kosztami ekologicznymi pozyskiwania energii (J.Gęga) oraz łączących się z tym kontrowersji wobec opcji jądrowej w polityce energetycznej (którą - jak zawsze - lansują A.Hrynkiewicz i Z.Kolenda). Sporo uwagi poświęcono sprawom filozoficzno-aksjologicznym, jakie nieuchronnie wyłania każda pogłębiona refleksja ekologiczna: stylów życia i jego jakości, konsumpcjonizmu, światopoglądowych uwarunkowań i konsekwencji ekologizmu (aż 3 autorzy: H.Skolimowski, J.Reichel, K.Waloszczyk - to filozofowie, a T.Berry z usa - to religioznawca). Przewija się także problematyka globalistyczna: współzależności zjawisk w ziemskim ekosystemie ponad granicami oraz - co za tym idzie - konieczności nawiązywania współpracy międzynarodowej dla radzenia sobie z nimi (mówią o tym m.in. S.Kozłowski i R.Kostuch). Trudno tutaj wyszczególniać wiele jeszcze innych ważnych spraw z zakresu problematyki ekologicznej, które poruszają pozostali autorzy (jak choćby narastający lawinowo problem odpadów, rozwoju motoryzacji, zagrożeń dla zdrowia, edukacji ekologicznej, deformacji przestrzennych i zagrożenia dla dóbr kultury).
Kończąc tę niezwykle pobieżną sygnalizację zawartości omówionego tomu informuję, że Towarzystwo Przyjaciół Filozofii Ekologicznej wraz z Zarządem Głównym Polskiego Klubu Ekologicznego organizują 21.3.95 w Krakowie uroczystą jego promocję, w ramach której odbędzie się dyskusja panelowa na temat: jaki będzie, jaki powinien być wiek xxi i czy uda się rozwiązać globalne problemy ekologiczne? Materiały z dyskusji zostaną opublikowane. Dyskusja ta - ukierunkowana na sprawy ekologicznej przyszłości świata - odbiega nieco od głównego nurtu zainteresowań polskich środowisk ekologistycznych, zdominowanego przez sprawy jak najbardziej współczesne.
Andrzej Delorme
*) Wkraczamy w erę ekologii? pod red.Krystyny Bonenberg Biblioteka Ery Ekologicznej, tom 3 Krosno 1995, ss.110.
KAPITALIZM Z LUDZKĄ TWARZĄ*
Tyle publicity, ile się da. Wszystko dla zagrożonego świata. Ludziom nie wolno już rozmawiać o niczym innym.
J.M.Simmel
Czy można jeszcze zaskoczyć czytelników literatury sensacyjnej? Okazuje się, że tak. Wystarczy napisać thriller ekologiczny, w należytych proporcjach wymieszać nadzieję ze strachem i sprzedać to w nakładzie 1.300.000 egzemplarzy. I wszystko byłoby w porządku (nawet nazwanie bestsellera powieścią dokumentalną), gdyby nie kilka wątpliwości, które naszły mnie podczas lektury. Grupka raczej bezradnych niemieckich naukowców walczących przy pomocy papierosa i słów z nadciągającą apokalipsą (przynajmniej tak im się wydaje) otrzymuje propozycję nakręcenia serialu wszechczasów o przestępstwach ekologicznych na świecie. Mogą powiedzieć po raz pierwszy całą prawdę. Jednak coś im przeszkadza. Morderstwa. Próby zamachów. Porwania. Trop prowadzący od trujących kostek zapachowych do niemieckiej bomby atomowej okaże się bardziej skomplikowany. Dyrektor koncernu Hans-Chemie i amerykański kontrwywiad znają odpowiedź. Resztę niespodzianek Czytelnik znajdzie w książce.
Bohaterowie powieści (wypełnionej w przeważającej części rozwlekłymi opisami problemów ekologicznych) przy udźcu baranim zastanawiają się nad al
ternatywnymi formami energii lub też dyskutują o odpadach promieniotwórczych. Panie tymczasem wkładają brudne naczynia do zmywarki, plotkując o mężczyznach. Zieloni wspominani są na marginesie, jako nic nie znacząca grupka. Mniejszości seksualne autor opisuje jako bandę degeneratów i zboczeńców. Naukowcy (w porządku pod każdym względem) znajdują rozwiązanie dla będącej w chwilowym kryzysie Ziemi. (O nadciągającej katastrofie ekologicznej nie ma już mowy. Jest dobrze. Wszak już dawno wybił dzwon obwieszczający koniec ery węgla i atomu.) Tym remedium ma być ekologiczny plan Marshalla i zreformowany "kapitalizm z ludzką twarzą". Jest on przygotowany przez działający w ukryciu "zielony rząd", czekający na głęboki kryzys, aby ujawnić się i zająć miejsce skorumpowanych polityków. Od raju na ziemi dzieli nas więc tylko jedna błaha katastrofa ekologiczna, której skutki będzie można odwrócić. Bohaterowie powieści nie doświadczają rzeczywistej wspólnoty i podstawowej jedności ze wszystkim (Wojciech Eichelberger). Działając na rzecz Ziemi nie wykazują ani odrobiny współczucia. Ostatecznym celem, do którego dążą jest nie zatruta pestycydami baranina, smaczna i krucha.
*) Johannes Mario Simmel Tej wiosny skowronek zaśpiewa po raz ostatni Warszawa 1993, kiw, ss.510. Patrz też: ZB 12/94 s. 72.