Previous PageTable Of ContentsNext Page

Zielone Brygady 69 Z LISTU...

Z LISTU...

Pozostaje mi nadal wieszanie plakatów...

Do napisania poniższych słów skłoniła mnie sytuacja(-e), która coraz częściej zdarza się w tych okolicach. Otóż jest to grabieżcza polityka tutejszych: Nadleśnictwa i - co za tym idzie - Lasów Państwowych. Instytucja ta chyba już od dawna zatraciła idee, do realizowania których - jak sądzę - została powołana, a poczynania tutejszych pracowników Nadleśnictwa przyprawiają mnie o mdłości.

Ostatnimi czasy pojawiło się tutaj mnóstwo inwestycji zachodnich (a usytuowanie sprzyja: ok.30km od granicy; jako że nie ma tu przejścia, jest to jakby zaplecze, okolica ta nie jest tak "gorąca" jak sama granica, lecz ludzie są tacy sami i tak samo chcą się bogacić - tym razem kosztem środowiska).

Teraz przejdę do sedna: niemieccy inwestorzy zakładają tutaj spółki (do których potrzebne jest polskie nazwisko, co raczej nie stanowi problemu) i kupują od Nadleśnictwa drewno, które tam jest chyba znacznie droższe (i są większe ograniczenia prawne), wywożąc je następnie na Zachód. Inną przyczyną eksploatacji lasów jest Boże Narodzenie. Nie mówię tu o choinkach, lecz o innej kretyńskiej tradycji, jaką są wieńce z gałęzi świerkowych, którymi ozdabia się tam drzwi, okna i in. Odbywa się to tak: przyjeżdża bogaty biznesmen z krainy mlekiem i miodem płynącej, zaraz za nim pojawia się olbrzymi tir, robi się jakąś tam umowę, popierając ją zapewne "drobnym" prezencikiem, wynajmuje się ludzi, najczęściej bezrobotnych, których sytuacja zmusza do imania się przeróżnych zajęć i za marne (dosłownie) grosze każe im się ogałacać drzewa z gałęzi. Po tym wszystkim zadowoleni są i biznesmeni, którzy będą mogli osiągnąć krociowe sumy, Nadleśnictwo - gdyż zapewnia im to obroty, które pięknie wyglądają w raportach czy sprawozdaniach, i ludzie, którzy są zdesperowani i ogłupieni do tego stopnia, że raczej nie mogą już wybierać. A w lesie pozostają kikuty tego, co kiedyś nazywano drzewem. Zdarzyły się też takie sytuacje, że gałęzi tych nie odebrano, gdyż Boże Narodzenie się skończyło i świąteczny czar prysł, lecz to łatwo można zatuszować, bo w głębi lasu i w oczy się nie rzuca.

Kolejna sprawa to to, że okolica ta sprzyja polowaniom, co skrzętnie się wykorzystuje. Jest kilka skupów dziczyzny prężnie funkcjonujących, zwierzyny też dużo (dziki, sarny) i często się zdarza, że i tu z kopytami wkracza kapitał zagraniczny. O skutkach jego działalności można przekonać się, oglądając wystające z przyczepki poroże (zresztą odnosi się to i do miejscowych "myśliwych").

Nie napisałem tego, by się poskarżyć, czy prosić o pomoc i wsparcie, rady, poklepywanie itp., bo nie widzę możliwości przeciwstawienia się, gdyż cały proceder odbywa się najprawdopodobniej zgodnie z "prawem", choć i takie by się przydały. Chciałem po prostu przybliżyć to, co tu się dzieje i zaznaczyć, że nie każdy przechodzi nad tego rodzaju sprawami do porządku dziennego. Pozostaje mi nadal wieszanie plakatów, nalepek i nie kończące się rozmowy na ten temat (szkoda, że w wąskim gronie).

Jarek Jaz,

* Żymierskiego 20/4,

74-133 Mieszkowice, woj.szczecińskie

Segregacja po polsku

Będąc ostatnio w Katowicach, wraz z kumplem zatrzymaliśmy się przy wystawionych w ruchliwych punktach miasta pojemnikach do segregacji śmieci, by opróżnić nasze napełnione z okazji tego wyjazdu plecaki. Przystąpiliśmy do owego zajęcia bacznie obserwowani przez spacerującą panią z pieskiem. Wraz ze znajomymi zaczęliśmy narzekać na ludzką bezmyślność, która nakazuje osobnikom zwanym (i uważającym się za) homo sapiens wrzucać plastikowe butelki czy kubki do pojemników przeznaczonych na zgoła coś innego, w sytuacji gdy 10 m dalej znajduje się pojemnik na śmieci wszelakie. W pewnym momencie pani przemówiła. Z przemowy dowiedzieliśmy się kilku ciekawych rzeczy. mpgk, które jest właścicielem pojemników, o których tutaj mowa, wprowadza w życie supernowoczesny i megaprzyjazny dla Ziemi sposób, polegający na opróżnianiu wszystkich pojemników do jednej śmieciarki (bynajmniej nie podzielonej na jakieś komory) i starannym mieszaniu tych śmieci. Na wszelkie uwagi, dotyczące sposobu wykonywanej pracy, panowie z mpgk niezbyt miło reagują.

Wróciłem do domu. We łbie mi się rozjaśniło. Otóż owa sławetna firma po prostu rzetelnie wykonuje swą pracę. Zapewne wygląda to tak: śmieci po przywiezieniu do miejsca segregacji (nawet mi do głowy nie przyszło, że jadą prosto na miejskie wysypisko) trafiają w ręce wyszkolonych fachowców "od śmieci". Ma miejsce powtórna segregacja i dopiero ona tak naprawdę oddziela szkło od żelaza czy makulatury. Jest to działanie jak najbardziej potrzebne. Gros osób segregujących śmieci stanowią przecież niewidome staruszki, roztargnieni młodziankowie czy też osoby, że tak powiem, słabej kondycji umysłowej. Skąd więc te ekologiczne mrówki mają wiedzieć, jak wygląda makulatura, co to jest złom, a już najwięcej kłopotu sprawia im wydedukowanie, czy mają w ręku butelkę ze szkła czy z plastiku. Fachowcy z mpgk są na posterunku i dokonują jedynie słusznej segregacji.

No tak, żarty żartami, ale nie jest to takie śmieszne. Z tego, co wiem, to na niektórych katowickich osiedlach są wystawione pojemniki do segregacji - własność prywatnych firm, które są regularnie opróżniane. Tych śmieci nikt nie wywozi byle dalej. Centrum miasta okupuje za to firma państwowa, która ze swych obowiązków wywiązuje się jak widać - a może nigdy nie miała takiego zamiaru, a pojemniki wystawiono po to, żeby zamknąć gęby ekologom, pokazać zagraniczniakom, jak to Śląsk próbuje sam sobie pomóc w sytuacji eko-katastrofy i za cholerę nie dać zarobić konkurencji.

Nie wiem, co na to grupy ekologiczne z Katowic, ja po raz kolejny przekonałem się, jak naiwny być potrafię i tylko mi żal tych plecaków pełnych śmieci, które wraz z kumplami przy okazji każdego wyjazdu do Katowic targaliśmy na swych plecach...

Remik Okraska

P.S. Słyszałem o podobnych akcjach w Warszawie i Bielsku...

AUTOSTRADOWA DECYZJA

Wojewoda katowicki Eugeniusz Ciszak zadecydował na początku lutego, że autostrada A4 ma przebiegać przez Katowice, Rudę Śląską, Zabrze i Gliwice, czyli przez centrum górnośląsko-zagłębiowskiej konurbacji.

Postanowienie wojewody spotkało się z niemałym oburzeniem w miejscowych mediach. Piekło dla piętnastu pokoleń, bomba atomowa pod oknem pisze np. oburzony publicysta "Dziennika Zachodniego" Micha Smolorz (dz nr 30, 10-12.2br.) Szkoda jednak, że prasowo-radiowi krytycy wojewody nie podważają sensu budowy autostrad w ogóle (a już przynajmniej na terenie woj.katowickiego i w jego sąsiedztwie), a tylko opowiadają się za przesunięciem ich przebiegu bardziej na południe, na tereny rolniczo-leśne, choć zarazem stosunkowo gęsto zaludnione. Niestety, nie dostrzegają oni, że ewentualna realizacja ich koncepcji również skazuje wielu ludzi na kłopotliwe i uciążliwe sąsiedztwo autostrady, a straty przyrodnicze byłyby wówczas zapewne większe niż w przypadku urzeczywistnienia projektu popartego przez wojewodę.

Długo odwlekaną decyzję (na jej wydanie wpłynął przypuszczalnie minister transportu Bogusław Liberadzki, który wizytując najbardziej uprzemysłowioną część kraju skierował do strapionych mapą z naznaczonymi wariantami nieszczęsnej A4 Górnoślązaków i Zagłębiaków krótką radę: Zacznijcie myśleć biznesowo) muszą jeszcze zaopiniować zainteresowane gminy oraz Sejmik Samorządowy.

Grzegorz K. Wojsław,
Federacja Zielonych w Tychach

Jeszcze słowo tekstu w sprawie Samochód jest dobry czyli analiza "syntezy" M.Hyły 9(zb 68, s.39), Bojkot zielonych, Zieloni mówią nie!, Posprzątane?, Hipokryzja i śmieci, Kto śmieci, kto sprząta? - to tylko niektóre nagłówki z masy artykułów i notek w lokalnej prasie dot. "Sprzątania świata'94" oraz kontrakcji fz-Kalisz przeciw sponsorom "Sprzątania" (wycinki chętnie udostępnię zainteresowanym)

Przepraszając za blokadę informacji (za którą to czuję się odpowiedzialny), mam nadzieję, że chociaż minimalnie (jak minimalne skutki odniosła kaliska akcja) rozjaśni się rozgoryczona twarz autora ww. tekstu

Igor Strapko,
fz-Kalisz

"ZIELONE BRYGADY" 3(69), MARZEC'95 S.13

Previous PageTop Of PageNext Page