TRUCIZNA W ŁADNYM OPAKOWANIU
Dorosły człowiek jest właścicielem około 1,7 metra kwadratowego skóry, która stanowi jego naturalne opakowanie. W jednym centymetrze skóry znajduje się od 50 do 400 gruczołów potowych i od 5 do 100 gruczołów łojowych, a ich ilość i rozmieszczenie zależy od okolicy ciała. Budowa skóry jest dość skomplikowana, gdyż pełni ona takie funkcje, jak ochrona głębiej położonych narządów przed urazami, wysychaniem i drobnoustrojami chorobowymi, ochrona przez promieniowaniem ultrafioletowymi; jest narządem termoregulacyjnym, narządem wydalania oraz narządem zmysłu dotyku, bólu i temperatury; stan naszej skóry świadczy o stanie zdrowia całego naszego organizmu.
Ponieważ jest ona tak ważnym elementem naszego ciała, wymaga troskliwej pielęgnacji. Firmy produkujące kosmetyki oferują nam bogaty asortyment kremów, toników, lotionów, balsamów, żeli, pudrów, dezodorantów, szamponów i wielu innych środków służących do pielęgnacji oraz upiększania naszej skóry. Śliczne, kolorowe opakowania oraz zapewnienie, że do produkcji danego kosmetyku użyto tylko świeżych i naturalnych składników zachęca do ich kupowania pomimo dość wygórowanych cen.
Zastanawiające jest jednak, dlaczego tak wiele osób jest uczulonych na te środki, dlaczego skóra staje się nadwrażliwa po ich zastosowaniu. Rodzą się pytania: czy kosmetyk wyprodukowany na bazie naturalnych składników może przez rok zachować świeżość? Jakie środki konserwujące, barwiące lub zapachowe dodano, aby osiągnął pożądaną jakość i oczywiście trwałość?
Skład chemiczny kosmetyków jest tajemnicą producenta i potencjalny nabywca nie ma pojęcia, co kupuje. A przecież kosmetyk nałożony na skórę jest przez nią wchłaniany i wnika do krwi, a wraz z nią dostaje się do najgłębiej położonych narządów wewnętrznych. Nie jest więc obojętne, jakie zastosowano środki chemiczne i jaka jest ich toksyczność. Ponieważ na te wątpliwości producent nam nie odpowiada, może warto by było pokusić się o samodzielne wykonanie kosmetyków. Wtedy będziemy wiedzieli, jakie substancje zostały użyte do ich wytworzenia i jaka jest ich świeżość. To, że samodzielne wykonanie specyfików potrzebnych do utrzymania naszej skóry w dobrej kondycji jest możliwe, świadczy przecież fakt, że nasze prababcie, szczycące się pięknymi włosami i alabastrową cerą, same przygotowywały potrzebne do ich pielęgnacji kosmetyki.
Obecnie na rynku ukazuje się coraz więcej książek, których autorzy sięgnęli właśnie do tych starych, wypróbowanych przepisów. Jedną z takich książek jest książka Stephanie Faber Kosmetyka - moje hobby.
Postanowiłam sprawdzić, czy przepisy w niej zawarte są w naszych warunkach wykonalne. Zaczęłam od kremów. Po dokładnym przestudiowaniu książki stwierdziłam, że ich przygotowanie jest stosunkowo łatwe w warunkach domowych, a jedyny problem może stanowić skompletowanie składników. Rozpoczęłam więc wędrówkę po aptekach, aby kupić lanolinę, masło kakaowe, olejki. I tutaj pierwsza trudność. Panie farmaceutki odmawiały sprzedania mi tych specyfików, twierdząc, że owszem, mogą przygotować krem, ale na receptę od lekarza dermatologa. Dopiero w piątej aptece pani bez oporu sprzedała mi lanolinę i masło kakaowe, i okazało się, że jest to groszowy wydatek. Wosk pszczeli dostałam od znajomego pszczelarza, a wodę destylowaną kupiłam na stacji benzynowej. Najdroższym składnikiem był olejek ze słodkich migdałów, który zakupiłam za pośrednictwem księgarni wysyłkowej Nieznanego Świata. Samo zrobienie kremu przy użyciu widelca (gdyż mikser akurat mi się zepsuł) zajęło mi około dwudziestu minut. Otrzymałam rzadką emulsję, która po przelaniu do pudełeczka dość szybko zgęstniała. Ponieważ nie dodawałam środków zapachowych, krem miał specyficzny, ale przyjemny zapach i rzeczywiście był doskonały. Nie różnił się też w swoim wyglądzie od kremów kupowanych w sklepach. Obecnie jednak zamiast kremu wolę używać do twarzy samego olejku z jojoby lub ze słodkich migdałów, który wspaniale się wchłania, a skóra robi się jędrna i gładka.
Również pozostałe kosmetyki, z których wiele wypróbowałam, są łatwe do wykonania i skuteczne w działaniu. Składniki potrzebne do ich wykonania można nabyć w polskich aptekach (aczkolwiek jeszcze nie wszystkie), a niektóre z nich możemy wykonać sami - np. nalewki lub olejki z własnoręcznie zebranych ziół. Dzięki temu sami będziemy decydować czy to, co dostarczamy poprzez skórę naszemu organizmowi, jest zdrowe, czy też nie, a jednocześnie zabawa w alchemików może dostarczyć nam wiele radości i satysfakcji.
Barbara Misiak
NIE SZKODZIĆ
Od 10 lat prowadzę zajęcia plastyczne w Szk.Podst. 51 w Szczecinie. Absorbują mnie również patomechanizmy alergii i choroby zawodowe skóry. Zaobserwowałam u swoich uczniów wiele rodzajów alergii. W związku z tym nie używam farb toksycznych, a w klasopracowni utrzymuję prawidłowe nawilgocenie powietrza. Na lekcjach plastyki stosuje się różne, często b. niebezpieczne dla zdrowia materiały (tusz kreślarski, farba drukarska, a nawet niektóre kleje roślinne). Staram się poznać bliżej każde dziecko, a alergików traktuję inaczej. Obecnie uczniowie, którzy wybierają się na uczelnie plastyczne, muszą przedłożyć zaświadczenie lekarskie, czy nie są alergikami.
Mam alergeny pochodzenia biologicznego (wełna, bawełna, pióra, sierść, kurz domowy). Uczuleni na nie uczniowie nie mogą robić np. gobelinów z wełny, szyć na maszynie z tkanin bawełnianych. Przed świętami Bożego Narodzenia wykonujemy kompozycje świąteczne, stroiki z jodły. Trzeba pamiętać, że bywają dzieci uczulone na żywicę, pokost i olejki eteryczne. Inna grupa to alergeny nieorganiczne, typu haptenów (metale, metaloidy oraz leki). Alergeny pochodzenia roślinnego to pyłki drzew i krzewów, soki i owoce (zwłaszcza cytrusowe). W swojej pracowni unikam wszelkich alergizujących kwiatów. Wyróżniamy też alergeny bakteryjne i grzybiczne w postaci białek, glikoprotein i węglowodanów. W związku z powyższym uczniowie muszą często myć ręce (udostępniam w pracowni podstawowe środki czystości). Na jednej tylko godzinie plastyki biorę do rąk minimum 20 prac plastycznych. Farby są nietrwałe, przechodzą przez skórę i mogą wywoływać uczulenie. Alergeny występują też w surowcach oraz półproduktach i produktach przemysłowych o b. szerokim zastosowaniu, a przenikają również drogami oddechowymi. Jedna droga stykania się z alergenami nie wyklucza innych. Uczulenie na ten sam związek może powodować rozwój wyprysku kontaktowego i dychawicy oskrzelowej, a więc 2 różnych postaci alergii - opóźnionej i wczesnej. Ostatnio stwierdziłam dużą toksyczność folii przylepnej. wykorzystywanej do reklamy (z której wykonujemy elementy dekoracyjne, a przede wszystkim napisy). Z folią należy pracować w dużych, dobrze wietrzonych pomieszczeniach.
Dla uściślenia, nie interesuje mnie alergia od strony medycznej, nie wkraczam w kompetencje lekarzy, a interesuję się nią praktycznie, by wyeliminować ją całkowicie w swoim zawodzie lub częściowo zmniejszyć. Chcę przede wsystkim chronić dzieci i młodzież.
Krystyna Jędruszczak,
"Refleksje" 4(37), kwiecień'95, Szczecin, CDiDN